terça-feira, 14 de setembro de 2010

Osadnictwo. Gluchowski. Czesc 6

-151-

LISTA ODZIAŁÓW ZW. POL.TOW. SPORTOWYCH



Lp
Nazwa Towarzystwa
Stan  - miejsc.
Charakter
Ilość czł
Majątek
Rok założ
1
Junak – oddz.    1
PR  Curitiba
Sportowych.
47
1 k.
1922
2
Junak – oddz.    6
PR – Ponta Grossa
36

1923
3
Junak – oddz.    7
PR-Uniao da Vict.
20

1923
4
Junak – oddz.    5
Pr-Mar.Mallet
19

1923
5
Junak – oddział    8
PR- Iraty
21

1923
6
Junak – oddz.   11
PR – Cruz Machado
23

1923
7
Junak – oddz.   4
PR – Rio Claro
17

1923
8
Junak – oddz.   12
RG - Capoere
19

1923
9
Junak – odd.    14
RG – Paiol Grande
17

1923
10
Junak – oddz.   2
RG - Guarany
29

1923
11
Junak – oddz.   9
RG–Rio Grande.m
30

1924
12
Sokół                16
RG – Porto Alegre
80

1924
13
Drużyna M.Kopernika
PR – M. Mallet
harcerze
51

1923
14
Drużyna J.Piłudskiego
PR-Paulo Frontim
28

1923
15
Drużyna T.Kościuszki
PR – Rio Claro
26

1922
16
Drużyna J.Piłsudskiego
PR - Curitiba
70

1923
17
Drużyna
PR – Cruz Machado
22

1923
18
Drużyna
PR-Cachoeira.Reb
14

1923
19
Drużyna
RG–Rio Grande.m
29

1923
21
Drużyna harcerska
PR-Donna Gertruda
harcerze
12

1924
22
Drużyna harcerska
PR - Apucarana
22

1924
23
Junak oddział żeński
PR-Cruz Machado
Sport.wychow.
19

1924

Razem  towarzystw 23 o łącznej ilości członków 687. W tem sportowych towarzystw 14, ilość członków 384. Harcerskich drużyn 9, członków 303.
Uwaga. Przy Junaku w M. Mallet powstał klub tenisowy w 1924r.

-152 –

ROZDZIAŁ PIĄTY.
Szkoła w Brazylji. — Jej dzieje i rola w życiu kolonji. — Formy organizacyjne dawniejsze
i obecne.—Szkoła polska a rząd brazylijski. Jutro szkoły polskiej.
Szkole polskiej ten rozdział poświęcam.
Tej szkole, która mimo wszelkich braków i niedostatków, poprzez trudności i przeciwności, nie przestawała być ani na chwilę jedynym terenem aktywnej pracy dla jutra naszej tu za morzami polskości, której rola nigdy ani na moment nie przesta­wała być doniosłą, a dziś tem ważniejszą jest jeszcze, tej szkole, dla której każdy z wybitniejszych działaczy, jakich emigracja polska widziała, nie żałował trudu ni środków, tej szkole, dla której nawet ciemny i nieuświadomiony kolonista wydobywał krwawo zapracowany grosz.
Ciekawa to karta dziejów naszego Wychodźtwa na Anty­podach, może nieraz bolesna, może nieraz przykra, niemniej na niej pisała kolonja swą wolę, że chce pozostać polską.
Pierwsza szkoła polska w Paranie. Hieronim Durski. Póź­niejsze zabiegi początkowe. Powoli potrzeba szkoły staje się coraz bardziej rozumiana
Szkoła polska w Paranie jest niemal tak dawną, jak kolonje polskie.
Nie jest to coprawda zasługą społeczeństwa, ale jednostki, niemniej już w 1876 roku, a więc zaraz po założeniu kolonji Orleans, zostaje dnia 9 października otwarta szkoła, prowadzona przez Polaka, który oprócz przedmiotów portugalskich, wymaga­nych przez rząd, uczył przeważnie po polsku.  Nauczycielem tym był Hieronim Durski, ojciec szkolnictwa polskiego w Paranie, a zarazem autor pierwszego polsko - portugalskiego elementarza, który nakładem Karola Szulca pojawił się w Poznaniu w roku 1893.
-153-

Do szkoły tej zapisało się 41 dzieci polskich, za wyjątkiem jednego Anglika, Rubensa Coopera. Dla wiecznej rzeczy pa­miątki podam nazwiska rodziców tych dzieci. Byli to: Ludwik Urbanik, Aleksander Zawiliński, Józef Sowiński, Józef Węsierski, Tomasz Czachorowski, Walenty Grochowski, Jan Flizikowski, Bernard Sobiech, Franciszek Jakubowski, Onufry Jaszczewski, Andrzej Heymowski, Jan Fryka, Walenty Brzózka, Jan Prokop, Franciszek Zółtowski, Jan Flizik syn, Jan Groszewicz, Nikodem Pawełek, Jan Guzieński, Fr. Piłat, Jan Wilczak, Franciszek Wiśniewski, Jan Słomski. Oto kolebka szkoły polskiej w Brazylji.
W 1879 roku miał Durski w swej szkole 51 dzieci, w tem 4 nie polskie. W roku 1880 jest dzieci 52 w ten jeden Brazyljanin. Szkoła miała więc wszelkie warunki rozwoju. Ale niestety nie danem jej było istnieć. W 1881 roku zamyka rząd szkołę na skutek skarg ks. Ludwika Przytarskiego, który nieubłaganie na tle czysto osobistem walczy z Durskim, chociaż prawowiernym katolikiem i człowiekiem bardzo potulnym. Fakt ten tem jest przykrzejszy, że do tego użył rządu, który płaconego przez siebie na­uczyciela usunął, gdy przedtem ksiądz pobuntował mu ludzi, by dzieci do szkoły nie posyłali. Ale na to miejsce ks. Przytarski ludowi innej szkoły nie dał. Nie było też szkoły na kolonji przez lat parę wogóle. Zaczyna znowu Durski szkołę na Nowej Polonji, Orleans, w 1890 roku 15 marca, ale już w końcu roku wskutek dalszych intryg ks. Przytarskiego musi ją przenieść na Campo Comprido, gdzie ma wprawdzie trochę dzieci polskich, ale  jest to już szkoła rządowa, zupełnie pozbawiona polskiego cha­rakteru.
W 1888 roku jest już i na Thomaz Coelho szkoła rządowa prowadzona przez Polaka Wawrzyńca Gradowskiego, przyby­łego z Galicji. Na Ferrarii, części Nowej Polonji, Orleansu, uczy Polak, Walenty Stawicki, również w szkole rządowej. Obaj oprócz portugalskiego uczą nieco po polsku. Na Orleansie w szkole rządowej jak poprzednie uczy od tego roku Jan Falarz. A równocześnie na innych kolonjach Uczą koloniści: na św. Kandydzie Leopold Jeleń, na Abranchez Grabowski, pełniący równocześnie obowiązki organisty.

-154-

Chłop nasz kolonista, chociaż niezbyt jeszcze to rozumie, odczuwać już powoli zaczyna potrzebę szkoły, niestety nie znajduje w swych ówczesnych przywódcach, klerze poparcia i zachęty. To też jak widzimy, gdyby nie szkoły rządowe przez Polaków kierowane do „Wielkiej Emigracji" nie byłoby właściwie szkół polskich. A przecież już kolonje polskie istniały blisko 20 lat.
Nie lepiej było i dalej. W 1892 roku pojawia się w Kurytybie pierwsza szkoła polska. Prowadzi ją niejaki Krakowski. Pedagog jak to stwier­dzają współcześni był to dosyć dziwnego autoramentu. Podobno w Warszawie był „szwajcarem”, comu nie przeszkadzało „pro­fesorować” na Antypodach. Dzieci miał wszystkiego może z 15, bo szkoła była osobliwa. Jako historja polska figurowały po­dobno po polsku wykładane Dzieje Nowego Testamentu, „prze­cież polska historja”, mówił interpelowany pedagog. W tym roku uczy już na św. Mateuszu zawodowy nauczyciel z Galicji Fel. Krzyżanowski, cóż kiedy go znowu „wygryza” ks. Przytarski. W tym samym czasie tamże próbowali założyć szkołę „Bracia Miłości Bliźniego”, założeni przez niejakiego „brata Dublasiewicza”, też bez rezultatu. W tym okresie od 1890 roku począwszy prowadzi szkółkę polską w obrębie kolonji Orleans niejaki Klisiewicz.   Na Lucenie uczy kolonista Paweł Wielewski, notabene, zpowodu specjalnych lokalnych warunków, w trzech językach, polskim, portugalskim i niemieckim, i jak stwierdza dr. Kłobukowski, który szkółką tę w tym czasie zwiedzał „niezgorzej”. Ale wogóle idzie ze szkołami licho. „Przegląd Emigracyjny” w Nr. 7 1892 roku donosi w „Korespondencji z Parany”:
„Co się tyczy oświaty, to na bardzo niskim stopniu ona tu stoi, pomimo wielkiej wolności i pomimo tego, że księża polscy oddawna duszpasterstwem się tam zajmują, „albowiem jest wielu księży karjerowiczów, którym o lud i jego dobrobyt materjalny i moralny wiele nie chodziło i nie chodzi, a tylko około własnej kjeszeni gorliwie pracują”. Jak więc z tego głosu nieoderwanego bynajmniej widzimy niski stan oświaty przypisywano w tym czasie klerowi polskiemu, który tę tak ważną rzec można dziedzinę zaniedbała niemal zupełnie.
Przeglądając kroniki towarzystw i roczniki pism z tych cza­sów   coraz się   napotyka na wzmianki o tem, że szkoła  bardzo potrzebna, że brak jej daje się odczuwać, ale szkół nie powstaje wiele.
-155-

W 1893 roku na kolonji Sandweg koło Blumenau był jakiś nauczyciel, jak o nim piszą, „o wykształceniu mniej niż elementarnem”. Dopiero w lipcu tegoż roku obejmuje tam szkółkę p. Aleks. Jakubowski i ma 21 dzieci. W 1895 roku rozpo­czyna przemyśliwać o szkole w Kurytybie T-wo Tad. Kościuszki ale narazie kończy się na projektach. W 1896 roku prowadzi w Kurytybie szkółkę im. św. Jadwigi, niejaki Jacolik. Szkółkę tę wspierał groszem ks. Słupek, sekretarz Kurji. W tym czasie na kolonji Abranchez uczy inteligentny organista, Wł. Trałka, kompozytor pierwszej „pieśni parańskiej”.
Pewne ożywienie wykazuje na polu zakładania szkół rok 1897. Wtedy to w Kurytybie przystępuje do budowy szkoły T-wo Tad. Kościuszki, tamże zakłada szkołę prywatną H. Ska­wiński, a później jako Szkołę Mickiewicza prowadzi ją Zyg. Hiolski a w końcu Fel. Krzyżanowski. W roku tym są już szkoły w S. Paulo, Porto Alegre, Castro, Agua Branca, na Lucenie są trzy szkoły a to na Lucenie, na Moemie i na linji św. Jana. Na Rio Vermelho uczy Józ. Wielobycki, na Sta Barbara J. Lech, na Rio Claro na linji 3-ciej powstaniec z 1863 roku, niejaki Łaski. Szkoły te tak szybko jak powstają tak też upadają. Nauczyciele zmieniają się, przenoszą z miejsca na miejsce co parę miesięcy. Sytuacja jest opłakana. Ale mimo to wszystko pęd ku oświecie zaznacza się coraz bardziej.
Rok 1899 nie przynosi zmiany, a jedynie pomnożenie liczby szkół. W Kurytybie są dwie szkoły: jedna w budynku T-wa Tad. Kościuszki, drugą zaś prowadzi Feliks Krzyżanowski, istnieje już szkoła na Muricy, na Campo Comprido uczy J. Bielski, istnieje szkoła na Pacatubie za Abranchez, funkcjonują szkoły w Ponta Grossie, na Cachoeira koło św. Mateusza uczy J. Lech, w św. Ma­teuszu idzie szkoła, na Rio Claro uczy Muszyński ,na Agua Branca ks. Ign. Wróbel, są trzy szkółki na Lucenie, jest w Rio Vermelho, na Massarandubie uczy A. Jakubowski, w Campinas. stan S. Paulo, w Rio Negro założył ks. prałat Bronikowski, Kolegjum, szumnie nazwane „Amerykańsko - europejskiem", gdzie uczono też po polsku. Uczą też w Paranie Polacy nauczyciele szkół rządowych, Gradowski na Thomasz Coelho, Falarz i Stawicki na Orleansie.

