segunda-feira, 13 de setembro de 2010

Dr. Jozef Czaki. O wezach.

Dr. Józef Czaki
Co powinniśmy widzieć o wężach w Południowej  Ameryce.
1929
Nakładem Autora.
Czcionkami Drukarni Artystycznej – J. Żak i S-ka.
Kurytyba.
-3-

Pewnego gorącego dnia, w polskiej kolonji, położonej niedaleko od Kurytyby, przed domem jednego z kolonistów. zebrała się gromada jego sąsiadów. Rozprawiali bardzo żywo. 0 tylko co zaszłym wypadku ukąszenia  dwudziestoletniego syna kolonisty Jakóba przez jadowitego węża.
I nic dziwnego, ukąszenie okazało się bardzo niebez­pieczne, bo zaledwie przeszła godzina od wypadku jak chłopiec, boso pracujący w polu, został ukąszony, a już stopa spuchła, posiniała, wypływało dużo krwi z dwóch niewielkich ranek od jadowitych zębów, i ból był bardzo dotkliwy. Ale teraz stan chorego zaczął się gwałtownie pogarszać i objawy stały się dla rodziny zastraszające: nietylko stopa, ale cała noga spuchła i posiniała, krew z nosa sączyła się obficie, a w końcu krwawe wymioty pozbawiały sił i tak już słabego chłopca a przerażały otaczających. Objawy te kazały przypuszczać, że, jak dalej tak będzie, to wszystka krew wypłynie, i chłopiec zginąć musi.
Toczyła się więc ożywiona i namiętna narada: co w tym wypadku robić, jak chorego ratować, jakie środki stosować i do kogo o pomoc się udać?
Czy sprowadzić jakiegoś znachora, tak zwanego tutaj «kurandeira», który ma w zapasie swoje specjalne i zawsze niezawodne, jak on mówi, środki lecznicze, czy też posłać po lekarza, aptekarza lub kogoś takiego, coby umiał zastrzyknąć specjalną surowicę, podobno bardzo skuteczną przeciw ukąszeniom jadowitych węży.
-4-
Narada zamieniła się w gwałtowny spór, a nawet w kłótnię. Każdy z doradców, chcąc pomóc choremu, narzucał uparcie swoje przekonanie. Jedni radzili surowicę, bo słyszeli, że bardzo pomaga, inni wychwalali fanatycznie znajomych «kurandeirów >, którzy sprytem i róźnemi sztuczkami po­trafili niezbyt rozgarniętym ludziom zaimponować w wysokim stopniu. Proponowali nawet i baby, które potrafią zamawiać.
Na szczęście, zwabiony niezwykłem zebraniem się ludzi i zbyt głośną rozprawą, nadszedł bardzo lubiany i poważany przez całą kolonję, miejscowy nauczyciel, który, dowiedziawszy się o wypadku w domu starego Jakóba, spieszył z radą i pomocą. Przypomniał więc zebranym gospodarzom niedawny wy­padek u kolonisty K. niedaleko Araukarji, któremu zmarła młoda, osiemnastoletnia córka w pełni sił i zdrowia, także ugryziona przez żararakę. Znany jest ten wypadek, zmarła bowiem dlatego, że «kurandeiro», któremu dano surowicę tak bardzo skuteczną przeciwko ukąszeniom węży jadowitych, surowicy nie zasLrzyknął, tylko leczył ją swojemi, niby to doskonałemi i zachwalanemi lekami, które jednak, stosowane przez 4 dni, nie pomogły, i dziewczyna w wielkich cier­pieniach umarła.
A dyć prawda - zawołało kilka głosów. Co my będziemy posyłać po kurandeira, żeby nad Wiekiem wydziwiał. Lepiej zaraz posłać do miasteczka, żeby przywieść kogoś, coby mógł zastrzyknąć tę surowicę.
Zerwała się istna burza. Zwolennicy znachorów koniecznie chcieli leczyć jakiemś zamawianiem, sympatją, drudzy spiry-tyzmem lub innemi cudownemi środkami, w które bezkry­tycznie wierzyli.
Nauczyciel jednak stanowczo i rzeczowo spór roztrzygnąć - Czy wy  możecie bezwarunkowo   ręczyć za zdrowie i życie Wicka, leczonego przez znachora?
Odpowiedziało mu głębokie milczenie.

-5-
— Widzicie, wy nie macie pewności, a ja biorę odpo­wiedzialność na swoje sumienie za dobry skutek po użyciu surowicy. Ponieważ jeszcze niewiele przeszło czasu od wypadku, to można być pewnym, że surowica uratuje chorego.
Decyzja nastąpiła szybko. Surowicę użyto w odpowiedniej ilości i po kilku godzinach stan Wicka znacznie się poprawił: krew przestała wyciekać, noga więcej nie puchła i ból się zmniejszył. Trzeciego dnia Wicek czuł się prawie dobrze, a po ty­godniu o całem zdarzeniu zostało tylko wspomnienie.
Nie zapomnieli jednak o tym wypadku sąsiedzi, którzy radzili użycie surowicy, a teraz czuli się góią nad wie­rzącymi w zabobony i znachorów. Wyśmiewali się z biednych jak mówili, zacofańców, a ci tylko słabo się bronili, bo i ua nich silne zrobiło wrażenie skuteczne działanie surowicy, którą tak stanowczo zalecał nauczyciel.
Rozprawom jednak nie było końca:„bo i jak się tu nie dziwić; przecież wszyscy widzieli, że i noga była spuchnięta, jak kłoda i sina, jak wisielec, a krew z niej zdawało się wsyćka wyńdzie a i womity ze krwią były wielkie. Myślał­by kto, że z Wicka już nijakiej pociechy nie będzie, a tu ledwo tydzień przeszedł, i chłopak jest zdrowiuśki, jak był”.
Dobroczynny skutek surowicy podkopał trochę wiarę w znachorów, ale zupełnie przekonać nie mógł. Przypominali sobie różne wypadki z wężami, które albo sami widzieli, albo słyszeli od kabokli, których w żaden sposób wytłomaczyć nie umieli. Zbierali się więc wieczorami na gawędę, ale mó­wili o takich rzeczach nieprawdopodobnych, takich cudacznych pojęciach, że zniecierpliwiony gospodarz Jakób powiedział w końcu: „Bają i bają, co im ślina do gęby przyniesie, aż się w głowie kręci, a sensu nijakiego nawet za trzy grosze, nie ma. Zamiast tutaj napróżno gadać, poprośmy naszego profesora, żeby nam wszystko dokumentnie wytłomaczył, to nie będziemy, jak ślepi, po omacku chodzić”.
Rada się podobała. Powiedzieli: „A dyć prawda! Stary Jakób to mądry chłop”.

-6-
I wydelegowano Jakóba wraz z innymi do nauczyciela z prośbą, żeby nie odmówił im opowiedzenia czegoś o wężach i surowicy, a także wyjaśnił i w prawdziwem świetle przed­stawił niektóre sporne i niepojęte dla nich zdarzenia.
Nauczyciel chętnie się zgodził. Postanowiono w wolnym czasie zaznajomić się trochę z wężami i w przyjacielskiej rozmowie różne ciekawe zdarzenia i wątpliwości rozjaśnić.
Gospodarzom tak było pilno zapoznać się z wężami, tym swoim wrogiem, który tak często morduje ich zwierzęta domowe, a nierzadko i ich samych, że już w najbliższą nie­dzielę po popołudniu większość Towarzystwa zebrała się w szkole, żeby wysłuchać opowiadania o wężach, dowiedzieć się, jak ratować ludzi i zwierzęta od jadowitych ukąszeń i uchronić jednych i drugich od śmierci lub kalectwa.
Mówił  więc im nauczyciel, że jest taka nauka, której uczą w szkole, a nazywa się zoologja, opisująca wszystkie zwierzęta. Ponieważ zwierząt jest na ziemi nadzwyczajnie dużo, więc nauka zoologji dzieli zwierzęta na różne oddziały większe i mniejsze, żeby łatwiej można było jakieś zwierzę rozpoznać. Bo niemożna przecież mieszać różnych zwierząt ze sobą, jak groch z kapustą, naprzykład konia z rybą, albo ptakiem, a choćby nawet z krową. Dzielimy więc zwierzęta na gromady, które ogromnie różnią się między sobą. Takich gromad mamy pięć. Do pierwszej należą zwierzęta najlepiej rozwinięte, najdoskonalsze, a więc wszystkie, bez najmniejszego wyjątku, które karmią się mlekiem matki i dla tego do pierwszej gromady zaliczają, tak zwane zwierzęta ssące. Do drugiej gromady należą zwierzęta znacznie mniej roz­winięte, mianowicie ptaki. Do trzeciej jeszcze niższe, tak zwane gady, do których właśnie należą węże. Gromada czwarta obejmuje zwierzęta, które młodość swoją przepędzają w wodzie, a później żyją i na ziemi, jak naprzykład żaby, i dlatego nazywają się ziemnowodne. Nakoniec do piątej, najniższej gromady należą ryby.

