terça-feira, 14 de setembro de 2010

Osadnictwo. Gluchowski. Czesc 14.

-300-
Najbliższe okolice Kurytyby są niemal zupełnie pozbawione Rusinów. Poza jednostkami, jak naprzykład na Thomaz Coelho nic o nich nie wiadomo a i te jednostki są raczej już Polakami i żadnego kontaktu ze swoimi rodakami nie utrzymują, żyjąc tylko z Polakami.
Większe grupy Rusinów spotyka się dopiero w municypjum S.Jose dos Pinhaes w granicach polskiej parafji Muricy. Naj­więcej mieszka ich tam na kolonji Marcellino, 100 rodzin, Retiro 40 rodzin, Contenda 50 rodzin, rozprószonych w lasach aż pod Castelhano i w stronę granicy Sta Cathariny jest około 60 rodzin, razem jakeś 250 rodzin. Na Marcellino, Retiro i Contenda mają cerkiewki swoje, na Marcellino mają też słabe towarzystwo i szkółkę. Dojeżdża tu ksiądz z Kurytyby. Kolonje te powstały głównie z uciekinierów z kolonji Santos Andrade, założonej przed laty w górach Serra do Mar, skąd klimat wygnał emigrantów.
Następne skupienie ruskie to kolonja Ypiranga, koło stacji Gaujuvira za Araukarją, gdzie jest 100 rodzin ruskich. Mają oni swą cerkiewkę, do której dojeżdża ksiądz z Kurytyby. Z tej to kolonji wyszło nieco rodzin w lasy za Campo Largo, gdzie mieszkają rozprószeni razem z Polakami. Stąd też pochocłzą Rusini meszkający w mun. Araukarja, zwłaszcza nad granicą po­wiatu Lapa.   Są to jednakże jednostki. Więcej Rusinów jest w municypjum Lapa w granicach pa­rafji polskiej Catanduva - Serrinha. Najwięcej mieszka ich tam na kolonji Sta Anna, zwanej także Baranówką, 50 rodzin, na Marienthalu 5 rodzin, z 60 rodzin na Passo-Passo, S. Pedro itd. Na Baranówce mają cerkiew i szkółkę, którą utrzymują razem z Polakami tamtejszymi.
W Palmeryjskiem jest kilkadziesiąt rodzin ruskich, nigdzie jednakże nie stanowią skupionej kolonji, gdzieby mieli towa­rzystwo, cerkiew czy tp. To samo odnosi się do Rusinów w Ponta Grossa i okolicy, gdzie liczą ich około 100 rodzin silnie pomieszanych z Polakami i powiązanych z nimi małżeństwami.
Silna kolonja ruska to Antonio Olyntho, położona na pa-rańskiej   stronie  rzeki   Rio   Negro,   dopływu   głównego   Iguassu, naprzeciw stacji kolejowej Bugre, na linji Porto Uniaó — S. Francisco. Jest tam około 600 rodzin ruskich.

-301-

Mają cerkiew swą okazałą. Proboszczem jest ks. A. Michalczuk, ksiądz świecki. Przy parafji jest towarzystwo a obecnie organizuje się koopera­tywa. Na kolonii tej jest też dwie szkoły ruskie. Kolonja roz­szerza się w stronę Lapy i św. Mateusza oraz poza rzekę Rio Negro do Stanu Sta Cathariny. Na kolonji jest kilku kupców i rzemieślników ruskich.
Stąd przechodzimy już do jednego z najsilniejszych skupień ruskich w Paranie, Rio Claro. Tam to w częściach przyległych  do M. Mallet a głównie w okolicy stacji Dorizon mieszkają około 850 rodzin ruskich. Stolicą tej okolicy jest Dorizon. Tam mieści się monaster OO. Bazyljanów, gdzie rezydują ks.ks. Proćkiw i Ananewicz. Oprócz tego jest jeszcze na Rio Claro nieczynna ruska cerkiewka, gdzie rezydował i odprawiał do niedawna nabo­żeństwo słynny ksiądz niski żonaty, Petryckij, będący w zatargu z władzą biskupią, i druga dokąd dojeżdżają księża z Dorizonu. Jest także kapliczka ruska na Barra Feia szumnie obecnie zwanej Fluviopolis.
Na Dorizonie jest bardzo porządnie prowadzona szkoła obok cerkwi, uczą tam Siostry Służebniczki, i druga szkoła świecka. Oprócz tego jest szkoła w M.Małlet, która wzorem polskiej miała być szkołą średnią, co nie doszło do skutku. Oprócz tego jest jeszcze jedna szkoła świecka na linji czwartej w tej chwili nieczynna. Na Dorizonie jest towarzystwo, dwa na Rio Claro i „Klub Ukraiński" w Marechal Mallet. Towarzystwa te są naogół dosyć nieczynne. Kupców jest sporo. Na M. Mallet jest 5-ciu, na Rio Claro 3, na Dorizonie 8-miu. Rzemieślników zato znacznie mniej. W Mallecie paru krawców, dwu kowali, Jan Choma ma cegielnię, 3 Rusinów ma młyny wodne, w Dorizonie dwie cegielnie, jedna dosyć duża, i dwie garbarnie wcale pokaźne. Na polu rzemiosła Polacy są absolutnie górą. Koloniści ruscy z tych okolic wy­chodzą za ziemią dalej głównie w okolicę Carasinho poza Vera Guarany, na Cruz Machado i w stronę Serra da Esperanca. Obok Rio Claro leży kolonja nowszej daty, Vera Guarany, gdzie rodzin niskich można liczyć około 500 razem ze stacją Paulo Frontim położoną na kolei S.Paulo, Rio Grande, odległej o 12 kim. od środka kolonji.   Oprócz tego w tej okolicy mieszka na kolonji prywatnej Carasiriho około 150 rodzin ruskich i z 50 rozprószonych po lasach.

-302-
    Razem 700 rodzin. Mają cerkiewki na Vera Guarany i na Carasinho, dojeżdża ksiądz, z Dorizonu. Na Vera Guarany jest jedna szkoła koło kupca Smarczewskiego nad granicą od strony Rio Claro, jedna mieszana polsko-ruska nad Iguassu i na Carasinho, gdzie uczy znany ruski działacz D. Kuc z Wielkiej Ukrainy, Na Vera Guarany i na Carasinnho towarzystwa, a na Carasinho, jest kooperatywa, która ma nawet puścić w ruch tartak. W okolicy tej jest 6-ciu kupców ruskich i kilkunastu rzemieślników.
O Rusinach w Porto Uniao i okolicy będę mówił przy stanie Sta Cathanna, w którym obecnie przeważnie leżą osady przez nich w tej okolicy zamieszkane. W tę stronę ku zachodowi już poza Serra da Esperanca leży kolonja Cruz Machado, na której mieszka około 130 rodzin ruskich, mających cerkiewkę opodal Nova Sede w stronę Porto Almeida. Dojeżdża tu ksiądz z Do­rizonu, albo inny misjonarz Bazylianin, Szkoły Rusini nie mają.
Wróćmy od Rio Claro na północ. W tę stronę ku Roxo Roiz na Serio Azul mieszkają Rusini w liczbie 80 rodzin. Mają kapliczkę, do której dojeżdża ksiądz z Dorizonu, jest tam też szkółka. Naogoł są jednakże niezorganizowani. jest tam 5-ciu kupców w samem Roxo Roiz a jeden z nich zamożny niejaki Burko ma tartak. Na zachód od toru kolejowego w stronę Serra da Esperanca o18 klm. od stacji i miasteczka Iraty leży kolonja Iraty, dawniej zwana Goncalves Jr., silnie ruska.  Na 70 rodzin polskich jest tam ruskich około 110. Mają cerkiewkę i szkółkę.   Ksiądz do­jeżdża z Prudentopolis.  Mają też kupca Rusina. W miasteczku Iraty licząc wraz z najbliższą okolicą jest około 150 rodzin ruskich przeważnie pochodzących z Prudentopoiis.  Cerkwi nie posiadają, zato mają towarzystwo „Kl. Robotniczy”. Jest tam dwu kupców i        paru rzemieślników.
Za Iraty leży już w Serra da Esperanca kolonja Itapara, na której jest 150 rodzin ruskich. Mają cerkiew, do której do­jeżdża ksiądz z Prudentopolis i dwie szkółki, jest tam też dwu kupców. Rusini z tych stron idą za ziemią przez Serra da Espe­ranca aż w okolice PinhaS już na Guarapuawie. Dochodzimy w ten sposób do centrum kolonji ruskiej w Pa­rane i jej stolicy do Prudentopolis, gdzie biorąc całe municypjum, obejmujące poważny szmat kraju, liczyć można około 15 tysięcy Rusinów, czyli 75% ludności całego municypjum.

-303-

W samem miasteczku mieści się siedziba główna OO. Bazyljaaów i okazała acz już stara drewniana cerkiew w stylu bizantyjskim. (Obecnie mają budować nową murowaną). Tam znajduje się redakcja jedynego do niedawna pisma ukraińskiego w Brazylji, zdecydo­wanie wrogiej Polskości, głośniej z polakożerstwa „Prąci”, tara jest siedziba lokalnego T-wa „Ukraina”, liczącego około 200 członków, a także centralnego zarządu Sojuza Ukraińskiego w Brazylji, szerszej organizacji narodowo-społecznej, niedawno założonej. W mieście ładnem i pokaźnie się prezentującem jest 5 kupców Rusinów i kilku rzemieślników, aczkolwiek na tem polu nawet w samej stolicy Ukrainy Parańskiej są górą Polacy zwłaszcza w dziedzinie przemysłu i rzemiosła. Największy sklep także jest własnością Polaka. W samem Prudentopohs jest szkoła Sióstr Służebniczek, licząca przeszło 200 dzieci. Projektowana jest już od dosyć dawna szkoła średnia. Na linjach jest cały szereg szkółek ale bardzo licznych, rzecz charakterystyczna, że dzięki wpływom politycznym szkółki te otrzymują zapomogą od municypjum po 60 $ 000 miesięcznie. Polakom się to nigdy nie dostaje. Na Iinjach jest też kilka cerkiewek, do których dojeżdżają księża z centrum kolonji. Wpływ Rusinów dzięki masie jest znaczny, do tego stopnia, że nawet Brazyljanie i Niemcy tam­tejsi mówią po rusku, nie mówiąc już o Polakach po linjach wśród Rusinów rozprószonych, którzy ternbardziej jeszcze, że pochodzą głównie z Galicji Wschodniej mówią w domu niemal wyłącznie po rusku. W granicach tego municypium zajęli Rusini oprócz dwu kolonji rządowych Prudentopoiis i maleńkiej Jesuino Marcondes, tuż obok w kierunku południowym położonej, także tereny prywatne wypierając z nich tubylców niemal zupełnie już im jednak za ciasno w granicach munkypjum i poczynają się wylewać dalej poza jego ramy, idąc jużto głównie w stronę ko­lonji położonych nad Ivahy, jużto aż na Guarapuawę i nawet poza nią. Prudentopolis i municypjum to „Nowa Ukraina” parańska.
Na północ od Prudentopolis leży kolonja Senador Correia, składająca się z trzech podkolonji Barra d'Areia, Herval i Hervalsinho. Mieszka tam obecnie około 120 rodzin ruskich głównie na Barra d'Areia i na Hervalsinho, dokąd przyszli z Prudentopolis.  

-304-

Mają kapliczkę na Barra d’Areia,   dokąd dojeżdża ksiądz z, Prudetopolis. Na koniec na kolonji Ivahy dawniej zwanej Miguel Calmon jest około 350 rodzin ruskich. Mają one tam cerkiew, przy której proboszczem jest ksiądz świecki Osińczuk. Szkołę prowadzą w miasteczku Siostry Służebniczki. Oprócz tego na S.Roque jest szkółka polsko-ruska. W miasteczku jest T-wo ruskie i paru kupców i rzemieślników. W okolicy jest jeszcze z 50 rodzin siedzących na gruntach prywatnych. Obecnie idą koloniści z Prudentopołis i już także z Ivahy na nową kolonję rządową Candido de Abreu, dawniej zwała się ona 2-gą sekcją Apucarany lub Ubasinho, położoną nad rzeką Ubasinho i dochodzą aż do wodospadu Salto d'Uba na rzece Ivahy. Jest tam już ze 20 rodzin ruskich i ciągle ich przybywa. Takie w okolicach Apucarany i Theresiny jest ze 30 rodzin rozsianych po lasach. Oto jeśli do tego dodamy ze 200 rodzin na Rusinów roz­sianych poza tym opisanym terenem po Paranie, częściowo w stro­nie Castro częściowo aż na Guarapuawie osiągniemy cyfrę ogólne Rusinów w Paranie na 41 tysięcy dusz. Cyfra jak widzimy pokaźna.
Przejdziemy do Sta Cathariny. Główne skupienie Rusinów w Sta Cathannse to Iracema, jedna z podkolonii Luceny, Itayopolis. Liczbę Rusmów tam osiadłych obliczają na 400 rodź. Zajmują oni linję Iracemę i okolice, wylewając się w municypjum Canoinhas. Do tej cyfry zalczyć należy także Rusinów, zamieszkałych w Mafra i okolicy. Rusini mają cerkiew na Iracemie i jedną cerkiewkę na linji w stronę Papanduvy. Proboszczem jest Bazyljanin, ks. Brzuchowskij, nieprzejednany w stosunku do Polaków, sam z polskiej podobno pochodzący rodziny. Obecnie został tam przeniesiony ks.Szkirpan, prowincjał OO. Bazylianów w Brazyiji. Na ko­lonji jest dwie czy trzy szkółki ruskie, kilku kupców i kooperatywa, no i naturalnie kilku rzemieślników. W pasie nadmorskim trafiają się tu i ówdzie rodziny tzw. „Galicjanów”, jak Rusinów nazywają tamtejsi osadnicy polscy z Kongresówki i Prus, ale są to nieliczne odpryski. Razem może z 200 dusz. Wrócić nam wypadnie do okolic Luceny. Oto na zachód od niej, naprzeciw Antonio Olyntho już po Sta Catharyńskiej stronie w municypjum Canoinhas, a także w okolicy Tres Barras jest rozsianych około 100 rodzin ruskich.

-305-

Jest też około 100 rodzin robotniczych zatrudnionych w słynnym tamtejszym tartaku w Tres Barras. Mają oni cerkiewkę do której dojeżdża przygodnie ksiądz. Szkoły nie posiadają.
Przechodzimy do Porto Uniao i okolicy. W samem Porto Uniaó jest około 25 rodzin niskich. Na kolonji podmiejskiej Tocos, idącej w stronę Jangady, mieszka około 25 rodzin. Mają one cerkiewkę, do której dojeżdża ksiądz ruski z Dorizonu. Na południe od tych kolonji jest kolonja Antonio Candido, po­wszechnie zwana Barreiros, rodzn ruskich 50, Jangada, rodzin 200, leży ona właściwie w Paranie ale faktycznie należy do te­renu osadniczego Sta Cathariny w statystyce zaliczona jednak do Parany, w myśl dzisiejszych granic stanowych. Wreszcie na Ltgró 30 rodzin i Nova Galicia 80 rodzin. Te dwie kolonje leżą nad koleją. Wszystkie te kolonje ciążą do Porto Uniao da Victoria. Szkółek własnych nie posiadają, do istniejących na Nowej Galicji i Jangadzie cerkiewek dojeżdżają księża ruscy przygodnie. Oto i wszystko co o Rusinach w Sta Catharinie da napisać. Razem można okrągło policzyć ich na 6 tysięcy dusz z górą .
W stanie Rio Grande do Sul o Rusinach można nie mówić. Jeśli się trafią gdzie jak np. w Erechimie na kolonijce „Czarnobaje”, złożonej z jednej rozrodzonej rodziny ruskiej, jeśli na Guarany zabłąka się jaki Rusin z Missiones, jeśli po miastach jest tu i ówdzie po parę rodzin, to żyją oni tylko z Polakami i za Polaków sami się uważają.
Znajduje się natomiast nieco Rusinów w stanie S.Paulo. Na kolonji Pariquerassu nad morzem jest ich z 50 rodzin, w samej stolicy też tyle się zbierze a dodać do tego należy jeszcze ze sto rozproszonych tu i ówdzie. Kilkadziesiąt rodzin ruskich znajdzie się też w Rio de Janeiro i innych stanach. Razem tych rozproszonych jednakże, skądinąd mało po rusku czujących, nazbiera się najwyżej ze 2.000 dusz. I jeśli mowa o Rusinach to muszą być brani w rachubę niemal wyłącznie ci, co zamieszkują Paranę i Sta Catharinę, co dawniej przed przyznaniem Sta Catharinie terenu spornego tzw. „Contestado” wszystko należało do Parany. Na tym terenie mieszka wedle obliczeń tą drogą sporządzonych, a  opartych  na  danych  parafialnych  i  obliczeniach pry­watnych, a także i danych urzędowych urzędu kolonizacyjnego, około 48 tysięcy dusz.  