-156-

Natomiast w stanie Rio Grande do Sul jest jeszcze gorzej ze szkolnictwem niż w Paranie i Sta Catharinie. W Porto Alegre szkoły niema. Jakiś ksiądz Belgijczyk, niejaki Moreau, zakłada w swej parafji, gdzie mieszkają Polacy szkółkę i uczy się sam po polsku a potem uczy drugich. Na Jaguary niema szkoły, niema na Guarany, niema na S. Feliciano, gdzie tylko po domach pry­watnie uczą dzieci, natomiast uczy na Ijuhy kolonista J. Hamerski a na Ernesto Alves w mun. Gaupore niejaki Lewiński. Dopiero od 1899 roku funkcjonuje szkoła w mieście Rio Grande do Sul, a od 1900 roku szkoła T-wa Tad. Kościuszki w Porto Alegre. W tymże roku powstaje szkoła na Sta Thereza.
Charakterystykę tego okresu pozwolę sobie podać za Gazetą Handlowo - Geograficzną z roku 1900, Nr. 2.   Czytamy tam: „Dzisiejszy stan szkolnictwa polskiego w Paranie pozostawia jeszcze bardzo wiele do życzenia. Na jednych kolonjach niema szkół polskich wcale, na innych znowu jest ich zbyt mało, lub też skupiają one nieznaczną stosun­kowo ilość uczniów. Atoli poczucie potrzeby szkoły wśród kolonistów naszych rośnie z każdym rokiem. W niektórych miejscowościach (jak np. na kol. Pacatuba pod Kurytybą) z własnej inicjatywy i bez żadnego udziału inteligencji organizują się w towarzystwa w celu założenia i utrzymywania szkoły.
Rozwój szkolnictwa krępowany jest jednak na kolonjach wielu przyczynami, z których wymienię tu zbytnią odległość, dzielącą domy jednego od drugiego, brak poparcia ze strony osób wpływowych, brak podręczników, utensyljów szkolnych itp. Bądź co bądź jednak z każdym rokiem znać pod tym wzglę­dem wyraźny postęp i stosunki te lubo powoli ulegają widocznej poprawie.
Kierownictwo niektórych szkół na prowincji spoczywa w rę­ku ludzi inteligentnych i fachowych, doskonale rozumiejących obowiązki nauczycielskie i wywiązujących się z tych obowiązków przy istniejących warunkach możliwie najlepiej. Do nauczycieli takich zaliczyć należy pp.: P. Wielewskiego w Lucenie, (szkoła T-wa im Tad. Kościuszki), F. Krzyżanowskiego w S. Mateuszu, (szkoła T-wa im. K, Pułaskiego), H. Skawińskiego w Rio Claro, Jana Lecha w Cachoeira (szkoła T-wa im. Bart. Głowackiego), i paru innych.

-157-
U każdego, kto wie jak niepopłatną pod względem materjalnym jest praca nauczycielska na kolonjach i z jakiemi trudnościami musi tam nieraz borykać się nauczyciel, by módz jako tako pro­wadzić szkołę, budzi się mimowoli uczucie szczerego uznania dla tych ludzi, co odcięci od świata i cywilizacji, skazani na niedo­statek, graniczący często z nędzą, na brak odpowiedniego towa­rzystwa, brak książek, pism i jakichkolwiek rozrywek kultural­nych, poświęcają się z zapałem pracy dla dobra naszego ludu, organizując go, budząc duch narodowy i dając ludowi temu to, czego mu najwięcej potrzeba – oświatę”.
To samo co autor powiada o szkołach w Paranie odnosi się w stopniu jeszcze większym do szkół polskich w innych stanach. Krótko rzecz całą reasumując można sytuację scharakteryzować tak : Kolonista coraz bardziej chce szkoły, niestety nie rozumie ani jej znaczenia ani jej roli, ani tembardziej potrzeby większych ofiar na nią. Osoby wpływowe zachowują się w tej sprawie w najlepszym razie obojętnie. Są to głównie księża, bo oni sta­nowią jednostki najwpływowsze na kolonji i niestety nie stoją na wysokości zadania. Nauczyciele z nielicznymi wyjątkami, które wykazują przygotowanie do spełnienia swych obowiązków, są albo prostymi kolonistami, nieraz z „mniej niż elementarnem wykształceniem”, a często są to jednostki wykolejone i zupełnie niepożądane, które w braku innego zajęcia chwytają się zawodu nauczycielskiego. Brak jakiejkolwiek najprymitywniejszej orga­nizacji szkolnej szerszej, brak systemu, podręczników i pomocy szkolnych. W takim stanie znajduje się szkolnictwo u progu XX. wieku.


Pierwsze próby reorganizacji szkolnictwa. - T-wo Szkoły Pol­skiej, Macierz Szkolna. T-wo Szkoły Ludowej. - Zmiązek  Nauczycieli. - Szkoły Sióstr Zakonnych.
Braki i niedostatki szkolnictwa, jakie się zaznaczyły w tym pierwszym okresie wołały o reformę. Pierwsze projekty rodzą się na łamach Gazety Handlowo-Geograficznej, tego organu, który Paranę taką żywą otaczał opieką i sprawom emigracyjnym służyć się starał jaknajwydatniej. I tak już w 1897 r. w czerwcu autor podpisany literami „L. D.” proponuje sprowadzenie z kraju kilku nauczycieli fachowych, którzyby mogli przenosząc się z miejsca na miejsce dać narazie chociaż najskromniejsze początki dziatwie.
-158-
Ale równocześnie autor popiera gorąco idee dra Kłobukowskiego zakładania zrzeszeń i stowarzyszeń, któreby się szkołami po kolonjach mogły lepiej zająć. We wrześniu 1899 roku powstaje we Lwowie przy Polskiem Tow. Handlowo – Geograficznem. Sekcja Oświaty w kolonjach polskich, która ma się zająć opieką nad szkolnictwem, dać szkołom nauczycieli, dostarczać podręczni­ków, książek i pomocy szkolnej. To były pierwsze próby reformy stosunków szkolnych w Paranie, które jednakże wyszły z poza społeczeństwa polskiego tamże. Stan szkół w Kurytybie w 1900 roku był opłakany.   Na 2500 Polaków, których liczono w tym czasie w stolicy Parany było wszkole           Bielskiego 40 dzieci   a  w szkole Berezowskiego i Krakowskiego 25 dzieci, razem 65. To też rodzi się myśl zało­żenia T-wa Szkoły Polskiej, które też przy inicjatywie Gminy Polskiej, Sokoła, T-wa T. Kościuszki i T-wa Łączność i Zgoda powstaje, aby zacząć „wyższą szkołę". Do reformy szkolnictwa nawołuje też w Gmmie Polskiej p. Zenon Lewandowski, rzucając szereg projektów. Postępu jednakże niema. W 1902 roku wystę­puje znowu z planami szerszemi redaktor „Gazety Polskiej” L.Bielecki. Rzuca on myśl zorganizowania instytucji, któraby się zajęła poważniej szkolnictwem polskiem w Brazylji. We wrześ­niu tego roku zakłada on „Towarzystwa Szkoły Polskiej w Brazylji”. Prezesem jego zostaje sam, sekretarzem jest AL Waberski, skarbnikiem ks. Leon Niebieszczański, proboszcz z Abranchez, do zarządu należą: ks. Cezary Wyszyński, pro­boszcz z Rio Vermelho, dr. Maciej Piechnik, lekarz z Rio Negro, oraz pp. Wiktor Stachoń, kupiec, i Wład. Mączewski, kolonista i nauczyciel z. Luceny. Celem towarzystwa była organizacja i popieranie szkolnictwa w najrozmaitszej formie w kolonjach z ludnością polską a mianowicie: a)  pomoc, w zakładaniu szkół, b) sprowadzanie nauczycieli i opiekowanie się nimi, c) udziela­nie zapomogi nauczycielom i gminom, który nie mogą same utrzy­mać szkoły, d) tworzenie bibljoteczek szkolnych, e) stara się o pisma i książki dla tychże, f) utrzymywanie w razie potrzeby nauczycieli wędrownych, g) urządzanie odczytów i poga­danek kształcących ogólnie i fachowych, i) wydawanie podrę­czników szkolnych.   Odezwa T-wa pomieszczona w G. H. G.
-159-

30 września 1902 roku stwierdza, że szkolnictwo nasze nie odpo­wiada celowi, że ogół, „większość potrzebę oświaty odczuwa i do pewnych ofiar jest skłonna”. Brak tylko poparcia i orga­nizacji szerszej a sprawę można postawić na odpowiednim pozio­mie. „Towarzystwo mniema”, powiada dalej odezwa, „że pomoc roczna w wysokości 3 tysięcy rubli, wystarczyłaby zupełnie do prawidłowego zorganizowania szkolnictwa polskiego w Paranie, Pomoc ta potrzebną by była w ciągu mniej więcej lat dziesięciu, a po upływie tego okresu czasu zmnniejszana corocznie. Istnieje bowiem uzasadniona nadzieja, źe ogół tutejszy nabrawszy zaufa­nia do działalności T-wa, poprze jego usiłowania”.
Niestety T-wo to poza ramy planu nie wyszło, szerszego koła nie zatoczyło, nie znalazło ani w Paranie poparcia, ani w Polsce. W Paranie nawet poza szczupłem gronem osób nikt o niem nie wiedział. Była to można powiedzieć prywatna im­preza L. Bieleckiego. W roku 1905 w lutym zmieniła nazwę na „Macierz Szkolną" ale to sytuacji nie zmieniło ani odrobinę. Twór nie miał siły żywotnej. W sprawozdaniu pomieszczonem w „Gazecie Polskiej" z dnia 15 X 1904 roku autor stwierdza, że T-wo utrzymywało przez dziesięć miesięcy szkołę na Prudentopolis, oraz wspomagało szkoły w Kurytybie, na Lucenie i Rio do Patos.   Zaiste niewiele. W międzyczasie szkolnictwo szło jak dotąd. Zmieniali się nauczyciele, ale nie zmieniał się system, którego nie było i nie zmieniła się sytuacja. W Kurytybie w szkole
T-wo Kościuszki względnie T-wo Łączność i Zgoda uczyli kolejno Władysław Odziemczewski kleryk, wyświęcony potem w Stanach Zjedn. na księdza, i J. Żytek, potem W. Białynia Kowerski. Dzieci około 50. W 1902 roku powstały nowe szkoły na Guajuwirze i na Prudentopolis, gdzie uczył Żuławski, od roku 1904 prowadzący szkołę na Rio dos Patos. W 1902 roku zrodził się projekt wpro­wadzenia do szkół polskich Sióstr Zakonnych. Ks. Cezary Wy­szyński zakłada nawet na Rio Vermelho „Zakon św. Dominika", do którego sprowadził z Polski kandydatki. Niestety akcja ta nie znalazła  aprobaty biskupa a gdy po wyjeździe założyciela do zakonu wkradły się niesnaski, całe przedsięwzięcie skończyło się fatalnie. W 1904 roku zakłada nawą szkołę w Kurytybie T-wo Kółko Młodzieży.  Uczy tam Stefan Burzyński.
W Sta Catharinie funkcjonują dwie szkółki na Massarandubie, koło kościoła i na linji Telegraf, oraz szkółka w Rio Vermelho.
-160-

