terça-feira, 14 de setembro de 2010
Kwiaty Polskie. Julian Tuwim. Czesc 2.
Tuwim Julian
Kwiaty Polskie
Część I
Rozdział drugi
O, siwa mgło! O, srebrna mgło!
O, szara mgło! O, mgło bez końca!
Jakbym przez zadymione szkło
Przyglądał się zaćmieniu słońca:
Gdy się spacerem lekko szło -
O, gęsta mgło! wciąż gęstsza mgło! -
Sto razy tam i sto z powrotem
Pomiędzy Krótką i Nawrotem.
Przez welon łez, przez szaary szron,
Przez mglista gazę półwidomą
Znów widzę każdy sklep i dom,
I każde okno w każdym domu
Przez welon łez, przez szary szron
Najbliżej do rodzinnych stron,
Bio gd tak mgliście jest, to właśnie
Tęsknocie lżej, wspomnieniom jaśniej
Dziś w Rio dżdżysty polski dzień
I polskie chmury niebo kryją.
Jak okręt widmo, okręt-cień,
Dziś Łódź wylądowała w Rio.
Jak zawsze, deszcz wyciąga mnie
Na spacer... Awenidą? Nie.
Od Krótkiej do Nawrotu. Potem
Sto razy tam i sto z powrotem.
I
Rozdział z dziecinnej "Farbenlehre":
Śródmieście ma ziemistą cerę,
W bramie robotnik usiadł stary,
Suche kartofle z miski je,
A kolor jego żółtoszary,
Bo głodno, chłodno, brudno, źle.
Na cmentarz żółta trójka wiedzie,
Do domu szóstka granatowa,
Zieloną czwórką się dojedzie
Do zielonego Helenowa.
Popatrz na usta tej dziewczyny,
Podręcznej z magazynu mód:
A kolor ich niebieskosiny,
Bo smutno, trudno, chłód i głód.
Piątka spod lasu też zielona,
Lecz białym pasem przedzielona;
W tryby maszyny rozpętanej
Robotnik rzuca resztki sił.
A kolor jego ołowiany,
Bo na min metalowy pył.
Dziesiątka jest niebiesko-biała,
Dwójka czerwienią fabryk pała,
W drukarni znad zecerskiej kaszty
Rumieńcem płonie chuda twarz,
A kolor jego jest ceglasty -
- I całą "Farbenlehre" masz.
Już nie pamiętam, jak ósemka...
Żółta z niebieskim? Czy w pasemka?
Nic nie wiem... Przewrócona na bok
Na szynach leży barykadą
W poprzek przez jezdnię (gdzie był Zielke,
A naprzeciwko Petersilge).
Za barykadą - tłum stłoczony,
A nad nią, w górę podniesiony,
Sztandar-wyzwanie, sztandar-gniew:
A kolor jego jest czerwony,
Bo na min robotników krew.
Tak (pod jarzębinowym drzewkiem)
Dróżnik, stojący przed szlabanem,
Czerwoną wznosi chorągiewkę,
Gdy pędzi pociąg zasapany,
Łoskocąc w rozpalone szyny;
I maszynista osmalony,
Z lokomotywy wychylony,
Zwalnia powoli bieg maszyny
I pociąg w pustym polu staje...
Piotrkowska, w stronę Grand Hotelu,
Jak wymieciona. Przed tramwajem
Beczki i skrzynie, a za nimi,
Z browningiem w ręku przyczajeni
Klęczą bojownicy patrząc w szarą,
Bezludną przestrzeń trotuaru
I pustą jezdnię. Nic. Martwota.
Cisza i tam - bo z morza tłumu
Nic nie usłyszysz prócz poszumu
Przybywających gromad ludzkich,
Co napływają od Widzewa,
Żeby na rynek iść bałucki:
Z Głównej, Nawrotu i Przejazdu
Strugami się w Piotrkowską wlewa
Burzliwy za przewałem przewał,
Zmierzając ku Staremu Miastu;
Ale się mało kto przepycha
Pod Meisterhaus i pod Urlicha,
Bo stamtąd, aż po barykadę,
W jedną się szczelna zbił gromadę
Milczący tłum, przy głowie głowa,
Jakby głowami wybrukował...
(Ten czarny tłok i nagła pustka
Są jak w dominie "mydło-szóstka").
Ja skamieniały na balkonie,
W to jedno oczy mam utkwione:
W owo czerwone na wagonie.
Wtem z krańca pustki w naszą stronę,
Od Benedykta, od Zielonej,
Sypnęło drobne rozproszone...
Przy każdym ostry punkcik stali.
Truchcikiem sypią mętni, mali,
Lecz rosną - już się ludźmi stali,
Sztykami prują pas martwoty,
Już rotą stali się piechoty
W krasnych lampasach furażerek.