-7-

Do każdej gromady należy tyle zwierząt, że dla ułatwienia trzeba było zrobić jeszcze drobniejsze oddziały, tak zwane rodziny, rzędy, gatunki itd.
Węże, jak już wiemy, należą do trzeciej gromady, tak zwanych gadów. Dla łatwiejszego rozpoznania podzielono je na cztery oddziały, tak zwane rzędy. Do pierwszego rzędu gadów należą zwierzęta, których ciało pokryte jest pancerzem, tak zwaną poproś tu skorupą. Są to dobrze wam znane żółwie. Do drugiego rzędu należą zwierzęta, których ciało nie jest pokryte całkowitą kostną skorupą, tylko pojedyńczemi kostnemi tarczami, zwłaszcza na grzbiecie. Zwierzęta te tutaj spotykają się dość często w dużych rzekach, nap.koło Porto Alegre w Rio Grande do Sul, nad brzegiem morza w Pa-ranagua i innych rzekach i jeziorkach. Są to tak zwane krokodyle (jacare), dochodzące do wielkich rozmiarów i nawet dość niebezpieczne dla człowieka.
Do trzeciego rzędu gadów zaliczamy jaszczurki, które są pokryte miękką łuską. Znacie dobrze te małe ruchliwe jaszczureczki. Ale do nich należy też ten wielki jaszczur, dochodzący do dwóch metrów, tak zwany tutaj „lagarto”, którego nie lubią nasze gospodynie, bo im wykrada jaja nawet z pod kur, a nie gardzi i młodemi kurczętami. Tutaj możemy zauważyć praktyczność podziału zwierząt na różne oddziały. Spotkana duża jaszczurka tam, gdzie bywają kro­kodyle i jaszczury, wprowadzi przy rozpoznaniu niejednego w kłopot. Gdy zobaczymy, że ma na grzbiecie twarde kostne łuski, to zaraz powiemy, że to krokodyl, czyli drugi rząd gadów, a jak ma łuski miękkie, to jaszczurka, a więc trzeci rząd gadów.
Do czwartego nakoniec rzędu należą węże, które rów­nież są pokryte miękką łuską, ale nóg wcale nie mają, chodzić więc i biegać, jak czworonożne jaszczurki nie mogą, tylko mogą pełzać.
Zwierzęta pierwszej i drugiej gromady, t.j. ssące i ptaki mają krew ciepłą, ostatnie trzy gromady mają krew zimną. Wszystkie gady rodzą się z jajek.

-8-
Teraz już widzimy jakie stanowisko zajmują węże w przyrodzie, to znaczy, że należą do czwartego rzędu, gro­mady trzeciej czyli gadów.
Węże dzielimy na dwa działy: jadowite i niejadowite. Umiejętność rozpoznania węży jadowitych ma dla nas wielkie praktyczne znaczenie, bo możemy uniknąć często groźnego niebezpieczeństwa.
Rozpoznanie jest bardzo łatwe, potrzeba raz tylko przyj­rzeć się dokładnie wężom jadowitym i niejadowitym, żeby zobaczyć ogromną między niemi różnicę i z łatwością je rozpoznać.
Węże jadowite są zawsze koloru szarego, w różne ciem­niejsze desenie ale zawsze matowe, to znaczy, że ich skóra nigdy nie błyszczy, za wyjątkiem węży koralowych, o których później pomówimy.Węże niejadowite mają skórę zawsze gładką błyszczącą i kolory są jaskrawsze.
Dużą i bardzo ważną jest różnica w formie głowy. Węże jadowite mają głowę dużą, z tylu znacznie rozszerzoną i dla­tego ma wygląd trójkątny. Niejadowite mają głowę mniejszą i owalną, to jest szeroką w środku, a zwężouą z przodu i z tyłu. To znaczue rozszerzenie tyłu głowy u węży jadowi­tych powstało dla tego, że tam znajdują się gruczoły wyra­biające jad.
Ten kolor szary i matowy, a głowa wielka i trójkątna już na kilka kroków dają możność rozpoznania węża jado­witego. Zbliska widzimy, że głowa węży jadowitych jest pokryt i drobną i liczną łuską, a u niejadowitych jest zaledwie kilka dużych łusek. Jadowite mają spory dołek między nosem i okiem z obu stron, niejadowite go nie mają. Ważną różnicę widzimy w oczach, bo źrenica u jadowitych jest podługowata i wązka, jak szpareczka, co pokazuje, że polują one prze­ważnie w nocy, jak to widzimy także u innych zwierząt nocnych, nap. u kota lub sowy. U innych węży źrenica jest zawsze okrągła. Widzimy też  znaczną   różnicę   w ogonie, który   u   jadowitych   raptownie   się   ścienia   i jest  krótki, u niejadowitych ścienia się stopniowo i jest   dłuższy.

-9-

Najważniejszą jednak różnicę stanowią gruczoły, wyra­biające jad. Mieszczą się one w tylnej części głowy i dwa duże zęby w przedniej części paszczy. Zęby te w spokojnym stanie t.j. przy zamkniętej paszczy leżą na górnej szczęce, a przy otwarciu paszczy wysuwają się naprzód.
Te zęby, jako ruchome, osadzone są stosunkowo słabo i łatwo mogą się wyłamać, to też często można zauważyć inne zęby zapasowe, które zastępują stracone. Te długie zęby mają przez całą długość kanał, u góry łączący się z prze­wodem jadowym, dolny zaś otwór służy do wypuszczania jadu w ciało przy ukąszeniu. Jad, dostawszy się do krwi, roz­chodzi się po ciele nadzwyczajnie szybko, bo nawet mniej niż w minutę. Jeżeli będzie ukąszone małe zwierzę, np. szczur, to pada, jak piorunem rażone. Jeżeli to będzie człowiek lub jakieś większe zwierzę, jak koń lub krowa, to objawy zatrucia będą znacznie powolniejsze i zależne od wielkości węża i ilości jadu, jaka w danej chwili znajduje się w gru­czołach. Bo nie zawsze w gruczołach ilość jadu jest jedna­kowa. W czasie gorącym węże mają jadu bardzo dużo, w czasie chłodniejszym znaczoie mniej. Największa jednak róż­nica bywa wtedy, gdy wąż ukąsi jakieś zwierzę i zapuści mu ranę cały zapas swego jadu. Wąż jest wtedy bezbronny i to na czas dłuższy, bo 3 — 4 dni ugryzienie jego nie szkodzi, a nawet po siedmiu lub ośmiu dniach jeszcze ukąszenie nie jest śmiertelne. Dopiero po piętnastu dniach w czasie chłodnym wyrabia się znów pełna ilość jadu. To też po ukąszeniu przez parę pierwszych dni, gdy jadu jest mało, końccy się wszystko strachem, bo ból jest bardzo mały, może trochę spuchnie, odrobinę pokrwawi i na tem się kończy, a chory szybko wraca do zdrowia. Jeżeli jadu jest już znacznie więcej, to i objawy są silniejsze: opuchnięcie i krwawienie większe, miejsce ukąszone sinieje, pojawiają się różne krwotoki, ból jest silny, i choroba się przeciąga. Ostatecznie bywa, że  ugryziona  ręka  lub  stopa  odpadają
-10-
nawet zmartwiałe, ale chory nie umiera. Przy pełnej dozie jadu bez leczenia specjalnego ratunku niema, i ukąszony umiera. A dużo jest tych żmij jadowitych? — zapytał Jakób. Najpierw powinniśmy wiedzieć, że w Brazylji żmij wcale nie ma. Żmije, to zupełnie odrębna rodzina węży ja­dowitych, które żyją w Europie i innych częściach ziemi. W Polsce mamy właśnie ten jeden tylko rodzaj węża jado­witego i dlatego   nazwanie   «żmija»   było   jednoznaczne z wężem jadowitym. Tutaj to jakoś nie pasuje tak Bamo, jakby ktoś w Polsce żmiję nazwał żararaką  lub grzechotnikiem.
Najlepiej,   jeśli się nie zna   imienia węża, powiedzieć:  wąż jadowity. Więc na pytanie pana Jakóba odpowiem, że węży jadowitych jest bardzo dużo.
Żeby łatwiej można było rozpatrzyć się w tej wielkiej ilości węży jadowitych, podzielono je na rodziny, które bardzo różnią się między sobą. W każdej rodzinie mamy rodzaje, które mają już pewne ze sobą podobieństwo, a w tych ro­dzajach mamy jeszcze gatunki, które między sobą już nie­wiele się różnią. W Brazylji mamy dwie rodziny węży jadowitych.
Jedna rodzina, mająca kilkadziesiąt rodzajów, ma w Brazylji jeden tylko rodzaj; to są węże koralowe. Ale ten rodzaj, tak zwanych tutaj koralówek, ma kilkadziesiąt ga­tunków, a w samej Brazylji 12, z tego kilka w Paranie* Druga rodzina węży jadowitych, żyjących w Brazylji, ma też kilkanaście rodzajów w różnych częściach ziemi, ale w Brazylji ż\ją tylko dwa rodzaje. Do jednego należą dobrze wam znane grzechotniki, których jest 11 gatunków, ale tylko jeden żyje w Brazylji, reszta, t. j. 10, zamieszkuje Amerykę Północną. Drugi rodzaj tej samej rodziny, to są doskonale wam znane żararaki. Gatunków żararaki jest bardzo dużo, bo aż 42, a sama Brazylia ma jedenaście, a kilka spotyka się w Paranie. Żmija powtarzam, należy do zupełnie odręb­nego rodzaju, którego w Brazylji wcale nie ma, więc nie powinna być mieszana ani z grzechotnikiern ani z żararaką, a tem więcej z koraldwką, która należy nawet do innej rodziny.