W Rio Grande do Sul jest nieco zmian. Od 1902 roku uczą na S. Marcos w trzech szkołach Fr. Stawiński, St. Pogorzelski i A. Tyburski. Są dwie szkoły na Alfredo Chaves w tejże liczbie tzw. Szkoła Średnia na linji 4-tej, prowadzona przez Muszyńskiego; jest także szkółka na Marianna Pimentel. Szkoła na Ijuhy, gdzie później uczy Adam Zgraya, kiedy to przystępuje ona do T-wa Szkoły Ludowej, funkcjonuje, powstaje dwie szkółki na S, Feliciano gdzie koło kościoła uczy Czech, żyjący wśród Polaków, Fr. Lorenc i na linii Laurentina. obie od 1901 roku, a także powstaje szkółka na Guarany.
Tymczasem w 1904 roku powstaje z inicjatywy K. Warchołowskiego w Kurytybie T-wo Szkoły Ludowej, które znowu zakrojone na szerszą skalę ma zreorganizować szkolnictwo polskie w Brazylji, jako centralna instytucja na wzór podobnej organi­zacji w Galicji.   Pierwsza powstaje szkoła w Kurytybie. Uczy w niej sprowadzony z kraju zawodowy nauczyciel J. Wąsowicz. Była to pierwsza w Paranie szkoła wolna zupełnie_ od wpływu duchowieństwa.   Na początek   zapisuje się do   niej 30   dzieci, w   następnym   roku   frekwencja   wsrasta   do 70-ciu.   Oddział niższy pobiera naukę w budynku T-wa T. Kościuszki, oddział wyższy w specjalnym lokalu na ówczesnej ulicy Matto Grosso. Uczą w_niej Tadeusz Grzybczyk i Jan Hempel.  Ale awantury i sprawy lokalne sprawiają, że szkoła traci znowu  frekwencję i w  1906   roku   spada   już   do   dawniejszej   liczby.   Niemniej „Polak   w   Brazylji"   prowadzi   akcję   za   dalszem   zakładaniem   kół,    względnie   obejmowaniem   szkół   istniejących   jako oddziały lokalne.  Niestety i ta akcja nie wydaje bezpośrednio re­zultatu od razu.  W 1905 roku wskutek wystąpienia Jana Hempla w „Polaku" przeciw Macierzy Szkolnej zostaje usunięta z wi­downi ta fikcja szerszej organizacji oświatowej.  Druzgocąca kry­tyka Hempla wykazuje, że była to instytucja, która faktycznie nie istniała a odezwy w jej imieniu wydawane podpisywane były przez L. Bieleckiego w imieniu ludzi, którzy nigdy jej człon­kami nie byli.   Nie pomaga   obrona   „Gazety   Polskiej”  dana Macierzy.  Kończy ona swój suchotniczy żywot.   Nie przynosi to bynajmniej-  żadnej   korzyści T-wu   Szkoły   Ludowej w rozsze­rzeniu   działalności.   W tym  czasie w Kurytybie   szkołę   Kółka Młodzieży założoną w 1904 roku obejmuje ks. Stanisław  Trze-biatowski, zamieniając ją na szkołę parafjalną św. Kazimierza.

-161-

 Tu wspomnieć należy o pierwszym pomyśle zjazdu nauczycieli. Projekt takiego 2 - dniowego zebrania rzuca w lutym 1905 L. Bielecki.  Zjazd jednak nie dochodzi do skutku. Natomiast inicjatywa świeckich działaczy na polu reorga­nizacji szkolnictwa z jednej strony a równocześnie fakt, że szkol­nictwo to wymagało   jakiejś   reformy   nagiej,  skłania  miejscowe czynniki do sprowadzenia Sióstr Zakonnych. Pierwsze przybyły w 1904 roku Siostry Miłosierdzia, w liczbie trzech, otwierając szkołę w Abranches. Sprowadził je ks. Leon Niebieszczański. W  1906   roku   osiadają   Siostry   Rodziny -Marji w Kurytybie i na Orleansie.   W 1907 roku obejmują one Muricy i D. Pedro za Orleansem, otwierając tamże szkoły.  W tymże roku przyby­wa druga partja Sióstr Miłosierdzia, które objęły Prudentopolis. W  1908 roku osiadły one na Mateuszu, tegoż roku Siostry Ro­dziny Marji otwierają szkołę na Agua Branca.  W tym to okresie powstaje szereg szkół świeckich po wszystkich kolonjach w Pa­ranie, przybywa ich szereg w, stanie Rio Grande do Sul.
Tymczasem T-wo Szkoły Ludowej nie ustaje w zabiegach zrzeszenia większej ilości szkół w jedną organizację.   W  J906 roku prócz szkoły kurytybskiej należą do niego szkoły na Kamapinie, Sta Barbara i w Ijuhy, korzystają z pomocy w dostawaniu nauczycieli szkoły na linji Iguassu w św. Mateuszu i na Agua Branca oraz na Guajuvira, Ypiranga. T-wo S. L. prowadzi per­traktacje z Tow. „Oświata” w Ponta Grossa itd.  T-wo rozsyła biblioteki  po  szkołach,   planuje   wydanie   podręczników  i  wo-gółe   ruchliwością   swą   wnosi   prąd   ożywczy w życie   szkolne, podniecając jednocześnie kler i jego sympatyków dla dalszej akcji w kierunku szkolnictwa.  I tak w 19!! roku obejmują Siostry Mi­łosierdzia Thomas Coelho a w następnym roku Rio Claro, zaś Siostry Rodziny Marji  1910 roku Sta Barbarę, a w 1912 roku św. Kandydę. W 1911 roku powstaje w M. Mallet szkoła im. Mik. Ko­pernika, zamieniona zaraz na średnią, dzisiaj najlepiej postawiona szkoła średnia w Brazylji, poważny zakład wychowawczy. Tak zbliżamy się do wybuchu wojny światowej, kiedy spra­wy szkolne schodzą na drugi plan. Przypatrzmy się stanowi rzeczy w końcu  1913   roku.   Zestawmy   ilość   szkół   czynnych w   owym   czasie   i   zróbmy   bilans   ich   działalności   i   wartości.

-162-

Zacznijmy od szkolnictwa zakonnego. Istnieją już szkoły Sióstr Miłosierdzia na Abranchez, Prudentopolis, św.Mateuszu, Thomaz Coelho i Rio Claro, a także szkoły Sióstr Rodziny Marji na Orleansie, D. Pedro, Agua Branca, Murycy, S. Barbara i Sta Candida oraz w Kurytybie. Ra­zem 12-cie. Przeciętną ilość dzieci na owe czasy można przyjąć 70 dla każdej szkoły — więc dziatwy uczęszczało do nich oko­ło 840. Szkół świeckich mniej lub więcej czynnych jest sporo. Do T-wa Szkoły Ludowej należą szkoły w Kurytybie, na Kampinie, Sta Barbarze, na Imbuyal pod Rio Negro, na Tres Barras w Sta Catharinie i w Ijuhy w Rio Grande do Sul. Pozatem funkcjo­nuje szereg szkół w okolicy Kurytyby, jako to: na Alfonso Penna, w Araukaryjskiem: na Campestre, Guajuvira de Cima, Cannavieira, Boa Vista, Ypiranga, Serrinha i na Nowych Rosach pod Thomaz Coelho, na Rio Verde i na Krystynie w stronę Campo Largo, na Dużej Lamenhi za Ąbranches, dalej w Ponta Grossa i na Guaranie, w Castro, na Antonio Olyntho i 3 na Lucenie, na linji Iguassu i w miasteczku w św. Mateuszu, na Rio Claro szkoły na linji Norte, 1-ej, 2-ej i 3-ciej oraz na Barra Feia i w Marechal Mallet, szkoła średnia, na koniec na Vera Guarany, w Porto Uniao i na Nowej Galicji. Razem szkół 34. Prze­ciętnie licząc po 30 dzieci, czyli razem 1020 dzieci.
W stanie Sta Cathanna, jak to wykazuje statystyka, spo­rządzona przez T. S. L. z roku 1912, jest 7 szkół w parafji Massaranduba, przeważnie prowadzonych przez kolonistów i dwie podobne w parafji Rio Vermelho. Razem 9. Dzieci przeciętnie 20, czyli razem około  180 dzieci.
W stanie Rio Grandę do Sul mamy już więcej. I tak: W mieście Rio Grande T -wa Orła Białego, na Ijuhy trzy: w mia­steczku, T-wa św. Izydora na linji Bage i szkoła «w. Anny, na Guarany szkoły: w miasteczku, oraz na linjach Cedro, Cerola, Bom Jardim i Botocudo, dalej w S. Luiz„ da Casca, Ernesto Alvez, Porto Alegre w Twie Tadeusza Kościuszki, na Marianna Pimentel i Sao Brąz, wreszcie na S. Feliciano: w miasteczku, oraz na linjach Lopez Netto, Laurentina. Razem szkół 1 7. Dzie­ci średnio 25, czyli razem 425.
W S. Paulo jest szkoła przy T-wie Łączność i Zgoda.

-163-

Razem więc naliczyć można było szkół Sióstr 12, a świeckich czynnych około 70-ciu.   O nieczynnych nie wspominam. Jako charakterystykę można dodać, że wszystkie szkoły, za­równo zakonne, jak świeckie, prowadzone są bez systemu. Wyż­szość szkół zakonnych leży w tem, że dają naukę stale, że niema ciągłych zmian nauczycieli, zamykania od czasu do czasu szkół, co szkodzi nauce i zniechęca rodziców, ale zato przy szkołach Sióstr inicjatywa kolonistów w sprawie szkolnej zamiera, zdają się ze wszystkiem na siostry. Ani jedne ani drugie szkoły nie mają szerszej organizacji, jedyną w tej dziedzinie próbą jest T-wo Szkoły Ludowej, sku­piające na kilkadziesiąt szkół świeckich w Poł. Brazylji równo­cześnie ledwie 6 i to w dość luźnym związku, ostatnio nie okazuje też zbytniej aktywności, tak, że już w 1910 roku grono ruchliwszych jego członków zaczyna zresztą bezowocną akcję zrefor­mowania organizacji pod nazwą Tow. Oświaty Ludowej w Bra­zylji. Stan nauczycielski w szkołach świeckich bardzo co do nowego składu niedobrany, wahał się od prostych kolonistów do ludzi z akadeniickiem wykształceniem, niestety, było wśród nich nie­mało wykolejeńców, którzy ani zaszczytu, ani korzyści szkolnic­twu nie przynosili.  Stosunek do towarzystw szkolnych był naogół fatalny, wynagrodzenie liche i nieregularne. Jako dowód niech posłużą takie fakty z Luceny. Kiedy w  1904 roku nauczyciel na kolonji św. Jana zażądał 25 $ 000 pensji miesięcznej, to 67 gospodarzy na tej linji nie chciało zobowiązać się tę sumę wy­płacać i szkółka stanęła.   Z tejże kolonji donosi p. Wład. Mączewski, że w szkole, w której uczył, miał w lipcu 17 $ 600 do­chodu, w sierpniu 20 $ 800, w październiku  14 $000, w listo­padzie 11 $ 000, a w grudniu 14 $ 800, co za całe półrocze sta­nowiło 95 $ 400.  To też nieliczni zawodowi nauczyciele uciekali ze szkół, biorąc się do innej pracy, byle tylko móc coś zarobić na życie. Dla objaśnienia jeszcze kwestja pensji nauczycieli za­cytuję głos „Gazety Polskiej" z 29 marca 1906 roku. Czytamy tam w tej sprawie:  „Mało kto wie, że w całej Paranie jest tylko jeden nauczyciel, który ma 60 $ 000 zapewnionej pensji miesięcz­nej (w S. Mateuszu), a dwu po 50 $ 000 (w Castro i Pruden- , topolis).   Reszta niema pewnej pensji od 40 $ w dół do i 5 $ 000 miesięcznie”.

