segunda-feira, 13 de setembro de 2010

75 lat Prasy Polskiej w Brazylji.

„ROCZNIKI HSTORII CZASOPIŚMIENNICTWA 

POLSKIEGO" T. VII, z. 2

               NADBITKA
WŁADYSŁAW WÓJCIK                                                       

75 LAT PRASY POLSKIEJ W BRAZYLII       
(WSPOMNIENIA  I REFLEKSJE)
W roku 1967 upłynęły trzy ćwierci wieku istnienia drukowanego sło­wa polskiego pod Krzyżem Południa. Ponieważ najstarsze osadnictwo polskie w Ameryce Południowej bierze początek w drugiej połowie XIX w. od pierwszych kolonii powstałych w południowej Brazylii, zapo­czątkowanie wydawnictw w języku polskim przypadło tam w udziale Polonii brazylijskiej. Dom, w którym wydrukowano pierwsze polskie czasopismo, znajduje się dotychczas w stolicy Parany — Kurytybie, przy ulicy Barao Rio Branco, gdzie widnieje nawet ta sama tablica z napisem: Casa Carlos Schultz, tipografia e papeleria — drukarnia i skład papieru K. Szulca.
Karol Szulc był kupcem z Poznania i do Brazylii wyemigrował w r. 1884 w okresie „pierwszej gorączki brazylijskiej" - emigracji opi­sanej przez Konopnicką i Dygasińskiego. W r. 1892 Szulc zawiadomił prospektem Polaków w Kurytybie o zamiarze wydawania czasopisma „Wiarus Polski”. Zapowiedź ta spotkała się ze sceptycznym przyjęciem w gronie rodaków, których nieliczna garstka w tym mieście umiała czy­tać po polsku, natomiast trudno było liczyć na osadników zgrupowanych wokół Kurytyby i w stanie Rio Grandę do Sul, ci bowiem rekrutowali się w swej ogromnej większości z niepiśmiennych chłopów. Istniały już tu i ówdzie początkowo szkółki polskie, z których dopiero mogli wyjść pier­wsi masowi odbiorcy drukowanego słowa. Mimo tak zniechęcających po­czątków ukazał się w tym samym roku pierwszy numer tygodnika pod innym tytułem - „Gazeta Polska w Brazylii”. Karol Szulc, redaktor, wydawca i drukarz w jednej osobie, po trzech miesiącach zawiesił wy­dawnictwo, ale prowadził nadal uparcie agitację za pomocą ulotek. Udajo mu się w końcu stworeyć komitet wydawniczy" w osobach miejscowych inteligentów: inż. Woś-Saporskiego, zwanego „ojcem emigracji polskiej", Antoniego Bodziaka,. Józefa Jurgielewicza, ks. Andrzeja Dziatkowica* i ks. Władysława Smołucha. Spółka akcyjna złożona z dziesięciu człon ków odkupiła od Szulca drukarnię na raty i zaczęła wydawać tygodnik w ten sposób, że każdego roku inny udziałowiec brał na; siebie obowiązki redaktora.