-11-
W południowej Brazylji, a więc w Paranie, najczęściej spotykają się węże jadowite z rodzaju żararaki (jararaca). Jest ich w Paranie, jak już mówiliśmy, kilka gatunków. Naj­bardziej pospolitą jest żararaką zwykła jararaca*. Dochodzi do półtora metra długości. Gruba na dwa palce, jest koloru szarego z trójkątnym deseniem na grzbiecie, znacznie <iem-niejszym. Młoda żararaką ma przez pierwszy rok koniec ogona biały i dlatego mylnie uważana jest przez kabokli za oddzielny gatunek, a nawet dali jej nazwisko „żararaki  z białym ogonem”  (jararaca  com rabo branco).
Jest parę gatunków podobnych do żararaki zwykłej, ale to dla nas nie ważne. Za to musimy zwrócić uwagę na inny gatunek z rodzaju żararaki, mianowicie «urutti», albo «cruzeiro», co po polsku można byłoby przetłomaczyć imieniem «krzyźak>. Nazwisko pochodzi stąd, że na szarym kolorze skóry, z obu boków widoczne są ładne desenie w półkola, mające w środkach bardzo wyraźne krzyżyki. Taki krzyżyk widać i na głowie. Jest trochę krótsza od żararaki zwykłej ale znacznie grubsza. Urutu ma znacznie więcej jadu niż żararaką i dla tego jest o wiele niebezpieczniejsza.
Inne gatunki spotykają się przeważnie na północy Bra­zylji, gdzie jest znacznie goręcej. Oba rodzaje grzechotnika i żararaki, należąc do jednej rodziny, mają też wiele ze sobą podobieństwa: taki sam kolor szary z rysunkiem ciemnym, podobnym do żararaki zwykłej, takie same zęby ruchome, ale poznać je łatwo po ogonie, który u grzechotuika ma na końcu pęcherzyki suche, skórzaste, wydające przy ruchu ogona pewien specjalny szelest, podobny do małej grzechotki. Ta właśnie grzechotka na końcu ogona dała nazwisko całemu rodzajowi. Grzechotniki w Paranie nie są zbyt duże i prawie nigdy półtora metra nie dochodzą.
Zupełnie inaczej przedstawia się rodzaj koralówek, na. leżący do innej rodziny. W przeciwieństwie do poprzednich dwóch rodzajów, koralówki mają skórę jaskrawo błyszczącą o         pięknem ubarwieniu w pierścienie żółtawe, czarne i pięknie
czerwone, jak koral, skąd też i nazwa ich pochodzi.
-12-
Ale nie tylko skórą różnią się koralówki od poprzednich rodzajów żararaki i grzechotnika, ale i całą budową ciała. I tak głowę mają maleńką, prawie tej samej   grubości  co szyja a ogon za to tak gruby, że czasem   prawie  taki, jak
ciało, i na pierwszy  rzut   oka   aie   wiadom",   gdzie   głowa i gdzie ogon. Zęby też mają inne: mniejsze, nieruchome, bo mocno do szczęki przyrośnięte, więc mocniejsze,   ale zato zapasowych   nie mają i, jeżeli taki ząb się wyłamie, to już)
więcej nie odrasta. Także zęby te nie mają kanałów w środku, ale jad spływa do rany po rowku, który jest na zewnętrznej stronie zęba. Dołka między okiem i nosem też nie mają. Koralówki dochodzą do półtora metra długości,   nie bywają jednak grubsze jak gruby palec.
Bardzo ciekawe spotrzeżenie możemy zrobić, obserwując koralówki, że jest kilka gatunków koralówek niejadowitych, które na pierwszy rzut oka są zupełnie podobne do jado­witych. Dopiero przy bliższej obserwacji widzimy, że głowa u niejadowitych jest znacznie większa i z kształtu podobna do głowy innych węży niejadowitych. Ogon mają też dłuższy i cienki. Największą jednak różnicę widzimy w oczach, które u koralówek jadowitych są małe, jak łebek od szpilki, a u niejadowitych jak duży groch.
Nietylko zewnętrzne różnice widzimy u tych trzech rodzajów węży jadowitych. I działanie jadu u każdego z tych trzech rodzajów jest inne, a różnica jest tak znaczna, że zależnie od objawów, możemy rozpoznać, do jakiego rodzaju należał wąż, który ukąsił.
Ukąszenie przez źararakę zwykłą, przez, urutii, lub przez jakiegobądź węża z rodzaju żararaki można łatwo poznać po silnem opuchnięciu naokoło ukąszonego miejsca i to tak dalece, że jeżeli to jest ręka lub noga, to robią się parę razy grubsze od normalnej grubości, i ciało sinieje. Z małych ranek, powstałych od zębów jadowitych,   obficie  wypływa krew.
-13-
Ból bywa dość silny, palący. Bardzo prędko występują też objawy ogólnego zatrucia: silne osłabienie, krwotoki z nosa, oczów, uszów, krwawe wymioty, krwotoki z kiszek i pęcherza moczowego. Przy wyjątkowo dużej ilości jadu śmierć może nastąpić już po dwunastu godzinach, ale to tutaj na południu bywa bardzo rzadko, a przeważnie po 48 go­dzinach. Na północy śmierć może nastąpić od ukąszeń dużych węży już po sześciu godzinach.
Jeżeli ilość jadu weszła do krwi w mniejszej ilości, to i objawy są słabsze, opuchnięcie nie tak silne i krwawienia mniej obfite. Choroba jednak przeciąga się na tygodnie i dłużej; rany się nie goją i ciało zaczyna się psuć, a po pewnym czasie zmartwiała ręka lub stopa odpadają. Po dłu­gich cierpieniach, najczęściej w szpitalu, goją się pozostałe rany, pozostają wprawdzie duże blizny, ale przynajmniej chory nie umiera. Dlatego też kabokle zupełuie słusznie mówią, że „jak żararaka ukąsi i nie zabije, to okaleczy”.
Przy ukąszeniu węża z rodzaju grzechotnika, działanie jadu jest inne. Objawy zewnętrzne eą bardzo słabe. Z ranek od zębów zaledwie tylko trochę krwi wypływa. Opuchnięcie niewielkie, tylko koło ranek; kolor skóry nie zmienia się. Krwawienia z oczu, nosa, kiszek itp. zwykle nie bywa. Za to inne objawy groźnie występują. Względnie dość szybko zjawia się utrata wzroku, niemożność poruszania mięśniami, więc utrudniony ruch rąk i nóg. Śmierć następuje przy objawach ogólnego paraliżu, zwłaszcza płuc i serca. Jad grzechotnika działa silniej i prędzej niż jad rodzaju żararaki.
Działanie jadu  z rodzaju koralówek,  jest jeszcze inne.
W miejscu ukąszonym odczuwa się szalony ból. Żadnych innych zewnętrznych oznak nie ma, prócz dwóch małych znaczków od zębów. Żadnego krwawienia, opuchnięcia, nawet zaczerwienienia aie widać. Tem silniejsze i niebezpieczniejsze występują wkrótce objawy wewnętrzne: ślina zaczyna wyciekać w wielkiej ilości, a również i łzy, następuje silne rozwol­nienie, ogólne osłabienie mięśni, konwulsje, całkowity paraliż i śmierć.