-164-
Pozatem księża, rządzący na kolonjach, nie tylko nie pomagali nauczycielom niemal wcale, ale często ostro z nimi walczyli. Na ten czas przypada jednakże próba zreformowania tych niezdrowych stosunków w świecie nauczycielskim, albowiem rodzi się wśród samych nauczycieli przy udziale kilku fachow­ców myśl utworzenia Związku Nauczycieli, któryby się zajął pod­niesieniem poziomu fachowego i moralnego oraz obywatelskiego całego nauczycielstwa, z drugiej zaś strony rodzi się myśl spro­wadzenia z Galicji przy pomocy Wydziału Krajowego nauczy­cieli fachowych.   Projekt ten, sięgający jeszcze roku 1907  został przeprowadzony dzięki zabiegom Konsula Z. Okęckiego o tyle, że  wydział Krajowy Galicyjski uchwalił w grudniu 1907 roku corocznie 500 koron, czyli 100 dolarów na pomoc dla szkol­nictwa, zakupił sporo książek i zdecydował wysłać  7 nauczycieli Polaków 4 Rusinów za urlopem w połowie płatnym do Parany. Niestety, projekt ten utkwił w wykonaniu w biurkach ministerialnych w Wiedniu, a z drugiej strony towarzystwa szkolne z Parany nie śpieszyły się z wystawieniem żądanych deklaracyj, że dadzą nauczycielom stałe posady, tak, że dopiero w 1912 roku Przybyło dwuch nauczycieli, z których notabene tylko jeden, M. Gardoliński, uczył przez rok z górą najpierw na Tres Barras, a potem w Mateuszu, poczem porzucił niewdzięczny na owe czasy zawód nauczycielski.
Natomiast idea Związku Nauczycieli wydała choć doryw­czy plon. W dniu 28 i 29 grudnia 1913 roku zjechało się dzięki inicjatywie pp. Ryzińskiego, Hanasa, Rodziewicza, Boreckiego i innych i 11 nauczycieli, którzy założyli Związek Nauczycieli Polskich w Paranie, w skład zarządu którego weszli pp.: W. Rodziewicz, prezes, K. Ryziński, sekr. i Fr. Hanas, bibljotekarz. Oprócz obecnych na Zjeździe zainteresowali się, instytucją także i inni nauczyciele. Niestety, przygotowania do wojny, ruch strze­lecki, w którym nauczyciele brali udział, a nakoniec wyjazd nie­których do kraju, zaś rozproszenie się reszty po Brazylii spra­wiły, że inicjatywa ta nie wydała trwałych rezultatów. W każ­dym razie początek zrobiono.
Dla charakterystyki tego okresu trzeba dodać, że przy „Polaku w Brazylji” wychodziło od 13 czerwca 1913 do 31 lipca 1914 roku „Szkolnictwo Polskie", tygodnik, poświęcony szkol­nictwu i oświacie polskiej w Brazylii, będący  „Działem T-wa Szkoły Ludowej w Brazylji”,001.   Było to jedyne jak dotąd i pierw­sze zarazem pismo, poświecone tej specjalnej dziedzinie.

-165-

Wybucha wojna światowa. Żywe zainteresowanie sprawami szkolnictwa ustępuje miejsca kwestjom politycznym, złączonym z wojną. Wszelka akcja się rozprzęga. Szkoły pustoszeją, gdyż część nauczycieli wyjeżdża do Legjonów, względnie później do armji Hallera do Francji. Dopływu nowych sił niema, dużo zamyka swe bramy. Czasem otworzy się jakaś szkółka nowa, jak np. w  1914 roku powstaje szkoła Sióstr Rodziny Marji na Cruz Machado, czasem tu i ówdzie przez jakiś czas idzie nauka w tej czy innej szkole, ale naogół poza szkołami zakonnemi można po­wiedzieć, że za wyjątkami nielicznymi szkoły upadają. Tymczasem nadchodzi Niepodległość Polski. Wchodzimy w ostatni okres organizacji szkolnictwa.
Sytuacja opłakana, Akcja energiczna niezbędna. Zw. Tow.. Pol. „Kultura". Zawodowy Zw. Nauczycieli Pol. Szkół Pryw. Zw. Kat. Szkół Pol. „Oświata".  - Kursa Nau­czycielskie- Oświata pozaszkolna i wychowanie fizycz­ne.  - Różne uwagi.
Odtwórzmy stan faktyczny, jaki panował w 1920 roku, kiedy zaczęta się planowa akcja organizacji szkolnictwa, jako podstawy pracy narodowej na terenie Brazylji. Zacznijmy od stanu szkół w Paranie.  Stale funkcjonowały, jak to w zakończeniu poprzedniego ustępu zaznaczyłem, tylko szkoły zakonne.   Było ich 1.2, wszystkie na terenie Parany.  Znaj­dowały się one: Szkoły Sióstr Miłosierdzia na Thomaz Coelho, Abranches, S.Matheus, Rio Claro i Prudentopolis i Sióstr Ro­dziny Marji w Kurytybie, na Orleansic D. Pedro, Sta Candida, Muricy, Agua Branca i Cruz Machado.  Statystyka sporządzona wykazała, że w szkołach tych uczyło się razem około 1200 dzieci. Natomiast w szkolnictwie świeckiem, pozbawionem zupełnie opie­ki, a nawet zwalczanem nierzadko, a w każdym razie naogół zaniedbywanem przez duchowieństwo, panowała zupełna anarchja. Szkoła T.S.L. w Kurytybie znajdowała się w stanie upadku. W Araukaryjskiem szereg szkół świecił pustką z powodu braku nauczycieli,  to samo w okręgu M.  Mallet, zwłaszcza na  Rio Claro.   Naogół w mniej lub więcej czynnych szkołach świeckich pobierało naukę około 1000 dzieci. 

-166-

Czyli w Paranie uczęszczało do szkół polskich około 2200 dzieci.   Jeśli się uwzględni fakt, że dziatwy polskiej w samej Paranie w wieku szkolnym liczyć na­leżało około 10 tysięcy, że szkoły zakonne zupełnie me obsługi­wały nowych kolonij, powstałych już to przez ostatnią kolonizację rządową, już to   przez proces wtórnego osadnictwa,   że nawet w rozleglejszych starych kolonjach brak szkół świeckich na od­leglejszych Imjach spowodował cofanie się naszego społeczeństwa na polu oświaty, sytuacja była zaiste rozpaczliwa,  Oto przykład szczegółowszy.  Na terenie od Iraty do Porto Uniao da Victoria i od Rio Claro po Cruz Machado, gdzie obecnie mieszczą się następujące szkoły: Iraty 3 świeckie, Roxo Roiz,   Reboucas, M. Mallet średnia, Rio Claro 7 świeckich i szkoła Sióstr w Vera Guarany 3, Paulo Frontim, Uniao da Victoria, Cruz Machado 4 świeckie i szkoła Sióstr, razem 24 szkoły były w  1920 roku czynne następujące szkoły:Iraty - 1, M. Mallet 1, Rio Claro szkoła Sióstr i jedna świecka, Uniao da Victoria, Vera Guarany i Cruz Machado szkoła Sióstr i jedna świecka, razem szkół 8.  Notabene wszystkie miały mniejszą frekwencję od obec­nej. To mówi chyba samo za siebie.
Jeszcze gorzej było w Sta Catharinie. Cała potężna i bogata kolonia Itayopolis (Lucena) była rzec można bez szkoły. Istniała tam tylko niezbyt uczęszczana szkółka na Polonii, prowadzona przez p.Etgensa, który zresztą z powodu zatargów z probosz­czem szkołę tę opuścił w ciągu roku i szkółka p.Zawadzkiego na linji Paraguassu, właściwie półrządowa, bo przez rząd sub­wencjonowana. Nie lepiej było na Masarandubie i innych ko­lonjach nadmorskich. Fatalnie stały sprawy na Rio Vermelho. Funkcjonowały tylko jako tako szkoły na Tres Barras i w Porto Uniao da Victoria. Nie lepiej też było w stanie Rio Gr. do Sul. Ogromna kolonja Erechimska miała tylko parę szkółek wegetujących bardzo mizernie. Na Ijuhy i na Guarany było to samo. Stara kolonje S. Marcos, Alfredo Chaves, Ernesto Alves, Bento Goncalwes nie miały ich wcale; podobnie stały licho sprawy na Marianna Pimentel i S. Feliciano, gdzie w tej dziedzinie panował zastój okrop-ny. W Porto Alegre była jedna szkółka, funkcjonowała też stara szkoła w mieście Rio Grande do Sul.
-167-

To był stan szkolnictwa, o ile chodzi o ilość szkół czynnych i frekwencję dzieci.   Było więc źle. Ale nie tu koniec. Szkoły te, utrzymywane przez różne to­warzystwa, nie były związane w żadną całość, nie było żadnej organizacji ogólniejszej, a co za tem idzie wszelkie wysiłki w tej dziedzinie dalekie były od jakiegokolwiek planu i systemu. Pro­gramu nie było wogóle, nie można więc było mówić w tych wa­runkach o ujednostajnieniu go, szkoły me miały żadnych niemal podręczników, a właściwie w jednej klasie każde dziecko miało inny podręcznik.  Nie istniały też żadne pomoce szkolne. Kolonista interesował się szkolnictwem bardzo mało. Na szkołę płacić nie chciał, zadawalniając się, co najwyżej, opłatą od dziecka, która nie dochodziła prawie nigdy 2 $ 000 miesięcz­nie, a przeważnie wahała się między 1 milrejsem, a półtora milrejsa, co w mało uczęszczanych szkółkach nie mogło nawet dać przybliżonej do potrzeb życiowych pensji a w szkołach Sióstr, gdzie było najlepiej stosunkowo, przy stu dzieciach i 3 nauczy­cielkach wypadało po 50 $ 000 na siłę nauczycielską.
Stanowisko nauczyciela, jako jednostki odgrywającej jakąś rolę społeczną nie istniało. Był to męczennik, muszący znosić nie tylko grymasy wszystkich osób wpływowych, ale także i każdego kolonisty, każdego niemal ojca i każdej matki dziecka do szkoły uczęszczającego, którzy uważali się za powołanych do rządzenia „panem profesorem”. W dodatku, jak to zaznaczyłem powyżej, wynagrodzenie nauczyciela wahające się od 30 $ 000 - 60 $ 000 miesięcznie, (w kilku tylko szkołach pobierali nauczyciele około 100 $000), czasem z tzw. „zsypką” tj. że dostawał pewne produkty spożywcze w naturze, a często nie gęsto nawet i kije, sprawiały, że na nauczycielskim chlebie nie chciał żyć żaden fa­chowiec, żaden poważnie o swem jutrze myślący człowiek, ale „profesorowali" różni prości ludzie, nieraz uważający „mnożenie za wymysł masoński”, albo różni niedouki, czy wykolejeńcy ży­ciowi. To też jeśli tu i ówdzie jeszcze się ostała jakaś jednostka światlejsza, zacna i sprawie oświaty oddana a do zawodu przy­wiązana, można było uważać to tylko za kwestię czasu, kiedy, prędzej czy później, nauczycielski zawód opuści.
A równocześnie ze zwrotem nacjonalizmu wywołanego i spo­tęgowanego wojną, piętrzyły się przed szkolnictwem prywatnem trudności także i ze strony władz miejscowych.