262
Najdłużej utrzymał się jednak na tym stanowisku Saporski mający do pomocy synów i jednego zecera. Drukował tylko 500 egzemplarzy, a z tych ledwie 300 rozsprzedawano. Potomkowie tych pierwszych redak­torów „Gazety Polskiej w Brazylii”, wnuk Saporskiego i prawnuk Bodziaka, stoją dzisiaj na czele poważnych dzienników brazylijskich „Correio do Parana” i „Gazeta do Povo” w Kurytybie, ale już nie mówią po polsku. Kiedy wybuchła rewolucja federalistów w Brazylii (w której wziął udział płk Bodziak), liczba prenumeratorów spadła do setki, mimo to Saporski wydawał „Gazetę” wytrwale do r. 1894, tj. do zakończenia rewolucji. W tym czasie ustąpiło czterech wspólników i drukarnię przejął Aleksy Waberski. Upadła wówczas „Gazeta”, a zaczęła wychodzić „Po­lonia” pod redakcją Ignacego Waberskiego. Od r. 1896 jej redaktorem został pierwszy zawodowy publicysta w Paranie, lwowianin Mieczysław Radziszewski. W tym samym roku jednak upadła „Polonia”, a Szulc przejął wydawnictwo i wznowił „Gazetę Polską w Brazylii”, do której już dodał małe pisemko popularne pt. „Poranek”.
W początkach obecnego stulecia wzrósł masowy dopływ emigracji pol­skiej do Parany i zaczęto zakładać organizacje polskie o charakterze społeczno-kulturalnym. Przybyły ze Lwowa do Kurytyby Wilhelm Meliński założył towarzystwo Łączność i Zgoda, a jednocześnie lansował hasło organizowania centrali towarzystw polskich - Związku Polskiego, i w tym celu zaczął wydawać tygodnik „Kurier Parański”. W dziejach prasy po­lonijnej wybuchła pierwsza polemika prasowa na tle rozbieżnych dążeń i poglądów. W r. 1898 wydał Radziszewski pisemko satyryczne „Diablik Parański”, ale ani to pismo, ani „Kurier” nie wytrzymały konkurencji „Gazety Polskiej”, która rozwijała się pomyślnie pod kierownictwem Szulca. Mówiono, że i ona zeszła trochę na manowce, kiedy ją redagował urzędnik konsulatu austriackiego Enzinger, ale już od r. 1899 przyjął Szulc na redaktora delegata Towarzystwa Handlowo-Geograficznego ze Lwowa, Józefa Okołowicza. Towarzystwo to wyraźnie zaczęło się opie­kować Polonią brazylijską, bowiem szerzyło ono hasła kolonizowania Parany emigrantami wyłącznie polskimi, czemu przeciwdziałała polityka  austriacka, skierowująca do Parany coraz większe partie emigrantów! ukraińskich z Galicji. Na łamach „Gazety Polskiej" w Kurytybie znowu rozgorzała polemika, w której Goździkowski i Enzinger atakowali stano­wisko Towarzystwa Handlowo-Geograficznego ze Lwowa, natomiast większość Polonii ówczesnej je popierała.
Z walki tej wyłoniło się nowe wydawnictwo. Od r. 1900 ukazywał się w Kurytybie nowy tygodnik „Prawda”, założony przez zecera Franciszka Zaze Dybowicza i grono osób nie zgadzających się ze stanowiskiem „Ga­zety Polskiej”.
263
Dołączył się do nich Radziszewski. Przybył do Parany po raz wtóry przedstawiciel Towarzystwa Handlowo-Geograficznego ze Lwowa Józef Okołowicz z określonym już planem prowadzenia akcji na rzecz emigracji polskiej, czyli kolonizowania Parany polskimi chłopami. Dysponując już środkami, Okołowicz odkupił od Zazego „Prawdę”, któ­ra pod jego kierownictwem zdystansowała „Gazetę”.
Na łamach „Prawdy” pisała od r. 1900 artykuły społeczne i wycho­wawcze, cieszące się dużą poczytnością, Janina Kraków, wdowa po powstańcu z 1863 r. i koleżanka szkolna Marii Konopnickiej; zamieszkała ona w Kurytybie i trudniła się wychowywaniem dziewcząt polskich na emigracji. Janina Kraków wróciła do Polski w 1929 r. w podeszłym wie­ku i utonęła w Gdyni. Pięknie zapowiadająca się „Prawda” upadła jednak po wyjeździe Okołowicza do kraju, natomiast w tym czasie przybył do Kurytyby Leon Bielecki, który odkupił obydwa pisma i połączył je zno­wu w „Gazetę Polską”. Tymczasem inna grupa emigrantów, wyłoniona z Tow. Tadeusza Kościuszki, założyła tygodnik pt. „Robotnik Parański” pod redakcją Witolda Białyni-Kowerskiego. Ponieważ nie wypadało jednym i drugim chłostać się wzajemnie w tygodnikach poświęconych sprawom społecznym, obydwa obozy wydają małe pisemka satyryczne; Bielecki „Diablika”, a Kowerski „Ścierkę”, które to pisemka zasłynęły w Paranie z obelżywych inwektyw. Wkrótce jednak upadły. W r. 1903 upadł takie „Robotnik”, a na placu pozostał Bielecki z „Gazetą”.
Niezbyt długo cieszył się i on monopolem prasowym w Kurytybie. W r. 1905 wybitny działacz endecki Kazimierz Warchałowski wydał „Po­laka w Brazylii”, zaś jego redaktorem został inny publicysta Jan Hempel. Ci dwaj postawili pismo na wysokim poziomie, drukowali dodatki ilustro­wane, powieściowe, działy dla kobiet i dzieci. Stopniowo też usunęli w cień „Gazetę”, ale Bielecki wytrwał dzięki pomocy kilkunastu księży z zakonu Słowa Bożego. Na dalekim Południu, w stanie Rio Grande do Sul, skupiała się coraz liczniejsza kolonia polska i w r. 1905 ukazuje się w mieście Rio Grande odbijana na powielaczu efemeryda „Naprzód”, wy­dawana  przez miejscowe Towarzystwo Białego Orła.
