"Kolumb. Historia nieznana", Manuel Rosa. Kolumb, syn Władysława
Wojciech Orliński
2012-06-12, ostatnia aktualizacja 2012-06-11 16:59
Odkrywca Ameryki był Polakiem - tak przynajmniej twierdzi amerykański historyk-samouk. I ma na to swoje argumenty.
Odkrywca Ameryki był Polakiem - tak przynajmniej twierdzi amerykański historyk-samouk. I ma na to swoje argumenty.
"Kolumb. Historia nieznana"
Manuel Rosa
przeł. Marta Szafrańska-Brandt
Rebis, Poznań
Do tego odkrycia doprowadziła Manuela Rosę próba rozwiązania zagadki rycerza, który pojawił się na Maderze tuż po śmierci Władysława III pod Warną. Według Rosy polski król nie poległ w bitwie, ale uznał tę porażkę za karę boską za złamanie rozejmu i zrzekł się korony, by na dobrowolnym wygnaniu odpokutować za grzechy. Jego tożsamość chronili templariusze, z którymi związany był także król Portugalii, Jan II Doskonały. Syn Władysława III pod pseudonimem "Krzysztof Kolumb" na zlecenie Jana II przybył do Hiszpanii, by sabotować odkrycia geograficzne... Wierzyć, nie wierzyć - przeczytać warto, bo książka ukazuje fascynujący portret epoki, w której kształtowały się granice naszego świata.
Rozmowa z Manuelem Rosą
Wojciech Orliński: Twierdzi pan, że tajemniczy rycerz mieszkający na Maderze, zwany "Henrykiem Niemieckim", to polski król Władysław Warneńczyk i że ten rycerz był ojcem żeglarza, którego świat poznał pod fałszywym nazwiskiem "Krzysztof Kolumb". Jakie ma pan dowody?
Manuel Rosa: W obu wypadkach mamy bardzo silne przesłanki. Zacznijmy od tożsamości Henryka Niemca - od samego początku towarzyszyła mu plotka, że to Władysław III zhańbiony bitwą pod Warną, który wyemigrował na najdalszy kraniec znanego wówczas świata. Według oficjalnej wersji król zginął w tej bitwie wraz z całym oddziałem, ale w związku z tym nie było żadnego świadka jego śmierci, nie odnaleziono także jego ciała ani zbroi. Turcy rzekomo obcięli jego głowę i zabrali jako trofeum, ale skąd oni mogli wiedzieć, czyja to głowa?
Właśnie dlatego po śmierci Warneńczyka zaczęli się pojawiać oszuści podszywający się pod niego. Dlaczego mamy uwierzyć, że akurat Henryk był Władysławem III?
- W odróżnieniu od oszustów, on nigdy nie twierdził, że nim jest. Przeciwnie, wypierał się. Zidentyfikowała go m.in. grupa polskich mnichów, która przybyła na Maderę. Mamy dwa bardzo solidne dowody. W 1472 roku rycerz Nicolau Floris napisał do mistrza zakonu krzyżackiego, że Władysław III ma się dobrze i żyje z nim na portugalskiej wyspie. Drugi dowód: w 1584 kronikarz Henrique de Noronha napisał, że spadkobiercy Henryka Niemieckiego przedstawili królowi dokumenty, zgodnie z którymi Henryk był to właśnie Władysław III. Król sam je widział i uznał za wiarygodne.
- List Florisa przypadkowo odkryto w XIX w. w krzyżackich archiwach, nikt nie miał interesu w fałszowaniu go ani wtedy, ani w XV wieku. Z dostarczenia przez Florisa fałszywych informacji zakonowi nie wynikałyby dla niego żadne korzyści czy przywileje. Co do spadkobierców Henryka Niemca - oni rzeczywiście mieli powody, żeby sfałszować królewskie pochodzenie, bo było to w okresie, w którym Portugalia straciła niepodległość i hiszpańskie władze zażądały od całej szlachty potwierdzenia tytułów. Tylko że Henrique de Noronha takich dokumentów widział bardzo wiele, więc jeśli on jakieś uznał za autentyczne, to powinniśmy mu wierzyć tak, jak dzisiaj wierzymy najlepszemu ekspertowi. Zdrowy rozsądek podpowiada, że jeśli ktoś chce sfałszować pochodzenie, powinien raczej wymyślić coś prostego, a przecież także Henrique de Noronha uważał tę historię za niesłychanie dziwną i dlatego poświęcił jej tyle uwagi w swojej kronice.
To wszystko jednak ciągle tylko przesłanki. Co o tym człowieku wiemy na sto procent?
- O wielu postaciach z XV w. wiemy bardzo mało, a jednak uważamy je za historyczne. Mediewistyka to układanie łamigłówki ze strzępków informacji. Co wiadomo ponad wszelką wątpliwość? Że na Maderze, wyspie odkrytej i zaludnionej kilkadziesiąt lat wcześniej, kilka lat po rzekomej śmierci Władysława III pojawił się rycerz, który cieszył się szczególnymi względami króla. Dokumenty królewskie nie wymieniają jego imienia ani pochodzenia, mówi się w nich zawsze tylko o "rycerzu z zakonu św. Katarzyny". Przydomek "Niemiec" nadali mu później sąsiedzi. Król utrzymywał z nim stosunki towarzyskie, osobiście wyswatał go ze szlachetnie urodzoną damą i był świadkiem na ich ślubie. To jest feudalne średniowiecze, król nie mógł tak traktować byle jakiego szlachcica. Z całą pewnością więc wiadomo, że Henryk Niemiec musiał pochodzić z jednego z europejskich rodów królewskich. Czy to musiał być akurat Władysław III, tego nie mogę udowodnić na sto procent, ale właśnie to najlepiej wyjaśnia wszystkie zagadki.