-168-

Należało więc pilnie wziąść się do reformy tych stosunków.
Akcja, którą rozpoczęto w końcu 1920 roku, poszła po Imji następującej: Przedewszystkiem trzeba było stworzyć ramy, w których zamknąć możnaby było pracę na polu reformy szkolnictwa, ramy organizacyjne, skupiające stowarzyszenia, związki i ludzi pra­cujących na tem polu.
Równocześnie z tem należało przystąpić do pracy nad reorga­nizacją nauczycielstwa, względnie nad skupieniem go, wyelimi-nawaniem elementów niepożądanych, wychowaniem nowych ludzi, podniesieniem poziomu obywatelskiego, moralnego i fachowego tychże itd.
Dalej paralelnie z wymienionemi powyżej celami szła sprawa podręczników szkolnych, programów, bibliotek i oświaty poza­szkolnej, kontaktu z krajem ojczystym itp.
Sama akcja Kroki organizacyjne -„Kultura". - Związek Zawodowy Nauczycieli Polskich Szkół Prywatnych.
Pierwszy krok, w dziedzinie organizacji szkolnictwa to uchwała Zjazdu Związku Demokratów Polskich, który posta­nowił przemienić się z organizacji politycznej, stworzonej ad hoc podczas wojny w stałą instytucję kulturalno - oświatową. Stało się to w dniach 24, 25, i 26 września 1920 roku. To był faktyczny początek „Kultury”, Związku Polskich Towarzystw Oświatowych i początek samej akcji. Ale dopiero 1921 rok przynosi faktyczne zabiegi organiza­cyjne w tej dziedzinie. Dnia 6-go stycznia 1921 roku powstał Okręg Związku Zaw. Nauczycieli Pol. Szkół Prywatnych w Araukarji, na którym po­stanowiono wystąpić z inicjatywą zrzeszenia całego polskiego nauczycielstwa. Dnia 10 lutego powstaje Pierwszy Okręg Zw. Pol. Tow. Oś. „Kultura” w Erechim w stanie Rio Grande do Sul, do którego przystępuje 11 towarzystw, dnia 13 marca zostaje założony Drugi Okręg „Kultury” w Marechal Mallet, do którego przystępuje 17 towarzystw z tej okolicy. Jednocześnie utworzono tam drugi okręg Zw. Nauczycieli. Wreszcie dnia 28 marca zjeżdżają się do Kurytyby delegaci powstałych okręgów oraz luźnie jeszcze stojących towarzystw i powstaje formalnie Związek Pol. Tow. Oś. „Kultura”, a także okręg jego araukaryjsko - kurytybski. 
-169-

W tymże dniu zorganizował się trzeci okręg Zw. Nauczycieli w Erechim. Dnia 3 kwietnia zjechali się w Ponta Grossa delegaci 7 towarzystw z okolicy i jednogłośnie zorganizowali tamże Czwarty Okręg „Kultury”. Nauczyciele z tego okręgu uchwalili przyłączyć się do Okręgu Malletańskiego. Do końca kwietnia 1921 roku przystąpiło do „Kultury” 63 towarzystw oświatowych. W ten sposób zapoczątkowane zostały wydajnie odrazu prace z jednej strony nad skupieniem towarzystw działa­jących na polu oświatowem w celu wytworzenia ram organiza­cyjnych dla szerszej akcji szkolnej, z drugiej strony zostały rzu­cone podwaliny pod utworzenie organizacji nauczycielskiej, któraby służyła jako teren dla zabiegów nad doprowadzeniem do po­rządku, zorganizowaniem i podniesieniem stanu nauczycielskiego. Zdawało się wobec takiego powodzenia zamierzonej akcji, że uda się skupić wszystkie towarzystwa i całe nauczycielstwo świeckie w ramach jednej organizacji, za wyjątkiem Sióstr Zakon­nych, z którerm organizacje odnośne mogły pozostawać w ścisłym kontakcie, porozumiewając się z niemi w każdej sprawie w miarę potrzeby, nie wciągając ich jednakże, jako stojących naogół poza gwarem i konsekwencjami życia, w wiry organizacyjnych spraw. Jednakże duchowieństwo za wyjątkiem szeregu jednostek obo­jętnych lub praktycznie na sprawę patrzących, zajęło stanowisko nieprzychylne do „Kultury", wysuwając jak to już na innem pisałem miejscu, sprawę religji, tj. żądając, żeby .„Kultura” wprowadziła do programu szkolnego obowiązkowo wykład religji. Tymczasem „Kultura” zajęła stanowisko tolerancyjne, składając przez usta swego zarządu deklarację, że sprawę religji zostawia sumieniu obywateli i ich woli, tj., że o ile towarzystwo lokalne pragnie wykładu religji, to ma prawo go wprowadzić i zarząd główny nie krępuje w tej mierze wcale swych członków. Ogół nauczycieli, znając niestety z praktyki, jak to wygląda „współ­praca” z proboszczami, zajął przytem zupełnie racjonalne stano­wisko, że wykład religji powinien być prowadzony przez księży, jako jedynie powołanych i przygotowanych do tego. Notabene był szereg towarzystw należących do „Kultury”, w których szkołach wykład religji był prowadzony i to nawet przez samych nauczycieli świeckich, którzy osobiście mieli też zostawioną sobie przez   Związek   swobodę   postępowania w tej   sprawie   wedle własnego uznania i sumienia.

-170-

Równocześnie trzeba zaznaczyć, że  w  paru  wypadkach w            szkołach  należących  do  „Kultury"
nauczyciel proponował miejscowemu księdzu wykład religji w szkole, o który się ogromnie dobijał. Ksiądz naturalnie wobec członków był zmuszony moralnie się zgodzić, ale ani jednej lekcji nie miał. Rzucam te przykłady, aby odeprzeć zarzut „bezreligijności" czy „akatolickości” szkół „Kultury”. „Kultura” zajęła się specjalnie szkolnictwem świeckiem, gdyż było ono najgorzej zaniedbane, może nawet w poważnej mierze dzięki klerowi, a potrzeba szkolnictwa tego była olbrzymia, czego dowodem, że pomimo uruchomienienia znacznej ilości szkół tych, szkoły zakonne nie straciły bynajmniej frekwencji, a nawet wskutek ożywionego zainteresowania sprawami szkoły, jakie się okazało wśród kolonistów w szeregu miejscowości nawet zyskały więcej uczniów; zaopiekowała się też „Kultura” nauczycielstwem świeckiem, bo to potrzebowało organizacji i opieki i pracy nad sobą, nie wciągała zaś odrazu Sióstr Zakonnych, gdyż ani one tego nie pragnęły, ani nie istniała żadna potrzeba tego, Siostry bowiem stojąc obok organizacji świeckich, z któremi ani nie miały ani mieć nie mogły żadnych zatargów, przy pracy nad organi­zacją szkolnictwa, mogły korzystać ze wszystkich udogodnień, mogły się też porozumiewać w miarę potrzeby co do podręczników, programu czy tp. nie będąc zmuszone brać udziału w zebraniach, zjazdach itp. wystąpieniach publicznych, do czego żyjąc w ramach swych zgromadzeń i mając pewne restrykcje jak dotąd się zupełnie nie mieszały. Pozatem i ten wzgląd przemawiał za niewciąganiem Sióstr do organizacji, że normalnie tam, gdzie były Siostry nauczycielkami, tam towarzystw albo nie było, albo się szkołą i sprawami szkołnemi wcale nie zajmowały, więc o ile chodziło o organizację towarzystw szkolnych, to szkoły zakonne nie miały tu niemal nic do powiedzenia.
Związek Polskich Szkół Katolickich „Oświata".
Niemniej księża uznali za stosowne mimo tolerancyjnego sta­nowiska me iść na kompromis i założyć własną organizację oświatową. Tak powstał w kwietniu 1922 roku w Kurytybie Związek Polskich Szkół Katolickich „Oświata”  z tym  samym zupełnie programem co „Kultura”, a tylko z dodatkiem w programie przy­musowego wykładu religji. a w tytule katolickości.
-171-
Że „Oświata" nie wniosła, bo i nie mogła nic nowego do pracy organizacyjnej na polu szkolnictwa, jako dowód posłużyć może przypatrzenie się  wszystkiemu, co robiła, a widać z tego, że szła stale za inicjatywą „Kultury” względnie jej wzorami. W rezultacie powstania „Kul­tury” duchowieństwo, które do tej pory w sprawie szkolnej za małymi wyjątkami było bierne i całą pracę zwalało na barki pra­cowitych i pełnych poświęcenia Sióstr, zostało pchnięte do aktywnej pracy.
Skutek był wkrótce widoczny, bo do życia organizacyjnego zostało wciągnięte około 40 towarzystw, nie licząc różnych bractw, które po kolonjach spały albo wogóle od wszelkiej pracy spo­łecznej stroniły. Jest to w zasadzie zasługa pośrednia „Kultury”. Trzeba tu też stwierdzić, że bez względu na pobudki, jakie w po­czątku kierowały księżmi, gdy się do organizacji „Oświaty” brali, niemniej, wszedłszy raz na drogę pracy rozwinęli oni sporo energji i inicjatywy, przyczem niektórzy z nich niemało na tem polu po­żytecznej robią roboty.
Dalsza praca obu organizacji. Jej rezultaty. Kwestie jutra.
Tak to praca obu organizacji oświatowych z jednej strony, a nauczycielstwa obok nich sprawiły, że przedewszystkiem do­tychczas luzem chodzące i rozbite towarzystwa szkolne i oświa­towe po kolonjach skupiły się w poważnej większości w dwu związkach.
Naogół więc fakt istnienia dwu organizacji nie był w swych skutkach bynajmniej ujemny a i owszem ożywione współzawod­nictwo niemało się przyczyniło do poruszenia społeczeństwa i takich jego kręgów, które dla jednych czy drugich nie były do­stępne, jak i wogóle do wzmożenia rezultatów pracy. A rezultaty tej pracy organizacyjnej wyrażały się przede­wszystkiem pomnożeniem liczby czynnych szkół, funkcjonowaniem ich przez rok cały, podniesieniem frekwencji dzieci a także i większą ofiarnością na cele szkolne, jak to było w łatach po­przednich. Tak samo miała się rzecz ze sprawą nauczycielstwa. Powo­łanie do życia przez „Kulturę”, względnie za inicjatywą jej działaczy Zaw. Związku Nauczycieli Pol. Szkół Pryw. a później zabiegi podobne ze strony „Oświaty”, znaczą również nową erę w tej dziedzinie. Za pomocą organizacji nauczycielskiej eliminuje się jednostki niepożądane, umożliwia się zabezpieczenia dla na­uczyciela lepszych warunków materjalnych, co znowu pozwala na lepszy dobór ludzi, którzy wynagradzani lepiej mogą już na stałe poświecić się swemu zawodowi. Kursy odbywane co roku, objazdy i inspekcje, bibljoteczki samokształcące podnoszą poziom fachowy nauczycieli a na koniec wyrobienie im pewnego znaczenia społecznego i stanowiska umożliwia nauczycielom prace społeczną, daje im pewien autorytet, robi z nich działaczy tak bardzo po­trzebnych na kolonjach.

-172-

            Naturalnie, że rezultaty jeszcze nie są nader wielkie, ale w każdym razie postęp jest widoczny i w chwili obecnej można już było w każdym razie myśleć o złożeniu całego ciężaru spraw szkolnych na barki nauczycielstwa, co jeszcze parę lat temu było zupełnie niemożebną rzeczą. I tu także widać jak to inicjatywa obozu postępowego popycha również i „Oświatę", zostającą pod egidą OO. Misjonarzy, do zajęcia się sprawą na­uczycielską i nauczycielami świeckimi uczącymi w szkołach nale­żących do „Oświaty”, oraz wychowaniem nowych nauczycieli dla tych szkół. W „Oświacie” utrzymywali OO. Misjonarze przez cały rok 1923 kilku młodych ludzi, z których paru zdało egzaminy z portugalskiego i pójdą na szkoły w 1924 roku. Pozatem powstanie Zaw. Zw.N.Pol. Szk.Pr. spowodowało „Oświatę" i księży do założenia słabego wprawdzie, zrazu wprost fikcyjnego Kółka Nauczycieli Chrześcijańskich Szkół Polskich, skupiających przy sobie nauczycieli świeckich pracujących w:szko­łach „Oświaty". W kontakcie z tem Kółkiem są Siostry Zakonne. ,,Kułtura” rozumiejąc potrzebę wychowania nowego pokole­nia półinteligencji i inteligencji miejscowej już, popierała gorąco Szkołę Średnią im. Mik.Kopernika w M.Mallet, która wydała już kilku nauczycieli, a należy się spodziewać, że co roku wyda­wać będzie nowych szermierzy pracowników na tej niwie. To spowodowało „Związek Polski" w Kurytybie przy współudziale „Oświaty" do założenia w 1923 roku tzw. Szkoły Średniej - jednej klasy - w Kurytybie, a oprócz tego OO. Misjonarze zakładają w Kurylybie przy swoim domu Internat, gdzie młodzież utrzymywana otrzymywać będzie wychowanie narodowe, a do szkoły uczęszczać będzie mogła do szkół rządowych brazylijskich względnie do gimnazjum biskupiego prowadzonego notabene przez włoskich OO. Misjonarzy, język polski wykładany tam będzie w 1924 roku przez księdza Polaka.
-173-
Akcja w sprawie bibljotek stałych i wędrownych zapoczątko­wana przez „Kulturę” prowadzona jest obecnie bardzo wydatnie także i przez „Oświatę”. Taksamo ma się sprawa z zaopatrze­niem szkół w pomocy szkolne, mapy, tablice itp., oraz pod­ręczniki szkolne, sprowadzane z Polski, które obie organizacje importują w znacznych ilościach z kraju, zanim będzie możliwem zaopatrzenie szkół w podręczniki miejscowe. Co się tyczy wy­dawania tu na miejscu podręczników dostosowanych do miejsco­wych warunków to jeszcze narazie prym wiedzie „Kultura”, która wydała obecnie już w drugim nakładzie „Pierwszą Czytankę po elementarzu” K. Jeziorowskiego oraz 3 Części Rachunków Fr. Hanasa. Z podręczników tych korzystała także „Oświata” i szkoły Zakonne. Obecnie „Oświata” wydaje Gramatykę Ję­zyka Portugalskiego. Dalsze podręczniki pewnie pójdą dalej zgodnie z opracowanym programem szkolnym. Z inicjatywy „Kultury” i Zw.Nauczycieli nawiązany został kontakt z krajem, z odpowiedniemi instytucjami społecznemi i or­ganami urzędowymi. Potrzebę tego stałego i jaknak ściślejszego kontaktu, a także wymiany kulturalnej między Polską a Brazylją podkreśla „Kultura” stale. Jak więc widać z powyższych uwag istnienie dwu organi­zacji i podział pracy między nie, oraz współzawodnictwo nie za­szkodziło pracy na polu szkolno - oświatowe - wychowawczem. W dużej mierze tej właśnie kompetycji, temu współzawodnictwu można przypisać postępy w pracy. Ruchliwość obozu postępo­wego popchnęła księży do pracy i dzisiaj nie ustępują oni na tem polu. Jedna i druga strona ma bodźca do pracy, a że walki gorszącej niema, że kiedy tego wymaga potrzeba i interes naro­dowy obie strony idą razem, jak to najlepiej widać z akcji w spra­wie obrony szkolnictwa polskiego od zakusów władz, a głównie w sprawie Komitetu Kursów dla Języka Portugalskiego, więc może nawet nie wskazanemi wszelkie próby połączenia tych organizacji w takiej czy innej formie, gdyż w ten sposób może odpaść jedna z głównych podniet do pracy. Takie jest mniemanie całego szeregu ludzi znających stosunki miejscowe.
-174-