-306-
Jeśli porównamy tę cyfrę z liczbami Rusinów przybyłych z Europy do Parany, jeśli cyfrę odnośną otrzy­maną dla tego terenu w sumie 30 tysięcy głów pomnożymy przez półtora to otrzymamy okrągłą sumę 45 tysięcy dusz. Jak z tego widać można cyfrę Rusinów przyjąć przeto na 41 tysięcy w Pa­ranie, 6 tysięcy w Sta Catharinie a około 2 tysięcy w innych stanach razem jakieś 49 tysięcy. Sami Rusini obliczają swoją liczbę w Brazyiji na 50 tysięcy. Taki jest stan liczebny ruski w Brazyiji i tak wygląda teren przez nich zasiedlony.
Cerkiew   ruska   w   Brazylji. Jej   organizacja,   dzieje i stan obecny.
 Cerkiew ruska w Brazyiji jest.niemal tak stara jak ruska emigracja.
Pierwszy ruski ksiądz, który się pojawił w Brazylji. był to rzecz charakterystyczna ajent prawosławia, niejaki ks. Michalewicz, który z żoną pojawił się w Ponta Grossie w 1896 roku w czerwcu. Spostrzeżono się jednakże co to za ptaszek i przy pomocy ambasady austrjacko - węgierskiej udało się go przepło­szyć tak, że akcji żadnej nie rozpoczął.
W tym czasie zaczęli jednakże w kraju Rusmi zabiegać u metropolity Semhratowicza, aby tenże wysłał do Parany księży i ten wydelegował pierwszego księdza unickiego, który w sierpniu 1896 roku zjawia się na Prudentopolis. Był to ks. Rozdolskij. Wkrótce potem przenosi się. on na Rio Claro, gdzie bawi aż do śmierci.  Pierwszy   Bazyljanin  przybył  do   Parany  w czerwcu 1987 roku. Był to ks. Kizyma, który objął parafję ruską w Pru­
dentopolis. W 1901 roku przybył na misje do Brazyiji drugi Bazyljanin ks. A. Martyniuk, który objechał wszystkie ówczesne kolonje ruskie  w   Paranie   i   wogóle   w   Brazylji.    Wreszcie w 1902 roku w czerwcu  jadą do   Brazylji  już  z  zamiarem osiedlenia   się   na   stałe   Bazylianie   Kl. Brzuchowskij,  Cyriak Szkirpan i Miron Chmieiewski wraz z braciszkiem Horoszczukiem. Zabierają ze sobą nawet drukarnię i tym podobne materjały,
potrzebne do pracy misyjnej i narodowej.
-307-

W tym samym roku przybywa też do Kurytyby delagt ra­dykałów, dr. Stefan Petryckij, reprezentujący „Proświtę” ze Lwowa. W grudniu 1902 roku zakłada on w Kurytybie T-wo „Proświta”, w którem zaczyna prowadzić kampanję przeciw Ba-zyljanom a za świeckim żonatym klerem, jako bardziej narodowo usposobionym i niezależnym bardziej od „Rzymu", a więc tem samem od Polaków w pojęciu radykałów, agitatorów.
W 1902 roku jest już kilka cerkwi w Paranie — na Pru­dentopolis,   w   Rio   Claro,   na   Antonio   Ołyntho,   Ypirandze i w Kurytybie.   Oprócz świeckiego  jedynego księdza  Rozdol-skiego obsługują je Bazyijanie, popierani przez ogół ludu a także Ordynariat we Lwowie i episkopat w Kurytybie.  Stopniowo Bazyljan przybywa coraz więcej.   Zjawia się ks. Simkiw i R. Krynickij. Walka jednakże między „radykałami” z dr. Petryckim na czele, a obozem Bazylianów nie ustaje.   I owszem staje się coraz gwałtowniejszą. Dochodzi  do  zaburzeń i.krwi rozlewu. Obóz radykalny poczyna od 1904 roku zbierać na własną dru­karnię.   W  1907 roku po śmierci ks. Rozdolskiego, który był tak nieprzejednany w stosunku do Bazyljan, że prosił aby na jego pogrzebie nie było broń Boże Bazyljanina, na Rio Claro przy­chodzi Bazyljanin, wzmiankowany ks. Simkiw, ale lud me chce go przyjąć.  Musi opuścić parafję i przystępuje ze swymi zwolen­nikami w drugiem miejscu do budowy nowej cerkwi.   Wtedy zjawia się na Rio Claro ks. Petryckij, żonaty, któremu biskup nie daje pozwolenia i nie przyjmuje do diecezji, który jednakże przy poparciu ludu obejmuje starą cerkiew i pełni funkcje. Walka zwłaszcza na Rio Claro się zaostrza i trwa cały szereg lat. Stopniowo jednakże   OO.   Bazyljanie   obejmują   obsługę wszystkich niemal kolonii za wyjątkiem Antonio Olyntho, gdzie ód lat szeregu pasterzuje świecki ksiądz A. Michalczuk i Ivahy,gdzie osiada inny świecki paroch ks. Osińcztfk, obaj jednakżenieżonaci, gdyż biskup kurytybski stanowczo przestrzega kw«stji celibatu. Ksiądz Petryckij po całych latach awantur, obecnie już właściwie porzucił suknię duchowną i za księdza uważany być nie może. Całe Prudentopolis, gdzie się mieści centrum pracy misyjnej OO. Bazyljanów - jest tam 8-miu księży ze świeżo z Galicji przybyłym przełożonym, wraz z okolicami jak Itapara, Iraty, aż po Cruz Machado, Rio Claro, Dorizon, Vera Guarany i kolonje koło Porto Uniaó, oraz Kurytyba, Ypiramga i Marcellino, a także Iracerna w Sta Cathannie zostają w zarządzie OO. Bazyljanów.

-308-

Przełożonym ich na Południową Amerykę jest ks. Cyrjak Szkirpan, ostatnio po wizycie ks. Metropolity Szeptyckiego w Paranie i powrocie tegoż na stolicę biskupią we Lwowie, przeniesiony z Prudentopolis na Iracemę z tem, że i Kurytybę będzie obsługiwał. Ostatnio przyjechało do Parany kilku Bazyljanów w tem ks. Ożydan przełożony domu w Prudentopolis, który ma też podobno misję polityczną zainicjowania nowego pojednawczego kursu w stosunku do Polaków. Majątek parafji poza cerkwiami zapisany jest wszędzie na OO. Bazylianów, którzy w ten sposób rozporządzają poważnemi środkami.
Idea „radykałów” narodowców wprowadzenia kleru świec­kiego żonatego, idea z punktu widzenia ruskiego bardzo zdrowa i licząca się z interesem społeczeństwa, gdyż tą drogą Rusini by­liby już dziś mieli liczną inteligencję własną w Paranie, tak jak ją z księżych synów wychowali w Galicji Wschodniej, a więc i znaczenie ich byłoby o wiele większe, upadła. Zwyciężył inte­res Zakonników, który notabene w tym wypadku pokrywał się z interesem Brazylji. Nie została też urzeczywistniona idea samodzielnego bis­kupstwa ruskiego grecko - katolickiego w Paranie, a chociaż Wikarjatu Generalnego. Mimo zabiegów i starań u Stolicy Św., których punktem kulminacyjnym była zdaje się wizyta ka. Metro­polity Szeptyckiego, sprawa ta nie została załatwiona przychylnie. Stało jej na przeszkodzie zdecydowane stanowisko kiskupa kury-tybskiego, który nie chciał z nikim dzielić władzy w djecezji i wogóle episkopatu brazylijskiego, który żadnych narodowych organizacji w ramach kościoła tutejszego nie dopuści.
W każdym razie obrządek oddzielny z liturgją w języku narodowym jest poważne ostoją ruskości na obczyźnie, tem bardziej, że księża ruscy, aczkolwiek społecznie trzymają kolonistę w pewnym zastoju, naogół są przedewszystkiem Rusinami, czy jak się dzisiaj to mówi Ukrainńcami a potem księżmi. To fakt godny podkreślenia.

-309-
Życie nrganizacyjne. Szkolnictwo ruskie. Prasa. Inteli­gencja.
Tu na wstępie trzeba podkreślić rzecz charakterystyczną, że Rusini idą zawsze w ogonku inicjatywy polskiej, a raczej, że we wszystkiem w dziedzinie organizacyjnej naśladują Polaków. Widzi się to na każdym kroku. Ale do rzeczy.
Życie organizacyjne w społeczeństwie niskiem płynęło temi samami co u Polaków drogami. Pierwsze towarzystwa, głównie mające na oku oświatę powstają po 1900 roku. I tak, jak to już wzmiankowałem, delegat „Proświty” ze Lwowa zakłada w 1902 roku w Kurytybie „Proświtę". Zwolna towarzystwa podobne przeważnie pod nazwą „Proświta”, Two Tarasa-Szewczenki a ostatnio także i „Ukraina” powstają po innych kolonjach. Naogół jednakże w miarę, jak kler bierze górę nad radykałami życie po towarzystwach staje się coraz bardziej senne. Odżywa dopiero podczas wojny, kiedy zwłaszcza pod ko­niec wojny dążenia Galicji Wschodniej do samodzielności poli­tycznej stają się coraz bardziej wyraźne. Kolonia ruska w Bra­zylji idzie zupełnie pod komendę obozu niepodległościowego, popierając składkami ruch „Ukraińskich Siczowych Strzelców” a potem Ukraińską Republikę Zachodnią Petruszewicza Galicji, nakoniec jego zabiegi poza granicami kraju, aby Polsce Wschodnią Małopolskę odebrać przez wpływ Anglji czy kogo­kolwiek wreszcie. Naturalnie, że brak inteligencji, niemał wy­łącznie reprezentują ten stan księża, brak uświadomienia narodo­wego u szerszych mas, brak wyrobienia i przygotowania sprawiają, że życie organizacyjne płynie bardzo leniwym nurtem i form sprecyzowanych nie przybiera. Nie udają się też próby robione raz poraź na wzór Pola­ków, aby powołać do życia związek towarzystw ruskich, „Sojuz”.
Rzecz charakterystyczna, że inicjatywa w kierunku tworze­nia kooperatyw znajdowała stosunkowo duże poparcie u kolo­nistów ruskich. Inna rzecz, że akcja ta rozbijała się zawsze o brak zrozumienia sprawy u tychże kolonistów, brak wyrobienia, brak wreszcie   odpowiednich   kierowników   dla   samych   kooperatyw.
-310-
Najruchliwszym  na   tem    polu  jest  nauczyciel    ludowy,  niejaki Kuc, pochodzący z Wielkiej Ukrainy. Szersza akcja konsolidacyjna dochodzi do skutku dopiero w 1922 roku. Po nieudanej misji pierwszego delegata Petruszewiczowego, niejako Kozija, pojawia się w 1921 rcku w końcu jaki prof. Karmańskij, przedstawiciel rządu Petruszewicza i wszczyna przedewszystkiem  za pożyczką dla tegoż rządu na obronę Ukraińskiej Republiki w Galicji. Następnie akcja się rozszerza. W 1922 roku zorganizowano na zjeździe w Dorozonie „Ukraiński Sojuz w Brazylji” jako reprezentację całej emigracji rusko - ukraińskiej tamże. Szeroki progran „Sojuza” objął naturalnie oprócz reprezentacji kolonii i obrony spraw politycznych europejskich ukraińskich także wszystkie sprawy lokalne, jak sprawy szkolne, organizacyjne, polityczne itp.
W akcji tej do ostatniej niemal chwili brali udział wszyscy Ukraińcy razem. Ostatnio między panem Karmańskira a 00. Bazyljanami przyszło do rozłamu i zanosi się na to, że wśród Ru-sinów powstanie znowu partja radykalna, która weźmie się za bary z klerem. Podobno Karmańskij ma zacząć wydawać w Porto Uniaó nowe pismo 1). W każdym razie poczynania „Sojuza” jak dotej pory szerszych rozmiarów nie przybrały. Potworzono wprawdzie filje „Sojuza” na wszystkich niemal kolonjach a na niektórych jest ich nawet po kilka, ale obojętność ogółu ruskich kolonistów trudna jest do pokonania. W każdym razie powstanie „Sojuza", które też zostało spowodowane w pewnej mierze przez powołanie do życie polskich związków „Kultury” i „Oświaty”, jest znacznym krokiem naprzód.
Szkolnictwo ruskie jest dosyć młode. Próby, zakładania szkół świeckich po koloniach robiono jeszcze u schyłku XIX wieku, ale naogół nie dały żadnych rezultatów. Trochę się sto­sunki poprawiły około 1903 roku, kiedy tu i ówdzie znalazł się światlejszy Rusin, który począł na własną rękę uczyć dzieci ko­lonistów. Było wśród przybyszów nawet kilku fachowych na­uczycieli z Galicji. Ale obojętność dla tej sprawy u ciemnych kolonistów ruskich była tak wielka, że ze szkołami szło bardzo licho. Wtedy to  powstały  pierwsze  szkoły  prowadzone przez ruskie Siostry Służebniczki, sprowadzone przez OO. Bazyljanów z Galicji
1) Pismo takie powstało i walka już wybuchła, stało się to jednakże już po !924 roku.    (Przyp. Aut.).