-14-
Jad koralówki jest jeszcze silniejszy i niebezpiecz-niejszy niż grzechotnika.
Zdarza się, i to dosyć często, że wąż jadowity ukąsi najpierw jakie zwierzę i, wypuściwszy cały zapas jadu, jest wtedy zupełnie nieszkodliwy, a ukąszenie nie przedstawia żadnego niebezpieczeństwa, kończy się wszystko na strachu.
Nie możemy jednak na razie wiedzieć, czy ukąszenie było z małą czy wielką ilością jadu, więc z ratunkiem trzeba pospieszać jak najprędzej, zwłaszcza jeżeli ukąszenie było przez urutu, która ma bardzo dużo jadu, lub przez grzecho­tnika, którego jad jest bardzo silny. A czem karmią się węże? Bo to mówią, że jedne różnemi  zwierzętami,   inne znowuż  robakami,   a te,   co nie szkodliwe,   to   podobno   jedzą   tylko   różne   ziela  i owoce, a nikt dokładnie powiedzieć nie potrafi? Owszem, życie węży znane jest bardzo dobrze i wia­domo, że wszystkie węże, nawet  najbardziej   niewinne  mięsożerne, to znaczy,   że karmią się tylko innemi zwierzę­tami.    Prawie każdy gatunek węży ma swój rodzaj poży­wienia. Jedne, przeważnie jadowite, karmią się małemi zwie­rzętami, jak szczury, myszy, wiewiórki, prea, których tak
dużo biega po łąkach podobne są do szczura, tylko ogonek mają bardzo króciutki.    Inne karmią się ptakami i potrafią złowić nawet stare ptaki, a ponieważ umieją doskonale wpełzać na drzewo, więc robią wielkie szkody, wyjadając małe
ptaszki z gniazda, które później mogłyby przynieść wielki pożytek, niszcząc wielką ilość owadów i robaków, tak szkodli­wych w polu i ogrodzie. Również szkodliwe są karmiące się żabami, bo żaby też niszczą wielką ilość owadów i dlatego
powinne być ochraniane przez rolników i ogrodników, a niezabijane, jak to często bywa. Do szkodliwych zaliczają też węże wodne, które karmią się rybami, zwłaszcza tam gdzie pro­wadzone jest gospodarstwo rybne; niszczą dużo małych rybek, tak zwanego zarybka.    Węże niejadowite, karmiące się szczurami i myszami, można zaliczyć do pożytecznych. Ponieważ często trzymają się blizko domu, to lepiej ich nie prześladować; są to gatunki kaninany
-15-
 Węże jadowite cho­ciaż też niszczą znaczną ilość szczurów, ale więcej szkodzą ludziom i zwierzętom domowym, których wiele ginie co roku. Najwięcej pożytku przynoszą węże niejadowite, karmiące się wężami. Do takich należy mussurana, jedyna dotąd tutaj znana. Jest bardzo łagodna dla człowieka, ale może zjeść kilka grzechotników, albo żararak w ciągu tygodnia, bez szkody dla siebie, bo jad tych wężów nic jej nie szkodzi. Koralówki za to są dla mussurany niebezpieczne, bo jadem swym ją zabijają. Mussuranę powinni wszyscy na kolonji poznać dokładnie, nawet dzieci, żeby jej nie zabijać, ale nawet pewną opieką otoczyć.
Pokarm swój węże jadowite i niejadowite zdobywają zupełnie odmiennemi sposobami. Niejadowite muszą swoje ofiary łapać. Dla tego muszą być bardzo zwinne, szybkie w ruchach i energiczne w chwytaniu. Ta zwinność i szyb­kość potrzebna jest im też, żeby się ukryć prędko lub uciec przed nieprzyjacielem, bo innej obrony nie mają.
Niektóre, jak naprzykład kaninany, są bardzo śmiałe i drażnione lub w obronie okazują chęć gryzienia, a nawet podskakują, żeby ugryźć. Zęby ich są bardzo małe i przy ugryzieniu zostają zaledwie widoczne znaki, które prędko giną bez żadnego leczenia. Inne, jak naprzykład boi-peva, straszy ludzi, płaszcząc się nadmiernie; robi się  bowiem sze­roka a płaska, otwiera olbrzymią paszczę i jest gotowa ugryźć w swojej obronie. Robi to straszne wrażenie, i wielu uważa ją za bardzo jadowitą i złą, tem więcej, że na żółtawym tle ma rysunek ciemno brunatny, przypominający tro­chę żararakę. Ugryzienie jej jest także zupełnie nieszkodli we, jak kaninany.
Zupełnie inaczej zachowują się węże jadowite. Karmią się one również małemi zwierzętami, jak już mówiliśmy to jest myszami, szczurami itp., ale sposób chwytania zdobyczy jest inny. Mając do rozporządzenia jad, który, jak wiemy, błyskawicznie zabija te małe zwierzątka, niepotrzebują uganiać się za zdobyczą,  wystarczy,  aby leżąc ukryte koło ścieżek, któremi te zwierzątka zwykły przecho­dzić, wystarczy, aby nadzwyczajnie szybkim ruchem wpić zęby w ciało zwierzęcia, a zapuszczony w ranę jad kładzie zwierzę trupem na miejscu.

-16-

Upolowaną zwierzynę wszystkie węże połykają w całości. Pomagają im do tego drobne ząbki, które mają na górnej i dolnej szczęce, zagięte ku tyłowi. Gęba ich może się ogromnie rozszerzać, co pozwala im połykać nawet dość duże zwierzęta.
Węże jadowite, zabijając przez  ukąszenie,   muszą  być w takiej pozycji,   żeby dolna część ciała była silnie oparta o ziemię lub jakiś stały przedmiot,  naprzykład owinięta na gałęzi, bo tylko taka opora   daje im możność  użycia odpo­wiedniej siły,   żeby zęby jadowite głęboko   wrazić w ciało. Gdy wąż pełza, albo jest zawieszony w połowie ciała, i nie może tylnej części ciała umocnić, to i ugryźć też nie może. Dlatego nie odpowiada rzeczywistości opowiadanie, że węże jadowite gonią człowieka, żeby go ugryźć, i że podskakują. To się odnosi prędzej do kaninany, którą zapewne brano za węża jadowitego. Węże jadowite nigdy nie uciekają  przed nieprzyjacielem. W razie niebezpieczeństwa zwijają się czem prędzej w kłębek, i leżą przytajone, żeby, albo schować się przed wrogiem, albo, gdy zbyt blisko podejdzie, ukąsić go błyskawicznym ruchem. Na jakieś półtora metra już żaden wąż nie dosięgnie i tylko będzie się patrzył bezradnie.
Wracając jeszcze do karmienia się węży, trzeba dodać, że węże wogóle mogą obejść się bez jedzenia bardzo długi czas. Węże jadowite w niewoli nie chcą wcale jeść i prawie zawsze wytrzymują cały rok bez żadnego pokarmu. Takie zgłodniałe węże są bardzo niebezpieczne, bo mają zawsze wielki zapas jadu, który działa silnie i często śmierć spro­wadza. W takich wypadkach tylko prędkie i w dużej ilości zastosowanie surowicy może chorego uratować. Nie zdarza się to jednak zbyt często, i węże po większej części mają średnią ilość jadu, a nawet, jak mówiliśmy już, mogą mieć tak mało, że śmierci nie bywa. Że tak jest, widzimy z da­nych statystycznych t.j. z zapisów każdego wypadku.
-17-
Zanotowano, że w Brazylii bywa około 20 tysięcy wypadków ukąszeń przez węże, a z tego zaledwie 5 tysięcy śmierci, czyli tylko co czwarty wypadek, a może i mniej, bo każdy wypadek śmiertelny był zapisany, ale wypadki lżejsze nieraz zapewne notowane nie były. Te lżejsze wypadki to właśnie woda na młyn znachorów, czyli, jak ich tutaj nazy­wają, kurandejrów. Żaden znachor ciężkiego wypadku nie wyleczy, a lżejszy będzie przechodził zależnie od siły i ilości jadu, ale „curandeiro” wpływu żadnego mieć nie może.
     A jednak panie profesorze, są takie «dziki», którzy mają swoje sposoby i różne leki z puszczy, które na pewno mogą wyleczyć. Wielu kolonistów dobrze im się przyglądało i nie raz widzieli, że chory już umierał, a po jego lekarstwie
jakby ręką odjął, powiedział jeden ze starszych i bywałych.
     W tym wypadku mylicie się, gospodarzu. Prawda, że indjanie i kabokle znają dużo ziół pomocnych, jak naprzy­kład pierwsi doszli, że china pomaga na malarję, albo rośliny, z których dobywają truciznę do strzał, ale trzeba rozróżniać
rzeczy sprawdzone i przyjęte za dobre od nic niewartych,
a nawet szkodliwych. Z leczeniem ukąszeń przez węże będzie niedługo to samo, co z ugryzieniem przez psa wściekłego. Ponieważ sporo wypadków ugryzień było przez ubranie, o które obtarła się zarażona ślina, więc i choroba się nie roz­wijała, ale wszystkie takie wypadki poszły na rachunek uzdro­wień przez znachorów. Dzisiaj nawet dzieci już wiedzą, że tylko prędka pomoc w specjalnych zakładach ratuje na pewno od tej strasznej choroby. Tak samo stało się z leczeniem krupu, który tak dawniej straszył biedne matki; tak samo
będzie w krótce z leczeniem ukąszeń przez węże.
Ponieważ leczenie surowicą nie weszło jeszcze w powszech­ne użycie, a znachorów wzywają na prawo i lewo, więc zapoznajmy się teraz z różnemi sposobami leczenia. A jest ich nie mało. Może będzie to nudne rozpatrywać wszystkie sposoby, ale cóż robić, kiedy natura ludzka już jest taką, że jak się dowiedzie, że 20 sposobów jest złych, to znajdzie się ktoś, co powie: „Tak, te  wszystkie sposoby są złe,   ale mój kurandejro zna dwudziesty pierwszy, i ten właśnie jest niezawodny.
-18-
A tymczasem, po leczeniu ciężkiego wypadku jakiś dobry robotnik, drogi członek rodziny zginie niepotrze­bnie. Te wszystkie sposoby, o których będziemy mówili są sprawdzane w specjalnym instytucie w S. Paulo, w tak zwanym Butantan, tam właśnie, gdzie robi się surowica. Instytut ten wybudowany staraniem doktora Vital Brazil, urządzony z wielkim trudem i nakładem, prowadził bardzo starannie doświadczenia i próby nad wszelkimi sposobami i środkami, które są używane w kraju. Okazało się, że żaden z tych środków, przy pełnej dozie jadu nie pomaga.
Instytut robił to dlatego że po co robić kosztowną surowicę, gdyby się okazało, że inny środek dobry jest tańszy, nawet nic nie kosztuje. Po wszystkich próbach okazało się, że tylko na surowicę można rachować na pewno.
Wszystkich leczących od ukąszenia wężów, Instytut roz­dzielił na  klasy  według  sposobów   leczenia.   Wszyscy zna­chorzy, zwani tutaj  kurandeirami  (curandeiros)   trzymają swoje sposoby w największej tajemnicy. Wiele trudu trzeba było użyć, ażeby ich tajemnice poznać. Wszyscy są to ludzie zupełnie nieświadomi, często nawet bardzo głupi, posiadają jednak pewien specjalny spryt wmawiania w ludzi, że mają niezawodny   sposób   na   leczenie  ukąszeń,   ale nie mogą go wyjawić, bo im tego nie wolno. Mówią, że dopiero po wyle­czeniu pewnej liczby mogą wyjawić drugiemu, odpowiedniemu ale też  pod  wielką   tajemnicą.   Ci co leczą przez sympatję najczęściej postępują  w ten sposób, że gdy posłaniec przy­jedzie do znachora z prośbą o uleczenie chorego, oddalonego o  dzień   lub  dwa drogi,   znachor obiecuje,   że jeżeli dotąd chory nie umarł to on go uleczy. Daje posłańcowi szklankę wody do picia, odmawia jakieś modlitwy, szepcze niezrozu­miałe słowa, wykonuje dziwaczne ruchy, w końcu odprawia posłańca do domu, powtarzając, jeśli dotąd chory nie umarł, to żyć będzie. I rzeczywiście, jeżeli ilość jadu była dostate­cznie wielka, ukąszony umiera nim wróci posłaniec z dalekiej podróży. Jeżeli ukąszenie było lżejsze, to uratowanie życia idzie na karb siły znachora.
-19-
Inni zamawiacze zjawiają się na zawołanie. Szepczą, wykonują dziwne ruchy i dają takie przepisy: ani chory, ani nikt pod tym dachem nie może wymówić słowa wąż (cobra), żadna kobieta w ciąży lub karmiąca dziecko nie powinna być w tym domu. Chory może pić wódkę nawet w dużej ilości, ale dla pijanych wstęp wzbroniony. I dużo podobnych zastrzeżeń, często prawie niewykonalnych. Najmniejszy błąd, najmniejsze zapomnienie lub niewypełnienie przestróg sprowadza śmierć. Znachor z całem przekonaniem utrzymuje, że śmierć nastąpiła, ponie­waż nie robili tego, co on kazał. Inni kładą na ranki kawałki akóry z wilka lub innego zwierzęcia, pióra z różnych ptaków, porowate kamienie, które mają jakoby wyciągać jad, palone kości lub końce rogów jelenich dla tegoż celu, różne przed­mioty ze stali lub magnesu i t. d. Wszystkie te rzeczy mają leczyć przez zetknięcie z jadem. Nieraz z tych rzeczy dają do picia wywar, który ma być bardzo skuteczny, także opiłki z rogów jelenich mają być dobre. Inni znów radzą otworzyć brzuch małego zwierzęcia i wnętrznościami smarować ranki.
Tacy znachorzy nie pomogą, ale i nie zaszkodzą, chyba o           tyle, że w ciężkim wypadku  zostanie chory bez pomocy zginie, ale w lżejszych wypadkach może nastąpić wyzdro­wienie.   O wiele szkodliwsi są znachorzy energiczniejsi, bo często są przyczyną śmierci, nawet w tych wypadkach, kiedy ukąszenie nie jest śmiertelne. Każą naprzykład zakopywać o ziemi ukąszoną część ciała, ale nieraz barbarzyństwo dochodzi do tego,   że zakopują   w pozycji   stojącej   całego człowieka i tylko głowa zostaje na powierzchni.  Naturalnie człowiek ginie od zaduszenia, a znachor mówi z głębokim przekonaniem: „to był ostatni sposób ratunku; jeżeli to nie pomogło, to żaden środek nie mógł go uratować. Ale najgorsi są ci, co to niby lekarze dają różne środki wewnętrzne, najczęściej bardzo silne trucizny,  które  mają   zniszczyć działanie jadu. Oprócz różnych trujących środków aptekarskich dają silny odwar tytoniu, w wielkiej ilości spirytus, w którym moczyły się węże, albo różne rośliny.