Wychodzące do r. 1908 pisma polskie w Brazylii miały na ogół kieru­nek zachowawczy; dopiero od tej pory zaczynają się pojawiać wydaw­nictwa o charakterze ludowo-postępowym, ponieważ dorosło już pokole­nie osadnicze czytające po polsku, dzięki szkółkom wiejskim utrzymy­wanym przez towarzystwa. W r. 1908 pojawił się w Kurytybie tygodnik „Naprzód” pod redakcją Ludwika  Szczerbowskiego,  legitymującego  się chłopskim pochodzeniem i występującego przeciwko „pańskim gazetom”.
264
Tymczasem Bielecki, któremu groziło bankructwo jego firmy handlowej i zarazem ubywało mu prenumeratorów, odprzedał wydawnictwo „Gaze­ty” ks. Janowi Petersowi. Ale już w r. 1909 pojawił się nowy tygodnik, antyklerykalne „Życie”, redagowane przez wolnomyśliciela Radosława Neumana, który rozpoczął kampanię przeciwko ks. Petersowi i „werbistom” - a kiedy do tej walki przyłączył się i „Polak w Brazylii”, ks. Peters na polecenie biskupa odprzedał „Gazetę” Rafałowi Karmanowi. An­tyklerykalne „Życie” i chłopski „Naprzód” nie wytrwały długo, więc po roku zostały: „Gazeta Polska” i „Polak w Brazylii”. W tym samym czasie w S. Paulo agenci plantatorów kawy zaczęli wydawać czasopismo „Dzwon Polski” w celu zwabienia emigrantów do pracy przy zbiorach kawy. Mimo subwencji obszarników brazylijskich pismo to szybko upadło.
Odezwało się natomiast dalekie Rio Grande do Sul, gdzie zwiększyły się ośrodki osadnicze dzięki nowej fali emigracji chłopskiej. W r. 1909 w osadzie Ijui ukazał się miesięcznik ludowy „Kolonista”, redagowany przez nauczyciela wiejskiego Adama Zgraję. Wydał on kolejno dwa ka­lendarze dla osadników i publikował artykuły delegata z Galicji dra Stanisława Kłobukowskiego. Wydawnictwo to podtrzymywali datkami sami chłopi aż do r. 1915.
W Kurytybie w r. 1912 nastąpiły zmiany. „Gazetę Polską” nabyło Towarzystwo Św. Stanisława, kierowane przez ambitnego ks. Stanisława Trzebiatowskiego, Ślązaka, który odtąd prowadził to wydawnictwo aż do r. 1935. W r. 1911 podjęto dwie próby wydawania trzeciego pisma pol­skiego w Kurytybie. Jednak dopiero w r. 1912 ukazał się tygodnik po­stępowy „Niwa”, założony przez grupę niepodległościową PPS, na czele której stał dr Szymon Kossobudzki, a redagował pismo Wojciech Szukiewicz. Pismo to domagało się przekazania prasy polonijnej w ręce organi­zacji społecznych, „ponieważ kierownictwo opinii publicznej nie powinno pozostawać w prywatnych rękach”. Grupa ta posiadała już określony kierunek polityczny i z jej inicjatywy powołana została Komisja Stron­nictw Niepodległościowych. W Kurytybie powstał w r. 1913 Komitet Obrony Narodowej, a w Ponta Grossa - Polska Komisja Wojskowa pod prezesurą Wacława Rodziewicza. Od tej pory walka prasowa toczyła się wokół dwóch orientacji politycznych na wychodźstwie: Piłsudskiego i Dmowskiego. Tego ostatniego reprezentował Warchałowski.
W r. 1913 na miejsce „Niwy” założono w Kurytybie organ Związku Robotników Polskich „Ogniwo”. Kiedy wybuchła pierwsza wojna świa­towa, „Ogniwo”, „Gazeta Polska” i „Kolonista” w Ijui opowiedziały się po stronie legionów, zaś Warchałowski z „Polakiem w Brazylii” stanął po stronie Komitetu Narodowego w Paryżu. W r. 1915 organ Polskiej Komisji Wojskowej „Ogniwo” przeniesiono do Ponta Grossa, a w r. 1916 przemianowano na „Pobudkę”.
265
W Kurytybie natomiast ukazało się pi­semko satyryczne „Człowiek Leśny” pod redakcją Witolda Żongołłowicza, który zbiegł do Brazylii przed wojną. Pisemko to również stanęło po stronie legionów.
W r. 1916 pojawiło się jeszcze jedno czasopismo na terenie Rio Gran­de do Sul, w Guarani, pod nazwą „Tygodnik Związkowy”, redagowany przez nauczyciela Franciszka Hanasa. Ten również opowiedział się za polityką Piłsudskiego. Orientacje prolegionowe na wychodźstwie ozna­czały w owych czasach kierunek postępowo-patriotyczny, a ich natężenie w r. 1917 było wyrazem zdecydowanej myśli niepodległościowej, nurtu­jącej Polonię brazylijską. Trzeba mieć na uwadze, że orientacja prolegionowa w czasie wojny narażała działaczy polonijnych na zarzut zdrady ze strony aliantów, do których zaliczał się także rząd brazylijski. Wydaw­nictwa, które ją propagowały w Brazylii, podlegały cenzurze i niektóre z nich zamknięto. Dopiero ogłoszenie niepodległości Polski w r. 1918 położyło kres kampanii prasowej, chociaż nie usunęło rozbieżności poli­tycznych w łonie samej Polonii.