Stanęli. A na czele roty
Maleńki, skoczny oficerek.
Wysokie buty, błyszcząc glancem,
Drepcą bez przerwy drobnym tańcem,
Maleńka rączka w ciągłym ruchu:
Jakby swędziało coś, to w uchu,
Jakby dzwoniło coś, to znowu
Przy rękojeści srebrnej "szaszki"
Maca wiszące fatałaszki.
Jak wryty stoi tłum. Nie dyszy.
A cisza taka, że w tej ciszy
Słyszysz, jak szybkim biegiem tyka
Szybka wskazówka sekundnika,
Za którą teraz śledzą oczy
Już spokojnego porucznika,
Już tylko one, zimne, szare,
Skaczą, drażnione tym sztandarem:
To spojrzą w tłum, to na zegarek.
I ciągle cisza... dech martwoty...
Jekaterynoburskie zuchy
(37 pułk piechoty)
Bezmyślnie patrzą w niemy, głuchy
Tłum.
Tylko czasami któryś zerknie
W bok,
Śledząc za małym oficerkiem.
I cisza, ciągle jeszcze cisza
Trwa.
Trzasnęło krótko. To koperta
Zegarka pana oficerka
Właśnie minęło przed sekundą.
Więc chowa go, obciąga mundur,
Po szablę sięga dłoń malutka
I wtedy - nikły ruch podbródka,
A rota - jednym zamków szczękiem,
Jednym podrzutem - broń pod szczękę
I gdy wyświsnął szablę z brzękiem,
Gruchnęło nagle spod tramwaju,
Od skrzyń, od beczek poszło grzmotem,
Zagrało jak piorunem w maju,
Stalowym sypie się terkotem,
Pisnęła szabla ciętym lotem
I - "rota pli!" - i plunął z roty
Deszcz ołowiany, ale złoty,
Bo salwą blasków trysło z luf -
I zawył z bólu mur ponury,
Pękł, wzbił się w górę, stoczył z góry
I runął bruk stłoczonych głów.
Odchłysnął tłum rozbiegiem rojnym,
Mrowiskiem biega niespokojnym,
Wre jak kipiący kocioł smoły
I oszalałe czarne pszczoły:
Chmarami ulatuje w bramy
Lub miota wrzątku odpryskami
I kamienice szare plami,
- I biją, trzeszczą, nie ustają
Celne browningi spod tramwaju.
Balkony i otwarte okna
Opustoszały. Nieszczęśliwa,
Jakaś krzycząca i okropna,
Matka z balkonu mnie porywa.
Ludzie biegają po pokojach,
Jak gdyby tamtych udawali,
A tam, choć głuszej ciągle wali,
Lecz jakby naprzód... Jakby dalej...
Otwórzcie balkon! Niech zobaczę!
Matka zanosi się od płaczu!
Otwórzcie! Patrzcie, co się dzieje!
Patrzcie! Spęczniałe i spienione
Chlusnęły tłumy nad wagonem,
Czarna się fala środkiem leje!
Patrzcie porwała to czerwone
I płynie, płynie podniesione,
Czerwone płonie ponad czarnem!
Machają, włażą na latarnie!
Mamo! śpiewają, idą , rosną!
Niesie kobieta z twarzą groźną,
Usta szeroko... Mamo! Ona
Krzyczy, przeklina, pięścią do nas!
Mamusiu! Za co? Patrz! Wydarła,
O brzuch oparła kij - a na nim
Niesie czerwone z literami
Dwa P i S... Litery złote
I złota kielnia na krzyż z młotem
...Ulica czarna, w oczach czarno,
Jakby się całe miasto wparło
Między dwa rzędy szarych domów,
I z okien krzyk, i tłok z balkonów
W jedną się czarną wrzawę zlewa,
I domy, oblepione mrowiem,
Idą, dach w dach i głowa w głowę,
Dumnym pochodem trzypiętrowym
I już kołysze się nasz dom,
I płynie, morzem uniesiony,
A za sztandarem ciągnie śpiew:
"Niesie on
zemsty grom
ludu gniew,
Przyszłości rzucając siew,
A kolor jego jest czerwony,
Bo na nim robotników krew,
Bo na nim robotników krew...
Potem do bram wnosili stróże
Zwłoki bojowców i sołdatów.
Zostały po nich krwi kałuże:
Lepka purpura łódzkich kwiatów.
Najpierw je wodą polewano,
Potem je piaskiem przysypano,
Nazajutrz zaś pędziły po nich,
Wprzężone w pary świetnych koni,
Powozy panów fabrykantów,
Panów prezesów i bogaczy,
Zadowolonych posiadaczy
Pałaców, banków i brylantów.