-311-
   Dziś też te szkoły idą najlepiej i mają najwięcej dzieci. Funkcjonują one przeważnie dziś wszędzie tam, gdzie mieszkają księża stale. Najlepiej prowadzone są bez wątpienia szkoły na Prudentopołis i na Dorizonie. Oprócz szkół Sióstr Służebniczek jest spora liczba szkół  świeckich,  które  pozostawiają  dużo  do życzenia co do poziomu nauki.   W ogromnem skupieniu ruskicm na Rio Claro, Dorizon i Vera Guarany jest wszystkiego cztery czynne szkoły ruskie. To też analfabetyzm kwitnie. Lepiej jest trochę na Prudentopołis, gdzie po linjach istnieje sporo szkółek funkcjonujących  dzięki   subwencji   zarządu   municypjum,   które daje nauczycielom po 60 $ 000 miesięcznie, ale poziom nauczy­cieli przeważnie dziewcząt niewiele co umiejących jest tak nizki, że rezultaty nauki muszą być uważane za bardzo nikłe.   Są zaś całe kolonje zwłaszcza wśród nowszych, gdzie dzięki brakowi nauczycieli  wykwalifikowanych,  odpowiadających wymaganiom władz,  szkół niema wcale.   Za wzorem Polaków Rusini mają przeprowadzić w 1924 roku kursy dla nauki języka portugalskiego dla nauczyceli prywatnych szkół ruskich, aby nauczyciele mogli uzyskać patenty, w każdym razie jednak przed kolonją ruską w Paranie leży ogrom pracy, aby szkolnictwo własne doprowa­dzić do jakiegokolwiek porządku i módz energiczniej wystąpić do walk z plagą analfabetyzmu, zalewając osady ruskie.
Prasa   ruska   w   Paranie  dużo   od  polskiej   jest  uboższą, aczkolwiek ma ona swoje dosyć ciekawe i urozmaicone dzieje. Pierwsze pismo ruskie w Paranie to „Zorja", założona w 1907 roku przez radykała dr. Stefana Petryckiego w Kurytybie. Była ona organem T-wa ,,Proświta" w Kurytybie. Zajmowała stanowisko nieprzejednane w stosunku do OO. Bazyljan, a natomiast popierała ideę sprowadzenie do Parany świeckich księży ruskich żonatych. Jako wydawca występował niejaki Kociumbas a fundusz na drukarnię i wydawnictwo zebrano od szerszego grona osób. Po Petryckim redaktorem był niejaki Kwassinskij, początkowo występujący w Paranie jako Polak, potem nieprzejednany Polaków wróg.
Jako przeciwstawienie temu pismu grono ludzi popierających OO. Bazyljan i przy ich pomocy z niejakierń Klemensem Gutkowskim, słuchaczem politechniki ze Lwowa, założyli w Prudentopohs drugie pismo pt. „Prapor”, które z Zorją prowadziło
-312-
zaciętą walkę. ,,Zorja” po niecałych trzech latach wychodzenia upadla w 1909 roku a niedługo nie niej przestaje pojawiać się i „Prapor”. Jakiś czas krótki Rusini byli bez pisma własnego.
W 1911 roku zaczynają OO. Bazyljanie wydawać „Misjo­narza w Brazylji”, który wychodzi przez szereg lat, uwzględnia­jąc przy typowo religijno-misyjnym swym charakterze, także i sprawy narodowe kołonji ruskiej w Brazylji, Wychodził on w Prudentopolis. W 1913 roku rozpoczynają wydawać w Prudentopolis „Pracę”, obecnie już XI rok wydawnictwa znaczący tygodnik, jedyny obecnie w Brazylji.
Przez jakiś krótki czas w czasie wojny wydaje niejaki M.Fediuk, bardzo ruchliwy i sprytny półinteligent, pismo „Ukraina”, w którem usiłuje się przeciwstawiać OO. Bazylja-nom. Z powodu jednakże braku środków a także i dostatecznego poparcia pismo to wkrótce przestaje wychodzić. Obecnie przebąkuje się o powstaniu w Porto Uniaó znowu pisma niezależnego, które ma prowadzić prof.Karmańskij, aby położyć koniec niepodzielnemu panowaniu OO. Bazylianów.
O inteligencji ruskiej w Paranie niema wiele do pisania. Właściwie poza duchownymi nie ma wielu świeckich przedstawi­cieli. Dawniej należeli do niej często wspominany dr. Petryckij, który jednakże Paranę opuścił, Kwassińskij, który marnie skończył życie, bracia Fediukowie, z których zresztą mniejsze wykształcenie posiadający brat odgrywał dzięki swemu sprytowi pewną rolę w sferach brazylijskich, Kuc, wspominany często nauczyciel z Carasinho i to pewnie i wszystko. Głównym jej przedstawi­cielem jest p. Lech z Prudentopolis, tamtejszy jak to się mówi po brazylijsku „manda-chuva”, gest to kierownik polityki miej­scowej, który jednakże jest właściwie Polakiem i karjerę swą w Paranie zaczynał jako Polak a nawet nauczyciel polskich szkół, potem zaś przez Polaków wy forowany na stanowisko po­ważne w kolonji w Prudentopolis przerzucił się dla interesu do Rusinów. W Porto Uniaó mieszka jeszcze zajmując tam stanowisko na kolei inż. Jaworenko, powstaniec z 63 roku, dawnego typu Ukrainiec, stojący na stanowisku Polski trójjedynej, zacny bardzo patriota polski, nazywający się jednakże Ukraińem. Jeśli do tego dodamy znanego Rosjanina dr.Nikolskiego, który żyje wśród Ukraińców w Prudentopolis i czasem   używany   jest   za przedstawiciela ich inteligencji, zobaczymy, że przedstawia się ona i ubogo w liczbę i w treści.
-313-

Po wojnie przybyło parę inteli­gentów, jak wspomniany prof. Karmańskij, jeden i drugi nauczy­ciel ludowy, dr. Biłyk z Ukrainy, który przybył tu z Wranglowcami a ostatnio wyjechał do S. Paulo. Do inteligencji ukraińskiej już tutejszego wychowania można zaliczyć urzędnika pocztowego w Kurytybie Kulczyckiego, który jednakże jest więcej już Brazyljaninem i syna Lecha, ukończonego lekarza, który wyjechał na studja dalsze do Wilna, do prof. Szymańskiego dawniej tu  mieszkającego, a obecnie na Wszechnicy Batorego wykładającego swą specjalność. To i wszystko. To też rola inteligencji świeekiej w życiu kolonji ruskiej w Paranie bardzo jest nieznaczna.
Rolnictwo, handel i przemysł. Rusini na polu gospodarczem.
Na polu rolnictwa o Rusinach nie można napisać wiele no­wego, skoro się już pisało o Polakach, są bowiem zupełnie do tych podobni. Cechuje ich tylko może większy jeszcze konser­watyzm jak Polaków i niechęć do nowych dróg i metod w pracy na polu uprawy ziemi.
Natomiast tak jak i Polacy kochają ziemię i dążą do zdo­bycia jak największej jej ilości, podbijają też i zajmują coraz to nowe tereny. Tylko za wyjątkiem może Prudentopolis i okolicy, nie idą ławą tak jak Polacy, rozpraszają się natomiast po lasach,, gdzie dzięki pewnym cechom, zbliżającym ich w charakterze do Brazyljan, bardzo szybko „kabokleją" zupełnie. Jedna rzecz cechuje ich może specjalnie to pewne zamiłowanie do pszczel-nictwa, na którem to polu okarają pewne żywsze upodobania, ale również i sporo zacofania sobie właściwego.
Gospodarstw ruskich w Paranie o 20-ha powierzchni można liczyć 4380 o łącznej powierzchni 87.600 ha, 1810 po 60 ha, średnio czyli znowu 108.600 ha, 300 gospodarstwa 200 ha czyli 60,000 ha i 25 gospodarstw po 750 ha średnio czyli 18.750 ha. Razem 6415 gospodarstw o łącznej powierzchni 274.950 ha. Bliższe dane są w rozdziale o rolnictwie.
W dziedzinie handlu mają po kolonjach swych drobnych I kupców, nieraz nawet względnie zamożnych, nie wyłonili jednakie ze siebie ani jednej znanej bardziej i poważniejszej firmy. 
-314-
Od dawnych lat istnieje wśród Rusinów idea stworzenia hurtowni. Kiedyś w 1912 roku „Narodna Torhowla” ze Lwowa wysłała tu nawet swych delegatów z niejakim Zajaczkiwskim na czele, aby odpowiednią akcję zrzeszenia kupiectwa ruskiego i kapitałów ruskich przeprowadzić. W akcji tej wspierało „Nar. Torhowlę” Handelsministerium wiedeńskie  a w  Paranie  OO.   Bazyljanie. Tuż jednak zaraz wybuchła wojna i plan cały spełzł na niczem. Obecnie projekty te odżyły na nowo, tymczasem wśród samych już sfer ruskich w Paranie.   Były one też następstwem akcji polskiej .mającej na celu powołanie do życia Izby Handlowej i Banku Polskiego.   Na zjeździe, na którem założono „Sajuz” uchwalono też powołać do życiu Hurtownię Ukraińską. Do tej pory nie powstała ona jednak jeszcze  i  zapewne nie prędko powstanie.   Kupców ruskich można obliczyć na 57-iu w tem 3 o kapitale około 60 kontów, 12 po 30 kontów i 42 po 16 kontów średnio.  Razem kapitał ruski w handlu można oszacować na 1.170 kontów.
Na polu rzemiosła Połacj górują nad Rusinarni. Liczbę rzemieślników ruskich można-przyjąć na 49, w tem szewców i kowali po 13, 10 krawców, 8 stelmachów i 3 rymarzy. Może jest ich kilku więcej ale naogół na tem polu idą daleko w tyle za Polakami.
W dziedzinie przemysłu naturalnie drobnego po kołonjach mają Rusini stosunkowo dużo młynów wodnych. Młynarstwo to zawód, który lubią specjalnie. Z pośród 21 zakładów prze-mysłowych jest 11 młynów. Ogólnie biorąc na polu gospodarczem Rusini niczem specjolnem się nie odznaczają i mimo wszystko należy ich w tej dziedzinie specjalnie traktować razem z Polakami.
Kolonja Ruska a Brazyljanie.
Parę słów jeszcze na temat powyższy.Niedawno temu jeszcze Brazyljanie nie odróżniali Rusinów od Polaków. Wszystko to byli dla nich „Polacos", i obecnie nawet jeszcze nie wszędzie ta różnica jest znana. Orjentują się w niej jedynie tam, gdzie kwestia ta ma praktyczne znaczenie a.więc przedewszystkiem w polityce lokalnemw pierwszej mierze po municypjach, gdzie w znacznej liczbie mieszkają Rusini.
-315-
Wrogie stanowisko, jakie Rusini a względnie lepiej po­wiedziawszy ich prowodyrzy zajmują od lat szeregu w stosunku do Polaków, daje normalnie polilykierom brazylijskim atut w rękę, aby mogli prowadzić korzystną dla swych interesów po­litykę „divide et impera”.
Z drugiej strony polityka ruskich działaczy, polegająca na zohydzaniu Polaków jest w swych skutkach dla przyszłości ko-łonji ruskiej w Brazyłji tragiczna. Praktyka bowiem pokazuje, że młodzież, której się Polaków wszelkimi sposobami zohydza i z którymi za każdą cenę zakazuje się jej łączyć, brazylijszczeje, daleko szybciej od polskiej przepadając zupełnie dlo swego spo­łeczeństwa. A proces ten jest tem łatwiejszy i tem szybszy tam, gdzie Rusini po lasach są rozsiani wśród kabokli. Zewnętrznie po­dobni - dużo Rusinów jak wiadomo jest śniadych i brunetów - z usposobienia zbliżeni, mający skłonność do małżeństw miesza­nych wsiąkają w brazylijskie otoczenie wprost błyskawicznie. Niejeden taki typ „skaboklałego” Rusina spotkać można podczas wędrówek po Paranie i to nieraz względnie blisko koło Prudentopolis, a więc opodal od głównego centrum ukraińskiego życia.
Rasini a Polacy i Polska.
Sprawa ruska, czy po dzisiejszemu ,,ukraińska”, stosunek Rusinów do społeczeństwa polskiego, przechodziły tu w Paranie te same koleje, jak tam gdzie swe miała źródło. Kiedy fala ludu ruskiego popłynęła za morze sama bez żadnych przywódców, zdana jedynie na siebie, nastrój wśród tego tłumu był do kolonisty polskiego a co zatem idzie i do polskości raczej obojętny. W każdym razie nie był wrogi. Państwowo byli to typowi „Tyrolczycy Wschodu” tak typowi i wytrwali Austrjacy, że kiedy dawno już stosunek ich formalny do dawnej dwugłowej monarchii się skończył, po dziś dzień jeszcze spory odłam kolonistów ruskich uważa się i podaje za Austrjaków.  Polacy, nie anektując Rusinów bynajmniej dla siebie (trze­ba to podkreślić, że od samego początku jedynie, tylko Polacy wyróżniali-Rusinów od siebie), z konieczności rzeczy, będąc w Brazylji dawniej, mając już pewien głos i pewne stosunki, byli jedynymi obrońcami Rusinów.
-316-
Kiedy w samym początku na Iracemie Indianie napadli na Rusinów, Polacy w ich stanęli obronie, kiedy na Rio Claro niesumienny krzywdził ich urzędnik, a na Jangadzie rozbestwione pastwiło się nad nimi żołdactwo, Polacy za nimi się wstawiali. Gdy weźmiemy dawne numery pism z owych czasów, przekonamy się, że Polacy zawsze bratnią do Rusinów wyciągali dłoń. To też pożycie kolonistów było dobre. Waśni na tle narodowem nie można było zanotować, polityka była im obca. Niestety, tymi, którzy jad niechęci i nienawiści sączyli w du­sze ludu ruskiego, byli ich przywódcy. I to zarówno dr. Petryckij, który z gotowymi antypolskimi przyjechał ze Lwowa ode­zwami, jak i świecki ks. Rozdolskij, jak i OO. Bazyljanie. Tak powoli, powoli nastrój stawał się coraz bardziej wrogi i dwa bratnie społeczeństwa, mające tu na obcym gruncie zdecydowa­nie wspólne interesy, coraz bardziej się oddalały, a to dzięki temu, że przywódcy ruscy, zamiast nad zbliżeniem pracować, w ciasnem pojęciu i zaślepieniu rzucali swój lud w objęcia obcych, byle tylko na złość i szkodę Polakom.
Przed wojną już stosunki stawały się coraz przykrzejsze. Wojna, a zwłaszcza wypadki po wojnie wielkiej, tj. walki polsko - ruskie w Małopolsce Wschodniej i nieprzejednane stano­wiska irredentystów ukraińskich, w rodzaju Petruszewicza, doko­nały reszty. Doszło do tego, że Polska, Polak, Polskość stały się w umyśle biednego, ciemnego, nierozgarniętego kolonisty ru­skiego synonimem zła czy ohydy. Z każdym, choćby z djabłem, byle nie z Polakiem, nie z Polską stało się hasłem prowodyrów ruskich w Paranie. Sytuację pogarszali przeróżni delegaci, którzy po wojnie się pojawiać poczęli i akcję swą złośliwą wytrwale prowadzili, wychodząc snąć z założenia, że „w mętnej wodzie ryby się łowi najlepiej”. Oni to wraz z klerem, przy pomocy osławionej „Prąci” dokonali swego. Społeczeństwo ruskie odsu­nęło się od polskiego, mimo tego, że Polacy kilkakrotnie podejmo­wali próby nawiązania stosunków ściślejszych i założenia towa­rzystwa polsko-ruskiego dla zbliżenia obu bratnich narodów. Oddaleni od Polaków Rusini wpadali coraz bardziej w objęcia obcych. W stosunku do Państwa Polskiego zajęli stanowisko nieprzejednane, nie uznając jego praw do Małopolski Wschodniej, nie uznając  za swoje przedstawicielstw polskich, a tem samem raczej wydając na łup losu kolonistę ruskiego, byle tylko się nie zetknął z niczem, co polskie, by z niem nie nawiązał stosunku.
-317-

Jak powiadam, skutki tej polityki mogą być, o ile nie będzie ona zmieniona, dla kolonji ruskiej jak najsmutniejsze. Idąc sami, nie mając żadnego oparcia, które naturalnie mogliby znaleźć je­dynie w silnej kolonji polskiej, bliskiej sobie wszystkiemi właści­wościami rasy, mowy i obyczaju, idą Rusini przyśpieszonym kro­kiem do wynarodowienia, do utraty swojego ,,ja". A razem z Polakami, licząc w Paranie i 50 tysięcy dusz, zajmując zwartą masą cały szereg municypjów, jakążby przed­stawiali siłę? A przecież wszelkie interesy mają z Polakami wspólne. Czy więc nie czas, aby ci, co Rusinów w Paranie prowadzą zaniechali polityki nienawiści, zaprzestali szczucia na Polaków i Polskę, a wyciągnęli dłoń do bratniego plemienia, do Polaków, którzy napewno ją uścisną i pójdą lojalnie, serdecznie i szczerze do pracy dla dobra obu społeczeństw. Idą wieści z Prudentopohs, że poczyna tam wśród Rusinów inny jakiś wiać prąd.   Może nareszcie wejdą na inną drogę.
Daj Boże.
                                                                  -318-
                                                      Rusini w Paranie