W grudniu 1918 r. ukazał się jedyny numer „Polonii” w Rio de Ja­neiro w języku portugalskim, upamiętniający fakt odzyskania przez Pol­skę niepodległości. Jego redaktorem i wydawcą był W. Teodorkowski. Numer rozesłano wybitniejszym osobistościom brazylijskim w formie biuletynu informacyjnego. Jednocześnie zlikwidowano w Ponta Grossa „Pobudkę”, a na jej miejsce powstał „Świt” - organ Związku Demokra­tów Polskich. Pismo to redagowali kolejno Konrad Jeziorowski i Franci­szek Łyp, ale duszą wydawnictwa był prof. dr Szymon Kossobudzki, zamieszkały w Kurytybie. W r. 1921 powstał w Kurytybie związek towa­rzystw postępowych Kultura i „Świt” stał się jego organem, już pod redakcją Kossobudzkiego. Do związku tego należały wszystkie towarzy­stwa oświatowe, utrzymujące na terenie południowej Brazylii szkoły polskie z dwoma językami wykładowymi (przed południem wykładano po polsku, po południu po portugalsku!); były to szkółki przeważnie wiejskie o charakterze świeckim. Związek Kultura miał za zadanie do­starczanie tym szkółkom nauczycieli, zaopatrywanie ich w podręczniki i pomoce szkolne, godzenie sporów między nauczycielami i komitetami szkolnymi, zakładanie bibliotek itp.
W r. 1919 Warchałowski oddał „Polaka w Brazylii” Franciszkowi Dergintowi, który lansował ciągle orientację Dmowskiego; wydawał on po­nadto pisemko satyryczne „Sowizdrzał w Paranie”, który rozprawiał się ostro z piłsudczykami. Ale już w r. 1920 została założona spółdzielnia wydawnicza księży misjonarzy w Kurytybie (zakonu Św. Wincentego), która przejęła na własność inwentarz „Polaka w Brazylii”, do czego przy­czynił się pierwszy konsul RP w Paranie Kazimierz Głuchowski, piłsudczyk.
266
Misjonarze wydawali od tej pory tygodnik „Lud” o nastawieniu klerykalnym i konserwatywnym. Redakcję prowadził ks. Stanisław Piasecki. „Lud” w oparciu o liczne parafie objęte przez ten zakon w połud­niowej Brazylii utrzymał się do dziś. Oprócz owego tygodnika misjona­rze wydawali miesięcznik „Przyjaciel Rodzin” pod redakcją ks. Joachima Górala, autora słowników polsko-portugalskiego i portugalsko-polskiego. W r. 1921 pojawia się w S. Paulo kilka numerów tygodnika „Proletariat Polski w Ameryce Południowej”, organu Związku Robotników Rolnych i Fabrycznych, wydawanego w dwóch językach.
W owym czasie doszła po raz pierwszy do głosu organizacja młodzie­ży osadniczej z głębokich puszcz brazylijskich. Młodzież ta wyrosła już pod wpływem szkół świeckich zjednoczonych w związku Kultura, o na­stawieniu postępowym i budzącej się świadomości klasowej. W r. 1926, wezwany przez dra Kossobudzkiego do redakcji „Świtu”, rozpocząłem kampanię prasową o organizowanie kół młodzieży wiejskiej w osadach leśnych na wzór kół istniejących już w Polsce, których zadaniem na tym terenie miało być odciągnięcie młodzieży chłopskiej od pijaństwa, do­starczenie jej kulturalnych rozrywek i uchronienie od powrotu do anal­fabetyzmu po opuszczeniu leśnych jednoklasówek. Młodzież polska w miastach miała już swoje związki sportowe i teatry amatorskie, wiej­ska natomiast chodziła luzem i po prostu deprawowała się w środowis­kach kulturalnie upośledzonych.
W kołach inteligencji kurytybskiej uważano początkowo to przedsię­wzięcie za nierealne. Aby się samemu o tym przekonać, opuściłem na rok redakcję, obejmując pracę nauczyciela w ubogiej osadzie Guajuvira w po­wiecie Araucaria. Była to jedna ze szkółek „deficytowych”, której komi­tet nie mógł z reguły zapewnić nauczycielowi najskromniejszego utrzy­mania. Moi poprzednicy opuszczali szkołę po pół roku i uciekali do za­możniejszych osad. Po założeniu tam pierwszego na emigracji koła młodzieży wiejskiej i uruchomieniu sceny amatorskiej Guajuvira nie tyl­ko opłacała regularnie nauczyciela do wysokości mniej więcej dzisiej­szych polskich dwóch tysięcy złotych miesięcznie, ale rozbudowała szko­łę i pożyczyła Towarzystwu Szkoły Ludowej w Kurytybie 300 milrejsów w złocie. Po tym doświadczeniu wróciłem z końcem 1927r. do redakcji, a w styczniu 1928 r. odbył się już w Kurytybie zlot kilkudziesięciu kół w Paranie i w Rio Grande do Sul. Organem tego młodego Związku Mło­dzieży Wiejskiej o nastawieniu „wiciowym” stał się teraz tygodnik „Świt”, przekazany mi przez dra Kossobudzkiego. Miało to doniosłe zna­czenie dla ruchu społecznego Polonii brazylijskiej, który wkroczył na nowe tory, mimo że „Świt” po dwóch latach upadł z powodu odprzeda­nia przez Kossobudzkiego drukarni. Dr Kossobudzki prowadząc przez kilka lat przedtem pismo dorywczo, w wolnych od pracy lekarskiej chwilach, zadłużył się i zniechęcił.
267
Miejsce „Świtu” zajęła natychmiast „Pol­ska Prawda” w Kurytybie, założona przez b. redaktora „Gazety Polskiej” Ignacego Sklarskiego - pismo katolickie, umiarkowane, udzielające miejsca postępowcom. Wycofawszy się z redakcji, objąłem znowu szkół­kę w zapadłych puszczach Gór Nadziei i zmontowałem tam okręgowy ZMW dorzecza Ivai z siedzibą w Tereza Cristina. W r. 1932 koła ZMW w Paranie połączyły się ze związkiem sportowym Junak i rozrosły się do setki oddziałów.