-20 -
Ci są przyczyną licznych śmierci. Do innych sposobów leczenia należą te, które mają za zadanie wyciągnąć jad z rany, a więc wysysanie ustami, wyciskanie, bańki suche i t. d. Ale wszystkie te sposoby, zarówno jak przewiązywanie powyżej miejsca ukąszenia. a nawet taki bohaterski sposób, jak natychmiastowe odcięcie palca, który był ukąszony, nie da dobrego rezultatu, jeżeli przy ukąszeniu weszło do rany dużo jadu. Krew bowiem tak szybko krąży w ciele ludzkiem, a z nią i jad, że po minucio jad już jest wszędzie, w calem ciele. Próbowano nawet na zwierzętach najpierw dość mocno przewiązać koń­czynę, a potem zastrzyknąć poniżej jad, ale i to nie poma­gało, bo najsłabsze nawet krążenie krwi zaraz jad po ciele rozniesie.
Próbowano różnemi silnemi środkami niszczyć jad na miejscu, ale też bez rezultatu. Najczęściej używają ciemnych kryształków, które, rozpuszczone w wodzie, dają kolor podobny do czerwonego wina. Jest to tak zwany po łacinie kalii hypermanganicum, po polsku nadmanganjan potasu, po portugalsku permanganato de potassio. Dla tego więcej o nim, mówię, że teraz jest na niego moda. Używają go w proszku na ranę; najwięcej jednak robią zastrzyki, nie raz bardzo silne i dużo, które od zatrucia nie uleczą, a same mogą być bardzo niebezpieczne. Ponieważ, jak już wiemy, krew bardzo szybko krąży, więc żeby zniszczyć jad w całem ciele trzeba by tak dużo wstrzyknąć tego lekarstwa, żeby było wszędzie, a taka ilość zabije chorego. Właśnie córka kolonisty na Costeira była leczoną * kalii hypermanganico* i zginęła w strasznych cierpieniach. Stosowanie tego środka w lekkich wypadkach, gdy chory nie umierał, rozpowszechniło użycie jego, ale próby robione w instytucie, pokazały, że zupełnie nie można na niego liczyć.
Poznawszy sposoby znaehorów, rozumniejsi koloniści zgadzali się z przekonaniem nauczyciela, ale dużo było takich, co trzymało stronę znachorów, utrzymując że   mają oni jednak jakieś sposoby, jakieś specjalne leki, a nawet pewną siłę w sobie,  która pozwala im robić  nadzwyczajne rzeczy.
-21-
   Nic wam na to nie odpowiem, bo to byłoby napróżno, jesteście pod wpływem tych znachorów, bo wielu rzeczy dobrze nie wiedzieliście. Ci, co wierzą w znachorów, powinni wszyscy postanowić sobie, ale szczerze, że będą każdy wypa­dek badać,   rozpatrywać   i   śledzić  za   końcem  ich roboty, a nie wierzyć  im na ślepo. Prędzej lub  później przekonają się,   że byli   tylko   zabawką, w rękach sprytnych szarlata­nów i oszustów.
Stary Jakób, o którym koloniści mówili, że „jest mądry chłop”, chciałby, też „dokumentnie" dowiedzieć się o tej suro­wicy, więc zwrócił się do nauczyciela: „A niech nam pan profesor opowie o tej surowicy, co tak dobrze leczy. Bo to mówią, że jak człowiek ma umrzeć, to i tak umrze. A może ta surowica tylko wtedy dobra, kiedy jadu tylko trochę wpuści gadzina do ciała, jak to nam pan mówił. Bardzo by my też chcieli wiedzieć, co to jest ta surowica”.
   Bardzo dobrze, panie Jakubie. Każdy rozsądny czło­wiek powinien sam rozumieć to, o czem mówi, a nie wierzyć ślepo w różne opowiadania cudowne, które są nie raz tylko kłamstwem, często tylko bajaniem, żeby tego nieświadomego,
wykpić. Po co używać różnych niepewnych środków, marnu­jąc cenne  życie   ludzkie,   kiedy mamy znakomity i pewny środek w surowicy,  zupełnie  nieszkodliwy i nie drogi.   Ale macie rację, żeby być pewnym, trzeba się dowiedzieć, co to jest ta surowica. Zrobić taką surowicę  nie  łatwo,   potrzeba dużo nauki, pracy i pieniędzy,
W mieście Sao Paulo wybudowano Instytut, za staraniem doktora Vital Brasil, a w którym pod jego kierunkiem wy­rabia się ta surowica. Jak już wspominałem w samej tylko Brazylji notowano około 20 tysięcy ukąszeń ludzi przez węże, a około 5 tysięcy śmierci. Jeżeli rachować życie ludzkie tylko 5.000$000, to roczna strata wyniesie wartości dla kraju około 25 miljonów milrejsów rocznie, Gdybyśmy mogli wyrachować   stratę   zwierząt   z powodu   ukąszeń,  to  suma ta byłaby olbrzymią.
-22-
Oceniając też te cierpienia i nieszczę­ścia ludzkie i szkody, jakie ponosi kraj, doktor Vital Brazil, jako dzielny obywatel i zacny człowiek, kołatał wszędzie tak długo o budowę Instytutu, aż nareszcie został on dosko­nale urządzony i oddaje ludzkości nieocenione usługi, bo surowica rozchodzi się po całym świecie.
Sama surowica, to jest ta wodnista część krwi, która nie krzepnie po wyjściu z ciała, to jest nie ścina się w ciemne dość twarde skrzepy, lecz pozostaje płynną cieczą lekko za­różowioną.
Musieliście sami to zauważyć przy rznięciu bydła lub trzody. Ażeby otrzymać większą ilość surowicy, w Instytucie Butantan hodują większe tylko zwierzęta przeważnie konie. Surowicę leczniczą otrzymują w ten sposób, że zwierzętom, przeznaczonym do otrzymania surowicy, zastrzykuje się jad z rod2aju żararaki lub grzechotnika w niewielkiej z początku ilości, żeby organizm zwierzęcia powoli przyzwyczaić  do jadu.  Powiększając dozę,  dochodzi się do ilości jadu kilka razy   silniejszej, aniżeli  zwykła  doza śmiertelna.   Takiemu koniowi wypuszczają krew, o tyle, żeby go zbytnio nie osłabić, oddzielają skrzep od surowicy, którą filtrują, to jest przece-dzają, żeby nie potrzebne części oddzielić, odpowiednio przera­biają, żeby się nie psuła, rozlewają w buteleczki po 10 cen­tymetrów kubicznych i koniec lutują. Tak przygotowana surowica przez kilka lat jest dobra i skuteczna.
Tak otrzymaną surowicę wypróbowano najpierw na zwierzętach* Niewielkiemu zwierzęciu wstrzykują jad węża w takiej ilości, która zawsze zabija; ale po zastrzyknięciu odpowiedniej ilości surowicy, w odpowiednim czasie, jad już nie działa i zwierzę zostaje uratowane. Ten sam rezultat otrzymano przy ukąszeniu człowieka.
Jak już mówiliśmy, jad różnych rodzajów węży działa nie jednakowo, więc surowica musi być różna. Surowica, przygotowana z jadu rodzaju żararaki, zupełnie nie działa przy ukąszeniu przez węża z rodzaju grzechotnika i odwrotnie.
-23-
Trzeba więc dokładnie wiedzieć, jaki wąż ukąsił, żeby zasto­sować odpowiednią surowicę, bo źle zastosowana nie pomoże i chory ginie. W tych stronach, gdzie są oba rodzaje wężów t. j. żararaki i grzechotnika, zdarza się często, że nie można być pewnym, jaki wąż ugryzł, więc musiano na wszelki wy­padek wstrzykiwać oba rodzaje surowicy, co jest wielce nie­dogodne. Zaradził temu Instytut i wyrabia surowicę mieszaną, zupełnie skuteczną dla obu rodzajów, i tę trzeba mieć zawsze pod ręką. Gdybyśmy ją mieli tutaj i wstrzyknęli Wiekowi zaraz po wypadku, to by tyle biedak nie wycierpiał i jeszcz© prędzej wyzdrowiał.
Mówiliśmy dotąd o surowicy dla dwóch rodzajów węży — żararaki i grzechotnika, a mamy przecież jeszcze trzeci rodzaj, to jest koralówki (boi coral), którego ukąszenie jest bardzo niebezpieczne, a surowica tamtych dwócb rodzajów przy ukąszeniu węża koralowego zupełnie nieskuteczna. Zda­wałoby się, że i ten trzeci rodzaj surowicy powinienby być wyrabiany, tymczasem Instytut tej surowicy nie ma. Nie ma zaś dlatego, że wypadki ukąszenia przez koralówkę są tak rzadkie, że zapotrzebowania na tę surowicę prawie niema. Koszt wyrobu surowicy jest bardzo duży. Jeżeli zapotrzebowanie jest wielkie, to koszt produkcji rozkłada się na wielu ludzi i surowica nie wypada drożej buteleczka, jak kilkanaście milrejsów, tymczasem surowica rodzaju ko­ralówki, kosztowałaby kilkaset, a może, i dużo więcej, co nie pozwala na jej rozpowszechnienie, a więc i Instytut ni& ma możności wyrabiania surowicy, której kosztów nie ma czem pokryć. Teraz zapytacie, dlaczego ukąszenie przez koralówkę bywa tak nadzwyczajnie rzadkie? Mówiliśmy już, że węże tamtych dwóch rodzajów są szare, matowe, koloru ziemistego, ukryte w trawie, pod chróstem, pod garściami i t. d.; leżą bez ruchu zwinięte w kłębek i czekają cierpliwie, aż ich ofiara lub nieprzyjaciel przybliży się tak blisko, że wąż może go dosięgnąć. Zupełnie inny sposób bycia mają koralówki. Podejrzewając zbliżające się stworzenie o nieprzy­jacielskie zamiary, nie czeka koralówka napadu, lecz ucieka względnie dość szybko, chowa się gdzieś, nim się ją zobaczy.
-24-
Jeżeli nawet będzie blisko, to jej szybki ruch i jaskrawe piękne kolory rzucają się w oczy, tak że łatwo uniknąć spotkania, i tylko jakiś niezwykły, nadzwyczajny zbieg oko­liczności zmusi koralówkę do ugryzienia, która w takim razie jest bardzo zła.
Doświadczenia z surowicą na zwierzętach i ludziach dały tak pewne i dobre rezultaty, że byłoby błędem nie do darowania używać innych środków, kiedy ma się taki lek niezawodny. Niestety nawet ludzie, mający się za rozumniejszych, dają często takie rady, które nic nie pomogą; a przez nieużycie surowicy lub użycie zapóźno, są tak samo przy­czyną śmierci, jak jakieś szkodliwe lekarstwo, podane przez znachora. Tak, naprzykład, przesiano mnie wycinek z "Gaze­ty Polskiej z dnia 3 października 1927 roku, Nr. 40, gdzie pomieszczona była korespondencja z Serrinji, którą dla przy­kładu  przytoczę w całości:
„Donoszę Sz. Redakcji o lekarstwie przeciw ukąszeniu przez jadowitą żmiję, o którem jeszcze mało kto wie. Jest niem jakiekolwiek żelazo, które zawiera magnes, naprzykład brzytwa. Przyłożyć takie żelazo do rany, a to wyciągnie jad. Kiedy pewnego razu jadowity wąż ogryzł mojego syna w nogę, i ten leżał prawie bez życia w łóżku, miał jeszcze tyle przytomności, że kazał podać sobie brzytwę i przyłożyć ją do rany. Nie upłynęła jeszcze godzina, a już przyszedł do mnie zdrowy, jak gdyby nic się nie stało”.
Po tem, cośmy tutaj mówili, już sami możecie zadecy­dować, że opisany wypadek można zaliczyć albo do ukąsze­nia przez węża niejadowitego, jak kaninana lub boi-peva, które mogły jednocześnie nastraszyć, ponieważ chętnie gryzą i na co wskazuje tak prędkie wyzdrowienie, albo przez jadowitego, który świeżo wyzbył się w zupełności swego jadu. Korespondent postąpił sobie po obywatelsku, bo myśląc „że to jest naprawdę dobry środek ogłosił go, żeby ratować innych”. Za to należy się panu   korespondentowi   uznanie.
-25-
Redakcja zaś powinna była   dać wyjaśnienia,   wytłomaczyć wypadek i poradzić używanie tylko surowicy.
O wiele gorzej postąpiła Redakcja kalendarza „Ludu” i „Przyjaciela Rodziny”, na rok 1928. Jest tam artykuł pod tytułem: „Medecyna w lasach i na kolonji”, na stron. 103. Cały ten artykuł to są tylko bajdy, często głupie i bezmyślne, które zamiast pożytku przynoszą często bezpowrotną szkodę. Autor artykułu staje nawet w obronie „kurandejrów”, którzy czasem mogą wyleczyć, ale „nie jeden przypłacił ży­ciem ich kurację”. Autor, widocznie uczeń tych kurandeirów, opisuje różne sposoby leczenia bez zastanowienia, że jego porady, w ten lub inny sposób stosowane, wyrządzą ludziom wiele krzywdy.
Tak, naprzykład na ankylostomę (amarellao) proponuje sok z pewnego drzewa, które jednak jest niebezpieczne, i chory może umrzeć. Widocznie Redakcja to przeoczyła, gdyż w tym samym kalendarzu za rok 1925 pomieszczony był wy­czerpujący artykuł w tej samej sprawie, napisany przez panią konsulową E. Miszke, która jest lekarzem. Dalej mówi, że na nerki znakomite są szparagi, zwłaszcza świeże... Że świeże szparagi są znakomite, zwłaszcza z dobrym masełkiem i bu­łeczką, sam mogę potwierdzić, ale, czy to wyleczy zapalenie nerek, wątpię: ciekawe skąd kolonista dostanie w lesie świe­żych szparagów?.. Tak samo, skąd kolonista weźmie w tutej­szym lesie poziomek, które są też znakomite ze śmietanką i cukrem, ale błądzi autor, jeśli sądzi, że one pomagają na ból neuralgiczny w biodrze—(ischias), na kamienie w nerkach i pęcherzu, wady w aorcie (!), w chorobach wątroby i śle­dziony... I po co nam apteki? Te rzeczy są śmieszne i wesołe ale są i smutne, bo narażają ludzi na wielkie niebezpieczeń­stwo, wiedzą dzisiaj nawet dzieci, że na raka dotąd niema innego sposobu tylko wczesne jego usunięcie. Niestety nie wie tego autor i nie wie Redakcja i radzą na raka nie zasta­rzałego... plasterki cytryny, zmieniane rano i wieczór. Rozumie się, że jest i lekarstwo na ukąszenie przez jadowitą «żmiję», a jest nim sok z bananów! Autor mówi,  że to jest rzecz ogólnie znana i «nader użyteczna.
-26-