A projekty tak się zrodziły w końcu   1923  roku. Kiedy po ukończeniu kursów dla języka portugalskiego,   19 Sióstr Za­konnych  i  37  nauczycieli  świeckich  uzyskało  prawa  nauczania w szkołach prywatnych, kiedy wogóle życie zepchnęło główny ciężar pracy na polu szkolnictwa na barki nauczycielstwa, jako elementu, który sam będąc zainteresowanym osobiście roz­wojem szkolnictwa, i zmuszony koło spraw tych chodzić daje naj­lepsze gwarancje, że będzie o nie dbał, zrodził się projekt stwo­rzenia jakiejś organizacji centralnej, któraby w zmnienionych już nieco warunkach, kiedy przed szkolnictwem nowe otwierają się zadania, objęła kierownictwo tych spraw.   Wogóle nagły rozrost organizacji oświatowych z jednej strony a brak wyrobienia orga­nizacyjnego w społeczeństwie z drugiej z równoczesnym brakiem programu pracy  dla towarzystw  lokalnych,   któryby  im  kazał trzymać się tych szerszych organizacji, wywołały pewien zamęt. Niektórym jednostkom zdawało się, że już czas iść dalej na drodze organizacyjnej,   kiedy w rzeczywistości   zdaje  się najpilniejszą rzeczą było i jest doprowadzenie do porządku organizacji potworzonych, zwarcie ich organizacyjne, wyrobienie odpowiednich pracowników, danie im programu w rękę, aby członków można było na stałe zainteresować, wytępienie warcholstwa świadomego lub bezwiednego, nie mówiąc o całym szeregu zadań mniej lub więcej pilnych.   Pracę tę można doskonale prowadzić w ramach dwu równolegle idących, przy dobrej woli obu stron nie wyry­wania sobie towarzystw i nie rozbijania sobie organizacji,   Z.a to pozostałby ważny atut w ręku organizatorów, moment współ­zawodnictwa.   W rezultacie ze strony „Oświaty” i Kółka Na­uczycieli Ch.Szk. Pol. wyszedł projekt stworzenia Organizacji Wydziału Szkolnego, któryby ujął w swe ręce całą pracę szkolną. Nie mówiąc już o tem, że to odbiera istniejącym organizacjom główny a narazie nawet jedyny program pracy, przez co odrazu się je niejako utrąca, niema żadnych danych, aby taka nowa orga­nizacja zdobyła sobie lepsze warunki pracy i lepszy posłuch jak dotychczasowe. To też za lepszy można uważać projekt Kultury, Związku   Nauczycieli i Zw. Tow. Sportowych   powołania   do życia Delegacji Związków   oświatowo - wychowawczych,   jako terenu   jedynie   porozumiewawczego,   niejako   neutralnego,   na którym mogłyby się te organizacje dotychczasowe zbliżyć, poznać i w pewnych kwestjach uzgodnić swe stanowisko, metody i program.  
-175-

Ale oba projekty są zdaje się jeszcze przedwczesne, a co więcej niepotrzebne. Jutro wyniesie zapewne te formy, które się okażą najlepszemu, aby dalszą pracę na polu szkolnictwa móc jak najlepiej udosko­nalić.  Życie ureguluje to zagadnienie, jak tyle innych. Zostawić to należy przyszłości.
Szkic powyższy da Czytelnikowi możność poznania dziejów olnictwa w Brazylji, losów jego i kolei „przejść i trudności”, pozwoli zorjentować się w tem, jak to do niego odnosili się nietylko „wybrani w narodzie", ale i prostaczkowie, jak to ko­lonista polski czuł jednakże jakiś podświadomy pęd do polskiej szkoły dla swego dziecka, jak chciał, by ono polskiem z mowy i ducha zostało, jak to on stworzył setki szkół, jak krocie mil-rejsów włożył w budynki szkolne, jak rokrocznie łożył tysiące milrejsów na tę swoją szkołę. Z kart tych i załączników, traktujących o szczegółach kwestji szkolnej i z tablic statystycznych dowie się Czytelnik ,co jest i co było. Jeszcze słów parę na zakończenie tej ogólnej części. Co będzie jutro, co robić?
Przedewszysikiem pielęgnować te zaczątki szerszych i nor­malnych organizacji, bo tylko w ramach organizacji silnych można mówo rozwoju tej czy innej dziedziny życia społecznego. Wszelkie nowe eksperymenty mogą łatwo popsuć to co zrobiono a nie stworzyć nowych form. A trzeba pamiętać, że praca znowu stanie się trudniejszą, że nadchodzi reakcja w szerokich masach społeczeństwa, że nowe próby zniechęcać mogą raczej konserwa­tywnego kolonistę niż podniecać go do pracy dalszej. Jako zasadniczy kanon pracy organizacyjnej trzeba przyjąć wskazanie, by ją oprzeć na samem miejscowem brazylijsko - pol­skiem społeczeństwie. A potem co do innej strony tego zagadnienia. Z całym szacunkiem będąc dla poświęcania Sióstr, pracujących w szkołach polskich, przyznając szkołom tym w okresie minionym tę zaletę i wyższość nad świeckimi, że funkcjonowały stale, uważam, że szkolnictwo nasze oprzeć należy na nauczycielstwie świeckiem, jako elemencie zależnym jedynie od społeczeństwa polskiego lub powołanych do tego władz. I to tembardziej, że nauczyciel musi nie tylko być w warunkach tamtejszych nauczycielem, ale także kierownikiem opinii publicznej, może i politykiem miej­scowym, kierownikiem z czasem kooperatywy itd. czem wszystkiem Siostry być nie mogą.

-176-

Nie znaczy to, że w dążeniu tem należy zaczynać od walki z Siostrami i kierowanymi przez nie szkołami. Bynajmniej nie! Jest tyle jak to jeszcze widać do zrobienia na tem polu wśród kolonji polskiej w Brazylii, że niczego, co jest, nie tylko nie potrzeba, ale nawet nie wolno niszczyć, ale, nacisk należy położyć na szkolnictwo świeckie i je odpowiednio organizować, urządzać i ukrzepiać. I to tem-bardziej, że kolonje polskie, stare wyludniają się, że koloniści roz­praszają się po lasach, dokąd Siostry za niemi nie pójdą, gdzie jedynie świecka szkoła może istnieć. Związane ścisłym węzłem z całem społeczeństwem mieiscowem, wychowane już w Brazylji, ale po polsku czujące nauczy­cielstwo, to ostoja na której w ścisłym kulturalnym kontakcie z Polską można oprzeć organizację szkoły.

-177-

UWAGI DODATKOWE.
Uwaga: Tu w kilku obszerniejszych uwagach bardziej wy­czerpująco pragnę poruszyć kilka spraw związanych z oświatą i szkolnictwem polskiem w Brazylji, które pozwolą jeszcze na pewne bliższe rozejrzenie się w tej całej sprawie, zasługującej na specjalne poznanie ze strony społeczeństwa polskiego.
Szkolnictwo polskie a władze i przepisy brazylijskie. - Kolizje i tarcia dawniejsze. - Odainie postanowienia - Egzami­ny z języka portugalskiego.
Dodatkowo dla dopełnienia obrazu, który powyżej na­kreśliłem, pragnę jeszcze omówić w pierwszej mierze stosunek władz brazylijskich do naszego prywatnego szkolnictwa i przed­stawić przepisy odnośne na których stosunek ten opiera się.
Stanowisko władz w każdym z trzech południowych stanów Brazyłji było w odniesieniu do prywatnego szkolnictwa inne, aczkolwiek w Paranie i Sta Catharinie było podobne, odmienne natomiast zupełnie w stanie Rio Grande do Sul. Zacznijmy od Parany, gdzie   najsilniej  się nasze   szkol­nictwo   rozwinęło.   Szkółki polskie   prywatne   istniały już   we większej ilości lat około 15-tu, nie troszcząc się o żadne przepisy, w owych czasach zresztą bardzo jeszcze płynne, kiedy pojawił się w Kongresie stanowym w Kurytybie pierwszy projekt, zagraża­jący ich egzystencji. Był to wniosek deputowanego Domingos de Nascimento, domagający się zobowiązania w drodze prawnej wszystkich szkół na kolonjach do nauczania języka portugalskiego. Projekt dotyczył wyłącznie szkół obcokrajowych, od rządu żadnej zapomogi nie pobierających. Projekt ten zagrażał zupełną za­gładą szkołom polskim, gdyż nauczyciele nie byli przygotowani do wykładu   języka   portugalskiego,  a jak stwierdza   „Gazeta Polska" w Nr, 13 z 1906 r. był on wykładany tylko w kurytybskiej szkole, a gdzieindziej poprzestano na próbach.
-178-

Na szczęście projekt ten dzięki stanowisku prezydenta stanu, d-ra Vincente Machado, wielkiego przyjaciela Polaków upadł i poszedł w od-włokę. Tu trzeba zaznaczyć, że początkowo obowiązywał dekrel n. 35 z 9 lutego 1895 roku, którego art. 4-o powiadał: „Zakłady naukowe prywatne są zupełnie wolne, z tym tylko obowiązkiem, że ewentualni ich kierownicy są obowiązani dostarczyć władzom szkolnym informacji żądanych". W chwili, kiedy wchodził pod obrady, projekt p. Domingos de Nascimento obowiązywał już dekret n. 93 z 11 marca 1901 r., który szkolnictwu prywatnemu nakładał większe rygory. Art. 2-gi tego dekretu powiadał: ,,Osoby prywatne i stowarzyszenia mają zupełną swobodę pro­wadzenia szkół początkowych, średnich lub wyższych”. Art 3-ci zaś: „Zakłady naukowe prywatne poddane są jedynie kontroli zdrowia, moralności i statystyki”. Z dalszych paragrafów wynika, że o ile te zakłady nie korzystały z subwencji rządowej wykład języka portugalskiego nie był w nich obowiązujący.
Obowiązek ten zyskuje podstawę prawną dopiero na zasadzie prawa n. 894 z 19 kwietnia 1909 roku, które, w artykule 83 stwierdza: „że jest obowiązkowa nauka języka narodowego (bra­zylijskiego) w szkołach początkowych, prywatnych, przyczem wykład w tych zakładach ma być prowadzony w języku portu­galskim, za wyjątkiem nauki praktycznej języków obcych”. Jak więc widzimy prawo surowo uderza w szkoły prywatne, „nacjonalizując” je zupełnie. Ale było to rozporządzenie narazie tylko na papierze. Szkoły polskie istniały dalej i na szykany specjalne, z egzekwowaniem powyższego prawa związane, nie były narażone. Prawo nie było wykonywane. Niestety społeczeństwo bagateli­zowało sobie grożące z tej strony niebezpieczeństwo i nie wyko­rzystało tego okresu „kursu łagodnego" i nie zrobiło nic, aby wychować odpowiednich nauczycieli, odpowiadających wymogom przepisów prawnych.
Starcie zostało wywołane przez ożywiony w czasie wojny nacjonalizm. 9-go stycznia 1917 roku wychodzi dekret n. 17, wydany z inicjatywy sekretarza do spraw wewnętrznych, sprawie­dliwości i oświecenia, Eneasa Marques dos Santos, który poddaje szkolnictwo prywatne pod kontrolę inspekcji szkolnej rządowej, wprowadza obowiązek nauki w języku portugalskim a wreszcie rozciąga też kontrolę nad nauczycielami szkół prywatnych. 