Może wypadnie mi zatrzymać się dłużej nad okresem lat dwudzies­tych w dziejach piśmiennictwa polskiego w Brazylii, ponieważ na okres ten przypadają najpoważniejsze decyzje i poczynania społeczne, rzutu­jące na późniejszy rozwój wydarzeń w życiu Polonii aż do obecnej doby. Był to okres „oswajania się” emigracji zamorskiej z niepodległością państwa polskiego, która nie zrealizowała mitów wychodźczych o maso­wym powrocie do ojczyzny. Osadnicy polscy w puszczach południowej Brazylii zrozumieli w tym okresie, że ojczyzną ich dzieci i całych dal­szych pokoleń pozostanie ta ziemia, którą własnymi rękami odbierali w codziennym trudzie dzikiej przyrodzie tropikalnej. Daleka Polska musiała pozostać w myślach starszego pokolenia jako przedmiot nieza­spokojonych tęsknot wychodźczych, natomiast dorastające pokolenie, już polsko-brazylijskie, winno było przystąpić do tworzenia własnego ideału, opierając go na łączności duchowej i kulturalnej z krajem przod­ków.
Do takiego zadania przygotowywały młodzież polonijną szkoły dwu­języczne, utrzymywane przez osadników, prasa polonijna i organizacje społeczne. Ponieważ młodzież osadnicza wiejska nie posiadała dotych­czas własnych stowarzyszeń o charakterze kulturalno-rozrywkowym, w latach dwudziestych trzeba je było stworzyć i oprzeć na nowych pod­stawach. Zrozumiałem tę potrzebę już w r. 1926, pomagając prof. Kossobudzkiemu w redagowaniu postępowego tygodnika „Świt”. Prof. dr Szy­mon Kossobudzki, trochę poeta, trochę publicysta, znakomity chirurg, świetny mówca, był z przekonań pepesowcem starej daty, wielbicielem Piłsudskiego, antyklerykałem wojującym i oczywiście niepoprawnym ro­mantykiem. Administracyjna strona jego wydawnictwa (była i drukarnia akcydensowa) znajdowała się w opłakanym stanie. Niedobory pokrywał lancet głośnego w całej Paranie chirurga i profesora uniwersytetu parańskiego. Wprawdzie mój poprzedni chlebodawca w Krakowie prezes Jan Stapiński także nie był geniuszem administracyjnym, a „Przyjacie­la Ludu” podtrzymywały głównie prenumeraty dolarowe z USA i Kana­dy, przekonałem się w Kurytybie, że „Świt” długo w tych warunkach nie pociągnie. Do końca 1926 r. pilnowałem więcej administracji niż re­dakcji, ale korciło mnie wypróbowanie na gruncie wychodźczym dynamiki i sprawności organizacji młodzieży wiejskiej, głównie   w   oparciu o         teatr
Ludowy.
268
Cały więc rok 1927 poświęciłem tej pracy w małej i ubo­giej osadzie polskiej Guajuvira, w powiecie araukaryjskim, gdzie obją­łem   czasowo   posadę  nauczycielską. Zanim jednak zdążyłem ukończyć ten niezwykle udany eksperyment z pierwszym kołem młodzieży wiej­ skiej w Brazylii, „przedsiębiorstwo” prof. Kossobudzkiego załamało się finansowo.
Posypały się z różnych stron, nawet z dalekiego Porto Alegre, listy błagalne do profesora, żeby nie zwijał jedynego wówczas postępowego organu ruchu ludowego w Brazylii. Kossobudzki widział już tylko ostat­nią nadzieję w ruchu młodzieżowym, czemu jeszcze zdążył dać wyraz publikując w „Świcie” wrażenia z pobytu w Guajuvira na inauguracji no­wego budynku koła ZMW. W listopadzie 1927 r. odbyło się zebra­nie członków zarządu Kultury w mieszkaniu Kossobudzkich, na którym z dramatycznym gestem profesor przekazał mi „Świt” jako odtąd organ ruchu młodzieżowego. Uporządkowanie administracji wydawnictwa po­wierzono członkom zarządu towarzystw Kultury - Marianowi Hesslowi i Piotrowi Nowackiemu. W pierwszym styczniowym numerze z 1928 r. ukazała się moja odezwa do zwołanego zjazdu istniejących już w Paranie 16 kół ZMW, mającego powołać do życia centralną organiza­cję. W odezwie tej dopiero zadźwięczała po raz pierwszy nuta nowej ideo­logii - orientacji, wypływającej z polsko-brazylijskiego charakteru mło­dego pokolenia pionierów. A więc była tam mowa o tym, że „naszej lojalności względem nowej ojczyzny i pracy dla jej przyszłości nie stanie na przeszkodzie przywiązanie do tradycji i kultury przodków!” Jednakże od pierwszej chwili wznowienia wydawnictwa, stawiającego sobie za cel wychowanie nowego pokolenia w duchu realizmu społecznego i politycz­nego,  wypadło  „Świtowi” stawiać opór antyrealistycznej,  fanaberyjnej
i   „mocarstwowej” polityce emigracyjnej sanacyjnego rządu w kraju. Za­
częło się to na nowym zjeździe w Kurytybie, na którym urzędnicy, zwani
instruktorami oświatowymi przy konsulacie, wykonując otrzymane z MSZ
instrukcje, usiłowali narzucić organizacji młodzieżowej statut i nazwę.
Statut nie pasował zupełnie do warunków i potrzeb miejscowych, a na­
zwa brzmiała wręcz prowokacyjnie pod adresem władz brazylijskich.
Organizowany przeze mnie od samych zrębów Związek Młodzieży Wiejskiej (Uniao da Mocidade Rural), stawiający sobie za cel podniesie­nie kultury rolnej i osobistej drogą konkursów oraz kursów rolnych, te­atralnych i sportowych, nie wykluczał możliwości objęcia z czasem swo­ją akcją młodzieży wiejskiej rdzennie brazylijskiej, ogromnie pod tym względem zaniedbanej. Statut tej organizacji przełożony na język urzę­dowy (portugalski) został przez władze stanowe zalegalizowany bez żad­nych trudności. Natomiast statut i nazwa   Związku Młodzieży Polskiej,