Nazwa kolonji

Dusz

Rodzin
Na star. Kol.
Rodzin 
Po lasach
Rodzin
W miastach
Dusz
W miastach
Rodzin
Kurytyba
1000
-     -
-                 
-
1000
-
Marcellino
-     100-
100
-
100                    100
-                             -

Retiro
-
40
-
40      40
-                             -

Contenda
-      -
50
-
50      50
-

Rozproszeni
-
60
-
60
-

Ipiranga
-
100
100
-
-

Rozpr. W Araukarji i Campo Largo
-
20
-
20
-

Sta Anna, Baranówka,Mariental
-
55                      55
55
-
-

Passo Passo, S.Pedro
-
60
-
60
-

Palmeryjskie
-
50
-
50
-

Ponta Grossa
-
100
-
20      20
-
80
Antonio Olyntho
-
500
500
-
-
-
Okolice tegoż
-     -
100
-
100
-
-
Rio Claro
-
850
850
-
-
-
V.Guarany, P.Frontim
-
500
450
50
-
-
Carazinho
-
150
-
150
-
-
Rozproszeni
-
50
-          -
50
-
-
Cruz Machado
-
130
130
-
-
-
Roxo Raoiz, Rio Azul
-
80
-
80
-
-
Iraty - miasto
-      -
20
-
-
-
20
Iraty - okolica
-
30
-
30
-
-
Iraty - kolonja
-
110
110
-
-
-
Itapara
-
150
150
-
-
-
Serra da Esperanca
-
30
-
30
-
-
Pinhao,Guarapuava
-
60
-
60
-
-
Prudentopolis
14000                -
-
1200
900
-
100
S. Correia
-
120
120
-
-
-
Ivahy
-
350
350
-
-
-
Candido de Abreu
-
20
20
-
-
-
Po lasach nad Ivahy
-
50
-
50
-
-
Jangada i osady około Porto Uniao
-
300
200
80
-       -
20
Rozproszeni po Paranie
-
100
-
100
-       -
-
Razem
15000
4335
4380
2135
1000
220

Czyli można określić liczbę Rusinów w następujacy sposób:
4335 rodzin razy 6 dusz = 26010, pozatem dusz 15.000, Razem 41010.
-319-
            Zestawienie powyższe pozwale też na obliczenie ilości ziemi w ręku Rusinów:
Na starych kolonjach gospodarstw:    po 20 ha  = 87600 ha
Na nowych osiedlach w lasach: 1810 po 60 ha = 108600 ha
W tej kategorji :                           300 po 200 ha =  60000 ha
                                                       25 po 750 ha =  18750 ha  Razem: 274.950 ha.

RUSINI W SANTA CATHARINIE

Nazwa Kolonji
Ilość rodzin
Pas nadmorski
200
Lucena i okolice
400
Tres Barras, Bugre i okolica
100
Municypium Canoinhas
100
Porto Uniao i okolica
50
Antonio Candido
50
Legru
30
Nova Galicia
80
Rozproszeni
40
Razem
1050 rodzin czyli 6300 dusz


-320-
ROZDZIAŁ DWUNASTY.
Żydzi a Polacy w Brazylji. Parę cyfr i uwag o emigracji włoskiej i niemieckiej w poł.Brazylji.
W rozdziale poprzednim starałem się przedstawić kwestję ruską czyli ukraińską, dać czytelnikowi rzut oka na historię ru­skiej emigracji w Paranie i jej stan obecny, oraz przedstawić sto­sunek tejże do kolonji polskiej w Brazylji i do Polski,
I u pragnę w krótkim szkicu zapoznać interesujących się tym tematem z emigracją żydoy/ską w Brazylji, a także przedsta­wić choć pobieżnie dzieje i stan dzisiejszy wyćhodźtwa włoskiego i niemieckiego, zarówno rozmieszczeniem jak i interesami z naszem związanego.
Żydzi w Paranie i innych stanach Poł. Brazylji Żydzi i Po­lacy dawniej a dziś. Żydzi a Polska.
O Żydach w Paranie niema wiele do napisania. Naturalnie myśląc o Żydach, rozumiem Żydów pochodzących z Polski lub Kresów naszych, gdyż o wpływie żydowskiej emigracji z Portu­galii na kształtowanie się rasy miejscowej nie zamierzam w moim szkicu mówić.
Pierwsi Żydzi zjawiają się lat temu z górą 30-ci. Są to jednakże jednostki, które nie znaczą nic. Pracują naturalnie w handlu. Kontakt ich z Polakami zrywa się, o tyle tylko pod­trzymywany, że Żydzi ci handlują przeważnie zbożem i produk­tami rolnymi, a więc żyją z pracy naszych kolonistów. Osiadają oni wszyscy w Kurytybie, lub najbliższej okolicy. Pochodzą prze­ważnie z Galicji Wschodnie).Tak trwa dość długo. Dopiero po rewolucji   1905  roku w Rosji i po pogromach na Ukrainie zjawia się tu znowu nieco Żydów.

-321-

Tym razem już o typie Litwackim lub Sjonistycznym. Osiedlają się znowu w Kurytybie. Pociągają ku sobie żydów polskich, zupełnie ich już od społeczeństwa polskiego odstręczając. Wyjątek stanowi jeden jedyny Żyd, p. Friedman z Araucarji, który zresztą żonaty z Polką, wychował swe córki po pol­sku i brał zawsze mniej lub więcej czynny udział w życiu kolonji polskiej.
Handlowo Żydzi obejmują dwie dziedziny, handel zbożem pod Kurytybą i w Araukaryjskiem, oraz handel starzyzną i używanemi rzeczami. Co roku przybywa ich więcej. Jedna z ulic w Kurytybie, tui koło gównej arterji, pełna jest tych sklepów żydowskich z tandetą. Przybywa ich i mnożą się. Dzień każdy przynosi coraz to nowych Żydów tak dalece, że już to wszyscy zauważają. Naturalnie, że są Żydzi i w innych stanach. W Sta Catharina są to tylko jednostki. Natomiast w Porto Alegre i innych miastach Rio Grande do Sul jest ich więcej. Jednakże na kolonjach polskich ich niema. I kontaktu z kolonją polską nie mają żadnego. Dlatego pisać o nich nie warto. Cyfry bezwzględne są tu nieznaczne. Brazylja jeszcze nie stała się w tym stopniu co Argentyna popularna u Żydów.
Dawniej, naturalnie mówię o Paranie, wobec nielicznej grupki. Żydów stosunek ich do Polaków był dobry, a wobec braku jednostek politycznie zainteresowanych nie było powodu do tarć. Ale w czasie wojny i później, kiedy już powstała Polska. Żydzi parańscy, nie wszyscy co prawda, ale nawet ci, co z Po­laków żyli, wśród nich handlując, stanęli po stronie międzynaro­dowej propagandy antypolskiej jakj Żydzi w całym świecie prze­ciw  Polsce  prowadzili. Dosyć zacytować  artykuły  Szulmana „ w polemice z Białynią Kowerskim.   Ale artykuły te mają charakter antypolski jedynie w odniesieniu do Polski, jako państwa. Przyczyniały się do tego nastroju odezwy różnych delegatów sjontstycznych i nacjonałistyczno - żydowskich, objeżdżających Bra­zylię. Jednakże kiedy ostatnio kampanja ta antypolska ustała i tu­taj skończyła się walka, która zresztą mało wpływu miała na tok życia.

-322-

Pożycia wspólnego niema, niema właściwie i interesów wspól­nych. Żydzi stoją poza społeczeństwem naszem. Żyją swem ży­ciem i są Brazyljananrii z interesu. Charakterystyczna rzecz, że polskość ich kończy się na tem, że używają języka polskiego, aby z kolonistą móc prowadzić interes. Innego związku niema.
Kolonizacja rolnicza żydowska ty Rio Grande do Sul.
Tu jeszcze chciałem skreślić parę zdań o próbie kolonizacji rolniczej, jaką zrobili Żydzi w stanie Rio Grande do Sul. Na południe od olbrzymiej kolonji polskiej, względnie pol­sko - włoskiej Erechim, leży jedyna w Brazylji rolnicza kolonja żydowska. Powstała ona staraniem fundacji barona Hirscha na terenie nabytej na ten cel fazendy Quatro Irmaós w latach 90-tych ubiegłego wieku, kiedy to znany ten filantrop żydowski z ogrom­nym nakładem kapitału prowadził swą akcję kolomzacyjną na te­renie Argentyny. Kolonja jednakże zupełnie się nie rozwinęła.
Dziś jeszcze można na stacji Erybango, przez którą dojeżdża się do kolonji, zobaczyć całe stosy zardzewiałych maszyn rolniczych, pługów i wozów, przeznaczanych przez opiekującą się kolonistami „Ice” dla osadników, które nigdy odebrane nie zostały i niszczeją od lat na słocie i słońcu.
Kolonja zarządza obecnie Towarzystwo Jewish Colonisation Company, tzw. w skróceniu „Ica”. Do wojny kolonja roz­wijała się bardzo słabo. Ogromny teren kolonji nigdy więcej po­nad kilkadziesiąt rodzin razem me widział. Pozostał on też i nadal pusty. Wojna przerwała rozwój kolonji zupełnie.
Po wojnie ruch na kolonji nieco się ożywił. Zwłaszcza w ostatnich latach towarzystwa filantropijne żydowskie, rozsiane po miastach brazylijskich, skierowują pewien procent Żydów przybywających do Brazylji na kolonję. Przybywa też na tę kolonję pewien procent nieznaczny Żydów z ośrodków żydow­skich, mnożących się w Argentynie.
  Jednakże są to wszystko rzeczy całkiem nieznaczne. Gdy się spojrzy na młodą w porównaniu z żydowską kolonję polską na Erechimie, to widzi się dopiero, jak nikłe rezultaty osiągnął z tak wielkim nakładem kapitału zrobiony wysiłek, aby Żydów osiedlić na roli.

-323-

Fiasko kolonizacji rolniczej żydowskiej, specjalnie na tere­nie Brazylji, jest zresztą zupełnie jasne i tłumaczenia nie potrze­buje. Warunki trudne, na jakie kolonista napotyka, odstraszają tęgich pionierów, cóż dopiero mowie o Żydach.
Tyle o Żydach na roli.
Wychodźtwo włoskie w Poł. Brazylji. Parana. Sta Catharina. Rio Grande do Sul. Jego dzieje, liczba i roz­mieszczenie. Stosunki z kolonią polską.
PARANA.
Emigracja włoska w Paranie jest nieco młodsza od polskiej. Dopiero około 1875 roku zaczynają się pojawiać w Paranie emi­granci Włosi. Osiadają niemal wyłącznie na początku nad mo­rzem w municypjum Morretes i Paranagua. Inicjatywę do kolo­nizacji włoskiej daje Włoch, niejaki Sabino Tripoli, który otrzymał tam duże tereny w koncesję, a także firma Pereira, Alves, Bendaszewski & Co, którzy również osadzają Włochów.
Tak powstają w municypjum Paranagua kolonję Eufrasina (1875) i Pereira (1876), Aleksandra (1877) i Maria Luisa (1879), dwie pierwsze założone przez firmę Pereira, Alves, Bendaszewski & Co, a ostatnie przez S. Tripoli. W międzyczasie w 1877 roku powstaje w municypjum Morretes kolonja Nova Italia, złożona z szeregu mniejszych podkolonij. Na kolonjach tych osadzeni Włosi pochodzili jednakże głównie z Wenecji i nie czując się dobrze w tym klimacie, opuścili przeważnie te okolice, przenosząc się na prywatne ziemie pod Kurytybę, gdzie założyli o 8 klm. od stolicy Sta Felicidade (1878) i Agua Verde oryg. Sen. Dantas, lub rozchodząc się po kołonjach w municypjach Colombo, Campina Grande, Campo Largo, S. Jose dos Pinhaes itp. Potem szli dalsi emigranci, ale już wszyscy na płaskowyż. Wtedy osiedli pierwsi Włosi na Alfredo Chaves (1878), dziś tworzy to municypium Colombo, Novo Tyrol (1878), mun. Deo-doro, Reboucas, Timbituva (1878), municypium Campo Largo. W 1878 r. zajmują częściowo kolonję Muricy, Zacharias po­społu z Polakami i okolice Palmeiry wraz z rosyjskimi Niemcami.
-324-
Tam to zakłada swą eksperymentalną socjalistyczną kolonjc Santa Cecilia Włoch Rossi, zresztą zakończoną niepowodzeniem. W 1884 r. osiadają Włosi pod Castro na Sta Clara, w 1886 roku na kolonjach Bar. de Taunay, dziś Costeira pod Araukarją, Mendes de Sa w municypjum Campo Largo, Santa Gabriella mun. Tamandare, Antonio Prado i Presidente Faria, mun. Colombo. Potem idą kolonje Torres, Ferraria, Timbu, Balbino Cunha, D. Marianna w mun. C. Largo, Maria Jose, Silveira da Motta, Iphigema w mun. S. Jose d. Pinhaes i Euphrasio Correa w mun. Bocayuva. Koło 1890 roku kończy się żywszy dopływ włoskiej imigracji do Parany, częściowo dlatego, że emigracja poczyna tłumnie płynąć do S, Paulo.
Obecnie liczbę Włochów w stanie można przyjąć na 30 ty­sięcy dusz. Skupiają się oni głównie w Kurytybie, gdzie cyfrę ich szacują na sześć do siedmiu tysięcy, municypium kurytybskie, gdzie znajduje się największa włoska kolonja rolnicza Sta Felicidade, około 3000 dusz, licząc w to Włochów z Pilarsinho. Campo Magro i Campo Novo, gdzie dalej mieszkają Włosi na Agua Verde, Campo Compridó, Abranhez, Argelinie itp. Dalej idą: municypium Tamandare, Colombo, gdzie Włochów jest sporo, Campina Grande i Bocayuva oraz Deodoro i S. Jose dos Pinhaes, a takie nad morzem w Morretes, Antoninie i Paranagua od wschodu Kurytyby, a Campo Largo od zachodu. Pozatem rozprószeni mieszkają w całym stanie i to głównie pod miastami. Najwięcej Włochów poza Kurytybą jest w Ponta Grossa, gdzie liczą ich obecnie około 2000 dusz. Ostatniemi czasy, rzecz charakterystyczna, poczyna przyby­wać coraz więcej Włochów do Parany, napływają oni jednakże głównie z S. Paulo, Jako koloniści, Włosi przedstawiają typ odmienny od Po­laka. Wprawdzie Włosi parańscy są to niemal wyłącznie Wenetowie i Tyrolczycy, a więc najlepsi z rolników we Włoszech, niemniej niechętnie idą oni w lasy, nie lubią pracy pionierskiej, natomiast skupiają się najchętniej pod miastami, gdzie się trudnią hodowla warzyw i winiarstwem. Poza tem chętnie biorą się do handlu i przemysłu i pod tym względem wykazują o wiele więcej inicjatywy i rozmachu od Polaków. Pomocnym im jest tu wielki Bank Francusko-Włoski, opanowany zupełnie przez Włochów, który kupcom i przemysłowcom włoskim śpieszy wydajnie z po­mocą.