Załóżmy, że pan mnie przekonał. Ale to dopiero połowa roboty, bo jeszcze muszę uwierzyć, że Kolumb był jego synem...
- Kolumb wielokrotnie kłamał na temat swego pochodzenia, narodowości i statusu społecznego - to kwestia bezsporna. Typowe wyjaśnienie jest takie, że był albo Żydem, albo pochodził z gminu, a więc musiał udawać szlachcica, żeby móc rozmawiać ze szlachetnie urodzonymi, bywać na dworze królewskim i nie spłonąć na stosie, na którym kończyli wtedy przechrzczeni Żydzi.
Moim zdaniem, te wyjaśnienia zawodzą po przyjrzeniu się, jak w praktyce wyglądały te kłamstwa. Okazuje się, że to sami szlachetnie urodzeni pomagali Kolumbowi zacierać ślady. To nie jest tak, że on kłamał, żeby dotrzeć do królów, bo sami królowie pomagali mu w kłamstwie. Prawdziwe przyczyny maskarady musiały być więc inne.
Królowie traktowali go jak równego sobie, swatali jego dzieci ze szlachetnie urodzonymi, dawali im państwowe stanowiska i pozycje na dworze. Są dowody na to, że królowie znali prawdę o Kolumbie, bo pomagali mu ją ukrywać i jednocześnie uważali go za osobę szlachetnie urodzoną.
Kolumb musiał więc pochodzić z jakiegoś rodu królewskiego. Ale jakiego? Zachodnioeuropejskie dynastie odpadają, bo to byłoby bardzo dziwne, że nikt go nie rozpoznał, nie próbował wykorzystać pokrewieństwa do budowania wpływów w Nowym Świecie, że żaden zachodni ród nie zdradził tej tajemnicy choćby w formie rodzinnej legendy. Najlepiej pasuje to do potomków Władysława III, którzy musieli ukrywać przed całym światem swoje królewskie pochodzenie.
Ale mówimy o czasach wojen dynastycznych, w których ród konkurenta wycinano do ostatniego potomka, żeby nie przetrwał żaden pretendent do tronu. Europa musiała być pełna ludzi, którzy woleli się nie przyznawać do swojego książęcego pochodzenia w obawie o życie.
- Zgoda, dlatego moja książka nie jest zatytułowana "zagadka rozwiązana". Przedstawiam hipotezę, która wydaje mi się najbardziej prawdopodobna, ale w ostatnim rozdziale przedstawiam badania, jakie mogłyby ją teraz potwierdzić albo obalić.
W pańskiej książce najbardziej zachwyciła mnie globalna skala tych intryg, rozpiętych między Wilnem a Maderą, Warną a Islandią. Jakby Europa już wtedy była zjednoczona i zglobalizowana.
- Portugalski król Jan II był moim zdaniem pierwszym Europejczykiem, który myślał globalnie. Jako pierwszy władca europejski mógł spojrzeć na swój kraj i cały kontynent w globalnym kontekście, bo po prostu żaden inny władca nie dorównywał mu wtedy znajomością geografii. Nie chciał podbijać świata, miał raczej wizję, aby oplatały go szlaki handlowe, oczywiście z centralą w Portugalii. Oczywiście rozumiał, że będzie miał konkurentów, tworzył więc globalne intrygi, żeby chronić odkryte przez siebie szlaki przed innymi. Jeśli przyjrzeć się, ile wysiłku Portugalczycy włożyli w to, żeby ukryć przed Hiszpanami swoje odkrycia dotyczące prawdziwej drogi do Indii oraz do nowo odkrytej krainy za Atlantykiem - wysłanie do Kastylii szpiega, który celowo pokaże władcom hiszpańskim błędną drogę do Indii i opóźni ich postęp o wiele lat, wydaje się logiczną konsekwencją.
Akurat to mi się w pana teorii podoba. Chyba każdy, kto uczy się w szkole o podróżach Kolumba, przyjmuje to w pierwszym odruchu z niedowierzaniem: jak można wziąć wyspę za kontynent? I uważać, że półdzikie plemiona to mieszkańcy bogatego królestwa Indii?
- Portugalczycy w XV wieku byli nie tylko odkrywcami, ale także "zakrywcami". Mistrzowsko potrafili kłamać co do natury swoich odkryć i dawać fałszywe wskazówki tak, żeby ten, kto spróbuje powtórzyć ich podróż, przepadł. A jeśli nie przepadł, to był mordowany. Taki był rozkaz Jana II - wszyscy cudzoziemcy przyłapani na południe od Wysp Kanaryjskich mieli zginąć. Kolumb zresztą też zabijał konkurentów. Jego okrucieństwo na Hispanioli w 1500 r. stało się przyczyną jego aresztowania i mało co nie kosztowało go głowy. Wszystkie te rzekome błędy i zaniedbania stają się zrozumiałe, jeśli założyć, że Kolumb był portugalskim agentem celowo próbującym odwrócić uwagę Hiszpanów od prawdziwej drogi do Indii i od prawdziwej krainy za Atlantykiem. Zadaniem Kolumba nie było odkrycie Ameryki ani drogi do Indii, tylko zakrycie jednego i drugiego.
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75475,11910872,_Kolumb__Historia_nieznana___Manuel_Rosa__Kolumb_.html#ixzz1xZiA8y5U
Nenhum comentário:
Postar um comentário