Padł tam i mały oficerek.
Śmierć mu przypięła na mundurze
Zapiekłą karminową różę
Barwy pułkowych furażerek.
Miał piękny pogrzeb.
Pop na przedzie
Konstantynowską kondukt wiedzie.
Za nim, z poduszką, szedł żołnierzyk,
Czapka i szabla na niej leży.
Potem był wieniec od kamratów,
Jekaterynoburskich chwatów,
Dwóch go trzymało oficerów,
Miał szarfę: "Za caria, za wieru
I za otieczestwo".
Następnie Rota miarowo i posępnie
Kroczyła w rytm warczących bębnów,
I sztyk za sztykiem, sztyk za sztykiem
Armiejskim połyskiwał szykiem,
Potem koledzy nieśli małą
Trumnę kwiatami osypaną,
A wreszcie, dzwoniąc ostrogami,
Brzęcząc szablami, orderami,
Wolno, żałobnie szli panowie
Oficerowie. Ale pierwsza,
Przez pułkownika prowadzona,
Idzie wysmukła oficersza:
Żona.
Idzie - a idąc nienawidzi:
Wszystkich, wszystkiego, ich i siebie,
Najwięcej siebie nienawidzi,
Pompy się wstydzi, kwiatów wstydzi
I tych Moskali na pogrzebie,
Tego welonu żałobnego..
I nawet trupa nienawidzi:
Jego - biednego, kochanego,
W tej bliskiej trumnie niesionego.
Jezu, niewinnie umęczony,
Najświętsza Matko Boleściwa,
Sprawcie, by tak nie pobrzękiwał
Ten tłum w ordery przystrojony!
Nie dzwońcie, szable i ostrogi,
Nie warczcie, bębny, psy żałobne!
Zmiłujcie się nade mną biedną,
Wyrwę się, pójdę, wszystko jedno,
Ucieknę! Kostia, miły, drogi!
Matko Najświętsza i jedyna!
("O, matko Polko!" - przypomina -
"O, matko Polko! gdy u syna
Twego na czole...") - i urywa,
I pod welonem, który spływa
Z czoła na łono - gładzi ono
Dzieciątkiem napęczniałe łono,
Błogosławiącą głaszcze dłonią
I z niewinnego czółka ściera
Straszliwe piętno, znak Kaina...
Brzęczą ostrogi, szable dzwonią,
Zły z trotuarów tłum spoziera, .
Pod welon się oczyma wdziera
I milcząc grozi i przeklina:
"O matko Polko! gdy u syna
Twego na czole...!!" Matko Boża,
Nieszczęścia się mojego pożal!
Brzęk-brzęk-brzęk w oficerskim tłumie.
Bębny żałobne grochem drobnym
Biją... Szesnaście pójdzie trumien
Przez miasto... Pójdzie długi szereg
Sierot i wdów... A zamordował
Kto? On, jej mały oficerek...
Przystaje oficerska wdowa,
Przystaje tłum i brzęk ustaje...
Pułkownik twarz nachyla chmurną
Do ucha Zofii: "Szto? Wam durno,
Sofia Ignatjewna ?" - "Niet... tolko..."
I dalej idzie matka-Polka.
W drodze z cmentarza napotkała
Szesnastokrotny, wydłużony
Gęsto policją otoczony
Pogrzeb tych przedwczorajszych ofiar...
Nie drgnęła. Zimna i zuchwała,
Wprost w oczy wdowom spoglądała.
Nazajutrz rano biedna Zofia
Do ojca na wieś pojechała
Przez trzy miesiące, smutna, dzika,
Chodziła, modląc się, śród kwiatów,
Aż legła - córkę dając światu
W samotnym domku ogrodnika.
Jeszcze szepnięto jej: "Pannica!"
Jeszcze szeroko otworzyła Oczy
(zdumione? zawiedzione?
Szczęśliwe?), jeszcze się toczyła
Łza przez śmiertelnie blade lica,
Jeszcze coś chciała szepnąć tymi
Wargami, nieco mięsistymi,
Kiedy na pierś opadła głowa
l zmarła oficerska wdowa:
+
Zofia z Dziewierskich Iłganowa
zm. dnia 7 października
r. 1905
przeżywszy lat 21.
Prosi o westchnienie do Boga.
II
Na chrzcie dziewczynce imię dano
Aniela. Tak chciał dziadek.
"Bo to Anielskie jest, powiedział, miano.
A ona <FONT CLASS="s">właśnie</FONT>... pod tym względem..."
Pochrząkał, mruknął... "...Co tam będę
Tego... i jeszcze to, że <FONT CLASS="s">lubię</FONT>..."