Jaka szkoda, że autor i Redakcja nie słyszeli nic o Instytucie Butantan i surowicy. która też jest już ogólnie znaną i bardzo, ale to na pewno użyteczną. Zdaje się, że mamy dosyć przyczyn i dowodów, że naj­pewniejszym środkiem przeciw ukąszeniom przez węże jado­wite jest surowica. Chociaż można być pewnym, że ukąsze­nia, leczone w swoim  czasie, są zawsze uleczalne, to, mima tej pewności, lepiej jednak unikać ukąszeń, aniżeli je leczyć. Zachodzi teraz pytanie, w jaki sposób można tego uniknąć, lub przynajmniej zmniejszyć, o ile można, ilość nieszczęśliwych wypadków. Według notowań statystycznych najczęściej zdarza­ją się ukąszenia w stopę, bo na 100 ukąszeń wypada 60, póź­niej w rękę 22, w łydkę 13, a tylko 5 w inne części ciała. Te częste ukąszenia w stopę zdarzają się  dlatego,  że noga bosa nastąpi  na węża ukrytego w trawach, lub przesu­nie tuż koło niego.
Noszenie trzewików zamiast pantofli, tak zwanych tutaj «szyneli», lub z podeszwą drewnianą „tamanków”, już zmniej­szy o 60% wypadków. Noszenie zaś butów z cholewami, albo tak zwanych szf ylp albo getrów, które mogą być nie ze skóry, ale z grubego i mocnego płótna, tak zwanego bre­zentu, zmniejszy jeszcze o 13%. Prawda, że robiąc w polu jest goręcej, ale przyzwyczaić się nietrudno, a bezpieczeństwo zapewnione, bo zęby węża obuwia i sztylp nie przegryzą. Trudniej ustrzec się   ugryzienia w rękę,  ale przy uwadze i  ciągłej  ostrożności,   można sobie wyrobić stałą kontrolę w  miejscach   więcej niebezpiecznych. Musimy pamiętać, że można spotkać węże często pod wiązkami chróstu, pod gar­ściami siana i wszelkiego zboża, w różnych dołach i jamach, wogóle  w  miejscach   zacisznych  i  koło  ścieżek,   którędy mogą przechodzić szczury i inne   małe stworzenia.   Trzeba zawsze zbadać teren grabiami, widłami lub patykiem, a choć­by obutą nogą nim się tam zapuści ręce.
Pomimo wszelkich ostrożności mogą się jednak zdarzać wypadki  ukąszeń i każda kolonja, choćby najmniejsza, powinna się tak urządzić, żeby zawsze była gotową dać pomoc w razie wypadku.
-27-