269

forsowane przez konsulat, były sprzeczne z elementarnymi ustawami brazylijskimi - do takiego związku nie mogłaby należeć młodzież uro­dzona w tym kraju, gdzie obowiązuje ius solis i narodowość obywatela jest ściśle związana z miejscem jego urodzenia.
Polski obóz postępowy w Paranie stał na stanowisku jak najdalej po­suniętej samodzielności i formalnej niezależności od urzędowych pla­cówek polskich, ponieważ był świadomy narastającej w Brazylii fali na­cjonalizmu i pragnął uchronić Polonię od konfliktów z władzami kraju swego zamieszkania. Na czele tego obozu stali działacze częściowo zwią­zani z miejscowymi lożami masonerii, gdzie stykali się z wybitnymi poli­tykami brazylijskimi i tym samym trzymali niejako rękę na pulsie przy­szłych wydarzeń... Do Brazylii zaś coraz natarczywiej docierały prądy faszyzmów europejskich. Do krótkiego spięcia między nacjonalizmem bra­zylijskim a faszyzmami niemieckim, włoskim i polskim doszło dopiero 10 lat później, ale ludzie trzeźwi i dalej widzący ostrzegali przed tym nie­bezpieczeństwem Polonię brazylijską.
Walka o samodzielność ruchu młodzieżowego toczyła się równolegle do stanowiska w sprawie niezależności szkolnictwa polsko-brazylijskie-go. „Świt” obstawał przy tym, że szkółki wiejskie utrzymują się same dzięki wydajnej pomocy kół młodzieżowych, czerpiących skromne do­chody z teatrów amatorskich, natomiast fachowej pomocy potrzebowa­ły z kraju jedynie tzw. kolegia, kształcące przyszłych nauczycieli i mło­dzież odchodzącą do wyższych uczelni brazylijskich. Pismo postępowe zwalczało pomysł MSZ wysyłania do Brazylii inspektorów objazdowych, opłacanych przez rząd polski, dopatrując się w tym przyszłych konflik­tów z brazylijskimi władzami szkolnymi. Doradzaliśmy konsulatowi w Kurytybie podzielenie pomocy szkolnej z kraju między obydwie cen­tralne organizacje oświatowe, Kulturę i Oświatę (kierowaną przez mi­sjonarzy, a więc szkółki zakonne i świeckie z nauką religii). Dla organi­zacji młodzieżowej proponowaliśmy przysłanie wyłącznie instruktora sportowego z CIWF, zaś wszystkie inne stanowiska winny być obsadzone siłami miejscowymi.
Kierownicy polityki emigracyjnej w kraju zignorowali te wszystkie postulaty i prowadzili na własną odpowiedzialność robotę instruktorską aż do momentu rozwiązania przez rząd Vargasa w r. 1938 wszystkich organizacji cudzoziemskich łącznie ze szkołami. Nigdy więcej już Polo­nia brazylijska nie odzyskała swego dorobku w dziedzinie oświaty i kul­tury.
Na lata dwudzieste przypadł wzrost wydawnictw polonijnych o roz­maitych kierunkach zainteresowań społecznych. Od 1921 r. ukazywał się w Rio de Janeiro miesięcznik w języku portugalskim „Brasil-Polonia”, redagowany   przez  głośnego poetę   parańskiego  Leonoico   Correia,  poświęcony wymianie kulturalnej między Polską i Brazylią.

270

Następnie w r. 1925 wychodził w Kurytybie miesięcznik „Echo da Polonia”. Był on wydawany w drukarni „Świtu” i redagowany przez dra Kossobudzkiego oraz studenta brazylijskiego E. Humphreysa. Obydwa te organy zbliżenia polsko-brazylijskiego publikowały przekłady fragmentów arcy­dzieł literatury polskiej.
W dziedzinie satyry i krytyki stosunków polonijnych ukazywało się od czasu do czasu w Kurytybie pisemko „Osa”, redagowane doryw­czo przez Pawła Nikodema, Włodzimierza Duszczaka i Witolda Żongołłowicza (tow. Czarneckiego, jednego z głośnych w swoim czasie „dzie­sięciu z Pawiaka”). W latach trzydziestych wychodził podobny miesięcz­nik „Pica-pau” (Dzięcioł), redagowany anonimowo przez ówczesnego kierownika szkoły ludowej w Kurytybie Jerzego Śladuwskiego. Wycho­dziło też pisemko poświęcone sprawom sportowym, „Sportowiec Polski”, dla młodzieży miejskiej zgrupowanej w oddziałach Junaka, redago­wany kolejno przez Mieczysława Lepeckiego i Apoloniusza Zarychtę. W latach trzydziestych tym samym zagadnieniom poświęcony był organ Naczelnej Rady Junackiej w Kurytybie, dodatek do pism tygodniowych „Junak". Od r. 1923 ukazywał się konserwatywny tygodnik „Świat Pa-rański”, wydawany przez księży misjonarzy obok ich organu „Lud” - pod redakcją Józefa Stańczewskiego. Były to jednak efemerydy wydaw­nicze, pojawiające się w zależności od nastrojów, natomiast powstałe w tym czasie dwa miesięczniki „Nasza Szkoła” i „Nasza Szkółka”, jako wydawnictwa Związku Nauczycielstwa Polskiego, przetrwały aż do wspomnianych dekretów Vargasa kasujących szkolnictwo obcojęzyczne. Redagowali je kolejno nauczyciele: Konstanty Lech, Włodzimierz Ra­domski, Konrad Jeziorowski, Barbara Hessel, Eugeniusz Gruda, Julian Żaczkowski i inni.
Grono studentów uniwersytetu parańskiego wydawało również swój miesięcznik „Sarmata”, redagowany przez prof. Ludwika Szczygła oraz Bronisława Ostoję-Roguskiego, późniejszego deputowanego do Kongre­su Federalnego w Rio de Janeiro jako przedstawiciela drugiego pokole­nia osadnictwa polskiego w Paranie.
Na dalekim południu ukazał się w Porto Alegre pierwszy tygodnik polonijny „Echo Polskie”, organ zrzeszenia towarzystw oświatowych w Rio Grande do Sul. Redagowali go kolejno: dr Aleksander Gruszczyń-ski, Grzegorz Kulesza i Bernard Puchalski. „Echo” miało być wyrazem niezależności Polonii riograndeńskiej od parańskiej... Istniały wówczas takie ambicje regionalne i próby separatyzmu. Dopóki szczupła Polonia w Porto Alegre nie koncentrowała u siebie spraw organizacji terenowych i  nie  wydała  własnego  pisma,  a  więc  dopóki  nie  starły  się  w  tym