Tu chrząknął znów, i znacznie grubiej. .
Różni na świecie są dziwacy,
Więc dla porządku dobrze wiedzieć,
Że, po sezonie, pan Ignacy,
Gdy ogrodniczej nie miał pracy
(A bez roboty nie chciał siedzieć),
Malarstwem świętym się zatrudniał..;
Najlepiej znał się na aniołach:
Złocił im skrzydła po kościołach,
Niebieścił, srebrzył je, wycudniał,
Rzeźbił im z gipsu trąbki śliczne,
Odznaki dawał hieratyczne,
Pucołowatym serafinom
Podkrążał oczki farbką siną,
Kędziory z gliny na cherubie
Powlekał lekkim tchem pozłótki,
- Więc przez to <FONT CLASS="s">właśnie</FONT> i że <FONT CLASS="s">lubię</FONT>
Anielcia będzie tej malutkiej.
Nie, czytelniku... Całkiem płonne
Są twe obawy, że rozpocznę
Na temat imion snuć przestronne
Poetyczności zaobłoczne.
Nie podejrzewaj, że Anielę
W związku z imieniem wyanielę,
Że wdam się, a la Iłła miła,
Co z tego wierszy tom zrobiła,
w sprawy magiczne i wróżebne;
Są one tutaj niepotrzebne...
Nie sądź też, chytry czytelniku,
Że zaraz zrobi się "cudownie"...
Nie myśl o naszym ogrodniku
Pochopnie zbyt i powierzchownie.
Zawczasu nie bój się, że autor,
Posłuszny ustalonym kształtom.
w "świątkowe" zabrnie mistycyzmy,
Tak dobrze znane nam z ojczyzny,
Gdy ze świątkami jak na hasło,
Świętoszkowano ile wlazło,
Gdy frasobliwość wystruganą
Za wykapaną polskość miano...
"Łot, wicie, gazdo, beło, beło
I, tak jak Syćko, pserninęło"...
O, jakże łatwo z ogrodnika
Sporządzić można by "mistyka",
Którego by kościelne lalki
Drabiną wzniosły Jakubową,
Aby o gwiazdy stuknął głową
I z Bogiem wiódł zażarte walki...
Jak łatwo mógłbym puścić w górę
Te rawskie i studziańskie kukły,
Żeby, zrobiwszy w nieble dziurę,
W zaświatach się z Ignacem tłukły.
Już w kwiatach dużo było pokus,
By rozprowadzić fantastyczny,
Psychologiczno-botaniczny,
Bardzo wygodny hokus-pokus.
Lecz pan Dziewierski, człowiek trzeźwy
Nie wierzył w malowane rzeźby,
W tajemniczościach się nie gubił,
Lubił anioły - no bo lubił.
z gustami bowiem - jak popadnie:
Kto woli popa, kto popadię,
Ja - za popadią, jeśli ładna...
Nie lubię zaś motorów, radia,
Wycieczek, sportów, generałów,
Szparagów , wodzów i upałów,
Dyskusji, energicznych twarzy,
Mycia żyletki, prasy, plaży,
Jajek, żelaznych charakterów,
Galerii sztuki, biusthalterów,
Wielkoświatowych poliglotów,
Truskawek z kremem, samolotów,
Wizyt, szpinaku, wszechtalentów,
Historiozofów, monumentów,
Młodzieży, kiedy nazbyt dziarska,
Potęgowiczów, gosudarstwa,
Dowcipów niedowcipnych osób,
Opiumowanych papierosów,
Babskich pazurów purpurowych.
Balów, a także ich królowych,
Mówców, czekania, histeryczek,
Deklamatorów, zapalniczek,
Pieczeni.. jeśli nie jest krucha,
Prawników, świąt i "Króla Ducha"
A lubię: milczeć, deszcz, słowniki,
Ilustrowanych pism roczniki
("Kłosy", "Wędrowce", "Tygodniki"),
Grochówkę z boczkiem, bzy, jarmarki,
Łacinę, las, pocztowe marki,
Fachowe gwary, psy, Cyganów,
Kolekcjonerów, szarlatanów,
Etymologię, aptekarzy,
Ungra warszawskie kalendarze,
Wiek dziewiętnasty, bibliografię,
Lawendę, stare fotografie,
Dyliżans, burzę, ozór z chrzanem,
Koniak, gorący barszcz nad ranem,
Walce i stare wodewile,
Miłostki, Litwę, wiatr, motyle,
Nie wstawać cały dzień z kanapy,
Krościenko, zegarmistrzów, mapy,
Piwo (Choć Niemiec) Haberbusza
I kocham "Pana Tadeusza".
Assinar:
Postar comentários (Atom)
Nenhum comentário:
Postar um comentário