Dlatego trzeba wybrać jednego lub dwóch gospodarzy, lepiej takich, co chętnieby to robili, którzy zapoznaliby się ze sposobem robienia zastrzyków i weszli w stosunki z Instytutem Butantan, żeby dostać surowicę i szprycę. Adres Instytutu: Afranio Amaral. Caixa do Correio No. 65. Butantan. São Paulo. Instytut daje od siebie laso do łapania węży, specjalne pudełko z dwiema przegrodami do przesyłania węży, które kolej odwozi też bez pieniędzy, ale na pudełku musi być nalepiona kartka z adresem jak wyżej i napis „cobras vivas”, nazwisko wysyła­jącego, miejscowość skąd wysłane i stan (estado).
Za przesłane węże Instytut przesyła bez pieniędzy szprycę i buteleczki surowicy w ilości odpowiedniej do ilości przesłanych węży. Jeżeli więc po różnych kolonjach znajdą się ludzie, którym będzie leżeć na sercu dobro swoich sąsia­dów, bez względu na narodowość, to niebezpieczeństwo ukąszenia przez węże jadowite ogromnie się zmniejszy i to bez żadnego kosztu, a tylko przy dobrych chęciach i trochę pracy. Naturalnie węże jadowite trzeba niszczyć przy spot­kaniu, ale lepiej byłoby je łapać na laso i odsyłać. Dla tego tych laso potrzeba mieć kilka na kolonji, chociaż nasi chłopcy doskonale dają sobie radę używając kika na metr długiego, na końcu rozdwojonego w widełki i tym kijkiem leżącą spokojnie gadzinę  przyciskają niezbyt mocno do ziemi zaraz za głową i nakładają później na głowę pętelkę ze sznurka, na której podnoszą węża do góry, żeby go trochę tylko go przydusić i umieszczają w pudełku do wysyłki. Niedaleko Marechal Mallet mieszka znany ogrodnik, obywatel Michał Gryczak, który tak sobie wziął do serca pomoc bli­źnim, że przesłał do1-Butantan przeszło 2000 węży i otrzy­maną stamtąd surowicą uratował przeszło 100 ludzi;praw­dziwie jest to wielki czyn obywatelski. Czy na innych kolonjach nie znajdziemy takich, którzy by choć w części poszli za przykładem obywatela Gryczaka? Musimy pamiętać, że ta sama surowica ratuje i nasze zwierzęta domowe.

-28-
Bardzo  ważną  dla   nas rzeczą  jest  ochranianie  węża niejadowitego,  tak  zwaneg-o   „mussurana”.   Wąż ten karmi się wężami jadowitemi i zjadać ich może po kilka na tydzień, co sprawdzono w Butantan. Jad grzechotnika i żararaki nie szkodzi mussuranie. Stacza ona z tamtemi wężami gwałtowne walki, zostając zawsze zwycięzcą i uduszonego węża później połyka. Tylko jad koralówki działa na mussuranę, i ta zawsze ginie przy spotkaniu z koralówką. Mussurana spo tyka się często w Paranie  i powinna   być   pod   staranną opieką kolonji i nie zabijana. Wszyscy, nawet dzieci, powinni umieć rozpoznawać ją od innych  węży i nie zabijać, tem więcej,  że, będąc bardzo łagodną,  nie ucieka, ludzi się nie boi i nawet nie próbuje gryźć, gdy ją weźmie się do ręki. Zabijanie mussurany powinno być przez kolonistów starszych i rozumniejszych wzbronione.
Węże jadowite lubią trzymać się koło domów mieszkal­nych na kolonjach, i częste bywają wypadki ugryzienia koło samej chaty, zwłaszcza wieczorami. Przyczyną tego jest wielka ilość szczurów i myszy, na które znów polują węże. Przyczyną zaś tej ilości szczurów jest nie porządek i brak czystości. Przeważnie nigdzie niema śmietników lub dołów na śmiecie, ale wszystkie pozostałości z kuchni i gospodar­stwa wyrzuca się zaraz koło domu dla psów, kur i chlewni; to sprowadza szczury, a za niemi i węże. Utrzymanie w czystośtości podwórza zmniejszy znacznie ilość szczurów, a zatem i węży, — to będzie nagroda zu czystość.
     Pan profesor mówi, że węże jedzą tylko zwierzęta i są mięsożerne,   tymczasem wielu wie i widziało,   że węże na pastwiskach,   nawet w oborze wysysają  mleko krowom. Ba i nietylko krowom; wiadomo przecież, że dostają się w nocy do łóżka kobiety, która ma dziecko, i wysysają wszystko mleko,  tak że nie ma nawet czem karmić dziecka.
     Bardzo dobrze, obywatelu, żeście tę sprawę podnieśli, bo ona prawie wszędzie i często jest opowiadana, jako niezbity fakt,  który musimy tutaj stanowczo wyjaśnić.