-325-
W stosunku do ojczyzny, do Włoch, są dosyć obojętni, na­turalnie o ile mowa o kolonistach. Cały ruch utrzymują sfery inteligentniejsze i to przeważnie świeżo przybyli już po wojnie. Ale są ofiarni na cele włoskie i wszelką inicjatywę rządu popierają chętnie. Dzięki zbliżonemu językowi wynaradawiają się jednakże szalenie szybko. W drugiepokoleniu są to już wszystko Brazyljanie, a niezadługo nawet ci, co z Włoch tu przybyli, w domu po włosku poczynają mówić.
Poza Kurytybą, gdzie życie towarzyskie jest rozwinięte, jest mianowicie kilka towarzystw włoskich, jak Dante Alighieri, Vittore Emmanuele, Garibaldi, Inwalidów Wojennych itp., na prowincji naogół życia swoistego nie prowadzą. Nie utrzymują też szkół prywatnych, posyłając dzieci do szkół rządowych. Inna rzecz, że dzięki osobistym wpływom i środkom w polityce i życiu tutejszem mają wpływy dosyć poważne. Obecnie pod wpływem Włochów w S. Paulo i świeżych przybyszów poczynają się oży­wiać. Faszystowskti nacjonalizm poczyna kiełkować, budząc na­wet obawy w sferach brazylijskich nacjonalistów. Ostatnieim czasy pojawiła się nawet na temat „niebezpieczeństwa włoskiego” polemika w prasie. Sądzę jednakże, że dawniejszej emigracji już trudno będzie zrozumieć nowe hasła.  Są tojuż Brazyljanie. Z szeregów włoskich rekrutują się też brazylijscy artyści, jak Ghelphi malarz, Turim rzeźhiarz i inni.
Z Polakami żyją w stosunkach dobrych, aczkolwiek poza oficjalnymi stosunkami dosyć luźnymi żywszego współżycia niema.
STA CATHARINA.
W Sta Catharina pojawiają się pierwsi Włosi z Genuy, sprowadzeni tam przez d-ra Enrico Schutel, agenta konsularnego króla Sardynji w 1836 roku. Założono wtedy na północ od Tijucas na pomorzu kolonję Nova Italia, później nazwana D. Affonso. Osadzono na niej 30 rodzin. Ale wskutek napadu Indjan na kolonję w 1837 roku, dalsza kolonizacja w tych oko­licach nie poszła. Od 1838 - 1877 roku jest przerwa. Dopiero w 1878 roku przybywa znaczniejsza ilość imigrantów włoskich. 
-326-
Osiadają oni przeważnie początkowo na północy w okolicach skolonizowanych przez Niemców. Tak powstają kolonie w municypiach Itajahy, Brusque, Novo Trento, na południu koło Laguny powstaje pierw­sza kolonja Azambuja, obok której potem idzie Ussuranga. Na­stępnie w 1880 roku powstaje Cresciuma w tamtych stronach i w 1885 r. Cocal, potem powstają kolonje Nova Venezia, Graó Para, Orleans, Rio dos Pinheiros itd. Koloniści w tych kolonjach pochodzą głównie z okolic Treviso, Bergamo i innych tere­nów środkowych Włoch. Kolonizacja prowadzona była przez firmy prywatne, jak Empreza Industrial e Colonizadora do Brasil (Graó Para) i Companha Metropolitana (Nova Venezia), lub też przez firmy kolonizacyjne niemieckie, częściowo tylko przez rząd federalny.
Po rewolucji federalistycznej imigracja włoska niemal zu­pełnie ustaje, nie mówiąc naturalnie o dopływie pojedynczych rodzin. Dopiero po wybudowaniu kolei S. Paulo — Rio Grande do Sul, kiedy Kompanja kolejowa poczyna energicznie kolonizować tereny należące do kolei pomiędzy granicą Rio Grande nad rzeką Uruguayem wzdłuż Imji kolejowej, aż po Rio das Antas, obej­mując całą południową cześć Contestado, z głównem centrem w głębi kraju w stronę Cruseiro i aż po Chapeco, tereny te wy­kupują niemal wyłącznie Włosi z Rio Grande i częściowo ze Sta Cathanny ze starych kolonij, pomieszani tylko nieco z Niem­cami, jest to potężna połać kraju, zajęta przez wtórną już kolo­nizacje włoską. Wogóle do tych okolic płynie coraz więcej Wło­chów z Rio Grande, idąc naturalną drogą ruchu ludności z po­łudnia na północ.
Z Polakami mają Włosi sporo wspólnych punktów zamieszkania. Są pomieszani na Pinheiros i Graó Para, Orleans, skąd idą obecnie w stronę Luceny, są też razem na Cccalu w mun. Ussuranga.  Notabene  wszędzie przeważają i  wypierają  Pola­ków zupełnie.   Pożycie jest jednakże naogół dobre.
Kolonje włoskie w Sta Catharinie są niemal wyłącznie wiej­skie, to też nie wynaradawiają się tak szybko jak w Paranie, tworzą bowiem większe skupienia oddzielone od drugich narodo­wości, lub żyją pomieszani z Niemcami, dalekimi sobie rasowo. Mają też sporo szkół, zwłaszcza w municypiach Ussuranga i Blumenau.   Rozwijają się też tam instytucje włoskie. 

-327-
Argusowe oko reprezentantów władz zwraca się też przeciw nim bardziej niż w Paranie, obawiając się, teraz zwłaszcza, tak zwanego „poko­jowego podboju", który mają w programie „faszyści”. Obecnie delegaci rządu i syndykatów prywatnych są raczej skłonniejsi do układów w sprawie kolonizacji z rządem Sta Cathariny niż Parany.
Włochów w Sta Catharinie można obliczać na 40 tysięcy z górą. I tak, na północy, głownie w municypiach Blumenau (6 tysięcy dusz), Brusque (3000 dusz), Nova Trento (2 ty­siące dusz), Itajahy (4 tysiące dusz) i rozprószeni 2 tysiące dusz, razem 17 tysięcy dusz. Na południu w municypiach Ussuranga (8 tysięcy dusz), Tubarao (6 tysięcy dusz), Ararangua (3 ty­siące dusz), Laguna (tysiąc dusz), rozproszeni tysiąc dusz, ra­zem 19 tysięcy dusz. Na zachodzie stanu na nowych kolonjach kolejowych w Contestado około 5 tysięcy dusz. Wszystkich ra­zem 41 tysięcy. Wpływy Włochów w Sta Catharinie rosną stale.

RIO GRANDE DO SUL.
Pierwsi emigranci włoscy przybyli do stanu Rio Grande do Sul w 1875 roku i zostali osadzeni na północ od niemieckiej kolonji S.Leopoldo, na terenach, które obecnie tworzą municypia Caxias, Bento Goncalves, Garibaldi, Alfredo Chaves, Antonio Prado i Guapore. Caxias (zał. 1875 r.) liczy obecnie około 30 tysięcy Włochów, Bento Goncalves (1875) 20 tysięcy, Alfre­do Ćhaves (1885) 20 tysięcy, Antonio Prado (1886) 10 ty­sięcy, Garibaldi (1885) 12 tysięcy i Guapore (1892) 18 tysięcy dusz, liczba rozproszonych na pograniczu tychże municypiów wynosi 10 tysięcy, tak, że razem w tym rejonie można liczyć Wło­chów na 120 tysięcy w dwu trzecich tu już urodzonych. Dalej w okolicy Sta Maria mieszkają Włosi na kolonji Silveira Martim (1886) w liczbie około 10 tysięcy dusz, Jaguary (1889) 10 ty­sięcy dusz, dalej na Marianna Pimentel (1890) mieszka ich około 2500 dusz, Baraó do Triumpho 2500 dusz, rozproszeni na kolonjach mniejszych na południu 500 dusz. Na nowej kolonji Erechim, zwłaszcza w jej częściach około Erechim i stacji Paiol Grande, Viaductos i Marcellino Ramos, około 20 tysięcy dusz, Ijuhy (1890) 5 tysięcy dusz, Guarany, Sta Rosa i inne kolonje nad Uruguayem 15 tysięcy dusz, rozprószeni na północy stanu i na zachodzie 10 tysięcy.

-328-

Po miastach, głównie w Porto Alegre, Pelotas, Rio Grande do Sul itd. około 50 tysięcy. Razem wedle statystyki rządowej mieszka na kolonjach Wło­chów w Rio Grande do Sul 260 tysięcy Włochów, licząc natu­ralnie z tymi, co się w Brazylji porodzili. Rzecz charakterystycz­na, że imigracja włoska do stanu Rso Grande ustała po rewolucji federalistycznej. Kolonje na północy stanu, jak Erechim, powstały dzięki spontanicznemu ruchowi kolonistów z okolic Caxias na północ. Dodawszy do tej cyfry 60 tysięcy tych, co mieszkają po miastach, otrzymamy ogólną cyfrę Włochów w stanie na 300.000 dusz.
Z Polakami Włosi stykają się na całym szeregu kolonii, przedewszystkiem na starych kolonjach w Alfredo Chaves, Bento Goncalves, Antonio Prado, dalej na Marianna Pimentel i Ijuhy. Rzecz ciekawa jednakie, że wypierają Polaków na północ, wy­kupując ich tam w swej okolicy niemal zupełnie. Tak ich wyparli że wspomnianych municypiów w kolonję Erechim, a ostatnio już poszli za nimi i tam wykupują ich powali i wypierają w lasy, w stronę Parany. Polak bowiem, typowy pionier, chętnie sprze­daje swój stary „szakier” Włochowi za dobrą cenę i za te pie­niądze kupuje więcej ziemi świeżej w boru. Współżycie między obu narodowościami naogół jest zupełnie dobre.
Pod względem organizacyjnego życia pozostawiają Włosi dużo do życzenia. Specjalnie szkolnictwo szwankuje u nich po­ważnie. W sprawozdaniu konsula włoskiego z Porto Alegre z 1908 roku czytamy, że np. na kolonji Alfredo Chaves, niemal wyłącznie już w tym czasie włoskiej, na 22.707 dusz było i 6.110 analfabetów. Cyfry znamienne, a straszne. Po kolonjach brak silnych szkół. W okręgu włoskim, obejmującym owe 6 municypiów na początku wymienionych, było ostatnio ledwo niecałe sto szkół włoskich, co przy fakcie braku szkół rządowych wskazuje, że Włosi dawniejszej daty o organizację szkolnictwa niewiele dbają. To samo, a może jeszcze gorzej, jest z towarzystwami po ko­lonjach.
Natomiast pod względem gospodarczym Włosi odgrywają rolę poważną, zarówno po kolonjach jak i po miastach, gdzie nie­mało poważnych przedsiębiorstw jest w ich rękach. Pomaga im w tem wielce posiadanie szeregu instytucji kredytowych i finansowych, a w pierwszej mierze wspomnianego już Banku Francusko-Włoskiego.

-329-

Znaczny głos mają też pod względem politycznym.
Są to jednakże przeważnie już Brazyljanie, ludzie już wyna­rodowieni. Złożyło się na to przedewszystkiem bliskie rasowe i językowe pokrewieństwo, a potem fakt, że emigracja jest stara i od lat blisko 30 większego dopływu świeżych sił nie miała. Obecnie naturalnie odrodzenie wszelkich aspiracji we Włoszech Mussoliniego potrochę poczyna wpływać na odrodzenie poczucia narodowego, ambitne plany stają się coraz popularniejsze, ale naogół są to już próby spóźnione.
Razem w trzech południowych stanach Brazyiji nas specjal­nie interesujących mieszka około 350 tysięcy Włochów. Cyfra bądź cobądź poważna.
Niemcy w Południowj Brazylji Parana, Sta Catharina, Rio Grande do Sul. ich znaczenie gospodarcze, społeczne i po­lityczne. Obecny ruch emigracyjny niemiecki. Niemcy w Paranie.
Pierwszymi emigrantami niemieckimi, którzy stanęli na ziemi parańskiej byli ci, co w liczbie 139 osób osadzeni zostali przez barona de Antonina w roku 1828 w okolicy dzisiejszego Rio Negro. Oni też dali podstawę dzisiejszej mieścinie tej nazwy. W 1875 roku przybyła druga partja Niemców, tym razem już ze Sta Cathariny i początkowo postanowili zająć ziemię na ko­lonji Assunguy, ale później rozproszyli się w mieście Kurytybie i jego okolicy. W 1860 roku przybyła druga partja Niemców z zakładanych wtedy w Sta Catharinie kolonji w liczbie 150 dusz. W 1869 roku na kolonji Argelina osiada 36 Niemców. W chwili kiedy w 1871 roku pojawili się w Kurytybie pierwsi emigranci polscy mieszkało już tam sporo Niemców protoplastów dzisiejszych najbogatszych rodzin kurytybskich,  wszystko przeważnie zbiegowie z kolonji sta catharyńskich, których ściągnęły do Parany zarobki przy budowie drogi Graciosa i ładny klimat. W tym też roku osadzają, na S. Venancio w dzisiejszej parafji Abranches 116 Niemców, którzy stamtąd jednakże także ustę­pują, wracając do Kurytyhy i miasteczek pobliskich.
Od roku  1878 poczynają przybywać do  Parany Niemcy z nad Wołgi.

-330-

Zostają om osadzeni ha kolonjach Virmond, Marienthal i Johannisdorf w mun.Lapa, Sta Quiteria, Lago i Papagaios Novos w mun. Palmeira wreszcie zajmują stepy w mun. Ponta Grossa i dawnieiszem Conchas. Lwia część tych kolo­nistów zwiedziona nadzieją, że stepy parańskie dadzą im w ich pracy te same warunki i te same rezultaty, co ten nad Wołgą skąd przybyli, rzucają przeważnie działki gruntu otrzymane, które później w mun.Ponta Grossa i Palmeira zajmują przeważnie Polacy, i rozpraszają się po całym kraju, jako woźnice, drobni kupcy i rzemieślnicy. Z nich też pochodzą dzisiejsi Niemcy Ponta Grossy, Prudentopohs, Imbituvy i okolic dalszych aż po Guarapuawę czy tym podobne. Tak to druga próba kolonizacji Pa­rany przez Niemców nie udaje się. Uciekają z kolonii do miast i miasteczek.
Niemcy koloniści występują poraź następny w 1908 roku, osiadając w tym roku na kolonjach Iraty i Tayó oraz Affonso Penna a w 1910 roku poraź pierwszy pojawiając się na Cruz Machado i w 1912 roku na Apucaranie i Yapó. Fala ta jednakże także spływa z tych kolonji. Do 1920 roku w Iraty i Apucaranie spadli Niemcy do 25 procent tej liczby, jaka oryginalnie weszła na kolonje, to samo się da powiedzieć o Niemcach na Cruz Machado. Tylko że na Cruz Machado zaczęła w tym roku płynąć nowa ostatnia już powojenna fala immigrantów niemieckich z Europy, również  zresztą nie wykazując tendencji do ostania na roli. Natomiast występują w tym okresie koloniści starzy z Sta Cathariny i Rio Grande do Sul, którzy osiadają na stałe. Natomiast powtarzam, że z nowych immigrantów niemieckich, przeważnie robotników z portowych doków i fabryk mały procent tylko potrafi się w trudnych warunkach kolonji utrzymać i ucieka do miast. Tak to jak widzimy naogół imigracya niemiecka nie dała Paranie kolonii rolniczych i jeśli 315 o Niemcach w Paranie mówi, to należy mówić głównie o mieszkańcach miast i miasteczek.
Niemców w Paranie liczy się na 30 tysięcy. I tak w Kurytybie i okolicy liczą z górą 15 tysięcy Niemców, S, Jose d. Pinhaes, Rio Negro, Lapa, Palmeira i inne miasteczka Parany mają ich około 2 tysięcy, ze 3 tysiące dusz liczy się w Ponta Grossie a około 10 tysięcy mieszka po kolonjach rolniczych, pod Rio Negro zupełnie już zbrazylijszczonych, pod Lapa, Palmeira, S.Joaó de Triumpho, Ponta Grossa wreszcie na nowych koloniach federalnych głównie Cruz Machado.