271

mieście różne prądy i kierunki społeczne na małym podwórku polonij­nym, działaczom tamtejszym wydawało się, że przodująca w ruchu spo­łecznym Polonia parańska jest zbyt skłócona... Wkrótce jednak przeko­nali się, że ich osobne podwórko zdolne jest do takich samych kłótni i rozłamów. „Echo Polskie” upadło równocześnie ze „Świtem” w Kurytybie.
Byłem zmuszony do zwinięcia wydawnictwa w r. 1929, gdyż właści­ciel drukarni i lokalu dr. Kossobudzki podwyższył o 50% koszty wynaj­mu, a drukarnię postanowił sprzedać. Ponieważ był to początek głośnego kryzysu ekonomicznego zarówno w Ameryce, jak i w całym świecie, nie można było zebrać naprędce funduszów na zakup warsztatu wydawni­czego. Ów pośpiech w sprzedaży drukarni naraził też Kossobudzkiego na ciężkie straty, gdyż nabywca p. Żak okazał się niewypłacalny i cały sprzęt drukarski poszedł na licytację kilka lat później. Nabył go częścio­wo dawny redaktor „Gazety Polskiej” Ignacy Sklarski, który założył nowy tygodnik - „Polska Prawda w Brazylii”, równie opozycyjny w stosunku do sanacji, lecz materialnie bardziej niezależny. Na jego ła­my też przenieśli się prawie wszyscy działacze postępowi, zniechęceni do „komitetów wydawniczych”. Sklarski był sam sobie komitetem, re­daktorem, zaś jego córka i żona zajmowały się zbieraniem ogłoszeń i administracją pisma. Toteż „Polska Prawda” przetrwała, razem z „Ga­zetą Polską” i organem misjonarzy „Ludem”, aż do wojny i do zamknię­cia wydawnictw obcojęzycznych przez Vargasa.
Okres poprzedzający wybuch wojny zaznaczył się pewną stabilizacją czasopiśmiennictwa polonijnego w Brazylii. Obóz postępowy wzmocniło nabycie przez Pawła Nikodema najstarszej „Gazety Polskiej” od ks. Sta­nisława Trzebiatowskiego ze Zgromadzenia „Słowa Bożego”. Nikodem, dawny „piastowiec”, nie miał wprawdzie gotówki, lecz posiadał w Gó­rach Nadmorskich obszar leśny o powierzchni 20 km kw. i w zamian za tę posiadłość nabył w r. 1933 „Gazetę Polską” w Kurytybie, razem z dru­karnią starego typu. Na unowocześnienie sprzętu drukarskiego, zakup linotypu itp. Nikodem ciułał grosz do grosza przez szereg lat.
Kiedy już był bliski realizacji swych marzeń, nadeszły wieści o naje­ździe Hitlera na Polskę. Już wówczas siwowłosy redaktor i wydawca „Gazety Polskiej” wyciągnął z banku wszystkie oszczędności (około 40 tys. zł przedwojennych!) i złożył je na ręce Poselstwa RP w Rio na obro­ną ojczyzny. W dwa lata później rząd faszystowski zamknął wszystkie trzy tygodniki polskie w Kurytybie. Paweł Nikodem zgłosił się jako ochotnik do armii Sikorskiego w Anglii, lecz z uwagi na wiek jego proś­ba nie została uwzględniona. Pozostał bezrobotny, tułał się po dzikich puszczach środkowej Brazylii jako poszukiwacz diamentów...
272
W końcu zmuszony został do sprzedaży na utrzymanie „po kawałku” starych ma-szyn drukarskich i polskich czcionek. Nawet i tu pech nie przestał go prześladować, bo jeden z urzędników konsulatu w Kurytybie, gdzie Ni­kodem zdeponował pozostałości po „Gazecie Polskiej”, wykradł i sprze­dał najlepszą „pedałówkę”.
Zamknięcie pism polonijnych pozbawiło społeczeństwo polskie w Brazylii najbardziej upragnionych wieści o losach okupowanej ojczy­zny i dalszej walce z wrogiem. Kontrolowana przez dyktaturę sprzyja­jącą wówczas „osi” faszystowskiej prasa brazylijska podawała je skąpo i tendencyjnie. Pozostawało tylko słuchanie rozgłośni BBC z Londynu. Po wybuchu wojny powróciłem z Buenos Aires do Parany, skąd nawią­załem łączność z wydawanym w Argentynie „Niezależnym Kurierem Polskim” i na jego szpalty wprowadziłem dział Polonii brazylijskiej. Po­dobny prowadziłem od wielu lat w tygodniku „Ameryka-Echo” w USA pod pseudonimem „Władywój”. Dyktatura brazylijska nie konfiskowa­ła pism obcojęzycznych nadsyłanych do tego kraju z innych krajów amerykańskich. Dzięki tej okoliczności udało mi się wprowadzić na ry­nek czytelniczy polsko-brazylijski zarówno „Kuriera” z Argentyny, jak i „Amerykę-Echo” z USA. Takim sposobem, chociaż na zawężonym od­cinku, w okresie wojny Polonia brazylijska uzyskała możność wspólne­go działania z Polonią argentyńską i amerykańską, mobilizując się wza­jemnie w zbiórce na pomoc ofiarom wojny, a następnie w akcji werbun­kowej ochotników do armii polskiej. Pod koniec wojny znów braki praso­we uzupełniła krótkofalowa rozgłośnia urugwajska El Espectador z Mon­tevideo, słuchana w całej Ameryce Południowej. Na jej falach nadawa­łem w każdą niedzielę obszerny serwis informacyjny w języku polskim na temat udziału polskich sił zbrojnych na wszystkich frontach i wiado­mości z polskiego podziemia w kraju, otrzymywane drogą radiową via Londyn.
Po zakończeniu wojny i reaktywowaniu w Brazylii rządów konsty­tucyjnych misjonarze w Kurytybie wznowili wydawnictwo tygodnika „Lud”, a w kilka lat potem w S. Paulo ukazał się miesięcznik „Kurier Polski”. Wciąż pozostawały jednak nie rozstrzygnięte losy najstarszego pisma polonijnego w Brazylii - „Gazety Polskiej”. Paweł Nikodem oczekiwał, że Polska uzna się za spadkobierczynię przedwojennej w przedmiocie zobowiązań materialnych wobec „Gazety Polskiej", tym więcej że potrzebne było bardzo pismo polonijne, życzliwie ustosunko­wane do zachodzących w kraju przemian (organ misjonarzy był ich prze­ciwnikiem!). Ponieważ w kraju zwlekano z uregulowaniem tej sprawy, były zecer „Gazety Polskiej” Józef Wolański, zdobywszy część czcionek i jedną pedałówkę po „Gazecie”, podjął się wydawania pisemka o ma­łym formacie i nikłym nakładzie pod nazwą „Siewca” (od nazwy pomni­ka polonijnego ofiarowanego Brazylii w stulecie jej niepodległości, który stoi dotąd przed dworcem kolejowym w Kutyrybie i przedstawia chłopa polskiego siejącego w Paranie pszenicę. Pomnik ten rzeźbił artysta parański, także polskiego pochodzenia).