-179-

Ale postanowienie to, które żąda wykładu geometrji, historji i języka portugalskiego oraz śpiewów narodowych w języku portugalskim nie zadawala pewnych sfer. Zjawia się w 1918 roku w Kon­gresie projekt d-ra Hugo Simasa, żądający zaprowadzenia wy­kładu wszystkich przedmiotów w języku portugalskim, a zarazem poprawnego władania tym językiem przez nauczyciela prywatne­go. Tylko pod takimi warunkami może wedle projektu istnieć szkoła prywatna. Szkoła polska zostaje zagrożona zupełnie. Zrywa się ze strony polskiej burza sprzeciwów. Prasa polska pomieściła odpowiednie artykuły, a także pp. dr. Szymon Kossobudzki i dr. Juljan Szymański wystąpili z listami otwartymi w prasie brazylijskiej. Wywołuje to ożywioną dyskusję i silne niezadowolenie w prasie brazylijskiej. Niemniej projekt dra Hu­gona Simasa nie wchodzi w życie. Obowiązuje nadal teoretycznie prawo ze stycznia 1917 roku. Ale władze poczynają już wglądać w to co się dzieje w szkołach prywatnych, a więc i polskich i za­czyna się od czasu do czasu zamykanie szkół przez inspektorów. Nie pomaga argumentacja, że w ten sposób wobec zamykania z jednej strony szkół prywatnych, mimo istnienia których całe połacie kraju są bez szkoły i poważny procent dzieci do szkoły nie uczęszcza i wobec tego, że rząd na miejsce zamkniętych nie daje innych szkół, wspomaga się analfabetyzm, fala zamy­kania szkół powtarza się od czasu do czasu i szkolnictwo polskie wchodzi w okres przesilenia. Stosunek do prawnych przepisów staje się palącą sprawą do unormowania.
9 kwietnia 1920 roku wychodzi prawo n. 2005, które po­wiada, że wszystkie prywatne szkoły funkcjonujące w stanie są obowiązane do wykładu w języku portugalskim historji Brazylji, geografji i języka portugalskiego zgodnie z programem pu­blicznym, Wykład tych przedmiotów musi zabierać conajmniej 3 godziny dziennie. Prawo to wreszcie zaznacza; że na „żądanie odnośnej szkoły rząd może wyznaczyć profesora normalistę do wykładu tych przedmiotów bez żadnego ciężaru dla zakładu, nauczyciel bowiem ten będzie uważany za funkcjonariusza pu­blicznego”. Niestety, prawo to nic nie wyjaśniło sytuacji. Drobne szykany nie ustawały, a jeśli się przypomni, że przypadło to na okres dezorganizacji szkolnictwa polskiego, niebezpieczeństwo groziło polskim szkołom poważne. Tak stała sprawa w momencie kiedy   reorganizujące się   szkolnictwo z jednej strony jeszcze bardziej poczęło zwracać na siebie uwagę władz, z drugiej zaś poczęło szukać wyjścia z położenia.

-180-

W 1922 roku pojawiło się jeszcze jedno prawo n. 2157. Wracało ono do projektów dawniej­szych, że wszystkie przedmioty muszą być wykładane po portugalsku a równocześnie wymagania Dyrekcji Oświecenia w stanie w stosunku do nauczycieli przybrały takie formy, że przed szko­łami stanęła alternatywa, albo mieć nauczycieli z odpowiedniemi egzaminami, albo zamknąć swe podwoje. Wtedy doszło do po­rozumienia między polskiemi organizacjami szkolnemi a władzami, wykonanie prawa zostało przy interwencji przedstawicielstw pol­skich odłożone na rok 1923 i w tym czasie w ciągu tego roku przeprowadzono kursy nauczycielskie dla języka portugalskiego urządzone przez odpowiedni Komitet kursów przy pomocy orga­nizacji oświatowych pod kierownictwem prof. M. Falarza, wy­delegowanego przez rząd stanowy. Egzaminy odbyte trzykrotnie w roku dały patenty 19 Zakonnicom oraz 31 nauczycielom i na­uczycielkom. W roku 1924 jest nadzieja, że zda jeszcze do­datkowo już jednostkowo jeszcze kilka sił nauczycielskich i w ten sposób problem na pewien czas zostanie załatwiony.
Tu pragnę zaznaczyć, że Rusini dzięki temu, że w od­nośnych municypjach idą w polityce lokalnej zawsze bardziej na rękę różnym politykom cieszą się dziwnem uprzywilejowaniem na tem polu. Wtedy, kiedy polskie szkoły mimo wszystko lepiej od ruskich nawet co do wykładu przedmiotów portugalskich sto­jące musiały na gwałt odpowiadać wymogom przepisów od­nośnych władz Rusini mieli jeszcze subwencje dla swoich szkół, nie ulegali zamykaniu szkół a w dodatku stosowanie prawa mają odciągnięte na rok 1924, w którym jeszcze będą mieli podobne jak Polacy w 1923 roku kursa dla swoich nauczycieli.
Mimo takiego załatwienia sprawy trzeba się jednak liczyć z faktem, że z dnia na dzień, mimo tego pozornego załagodzenia sprawy lada jaki powiew agitacji może wywołać nowe trudności i szkoły staną znowu wobec sytuacji bez wyjścia. Może jak to widzimy z kolejnego zmieniania się przepisów szkolnych przyjść nawet jakiś krótszy okres kursu łagodnego, ale można też niemal na pewno liczyć, że lada rok może się pojawić jakiś nowy działacz, czy urzędnik i ten egzamina ostatnie uzna za nieważne, każe składać powtórne i wtedy nauczyciele mogą wszyscy być ,,spaleni”.  To też trzeba pilnie starać się jak najprędzej postawić polski stan nauczycielski na równych zupełnie prawach z rządo­wymi nauczycielami. To jedyny pewny środek na zabezpieczenie się od ewentualnych  niespodzianek.   A tych można oczekiwać
z dnia na dzień.
-181-

Podobnie kształtowały się stosunki w Sta Catharinie, tylko, że tam główny atak o nacjonalizację szkół przeprowadzono pod­czas wojny w 1917 i 1918 roku, bijąc w surmy „niebezpieczeństwa niemieckiego”. Niemcy też padli tam głównie ofiarą. Byli oni coprawda bardzo dobrze zorganizowani na polu szkolnictwa. Wtedy też kiedy uderzono na alarm przeprowadzono surowe przepisy poddając szkolnictwo prywatne pod kontrolę rządową, zmuszając także nauczycieli do egzaminów. Kompromis zawarty w Paranie nie objął też Sta Cathariny i dlatego tam stosunki przedstawiają się gorzej i niekorzystniej dla nas. Aczkolwiek surowe przepisy, jakie tam panują, stosowane są w sposób bardzo nierównomierny i niesystematyczny.
Rio Grande do Sul pod tym względem przedstawia się inaczej. Zarówno konstytucja stanu sama bardzo liberalna, opie­rająca się na filozoficznych zasadach Comte’a, uznająca pełną swobodę zawodu, jak i przychylny do cudzoziemców stosunek długoletniego prezydenta stanu dra. Borges de Medeiros, spra­wiły, że szkołom prywatnym cudzoziemskim prywatnym nie gro­ziło tem ze strony władz żadne niebezpieczeństwo, a co więcej przy skromnych wymaganiach nauczyciel, o ile uczył przedmio­tów objętych programein rządowym pobierał nawet subwencję rządową w wysokości 50 $ 000 miesięcznie. Tak się przedstawiają sprawy i po dziś dzień. Co przyniesie jutro niewiadomo. Tu można nawiasem dodać, że ta polityka okazała się w pewnej mierze równie a może bardziej niebezpieczna dla naszych szkół, z jednej strony bowiem koloniści mając łatwość w dostaniu subwencji nie dbali sami zupełnie o szkoły i nie chcieli nauczycie­lom niemal, wcale płacić, z drugiej zaś strony nauczyciele mając za naukę przedmiotów portugalskich zapewnioną skromną pensję nierzadko nie dbali zupełnie o polskie wykłady.
Tak wygląda stosunek władz miejscowych do naszego szkol­nictwa i takie były drogi, po których ten stosunek prawnie i praktycznie się układał. Mimochodem trzeba tu zaznaczyć, że wszelkie obostrzenia pod adresem szkolnictwa prywatnego cudzoziemskiego są antykonstytucyjne, o ile odnoszą się do emigrantów, cóż kiedy prawo ziemi „ius soli", robiąc z każdego tu urodzonego emigranta „Brazyljanina",broń tę,jaką emigran­towi mogłaby dawać konstytucja, stępia zupełnie.
Oświata pozaszkolna. Bibljoteki stałe i wędrowne. — Rola i znaczenie czytelnictwa dla utrzymania ducha narodowego.
Sprawa oświaty pozaszkolnej nigdy nie przestawała interesować tych wszystkich, którym oświecenie ludu naszego leżało na pierwszy plan wysunęła się w tej dziedzinie sprawa czytelnictwa, sprawa dostarczenia naszemu koloniście możliwie pozytywnej i zdrowej lektury, kwestja bibljotek i czytelń. Natu­ralnie w tej mierze pomoc kraju ojczystego była decydująca.
-182-

Już w okresie  „gorączki emigracyjnej”  w 90-tych  latach ubiegłego stulecia, poczęto dzięki inicjatywie grona ludzi skupio­nych koło „Przeglądu Emigracyjnego” posyłać do Parany i in­nych stanów   Brazylji  książki dla  towarzystw   polskich   tamie pozakładanych.   Akcja ta z każdym rokiem nabierała na natę­żeniu.Działalność śp. J.Okołowicza, jako delegata Pol.Twa Handlowo-Geograficznego   a   później   Związku   Kolonjalno -Wydawniczo - Wywozowego, z ramienia którego wydawał w Kurytybie „Prawdę” dużo pomogła tej sprawie.   W tej dzie­dzinie pomagała mu niemało pani J. Kraków.   Niestety z jednej strony książki przysyłane z Polski zazwyczaj gromadzone u ludzi dobrej woli nie zawsze odpowiadały   poziomowi ówczesnego emigranta a z drugiej strony zainteresowanie czytelnictwem w tych czasach było nader nikłe, a btbljoteki zakładane w tym okresie poprzepadały przeważnie   porozdrapywane   przez   pojedyncze jednostki.   Trzeba  tu  dodać,  że  „bibliotekarzami”  byli często tacy panowie, którzy książki klasyfikowali podług wielkości, im większa  tem  lepsza   i   ważniejsza. W dodatku zaś porządki ówczesne także nie przyczyniały się do konserwowania książek.
Z rozrostem życia towarzyskiego, powstaniem szkół, przy­bywaniem inteligencji, rozwojem prasy praca w kierunku czytel­nictwa idzie ciągle, powstaje beż coraz więcej bibljotek po towa­rzystwach. Przyczynia się do tego praca zarówno Bieleckiego, jak i Warchałowskiego, który mając księgarnię niemało do ro­zwoju bibljotek w Brazylji dopomógł, księgarnia ta bowiem do czasu wojny była jednem z głównych dostawców książki polskiej dla kolonji polskiej w Brazylji.
-183-