-331-

Pod względem organizacji jedynie Kurytybscy Niemcy od­znaczają się posiadaniem dwu szkół, kilku poważnych towarzystw i klubów, to samo można powiedzieć o Niemcach w Ponta Grossa. Reszta nie przedstawia żadnych plusów a o ile chodzi o stare kolonje a głównie o Niemców rosyjskich to stoją bardzo licho. Niemają też poza Kurytybą Niemcy zupełnie niemal szkół w stanie.
Najtomiast handel w całym kraju dzięki pomocy szeregu banków i instytucji finansowych, (ostatnio został otwarty Bank niemiecki, filja Banco Alemao Transatlantico) jest silnie opano­wany przez Niemców, a przemysł za wyjątkiem branży herwowej i drzewnej jest niemal wyłącznie w rękach Niemców. W stosunku do Brazyljan można powiedzieć, że kolonja niemiecka jako taka, mimo swych środków i wpływów i stano­wiska majątkowego nie odgrywa zbyt wielkiej roli. Dawniej posiadała paru deputowanych, obecnie niema ani jednego. Jednostkowo odgrywają Niemcy naturalnie rolę, aczkolwiek nie taką, jakaby im przypadała w udzielę. Szereg jednostek zresztą zbrazylijszczonych już zupełnie zajmuje poważne stanowiska, swej niemieckości jednakże przeważnie pilnie się wypiera. Niemcy dawniejsi ich potomkowie odnoszą się do nowoprzybyłych raczej nieżyczliwie. Do Niemiec obecnych republikańskich również dosyć krytycznie się ustosunkowują. Naogół uważają się za Brazyljan. W stosunku do Polaków są dosyć poprawni. Nie mówiąc o pismach, które wypisują z racji obecnej sytuacji politycznej w Europie  nieraz przykre rzeczy, o Polsce i o Polakach, w pożyciu  lokalnem sa poprawni, temhardziej zapewne, że cały handel Kurytyby żyje i Polaków kolonistów okolicznych do tego stopnia, że we wszystkich sklepach niemieckich można. Się rozzmówić po polsku.
Sta Catharina, stan posiadający największy procent Niemców.
W Sta Catharinie osadzono pierwszych Niemców w 1824 roku w S. Pedro de Alcantara i Nova Italia w okolicy Tijucas. Osadzono tam 166 rodzm niemieckich z Bremy.

-332-
Dalsza kolonizacja niemiecka w sianie zaczyna się w 1849 roku, kiedy to powstaje „Hamburskie Towarzystwo Kolonizacyjne” i zakłada kolonie Dona Francisca i Joinville na pamiątkę księżniczki Franciszki, córki D, Pedra II i jei męża księcia Joinville. Z tej kolonji rozszerzonej później przez T-wo Kolonizacyjne Hanseatyckie powstał kompleks kolonji niemieckich .obej­mujący municypja Brusque, Joinville, S. Bento, Campo Alegre i Blumenau. Kolonję Blumenau założył dr.Blumenau w 1850 roku na terenie, jaki dostał od rządu cesarskiego w koncesji. Ta kolonja rozszerzając się w stronę morza zaludniła dzisiejsze rnunicypja Blumenau i Itajahy, oraz idąc w stronę Itayopolis i dalej w głąb kraju w stronę Campos Novos rozszerza się ciągle.
W tych to okręgach osiadło gros przybyszów z Niemiec, przyczem najlepiej się zagospodarowali „Pommry”. Dziś teren ten cały w północnej części stanu aż po São Francisco i Florianopolis i aż na płaskowyż zajęty jest zwartą masą przez Niemców, którzy wypierają zwolna Polaków jacy jeszcze w niedobitkach miedzy niemi mieszkają a także i Włochów. W tym terenie śmiało można liczyć około 100 tysięcy dusz niemieckich. Kraj cały wygląda jak Tyrol południowy lub Szwajcarja. Niem­czyzna wycisnęła swe piętno na całej, tej połaci Brazylji. Tu też była siedziba całej wojującej Niemczyzny. Tu się mieściła ogromna ilość szkół, które nawet Brązyljan uczyły niemieckiego języka. Statystyka z 1916 roku wykazuje w municypjum Blu­menau było 107 szkół prywatnych niemieckich, 8 szkół pry­watnych włoskich, 2 polskie, 2 szkoły prywatne brazylijskie i 20 szkół stanowych. Ilustruje to dobrze sytuację owoczesną. Do­piero wojna położyła kres niepodzielnemu panowaniu Niemców. Wojujący Brazyljanizm położył na wszystkjem swą rękę. Nie­mniej może przytłumione chwilowo wre tam życie niemieckie dalej.
Stąd rozeszli się Niemcy po całym stanie, zajmując sta­nowiska polityczne, posterunki handlowe i przemysłowe, kolonizując nawe tereny. Około 20 tysięcy mieszka ich rozproszonych po całym stanie. Równocześnie w ostatnich latach na tereny kolonizowane przez kompanje kolejową S. Paulo - Rio Grande przyszło wespół z Włochami sporo Niemców z Rio Grande do Sul, zajmując południowo-zachodni kraniec Sta Cathariny, nie­gdyś Contestado. jest ich tam do  10 tysięcy.   Tereny te parcelują Niemcy nieraz bardzo ustosunkowani w polityce.

-333-
A wpływy polityczne mają Niemcy tam znaczne. Ze Sta Cathariny wyszedł senator Lauro Mueller, minister brazylijski spraw zagranicznych, długie lata rządził stanem Schmidt, cały szereg najwybitniejszych polityków jak sekretarz stanu dr.Konder, są Niemcami, poważna ilość municypjów rządzona jest przez Niemców. Niedarmo na parę lat przed wojną wydawano mapy, na których Sta Catharine oznaczano jako „Neu Deutschland". Kto wie coby było, gdyby wojna światowa wzięła inny obrót.
W stosunku do Polaków w terenach nadmorskich Niemcy wykazują siłą ekspanzyjną i wypierają ich wobec swej przewagi. Natomiast w municypjum Itayopolis, Polacy Luceńscy położyli się jak tama naporowi niemieckiemu, nie puszczając Niemców na płaskowyż a i owszem idąc naprzód poza górę Tayó w stronę Blumenau. Kiedy jednakże w Paranie stosunek Niemców do Polaków można uważać: porawny, tu gdzie Niemcy czują się, jak nieraz światu powiedzieli „Herrenvolk”, usiłują germanizować Polaków przez kościół i szkołę, dość wspomnieć przejścia Polaków na Massarandubie dawniej i postępowanie OO. Fran­ciszkanów i dziś jeszcze, a tam gdzie mają wpływy szykanują. Polaków i dokuczają im. Doskonałą ilustracją było postępo­wanie osławionego Koeniga ńa Itayopolis. Naogół jednakże powierzchnia tarcia wobec exodusu Polaków z pośród Niemców coraz bardziej i tu maleje.
Ogólną liczbę Niemców w Sta Catharinie można przyjąć na przeszło 130 tysięcy co przy ogólnej ludności stanu poda­wanej na przeszło 650 tysięcy daje jednakże 20% ogółu mie­szkańców, notabene skupionych w jednej głównie połaci kraju.
Rio Grande do Sul. jest to co do liczby największe skupienie Niemców.
Największe co do liczby skupienie Niemców w Brazylji istnieje jednakże w stanie Rio Grande do Sul. Pierwsza kolonja niemiecka S. Leopoldo powstała w tym stanie w 1824 roku. Z niej to po wieku rozwoju dziś cała połać północna kraju od Porto Alegre zaludniona jest zwarcie przez Niemców. S, Leopoldo, Novo Hamburgo, S. João de Montenegro, Taquara kwitnące miasta i osady to skupienia zamieszkane przez, potomków tych pierwszych osadników.

-334-
Słynny zakaz pruskiego ministra v. Heydta w 1859 roku zabraniający pod surowemi karami emigracji do Brazylji, zakaz, który się utrzymał niemal do końca 19 wieku sprawił, że dopływ Niemców do Rio Grande do Sul był w drugiej połowie 19 wieku nieznaczny. Niemniej z kolonizacji S. Leopoldo, Novo Hamburgo i S. Joao de Montenegro wyszło dzięki wielkiej ilości dzieci, jaką koloniści mieli, tysiące osadników niemieckich. W 1890 roku przyszli nowi osadnicy w okolice Cruz, Alta na kolonję Ijuhy, Neu Wittemberg itp, Byli to przeważnie Niemcy z południa Niemiec, względnie z Królestwa Polskiego i z Wołynia.
W międzyczasie szło coraz to nieco immigrantów niemieckich do różnych okolic stanu. To samo powtarzało się do wojny. Ale na większą skalę dopływu nie było. Dopiero teraz po wojnie ruszyło więcej Niemców do stanu Rio Grande do Sul, ale są to przeważnie ludzie, którzy osiadają po miastach i miasteczkach.
W każdym razie 100 lat niemal trwająca kolonizacja S, Leopoldo i okolicznych punktów dało stanowi z późniejszym do­pływem wedle danych urzędowych około 330 tysięcy Brazyljan niemieckiego pochodzenia, zaludniających całe połacie kraju, a mianowicie głównie okolica na północ od Porto Alegre, dalej Cruz Alta, Ijuhy aż po Guarany. Naturalnie w całym kraju roz­siani są Niemcy. W samem Porto Alegre mieszka wedle źródeł niemieckich 50 tysięcy Niemców. Cyfra to poważna.
Obecnie Niemcy wylewają się na północ idąc do Sta Cathanny na Contestado a nawet już aż do Parany, gdzie się ich spotyka na Cruz Machado i w okolicy tegoż.
Nie można też tej siły lekceważyć w życiu stanu. Zado­mowieni, związani z miejscową ludnością i krajem wszelkiemi więzami krwi i interesu odgrywają Niemcy Rio-Grandeńscy po­ważną rolę w polityce i życiu społecznem kraju, wysuwają się też na pierwsze miejsce w życiu ekonomicznem zarówno jako rolnicy, jak jeszcze bardziej jako kupcy i przemysłowcy. Szereg potężnych firm hadłowych i przemysłowych, banki w rodzaju Banco Nacional do Commercio itp., są pod kontrolą Niemców-lub prosto w rękach niemieckich. To też handel i przemysł nie­miecki w Porto Alegre rozwija się świetnie.
-335-

Organizacja  życia niemieckiego stoi wysoko,  szereg   pism niemieckich codziennych w Porto Alegre i kilka tygodników, po­tężne organizacje i kluby, poważna ilość szkół, to,dowody żywotności niemieckiego osadnika, który zatrzymał nawet swój dja-lekt, jaki przywiózł z Niemiec, narzucając go nieraz otaczającym cudzoziemcom czy tubylcom.
W stosunku do Polaków płaszczyzna zetknięcia jest bardzo mała. Stykają się Polacy z Niemcami niemal wyłącznie, nie mówiąc o miastach, na kołonji Ijuhy, gdzie Niemcy biorą górę, wypierając Polaków, którzy przenoszą się do Guarany. Ale po­życie jest zupełnie poprawne i walk żadnych na tle narodowo-ściowem nie było i niema.
Parę uwag ogólnych. Wspólna akcja i porozumienie.
Jak widzimy z obliczeń i zestawień obok Polaków i Rusinów mamy w tych stanach około 400 tysięcy Włochów i prze­szło 500 tysięcy Niemców, względnie Brazyljan pochodzących z tych dwu narodowości, jeśli do tego dodamy 200 tysięcy Po­laków i około 50 tysięcy Rusinów otrzymamy razem potężną cyfrę przeszło miljona emigrantów względnie ich potomków, repre­zentujących siłę nielada.
Ponieważ naogół narodowości te naturalnym pędem starają się zajmować tereny rozgraniczone, tam zaś gdzie jeden naród w drugi penetruje, jeden drugi nazwyczaj wypiera zresztą zwykle bez walki i tarć, ponieważ naogół społeczeństwa te nie mają między sobą przeciwieństw na gruncie brazylijskim, a wszystkie mają te same interesy do obrony wysuwa się samo przez się za­gadnienie porozumienia między temr narodowościami' dla obrony wspólnych interesów.

-336-

ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Polacy a Brazylja i Brazyljanie:
STOSUNEK WZAJEMNY. — TARCIA I NIEPOROZUMIENIA,  GDZIE ICH ŹRÓDŁO? CZY JEST NA TO JAKA RADA?
                     Kiedy chcemy przeniknąć losy, jakie czekają nasze kolonje w Brazylji, kiedy pragniemy wniknąć w jej „jutro”, kiedy chcemy odpowiedzieć na pytanie, co czeka tu Polskość i czego Polska może się po kolonji brazylijskiej spodziewać, rzecz prosta musimy się rozejrzeć w stosunku, jaki tę odróśl narodu łączy z Brazylją i społeczeństwem brazylijskiem, powiedzmy lepiej tymi, co mu tom nadają, tj. „Luzo – Brazyljanami”.
A żeby na to pytanie móc odpowiedzieć, musimy wniknąć w przyczyny które spowodowały fakt istnienia na Antypodach" polskiej kolonji i pobudki, które gospodarzy Brazylji skłoniły do otwarcia na oścież bram swojej ziemi, z drugiej zaś strony rozstrząsnąć nam wypadnie uczucia, jakie żywił albo które z biegiem czasu się zjawiły w duszy emigranta naszego, a na których opierał się jego dotychczasowy do Brazylji i tamtejszego społeczeństwa stosunek. To nam da podstawy do ewentualnych wniosków.
O co chodziło Brazyljanom? – Trzeba im było rąk silnych i zdrowej krwi, oraz silnej rasy.

Zacznijmy od tej strony, której przypada inicjatywa. Brazyljanie, naturalnie nie tłum, ale kierownicze sfery decydując się na dopuszczenie emigrantów europejskich, mieli jasne  zupełnie cele do osiągnięcia,  które notabene z biegiem  czasu jeszcze wyraźniej się u nich precyzowały, tak że dzisiaj, są już dzisiaj jasne.

-338-

Ściągniety przez agentów obietnicami „złotych gór” jechał w zupełnie określonym celu, po niezależność materialną, po swobodę osobistą, a o ile specjalnie o polskiego szło emigranta, po ziemię. Na otrzymanym kawałku ziemi pracował rzetelnie. Swoją pracę, swym uporem i trudem, nieraz mimo przeszkód ze strony władz i urzędów nieudolnych stworzył kwitnące osady, jego produktywności zawdzięcza cały kraj dobrobyt. Kurytyba i inne miasta swój rozwój, wszyscy podniesienie swej stopy życiowej. Kolonista czuł to wszystko, widział zmianę którą spowodował i uważał, że są to, codostał, zapłacił z nawiązką, że dług wdzięczności spłacił jak należy. Innej roli, którą mu narzucono nie chciał przyjąć. Do innych obowiązków się nie poczuwał.
Przedewszystkiem zaś nie chciał, aby jego dzieci zostały brazyljanami z języka, by odeszły od mowy jego, jego rodziców i dziadów.
Brazylję, swą przybraną Ojczyznę pokochał,przywiązał się do niej, nie miał właściwie poza nią, innej faktycznej ojczyzny., z Polską łączył go bowiem tylko sentyment, ale brazyljaninem chciał być jako Polak i skóry zmieniać nie pragnął.Do naturalnej i słusznej lojalności względem Brazylji nie chciał też dodawać zaprzaństwa w stosunku do swego narodu i swj rasy. To trzeba stwierdzić jak najkategoryczniej. Jeśli fala obca zalewała jego lub jego potomstwo, był to proces naturalny, niezależny wprost od niego, ale sam emigrant, za nielicznymi wyjątkami do tego ręki nie przykładał.Ale z takiego stosunku do Brazylji i do Brazyljan, Brazyljanie, nazwijmy ich lepiej szowiniści brazylijscy, bo nie wszystkich znowu Brazyljan można tym imieniem nazwać, nie są zadowoleni i w tym szacunku dla swj mowy i tradycji, w tej pewnej ekskluzywności plemiennej upatrują niebezpieczeństwo dla językowej i rasowej jednolitości Brazylji, zwalczając te objawy wszelkimi sposobami Tu też leży źródło konfliktu między emigrantem a spoleczeństwem miejscowem, leży w tem, że każdy emigrant chce być jak najjolalniejszym obywatelem Brazylji, ale czce jednocześnie zachować swą językową i kulturalną niezależność.
-339-

Nie koniec na tem. Dwie miary – obywatele dwu kategorji – nie dla wszystkich stosunek praw do obowiązków jest ten sam. Życie codzienne przynosi jeszcze powody do tarcia. Oto emigrant względnie nawet jego syn czy wnuk, już z prawa Brazyljanin, konstatuje,że są dwie miary dla obywatelo kraju., że nie dla wszystkich stosunek praw do obowiazków jest ten sam, że jednakże są dwie kategorje obywateli, jedna do rządzenia, a druga do pracy. Stwierdza on, że pracować mu wolno, wolno nawt gromadzić majątek w rolnictwie, handlu czy przemyśle, ale zabierać głos w sprawach kraju, mieszać się do tzw. Polityki, to już żadną miarą nie. Kiedy naprzykład emigrancki syn ma iść do wojska, do czego z prawa jest zobowiązany, to jako zdrowszy i silnieszy od tubylca, na pewno się bez trudności dostanie do koszar, przecież jest Brazyljaninem,ale skoro chce naprzykład głosować, skoro jeszcze gorzej chce dostać jakiś urząd, to robi mu się trudności, właściwie bowiem jest to cudzoziemiec. Kiedy manifestuje swoje pochodzenie, polskie, złe spotykają go za to urągania. Chce mieszać się w życie brazylijskie, to jednakże przy każdej próbie ognia spotyka go wymyślanie od „polaco”. Jednym słowem dwie miary. Odnosi się to zresztą, nie tylko do Polaków, ale do wszystkich innych emigrantów. Naturalnie że na oko stosunek jest poprawny, tembardziej że nauczony doświadczeniem emigrant, sytuacji drastycznych stara się niepotrzebnie nie powodować, ale niemniej emigrant coraz jaśniej zdaje sobie sprawę z sutuacji, że jego jedyne prawo to „pracować”. Po szumnym, pięknym frazesie o Brazylji, która pod swe skrzydła opiekuńczy przygarnęła biednych wygnańców, dając im swobodę i chleb, kryje się szara szara i twarda rzeczywistość. I wtym rozdźwięku haseł i rzeczywistości, w tych dwu miarach tkwi klin do sytuacji obecnej i do tego, jak się stosunki ułożą na jutro.