-29-

Na początku naszej  rozmowy  powiedziałem  wam,   że nauka zoologją dzieli zwierząta na gromady, i że tylko pier­wsza gromada ssących karmi się mlekiem matki i tylko te zwierzęta mogą ssać. Inne gromady bez wyjątku ssać nie mogą. Żeby być tego pewnym, żeby to doskonale zrozu­mieć, trzeba poznać mechanizm ssania.
Zasadza się on na tem, że język gruby, mięsisty i miękki, a bardzo ruchliwy, obejmuje przedmiot do ssa­nia doskonale, przyciska go mocno do podniebienia szero­kiego, twardego, bo jego oporą, jest kość i tym sposobem nie pozwala na dostęp powietrza zzewnątrz. Wciągając teraz mocno ten przedmiot do wewnątrz, czujemy, że go wciągamy w siebie. Możemy o tem łatwo się przekonać, włożywszy palec w usta i starając się wyssać coś z niego. Tak samo robimy, gdy ciągniemy przez «bombę» (rurka metalowa) wodę albo „szymaron" (chimarao-mocny napar z herwa mate).
Taki sam sposób musi być i jest przy ssaniu mleka z wymion przez młode zwierzęta ssące i tak samo jest przy ssaniu przez niemowlata.
Najmniejsza zmiana nienormalna już jest przeszkodą w sssaniu. Wasze żony doskonale to wiedzą , że jak dziecko ma tylko trochę przyrośnięty język to już ssać nie może, jest  ciągle   głodne   i   chudnie,   dopóki mu   się nie podetnie języka,  a wtedy może ssać i wszystko wraca do porządku. Jeszcze gorzej, gdy urodzi się dziecko, które ma w twardem podniebnieniu szparę w kości, bo wtedy zupełnie już ssać nie może i karmić go można tylko łyżką, nalewając ostrożnie, żeby się nie zachłysnęło. Dopiero operacja złączenia kości po­dniebienia może to zło usuwać. Zupełnie iuaczej zbudowana jest jama ustna u wszystkich innych gromad. Język u węży jest wązki, nie może pokryć   podniebienia,  cienki i mało ruchliwy, bo tylko może się wysuwać naprzód i w tył. Taki język zupełnie nie da możności ssania. Tem więcej nie poz­woli ssać podniebienie, które u wszystkich innych grup nie nie przedstawia takiego oporu, jak u ssących, bo jest roz­szczepione, jak to widzieliśmy w rzadkich  wypadkach   u niemowląt. 
-30-
Można to zauważyć przy piciu wody; zwierzęta ssące, naprzykład krowa lub koń, nachylają głowę do wody i ciągną ją  w  górę,    ptaki już   tego zrobić nie mogą;   na­bierają wody   w dziób, podnoszą   głowę do góry i wlewają wodę do gardła; powtarzają to tyle razy, póki się nie napiją. Węże robią jeszcze inaczej: zanurzają w wodzie kawałek szyi i dolną szczękę, otwierają trochę paszczę i woda sama wlewa się węże tylko ją połykają. Tak więc węże ssać nie mogą, i wszelkie opowiadania pastuchów, że widzieli, jak wąż obwinął się koło nogi i ssał tak długo, póki mleka nie wyssał, to są opowiadania, żeby w błąd  wprowadzić,  gdyż mleko sami wypijali. Nawet nie zmieściłaby się ta ilość mleka w brzuchu węża. Gdyby ktoś przy was opowiadał, jak wąż ssał krowę, to zapytajcie się go: jak mu to mleko smakowało, które wąż wyssał, a z pewnością nie będzie już drugi raz tego opowiadał. Tak samo nie ma mowy o ssaniu kobiety przez węża. Kobiety często tracą mleko wskutek osłabienia, ale nie zdają sobie z tego sprawy i spędzają na węża, utrzymując zawsze, że dziecko chudnie, bo nie ma się czem karmić. Czy to nie śmieszne utrzymywać, że wąż z kobiety wyssie więcej mleka, chociaż jest cienki, jak palec, bo takie są w Polsce, aniżeli kilkomiesięczny chłopak, a czasem i dwóch, jak są bliźnięta Wszystkie takie opowiadania powinny  być   sprawdzone, i dopiero można by się przekonać, gdzie prawda leży. Węże mleko podane w misce mogą pić tak samo, jak piją wodę, ale wysysać nie mogą.
— Pan profesor mówił, że wszystkie węże rodzą się z jaj, a ludzie powiadają, że widzieli jak rodzą się żywe. Gdzie jest prawda, zapytał jeden z kolonistów.
Tak jest, macie słuszność, gospodarzu Przy powierzcho-wnem patrzeniu tak się wydaje. Węże przeważnie niejado-wite, lęgaą się z jajek białych dość twardych, jak gdyby z grubego papieru, złożonych w miejscach ciepłych i wil­gotnych, jak w mrowiskach albo odpowiednich zagłębieniach. Pokrycie tych jaj jest mocne. U węży jadowitych błona na jajach jest bardzo cienka, delikatna i słaba, tak że żaden wąż nie wylągłby się, wskutek różnych szkodliwych   wpływów zewnętrznych.

-31-
Dlatego samica nie znosi jaj odrazu, ale przechowuje je przez czas dłuższy w brzuchu, gdzie małe wężyki rozwijają się i gdy już są dostatecznie silne, rozrywają cienką błonkę wewnątrz brzucha i wychodzą na zewnątrz. Takie węże nazywają się nawet żyworodzące, a urodzić się ich może nawet do trzydziestu, a niejadowi-tych dużo więcej. Jadowite rodząc się, już są niebezpieczne, bo mają już jad i zęby jadowite, i nawet najmłodszy wężyk jest niebezpieczny.
     A jak to jest z tem, że węże mają taką siłę w oczach że  jak  popatrzą na ptaka   albo zwierzę,   to robi  się takie ogłupiałe, że nie może uciekać, powiadają nawet, że jak wąż paszczę otworzy, to same do gęby wpadają.
     To też nieprawda. Zdarza się zwierzętom, jak i ludziom że zgłupieją ze strachu, ale nie trzeba tego kłaść na rachunek jakieś siły w oczach węża. W Butantan też to sprawdzali. Te doświadczenia okazały się takie same, jak innych badacze.
Do klatki   węża   puszczano   szczura,   który często pierwszy zaczynał atakować i zapuszczał zęby w ciało węża i, dopiero po zapuszczeniu mu porcji jadu, pada, jak piorunem rażony.

Jeżeli  wpierw jad był wyciśnięty,  i ugryzienie węża nie zabijało od razu szczura, to szczur zagryzał węża na śmierć.
     A jak   nam pan   opowie o tem, że węże  gryzą nie tylko   zębami, ale i ogonem. Powiadają, że, jak wąż zły to pluje i pryska jadem z żądła i, jak ten jad upadnie na ciało, to zaraz skóra czerwienieje i puchnie. Powiadają, że gadziny
te są takie jadowite, że dosyć, aby się ciałem swojem o ciało człowieka otarła, a zaraz ciało spuchnie, boli i robi się czer­wone.
     Myślę,   że  na   to   sami  już   możecie   odpowiedzieć. Wszak wiecie, że w Instytucie tysiącami biorą węże do rąk, żeby wycisnąć z gruczołów jad potrzebny do wyrobu suro­wicy, i nigdy nic się nikomu nie zrobiło. Żądła węże nie
mają tylko pszczoły,   osy   i inne owady na końcu brzucha,
a węże mają język rozdwojony, który im służy jako organ dotyku, i dla tego ciągłe go wysuwają, ale jadu na nim nie ma, a tylko w gruczołach.

-32-


Nawet trzymany ręką, zaraz za głową, nie pluje jadem, a stara się tylko z całą siłą i złością wysunąć z ręki, a wtedy mocno opiera się ogonem, żeby mieć więcej siły. Na końcu ogona ma dużą i twardą łuskę, która pomaga naprzykład przy włażeniu na drzewo, ale żądła do gryzienia tam nie ma.
   Mówią ludzie tutejsi, że są takie ziela, które odpę­dzają węże i, gdzie są te trawy, to się węże nie wodzą. Dobrze by było takiego  ziela koło domu   nasadzić, to by i wężów nie było.
    To też  jest  niezupełnie  dokładne.   Trochę  w  tem prawdy, ale dla innych powodów. Wiemy, że niektóre zwie­rzęta pewne trawy jedzą,   a innych nie chcą.   Tak właśnie jest że szczurem leśnym i łąkowym z preą, które nie jedzą trawy „catingueiro” i „capim mellado”, a zapewae i innych, nic więc dziwnego, że w tych trawach nie siedzą. Ponieważ one stanowią główne pożywienie dla węży, więc i one prze­bywają tylko tam, gdzie mogą znaleźć zwierzynę na  którą polują. Jeżeli koło domu będzie niechlujnie, i wyrzucone będą różne odpadki,  to szczury i myszy  wodzić się będą całemi masami, a przy nich i węże i żadne trawy nie pomogą. Naj­
lepsza rzecz to porządek i czystość.
  Rzetelnie nam   pan profesor o tych wężach opowie­dział, ale my by jeszcze chcieli usłyszeć, jak to trzeba z tąsurowicą robić, żeby ludzi ratować.
  Dobrze jeszcze raz powtórzę, bo rzeczywiście ważna to rzecz. Surowica powinna być wstrzyknięta jak najprędzej po wypadku. Używać surowicy odpowiedniej dla żararaki lub grzechotnika albo mieszanej, która jest dobra dla obu
rodzajów, i tę trzeba mieć zawsze pod ręką. Zastrzyknąć 10 kub.cent., a w razie  potrzeby   po paru godzinach po raz drugi,   a nawet   i trzeci.    Zastrzyknięcie nalepiej, robić na plecach między kręgosłupem i łopatką,  pod skórę.   Szpryca i igła  musi być przed każdem użyciem koniecznie wygoto­wana. Skóra na miejscu, gdzie ma być zrobione wstrzyknięcie, wymyta i wytarta wódką. Ręce wymyte mydłam, a później wódką, która więcej pomaga na zewnątrz, jak do środka, chociaż może wielu wolałoby ją wypić jak myć ręce.

-33-
Prawda? Ale tak trzeba robić, bo to często uchroni od wrzodów lub innych ciężkich chorób. To zdaje się jest wszystko, co chcieliście wiedzieć i na tem skończę, bo i tak zapewne już się głowy pomęczyły.
     Pan profesor ładnie i jasno  opowiedział o rzeczach bardzo ważnych,   bo przez to   da się dużo   ludzi uratować, a także  nie będą   ludzie tak widziwiać.   Ale tylko  nasi co słyszeli będą   świadomsi,   będzie jednak bieda z innymi,   co mają wiarę w kurandejrów a trudno wszystkim wytłomaczyć, bo i ci, co słyszeli opowiadanie, nie potrafią dobrze powtórzyć innym.  Ba! nie tylko powtórzyć, ale i sami dużo zapomną,
a nawet dużo przekręcą, bo my są chłopy robocze, i za jaki miesiąc dużo z głowy wyleci. Znowu będą spory, sprawdzić nijak nie można. Widzimy, że pan profesor jest dbały o ludzi, to niech pan napisze to, co nam  powiadał,  będziem wtedy mogli zawsze sprawdzić, jak  kto mówi i łatwiej w pamięci zostanie. Tak zakończył stary Jakób,  o którym mówili,   że „jest mądry chłop”.
Macie rację  panie Jakóbie,   nie trzeba nigdy robić w  połowie, i to wszystko, o czem mówiliśmy, opiszę.

Nenhum comentário:

Postar um comentário