273



Pisemko to było wspierane materialnie przez placówki PRL i nigdy nie zdobyło samodzielności. Jego redaktorami byli kolejno: Jan Ceranowicz, Jan Krawczyk i znany poeta polonijny Wojciech Breowicz. Jako wydawca figurował Brazylijczyk dr Milton de Oliveira Condessa, gdyż ustawy brazylijskie zabraniają cudzoziemcom wydawania gazet. Pracu­jąc wówczas w pierwszym powojennym konsulacie generalnym PRL w Kurytybie, byłem zdecydowanym przeciwnikiem finansowania „Siew­cy”, który nie spełniał zadania organu postępowego odłamu Polonii bra­zylijskiej, a nawet odmówiłem objęcia jego redakcji. Obstawałem ciągle przy wznowieniu „Gazety Polskiej” pod redakcją Nikodema, cieszącego się zaufaniem wśród szerokich warstw polonijnych, jak również uznają­cego tezę legalności rządu Frontu Jedności Narodu, co na terenie Polo­nii brazylijskiej łączyło się z uregulowaniem sprawy „Gazety Polskiej”. Mimochodem dodam, że z powodu zajęcia takiego stanowiska zostałem w 1948 r. usunięty z placówki.
Nawet w okresie największego rozkwitu organizacji społecznych i kulturalnych Polonii brazylijskiej, w latach międzywojennych, łączny nakład czasopism polskich nie przekraczał 10 tys. egz. tygodniowo, kie­dy liczebność tej Polonii wynosiła około 200 tysięcy osób. Po upływie 70 lat istnienia prasy polskiej w Brazylii, kiedy już potomków emigracji tamtejszej obliczamy na pół miliona, pozostało na placu zaledwie jedno pismo tygodniowe „Lud", wychodzący w Kurytybie, który nie odziedzi­czył nawet połowy ówczesnych prenumeratorów pism polskich. Może nawet nie mógłby w ogóle wychodzić jako tygodnik, gdyby nie dopływ powojennej emigracji „dipisowskiej”, która zastąpiła niknące szeregi starych czytelników słowa polskiego w tym kraju. Młodzież współczes­na od 30 lat przecież nie korzysta z nauki języka przodków w szkole podstawowej, zaś dorywczo tu i ówdzie organizowane kursy języka pol­skiego nie obejmują nawet setnej części młodzieży w wieku szkolnym, pobierającej naukę w podstawowych szkołach brazylijskich. W tych wa­runkach 70-lecie prasy polskiej w Brazylii możemy uważać za ostatecz­ne zamknięcie cyklu jej żywota, odpowiadającego przeciętnemu życiu człowieka.
Najdłuższe dzieje w Brazylii ma tygodnik misjonarski „Lud”, wy­chodzący tam już blisko 50 lat, podczas gdy najstarsza „Gazeta Polska” wychodziła 45 lat. Ową ciągłość i trwałość zawdzięczał „Lud” przede wszystkim doskonałej organizacji misyjnej, zapewniającej mu współpra­cę kilkudziesięciu księży rozmieszczonych w parafiach, którzy są do dzi­siejszego dnia jego najlepszymi agentami i kolporterami.


Hocznik Historii Czasopiśraiennictwa,  t.  VII,  z.  2

274
Współzawodnicy pisma przed wojną mieli takich agentów w osobach nauczycieli szkół świeckich. Współczesny „Lud” w Kurytybie, redagowany przez młodych misjonarzy dosyłanych ciągle z Polski, chociaż zachowuje kie­runek opozycyjny w stosunku do rządu w kraju, zamieszcza sporo wia­domości z życia Polski Ludowej, również pozytywnych. Odzwierciedla także bardzo żywo każdy objaw życia polonijnego, notując zarówno jego sukcesy, jak i niedociągnięcia Ostatnią stronicę tygodnika drukuje się już w języku miejscowym, usiłując zainteresować młode pokolenie spra­wami polskimi. Nie jest wykluczone, że za 10 lat pismo to przekształci się w organ parafialny, wydawany w języku portugalskim (jak wiele innych pism katolickich w Brazylii), ponieważ jego odbiorcami będzie już więk­szość osób pochodzenia polskiego nie czytających po polsku. Natomiast ci nieliczni ze starego pokolenia, interesujący się życiem Polski, poprzestaną na prenumerowaniu miesięcznika ilustrowanego „Nasza Ojczyzna”, wy­dawanego w Warszawie dla polonii zagranicznej. Liczba tych ostatnich przekroczyła już w Brazylii pierwszy tysiąc... a więc tylu, ilu prenume­ratorów liczył organ pionierski „Gazeta Polska w Brazylii” przed sie­demdziesięciu laty!
Z nestorów dziennikarstwa polskiego w Brazylii (okresu międzywo­jennego) pozostało przy życiu już tylko dwóch najstarszych redaktorów: Paweł Nikodem dożywa dni swoich w osadzie podkurytybskiej Campo Largo, jako właściciel skromnej pasieki, i piszący te słowa, w Warszawie.

Nenhum comentário:

Postar um comentário