-340-

Udział Polaków w polityce stanowej brazylijskiej. Historia prób organizacyjnych na tem polu. Dwaj deputowani stanowi w Paranie, stosunki w Rio Grande do Sul.


Stosunki jakie panują  w Brazylji, a ściślej mówiąc w Paranie, nie od dziś zwracały uwagę  miejscowych działaczy, podsuwając im myśl, aby dla zorganizowania kolonji polskie użyć jej interesów wspólnych na polu polityki, wyrażających się tem, że tutejsi wielkorządcy polityczni liczą się tylko z ludźmi rozporządzającymi wszystkiem tak dalece, że nawet głos ludu przezywał ich „manda chuva”, tzn. takimi, którzy nawet deszczowi każą padać kiedy chcą, a którzy bierą w rachubę jedynie wyborców, reszta narodu bowiem, to  tylko bierrny materiał, nad którym przemogą Polacy, obywatele Brazylji, liczyć nie tylko, na jakieś wpływy, ale nawet na obronę swoich interesów  żywotnych jak podatkowe kwestje, czy sprawa komunikacji, zagadnienia ekonomiczne, nie mogą w ogóle dochodzić swych praw. I broniąc się przed szykanami na tem czy innym polu. Zauważyli to kierownicy publicznego życia kolonji polskiej w Paranie. Od dawna i od dawna też od samego początku, kiedy robione są próby organizowania Polaków na innych polach, rodzą się też próby organizacyjne i w tej dziedzinie, a równocześnie pojawiają się też próby mieszania się Polaków w życie polityczne czy też lepiej powiedzmy politykierskie kraju. Ale akcja w tej dziedzinie powiedzmy, idzie tępo, szeroki ogół bowiem kolonistów niechetnie się miesza w te sprawy obcy metodom stosowanym w tutejszej familijnej polityce, a z drugiej strony resprezentanci społeczeństwa miejscowego wypierani przez cudzoziemców w różnych innych polach życia, gdzie potrzeba pracy i wysiłku, uważali politykę za swoją rezerwację i niechętnie dopuszczali, kogokolwiek do tych spraw. Naturalnie, że dawniej stosunki nie były na tem polu takie jak obecnie, kwestja niechęci do wszystkich „obcych” choćby byli oni w Brazylji urodzeni, nie istniała, formy te były jeszcze tak sprecyzowane, prawa nie były ukute i stosowane. Tak, że codzoziemcy, a więc i Polacy mogli za pośrednictwem osobistych stosunków, zdobywać nawet pełne fawory i stanowiska w polityce.

-341-

Pierwsze hasło wzięcia przez Polaków żywszego udziału w polityce rzuca ks. Ludwik Przytarski. Rewolucja Federalistyczna sprawia nawet , że część Polaków zmuszona zostaje do tego okolicznościami, aby wziąć udział w rewolucji, płacac  za to nawet krwią takich ludzi jak Koźniński i inni. Niepowodzenie po tej czynnej próbie wywołuje reakcję. Polacy odsuwają się od polityki, ale już organizatorzy Ligi Polskiej w 1898 r. podnoszą tę myśl, którą propaguje i „Polonia” Waberskiego i „Gazeta Polska” Szulca, zwłaszcza za redakcji J.Okołowicza. Ideę tę propaguje żywo Dr. Stanisław Kłobukowski. Pierwszą organizację stworzono w tym celu,  to Gmina Polska, założona w Kurytybie 11.02.19000 r. „Partja Polska” to jeden z głównych celów Gminy. Gdy to się dzieje  na szerszej arenie, w polityce lokalnej wysuwają się w niektórych specjalnie municypiach Polacy jak np. w S.Mateuszu, Lucenie, Araukarji czy tp. Ale zbytniego zainteresowania nie ma nigdzie.. Samodzielnej polityki Polacy nie uprawiają, na ogół idą na pasku miejscowych „politykierów” brazylijskich, występując zazwyczaj za partją rządową. Zainteresowuje się tą sprawą żywiej Warchałowski, który dzięki osobistym stosunkom i majatkowi zdobywa sobie w kołach Brazyljan stanowisko wpływowe, nawet przez jakiś czas bardzo wpływowe. Ale rezultaty tych wpływów nie przybierają żadnych konkretnych resultatów i form. Nie umie on też zorganizować polskich wyborców, kiedy około 1910 roku robione są próby przeprowadzenia polskiego deputowanego do Kongresu satnowego.Warchałowski popiera Malinowskiego, inna grupa wysuwa A. Stachonia, wreszcie trzecia D-ra Kossobudzkiego.Przetargi idą długo, ale rezultatu nie wydają żadnego. Wtedy to sprawę polityki wysuwa „Związek Narodowy Polski”. Jest to okres największego zainteresowania tą sprawą.Wszyscy wybitniejsi działacze ówcześni, czy to Kossobudzki, czy Warchałowski, ks. Anusz, czy ks. Trzebiatowski, ze związku Stachoń i dr. Kłobukowski, czynnie się na tem polu zaznaczają. Wtedy to, w 1911 roku wysuwa dr. Kłobukowski projekt zorganizowania „partido agrario polaco” (sic), rolniczej partji polskiej. Jak więc z tego widzimy, stosunki są jeszcze tak patriarchalne, że plany organizacji Polaków w polityce nie wzbudzją niechęci powszechneja w pierwszej mierze nie rozdrażniają prasy brazylijskiej. I to mimo tego, że jako wyborcy a nawet kandydaci z urzędu występowały jednoski nie naturalizowane, nie tak dawno z Polski przybyłe.


-342-

Wreszcie w 1912 roku na liście rządowej przechodzi do Kongresu stanowego, jako poseł Ed.S.Saporski, który w 1913 roku postawił szereg wniosków, głownie odnoszących się do spraw dróg na kolonjach i pomiędzy kolonjami, a także w sprawach organizacji rolnej i propagandy racjonalnego rolnictwa. Naturalnie, że jako Polak nie miał nic do powiedzenia, był przecież tylko Brazyljaninem i jako taki został posłem. Pierwsza ta próba wykazała, że na tem terenie niema wiele do zdobycia i z drugiej strony uzmysłowiła społeczeństwu polskiemu, że do polityki miejscowej należy się brać z punktu widzenia nie polskiego a czysto parańskiego, miejscowego.Ale na dalsze próby nie było sposobności. Udział Brazylji w wojnie wywołuje nagonkę nie tylko na Niemców, ale i na innych cudzoziemców nawet „sprzymierzonych” z Brazylją. W pismach kurytybskich pojawiają się namiętne artykuły, wśród których wyróżniły się zapalczywością artykułu a „Diario da tarde” z 1918r. Wnich toGastao Faria występuje z gorącą „filipkia” przeciw cudzoziemcom. Dość przytoczyć artykuły”Do kogo Brazylja należy, naprawdę do Brazyljan?, albo „Wzbraniamy cudzoziemcom mieszania się w sferę naszej działalności politycznej…” itp. Naturalnie w takiej atmosferze, nie było możliwe organizowanie się Polaków w dziedzinie polityki.Jak mija wojna, nadchodzi okres ostatnich prac organizacyjnych w społeczeństwie polskiem na wychodźctwie. Kiedy posunięto najpierw sprawy oświatowo-szkolne, kiedy wypłynęły na porządek dzienny inne zagadnienia, wchodzi w pole zabiegów organizacyjnych sprawa Polaków w Brazylji i sprawa polityki miejscowej.Zorganizowanie wyborców polskich propaguje w szeregu artykułów „Świt”. Przyłancza się do akcji tej także obóz „konserwatywno-klerykalny”. Wtedy też wobec nowych wyborów do Kongresu stanowego staje się sprawa reprezentanta „Polono-Brazyljan” w temże ciele. Po Porozumieniu się Partji Republikańskiej, rządowej, senatorem Afonso Camargo, na skutek odpowiedniej deklaracji wszystkich przedstawicieli całej kolonji wszystkich organizaqcji i prasy, desygnowany został na to stanowisko p. Modest Falarz, profesor szkoły normalnej, pochodzący z kolonji Orleans.

-343-

Zostaje też przeprowadzony na liście rządowej i od lutego 1924 r. wchodzi do reprezentacji stanowej. W gruncie rzeczy jest to bez większego znaczenia. Ale rzecz charakterystyczna, że mimo tego nie podoba to się niektórym politykom i pismom kurytybskim, które go krytykują. Krytykują „Bogu ducha winnego” posła krytykuje się za to, że reprezentuje Polaków. Jak więc wiodzimy, w ogólnej polityce stanowej, wobec wyboru systemem listowym, w całym stanie i nie tylko w okregach wyborczych i kręgach oligarchii, rola Polono-Brazyljan mimo ich siły liczebnej, nie prętko przybierze formę ludzi wpływowych, którzyby mieli ambicjęrobić karjerę i interesa na polityce, a ogół, szeroka masa wyborców woli się w te sprawy nie mieszać. To sami i z polityką w minicypjach. W centrach tak polskich jak Araukarja, Św. Mateusz, czy Marechal Mallet, Polacy dostają zaledwie jako kamarysty, czyli  ławnika w zarządzie municypium lub jakiegoś subdelegata policji. Jedynym środkiem, który temu stanowi zaradzi to czas.

Tu dodać pragnę parę uwag  jeszcze o stosunkach w tej dziedzinie w innych stanach. W Sta Catharinie było pod tym względem jeszcze gorzej jak w Paranie. Rezultatów na tem polu Polacy w żadnej formie nie osiągnęli ani w całym stanie, ani też w municypiach, maioryzowani wszędzie przez Niemców względnie Włochów. To samo można powiedzieć o stanie Rio Grande do Sul, gdzie notabene wskutek niemal autokratycznych rządów zresztą bardzo zacnego i sprawiedliwego, adla cudzoziemców przychylnego dra Borgesa de Medeiros, rola samorządu była bardzo nikła. Tam za to  na podstawie wzajemnych dobrych stosunków opartych na zaufaniu, Polak dr Michał Chmielewski dobił się poważnego stanowiska przy Borgesie, obdarzony też był przezeń ważnymi i trudnym, wymagającymi zaufania stanowiskami. Ostatnio, po zakończeniu ostatniej rewolucji w stanie Rio Grande do Sul, nazywa intendentem municypium Erechim – Paiol Grande, gdzie mieszka poważny procent Polaków.

-344-

Tam też Polacy w Rio Grande, w Porto Alegre zorganizowali  żywą akcję polityczną, mającą na celu goretsze zainteresowanie Polono-Brazyljan sprawami polityki stanowej.  Jakie akcja ta wydała rezultaty to dopiero może pokazać przyszłość.  W każdem razie pierwsze kroki zrobiono.

Obowiązkowa służba wojskowa a Polacy. Udział Polaków parańskich w wojsku. Rola wojska w brazylijszczaniu cudzoziemców
Wojna przyniosla jeszcze jedną nowość dla naszego wychodźctwa. Już w 1903 roku uchwalono w Brazylji, służbę wojskową. Była to jednak uchwała na papierze. Nie wprowadzono jej w życie. Dopiero wojna przyniosłazmianę w tem kierunku. Oto podczas czynienia zapału patriotycznego i powszechnego wzrostu szowinizmu narodowego, w tory za sobą pociągnęła wojna światowa i z momentem udziału Brazylji w wojnie, prawo to zaczęto wcielać w życie. Dawne wojsko zaciężne, złożone w znacznej mierze z zstabilnych elementów, nieciekawych w ten sposób odbywających nieraz karę, przeważnie murzynów z północy, ustąpiło miejsca wojsku z poboru, wojsku, do którego wprowadzono nowy element, synów spokojnych i pracowitych kolonistów europejskich. Mowa tu o wojsku federalnym, albowiem wojska, policje stanowe, stosują, jeszcze dawne metody, aczkolwiek już dobierają materjał ludzki lepiej i staranniej. Każdy młody człowiek urodzony w Brazylji, wprowadzony na odpowiednie listy jest począwszy od 21 roku zobowiązany do służby wojskowej. Naturalnie, że nie wszystkich do wojska biorą. Rząd określa co roku pewien kontyngent i zgodnie z tym kluczem losuje się żołnierzy. W ten sposób przeciętnie jedne młody człowiek na 500 powinien służyć w wojsku. Ale niestety i tu niema równego prawa dla wszystkich. Do wojska bierze się więcej synów kolonistów niż kabokli. I to tembardziej, że są oni silni i zdrowi, bardziej się do służby nadają a także i dlatego, że system „alistamento” w północnych stanach wydaje tylko bardzo słabe rezultaty. Tak, trzy stany południowe dają nadmiernie duży kontygent rekruya, który zastępuje w słuzbie swych północnych - współobywateli.

-345-

Jak bardzo nieproporcjonalnie dużo Polaków i Rusinów służy w wojsku federalnym  dość przekonać się na takiem przykładzie: pod Kurytybą, nad Barcachery jest stacjonowany 5 Bataljon Inżynierji (federalny). Otóż w I –szej Kompanji tego Bataljonu, na 140 ludzi służy 57 Polaków i 48 Rusinów, razem 105, czyli 75 % ogółu żołnierzy.W drugiej Kompanji na 160  ludzi, 63 Polaków i 30 Rusinów, czyli 58 % ogółu żołnierzy, a w trzeciej Kompanji na 125 ludzi, 42 Polaków i 17 Rusinów , razem 49 , czyli 46 % ogółu żołnierzy. W szkole sierżantów było 12 Polaków i 8 Brazyljan. Podobne stosunki panują w kawalerji w Castro i artylerji w Kurytybie, jedynie w piechocie, w strzelcach, stosunek jest korzystniejszy dla Luzo-Brazyljan, aczkolwiek zawsze jest nieproporcjonalnydo faktycznego udziału Polaków i Rusinów w stosunku do ogółu ludności. Pobór jest więc robiony tak, aby syn kolonisty cudzoziemca, nauczył się w koszarach porugalskiego języka, aby się przejąl patriotyzmem brazylijskim itp. Ostatnio posyła się nawet Polaków czy Włochów i Niemców z południowych stanów na służbę do Rio de Janeiro, gdzie wielkie środowisko ma jeszcze silniej działać w tym kierunku.


-346-

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

EMIGRANT A POLSKA.

Stosunek jego do polskości – jutro na wychodźctwie.

Ściśle ze stosunkiem emigranta do Brazylji i miejscowego społeczeństwa łączy się kwestja jego stosunku do Polski i Polskości.

Stosunek emigranta do Polski – dawniej i dziś.
         Trzeba sobie jasno powiedzieć, że stosunek do Polski emigranta, rzuconego za morza, oderwanego od tych wszystkich czynników życia codziennego i interesu, które łączą z Polskąj jej stałego zamieszkania, opierał się właściwie na sentymencie, na uczuciu. . Tęsknota do matki pozostawionej daleko, marzenia o tem wszystkiem, co go wspomnieniami z dawną ziemią łączyło, marzenia, jak zawsze wobec szarzyzny życia w kraju, idealizujące wszystko co było, duma z przynależności do narodu swojego, to splot uczuc, które ożywiały serce emigranta, każąc mu pamiętać o Polsce.  Naturalnie dawniej, kiedy Polska była w niewoli , ten sentyment kazał widzieć w niej emigrantowi Matkę daleką w biedzie, stąd uczucie to było rzewniejsze, głębsze i silniejsze., jak u dziecka, które macierz rodzoną w niedoli opuścić musi. Rzecz jasna, że sentymento to całkiem krucha podstawa, aby na niej trwały gmach móc wznosić, to słaby fundament do pracy systematycznej z dnia na dzien. Niemniej trzeba skontatować, że na tym jedynie uczuciu, na sentymencie opierała się cała dla Polski na wychodxctwie praca, że to była jedna nić łącząca wychodźctwo z Macierzą.

-347-

Powstanie Niepodległej Polski nie zmieniło zasadniczego stosunku, zmieniło jedynie natężenie i zabarwienie sentymentu, a co zatem idzie spowodowało przewartościowanie stosumku emigranta do dalekiej Ojczyzny. Pierwsze lata tego widomego symbolu polskości, pierwsz okres państwowości, przybycie przedstawicielstw dyplomatycznych i konsularnych, wysunęły na pierwszy planuczucie dumy narodowej, która obudziła się już nawet u tych, co o Polskości zapomnieli, a nieraz się jej zapierali, każąc wszystkim manifestować swoje „ja” narodowe. Ale zwolna przychodzi reakcja. Emigracja uświadamia sobie przez pierwszy może jaj łącznik z odległą Ojczyzną, to tylko uczucie miłości idealnej, to tylko sentyment,, ze stosunków realnych, ze związku interesu niema. Rzeczywistość ta Polska nie wymarzona ale taka jaka jest, nieraz szara, nieraz może przykra, nieraz biedna, ale żywa, sprowadza rozczarowanie. Sentyment słabnie. Słabnie jeszcze i dlatego, że emigrant, którym jest każdy Polak w czasach niewoli, w mniejszym lub większym stopniu wyobrażał sobie, że cierpi za Polskę biedną, umęczoną, wobec istnienia państwa polskiego uznał za stosowne przekazać tę całą nieraz teoretyczną troskęna Państwo, a uczucie miłości dla matki zasobnej, względnie w każdym razie niezależnej jest zawsze w sercu dziecka mniejsze niż dla matki biednej i opuszczonej. Toteż i do Polski emigrant mimowoli poczyna się odnosić inaczej. Polska już ma byt niezależny, a więcteraz czas myśleć o sobie, rozumuje ogół. Aniejeden, jak na dziecko przystało, czeka jeszcze od matki pomocy w swej ciężkiej, nieraz przykrej roli. Rzecz prosta, że to, co pisze się o emigracie polskim, który jeszcze sam z Ojczyzny przybył, widział ją i pamiętał, w daleko szersze mierze odnosi się do jego potomstwa na obcej ziemi zrodzonego. Tego stosunek do Polski bedąc zresztą tylko czystym sentymentalnym, bo Polski nie zna i nigdy jej nie oglądał w nateżeniu jest rzecz prosta, dużo słabszy, tak jak odbite światło księżyca, którego świeci wprawdzie słabo, ale nie grzeje.Trudno, objaw to naturalny. Ot i cały sekret, dlaczego dziś prasa wychodźcza pełna jest artykułów wzywających do przewartościowania stosunku wychodźctwa do Polski, dlaczego w coraz większej gromadzie emigrantów najświadomszych budzi się potrzeba rewizji dotychczasowych poglądów na sprawę.

-348-

Wszyscy zewsząd wołają o program realny, na którym można oprzeć współpraće emigracji z Macierzą, bo jasnem się stało, że sam sentyment dotychczas tutaj w grę wchodzący nie starczy dalej za platformę. I słusznie. Program to rzecz konieczna, trzeba sobie i ogółowi powiedzieć, czego Polska od wychodźtwa chce i co mu dać może, a także na odwrót. Inaczej wszelka praca na nic, będzie to szamotanie się ryby w matni i nic więcej. Ale nie tu koniec kwestji – emigrant a Polskość. I tu nie koniec zagadnienia. Oprócz stonuku emigranta do Polski musimy jeszcze rozpatrywać stosunek tegoż do Polskości, a więc do języka ojczystego, do obyczjau i zwyczju, co całej tradycji naszej.
Na tradycji opiera się nasz stosunek do największych zagadnień życia i ducha, toteż obyczaj konserwujemy długo i uporczywie. Ma to miejsce i w Brazylji. Ot, wystarczy pójść pod Kurytybą pójść na kolonjęŚw. Kandydy, gdzie dziewczęta młode nieraz już w drugiem pokoleniu tu urodzone, codzą ubrane w śląski strój ludowy, mimo bliskości stolicy stanu, a co za tem idzie silniejszego wpływu kosmopolitycznego, wiejącego z tamtąd. Zwyczje w kościele, związanymi specjalnie w Polsce stossowanymi i znanymi ceremoniami, wesele polskie z całą paradą i cały szereg innych przykładów wskazują na to, że dosyć łatwo konserwujemy przez lata, mimo oderwania od Ojczyzny, stanowiący część naszej odrębności narodowej.
To samo można powiedzieć naogół i o języku.Coprawda że w ośrodkach miejskich  a nawet po kolonjach młodzież używa języka portugalskiego, nawt w potocznej mowie, ale jest to już charakterystyczny objaw, że jednakże język danego kraju, w którym się dziecko dane urodziło, staje się dla niego językiem codziennego użytku. Ale potrzeba stwierdzić, że młodzież cała, nawet taka, której rodzice już się tutaj porodzili, zna język polski na ogół dobrze, nierzadko dzięki szkole polskiej, której ojcowie nie mieli, zna język lepiej jak rodzice. Naturalnie. Że w środowiskach gdzie procent Brazyljan wówiących po prtugalsku jest znaczny, pewien odsetem młodzieży zarzuca zupełnie język polski, przepadając w ten sposób całkowicie dla Polskości, Jednakże jest to procent jednakże nieznaczny.
W każdym razie, u emigranta przybyłego z Polski, który z przyrodzonego upodobania i naturalnej łatwości do języka portugalskiego nie ma, nie ma też  i naturalnego wynarodowienia. Objaw ten niestety spotyka się bardzo często już u synów i wnuków. Mimo wszystko jednak, poczucie odrębności, zasadzającej się nieraz na zupełnie podświadomej przynależności  do Polskości, tkwi w emigrancie naszym długo, śmiało rzec można, że dłużej aniżeli wśród emigrantów  włoskich, bliskich językowo Brazyljanom, czy też Niemców, czy też podobnych nam Rusinów.

Kwestaja wynarodowienia – Stan obecny tejże – Przechodzimy już do konkluzji.

Przedewszystkiem, musimy skonstatować, że chociażby mieszkający na emigracji Polak czuł się jak najżywiej Polakiem, niemniej jest on już Polakiem z innego kraju, innego typu. O ile mówimy o Ameryce, śmiało możemy go nazwać Polakiem „Nowego Świata”, w przeciwiństwie do tego, który hen w „starym kraju”, jak powiada stary wychodźca, żyje. Jest to rzecz nie błaha. Skonstatowanie bowiem tego faktu pozwoli nam spojrzeć jasno na niejedną stronę kwestji stosunku emigranta do Ojczyzny, a przedewszystkiem na kwestję reemigracji. Polak amerykański, chać sentymentalnie czuje się jak najbardziej z Polską związanym, „wyrósł z niej”, że tak powiem, odwykł od niej, a natomiast do zupełnie innych przyzwyczaił się dróg i stossunków. Stąd też idea reemigracji Polaków z za morza w praktyce zbankrutowała i poza masą kwasów i niezadowolenia oraz rozczarowania, nie orzyniosła oczekiwanych pozytywnych rezultatów. Polak  amerykański ze Stanów Zjednoczonych, czy też z Brazylji, to tym anglosasa z Australji czy Kanady, który mógł w imię interesów anglosaskiej rasy krwawić we Francji, ale po skończonej wojnie, pierwszym statkiem jechał do domu, a w Anglji czy Francji nie osiadł. To jest fakt psychologicznie ugruntowany, niezaprzeczlany i stwierdzić go należy. Rzec więc można w pewnej mierze, że wszyscy Polacy zamorscy i w ogóle mieszkający zdala od Ojczyzny, naturalnie i brazylijscy są w pewnej mierze „wynarodowieni”, a w każdym razie od Polski oderwani i oddaleni.

-350-

Stąd rodzi się racja do ich wynarodowienia formalnego. Poza sentymentem silniejszym jedynie u samego emigranta przybysza, zrywa się wszelki trwalszy kontakt z Macierzą. Z konieczności emigranta „wżera” się w nowe warunki, przyzwyczaja się do nowego klimatu, fauny i flory, do innych stosunków politycznych i społecznych, do innego sposobu myslenia i patrzenia na zjawiska życiowe, do innego wogóle srodowiska. Zatęskni czasem jeszcze do śniegu, ale bez słońca parańskiego, już żyć nie chce i może nawetby nie umial, zamarzy czasami o brzozie, lipie czy dębie, ale pinior, brakatinga czy imbuję uważa za swoją własność. Westchnie czasem, by wrocić do swojego starego kraju, ale tej wolności jaka mu daje Brazylja, za żadne już nie odda skarby. A potem się dostaje w środowisko, gdzie przeważają Brazyljanioe lub ludność jest mieszana, a wię portugalski przeważnie jest używany, i tym głównie posługiwać się poczyna. A potem szuka lepszego towarzystwa, może zresztą powierzchownie tak wyglądającego, lepszych forem towarzyskich, a może i życiowych, których niestety nie przywiózł ze soba, a u drugich rodaków też nie widzi, zwłaszcza zaś na ogół nie widzi w sojakiej formie, więc ton przystraja kosmopolitycznie, obyczaj stary poslki zarzuca, powoli, zrazu, potem coraz szybciej.

Daleki od Polski i od Polskości, coraz bardziej poczyna odbiegać. Jeszcze ten co Polskę widział, trzyma się lepiej, ale jego dzieci, są już mniej odporne. Dla nich już książka brazylijska lepiej zrozumiała, bo o wielu rzeczach i sprawach pisze i formy zewnętrznego życia są bardziej dostępniejsze, bo na nie od małego patrzy. Równia pochyła. Jak się na niej raz pocznie toczyć, to nic już go nie zatrzyma. Tu muszę powtórzyć, że proces ten, wynarodowienia formalnego nie jest jeszcze zbyt powszechny, ani zbyt szybki. Ale o ile chodzi o skupiska miejskie, to się pojawia już wyraźnie.

Tak to dziś musimy i możemy stwierdzić, że całe nasze Wychodźtwot, jest od Polski oderwane zupełnie, a jedynie sentymentem związane, sentymentem coraz bardziej słabszym. Jeśli spojrzymy przed sibie spokojni, nieupojeni żadnym fanatyzmem, to zobaczymy kilka kategorji Polaków. Jedni widzą ku  czemu idziemy (na ogół liczba ich rośnie z dnia na dzień, nie będąc w tej chwili jeszcze bardzo liczną), i ci dzielą się na dwie grupy. Część, ceniąc nadewszystko polskość, nie chcąc zatonąć w obcym sobie żywiole, niechcąc pracować na wielkość drugich, przeżywa tragedję ciężką, pytając, co robić aby oni sami i ich pokolenie mogło zostać polskiem, może innem jak tam w kraju rodzinnem, ale w każdym razie dla rasy i kultury polskiej pożytecznym, z niemi trwale związanem.

-351-

Inni, czując że toną, że nic ich nie uratuje, pragną proces ten przyspieszyć, byle tylko dla ich potomstwa przeszedł jak najmniej boleśnie. I ci nawet dkładają ręki sami, aby dzieci swe jak  najprędzej i jak najdokładniej zrazylijszczyć.  A wreszcie, ogół zwłaszcza szara masa kolonistów, którzy nie filozofują, ale płyną z falą, żyjąc z dnia na dzień i których życie zaniesie tam, gdzie go wartki potok konieczności kieruje, jest bierny zupełnie. Idzie ku przeznaczeniu z zamkniętymi oczyma.

Jakie tego przyczyny? – Cóż na to robić?

„Najpierw brak programu w odniesieniu do kolonji polskiej w Brazylji”. Sprecyzowanie tego programu to konieczność i obowiazek najpilniejszy, aby dać społeczeństwu polskiemu w Brazylji ręce, podstawę do celowej pracy na jutro, aby wywieść je z obecnej sytuacji niejasnej i pogmatwanej, na drogę prostą i jasną. Nie tu miejsce na określenie takiego planu. Ale należy sobie jasno uprzytomnić, szukając metod i dróg taktycznych, że przyczyną im ustępujemy, to ten fakt, że nie idziemy naprzód. Tam gdzie kolonista polski dał z siebie wiecej, niż otaczajacy go element, tam nie tylko, że nie wynarodowił się ale i owszem drugim swoim „ja” narzucił ziemi, więc nie tylko, ze swego nie stracił, ale jak lawina idzie naprzód wypiuerajac zewsząd wokoło siebie wszystkich innych, w pierwszej zaś mierze element tubylczy. Polskiego używa pługa i polskim jeździ wozem, nawet chleb narzucił całej Paranie. Do krajobrazu tamtejszego wniósł nowe wartości wprowadzając polski typ zagrody itp. I tu nauka, co robić, aby i na innych nie ustąpił polach. Musi własne, swojskie, polskie na parańską przykrojone modę formy cywilizacyjne wytworzyć, a nic z siebie nie straci, jeszcze zdobywać będzie. Polski dom, polskie wnętrze jego i polski na tym tle obyczaj wśród typuobejścia, mogą się stać tak jak polski wóz powszechne. A nie tu koniec, trzeba aby Polacy parańscy parańskie wartości w polską kulturalną przybrać potrafili formę, a nie tylko, że nie będą im przepadać dzieci i wnuki, ale i drudzy pod ten nowy polski staną sztandar. Musimy iść pierwsi w przedzie ze sztandarem piękna i dobra, a pod ten sztandar staną i inni i my nie będziemy musieli schodzić z naszego własnego stanowiska. A choć kiedyś, kiedy zniknęliby z powierzchni Brazylji i Parany Polacy po polsku mówiący, w każdym razie, gdy nawet masa nas zaleje, nastąpi to dużo później i zostanie nam więcej czasu, aby wyratować z potopu jak najwięcej. A równocześnie, zostanie po nich ślad niezatarty polskiej pracy i polskiej kultury.



Nenhum comentário:

Postar um comentário