Nie ustają też zabiegi jednostek, aby sprowadzić zarówno książki od prywatnych ofiarodawców z Polski. Wojna przerywa i w tej dziedzinie kontakt z Polską. W chwili, kiedy  rozpoczęto żywszą  akcję na polu szkolnictwa nie zapomniano także i o bibljotekach. Szkoła w M. Mallet, posiadająca już ładną bibljotekę wzbo­gaciło swój księgozbiór dzięki ofiarowanemu przez Konsula K. Głuchowskiego, zbiorowi 1000 tomów, przywiezionych z Polski i tam przez niego zgromadzonych; dzięki akcji „Kul­tury”, Związku Nauczycieli i „Oświaty” powstał cały szereg bibljoteczek wędrownych, wzmogły się też te bibljoteki znaczniej­sze, które przetrwały czas wojny, a mianowicie bibljoteka Związku Polskiego w Kurytybie, Bibljoteka Polska na Itayopolis, bardzo energicznie prowadzona przez tamtejszych księży Misjonarzy. Powstał też cały szereg bibljoteczek dla dzieci, specjalne biblioteczki samokształcące dla nauczycieli itp.
Ale naogół drożyzna książki w Polsce i trudność jej im­portowania wskutek nieustalenia waluty polskiej itp. nie korzystnie się odbijają na tej pracy i dużo bardzo dużo jest na tem polu jeszcze do zrobienia. A jest to niwa bardzo ważna i bardzo wdzięczna. Zarówno młodzież jak dzieci jak nawet dorośli bardzo naogół lubią czytać, naturalnie lektura musi być do ich poziomu umysłowego dostosowana, biblioteki muszą być za­opatrzone przeważnie w literaturę beletrystyczną a dla młodzieży w odpowiednie powiastki i opowiadania. Ponieważ import książek z księgarń jest dzisiaj prawie uniemożliwiony z powodów stosunków walutowych należy nawrócić do dawnych metod zno­wu zwrócić się do ofiarności społeczeństwa w Ojczyźnie o książki dla Parany. Wdzięczne to pole do bardzo pożytecznej pracy dla ludzi dobrej woli w Polsce.
A znaczenie oświaty pozaszkolnej drogą czytelnictwa jest tem.pilniejsza, że szkolnictwo napotyka coraz większe trudności. Tem więcej należy nacisku położyć na sprawę bibljotek.
Tu trzeba jeszcze wspomnieć o ruchu odczytowym. Rozwija się on słabo naogół a szkoda, że warunki rozprószenia kolonistów po dużych przestrzeniach utrudnia na kolonjach zwłaszcza ten ruch.   Brak   daje  się odczuwać  też  odpowiednich  prelegentów.

-184-
A naogół odczyty w złaszcza ilustrowane przeźroczami mają dosyć sympatyczne przyjęcie u publiczności. Trzeba też i o tem me zapomnieć.
Próby zorganizowania szkoły średniej w Paranie. Pierwsze projekty, idea przeniesienia Szkoły Battignolskiej do Parany. — Próby w Rio Grande. Polskie Liceum i Szkoła Średnia w Kurytybie. Szkoła Malleciańska. Szkoła Średnia Związku Polskiego w Kurytybie.
Ciekawa rzecz, że kiedy szkolnictwo polskie początkowe jeszcze niemal nie istniało w Paranie poza biednemi i licho funkcjonującemu szkółkami, już się zrodził projekt założenia Gimnazjum w Kurytybie. Było to w 1897 roku. Polskie T-wo Handlowo - Geograficzne we Lwowie w związku z „gorączką brazylijską”, która w latach poprzednich zaludnia chłopem pol­skim bory brazylijskie, zaczęło propagować ideę ,,Nowej Polski" na Południowej Półkuli. Z tej idei zasadniczej wyszedł szereg projektów, mających jego realizację umożliwić i przyspieszyć.
Pierwszy pomysł w tej dziedzinie to idea założenia w Ku­rytybie gimnazjum polskiego. „Gaz. H. Geogr.” w 1897 roku rozpoczęła zbierać na ten cel składki. Ale projekt, me dojrzał do realizacji, chociaż od czasu do czasu w coraz to nowej odżywa formie.
W 1898 roku pojawia się na łamach tegoż pisma myśl prze­niesienia Szkoły Battignolskiej do Parany. Polemika na ten te­mat bardzo ożywiona trwa niemal dwa lata. Na nieszczęście dla projektu zwycięża partia „starych” i projekt upada, aby raz jeszcze pojawić się tylko w broszurze M. Pankiewicza w 1914 roku. To były projekty z zewnątrz.
Ale pojawiają się też pomysły miejscowe. W 1898 roku organizatorzy „Ligi Polskiej" w Kurytybie w ramach swego pro­jektu pomieszczają też sprawę gimnazjum polskiego w stolicy Parany. Znowu podnosi ten projekt Józef Okołowicz na łamach „Prawdy" w 1900 roku. Jak widać idea ta nurtuje ciągle wszystkich wybitniejszych działaczy. Ale projekty nie realizują się. Pierwsza szkoła średnia przynajmniej taką nosząca nazwę powstaje w Brazylji na odległej kolonji Alfredo Chaves na linji 4-tej w stanie Rio Grande do Sul.

-185-

Następuje to w 1904 roku Koło założenia jej krzątają się energicznie ob. Reszke, prezes tamtejszego towarzystwa, ks. Honorat Jedliński, Kapucyn, i nauczyciel kierownik szkoły G. Muszyński. Szkoła skupia około 20 chłopaków we wieku od 14-21 lat, Istnieje trzy lata. Pro­gramem swym jednak nie dosięga projektowanych celów i na nazwę średniej nie zasługuje. Tymczasem w Kurytybie dalej sprawa nie wychodzi z łam projektów. Ale za to tych nie brakuje. Pisze o tej sprawie „Gazeta Polska”, organizujący się Związek Narodowy Polski bierze ją do swego programu. Powstają nawet dwa Komitety. Jeden z ks. Janem Petersem jako prezesem, redaktorem L. Szczerbowskim, oraz przedstawicielami poważnych obywateli na czele rzuca myśl założenia Średniej Szkoły Polskiej w Kurytybie, chcąc wykorzystać decyzję Wydziału Krajowego w Galicji, który zgodził się płacić połowę pensji nauczycielorn fachowym, którzy zdecydują się udać do Parany. Było to w roku 1909. Niemal w tym samym czasie w 1909 roku dla uczczenia rocznicy bitwy pod Grunwaldem zawiązał się w Kurytybie komitet, który postanowił wybudować gmach pod „Polskie Liceum”. Do Ko­mitetu należeli pp. Warchałowski, Malinowski, Twardowski, Stachoń, Gross a także Brazyljanie jak Juca Luz i Alfonso Camargo, obecny senator z Parany. Ale żaden z tych projektów rne został zrealizowany. Skończyło się na odezwach a szkoły średniej i nadal nie było.
Aż grono obywateli zakłada w Marechal Mallet wzorową szkolę początkową a potem szkolę średnią im. Mikołaja Koper­nika. Byli to obywatele: R.Paul, W.Twardowski, J.Baziewicz, Stefan Miecznikowski, Adam Sobociński, Tadeusz Suchorski, Romuald Krzesimowskj i inni. Duszą akcji był Roman Paul. Z początku szkoła rozwijała się wolno. Ale wytrwałość inicjatorów, dobór kierowników szkoły, do których należeli, Stan. Słonina, Fr.Hanas, K.Ryziński, Al. Matuszewski, Fr.Łyp, M.Dulski, Tadeusz Rolek itd., stałe szkoły funkcjonowanie wszystko to coraz powszechniejsze dla mej zdobywa uznanie. Co roku daje szkoła po jednej klasie szkoły średniej aż po kilku latach obejmuje program 4 klasowe gimnazjum reformowane bez jezyków klasycznych.
-1 86-
W 1921 roku np.jeden z absolwentów szkoły, wysiany przez rodziców do Polski, zdał bez trudności egzamin do klasy 5-tej gimnazjum w Poznaniu. Szkoła doszła już więc naprawdę do normy szkoły średniej. Ostatnio kie­rownikiem szkoły był przez rok nauczyciel fachowy z Polski Stan. Żak a nakoniec p. Mieczysław Fularski. Oto parę cyfr odnoszących się do szkoły w 1923 roku: Majątek szkoły można oszacować śmiało no 80:000 $000, składa się na to teren, mający 33 tysięcy m.kw. na którym to terenie mieszczą się trzy budynki drewniane na podmurowaniach, mieszczące w sobie klasy elementarne i średnie, gabinet fizyczny, salę rysunkową oraz mieszkanie dla nauczy­cieli i uczniów. Ostatnio jest już na ukończeniu częściowo od­dany nawet do użytku gmach murowany 10 m. na 20 m. gdzie się mieścić będzie internat dla zamiejscowych uczniów, których liczba z roku na rok rośnie. Tam też będzie biblioteka a na wieży urządzony iest gabinet stacji meterologicznej. Szkoła po­siada place do ćwiczeń i gier w piłkę, tennisa itp. Szkoła miała w roku tym cztery siły nauczycielskie a mia­nowicie pp.Stan. Żaka, Mieczysława Fularskiego, kierownika, Apoloniusza Zarychtę i Brazyljanina E. Machado. Dzieci do szkoły początkowej z miasteczka i okolicy uczęszczało 50 a 10 z. dalszych okolic i stanów było w internacie, natomiast na kursy średnie uczęszczało 18 z Malletu i okolicy a 20 uczniów z dal­szych stron. W internacie było studentów 30, z tego 17 z Pa­rany, 9 z Sta Cathariny i 4 z Rio Grande do Sul. Widać z tego, że promień oddziaływania szkoły rozszerzył się na cały teren osadniczy polski w Brazylji.Rośnie też z, każdym rokiem, w miarę jak szkoła się coraz lepiej urządza. Szkoła wychowała już kilku nauczycieli jak obecny sekre­tarz „Związku Nauczycieli” Jan Rodacki, jego brat Ludwik, Wład. Hryńcz, L. Malinowski, J. Bieszczad, W. Rodak i inni, paru kupców jak Zygmunt Paul itp. a teraz z roku na rok będzie dawać społeczeństwu coraz więcej dzielnych, po polsku wycho­wanych młodych działaczy, z prawa już Brazyljan, tu urodzo­nych, znających swą nową Ojczyznę, ale czujących po polsku, którzy stopniowo będą zajmować kierownicze stanowiska w ży­ciu tutejszej kolonii. To też szkoła ta jedyna naprawdę średnia jedyna też z pośród innych zasługuje na gorące poparcie a tym co ją przez lata podtrzymywali, założywszy ją na służbę i po­żytek społeczeństwu należy się szczere uznanie.

-187-

Wreszcie w roku 1923 powstała w Kurytybie Szkoła Średnia Związkowa pod kierownictwem ks. T. Drapiewskiego, Werbisty, proboszcza tamtejszego, jest to szkoła jeszcze bez żadnego typu, którego w ciągu roku istnienia nie potrafiła sobie wyrobić, niema taż podstaw materjalnych, materjał zaś uczniowski był zupełnie nieprzygotowany do poziomu szkoły średniej. Niewiadome też czy szkoła wogóle potrafi się utrzymać, ale o ile jej nie zabiją wałki w łonie jej opiekunów, a już próby tego były, to może się z czasem wyrobić na lepszy zakład naukowy. W roku 1923 otworzono jedną klasę średnią. Wpisanych było 37 chłopaków. Do egzaminu dotrwało tylko 28. Z tych dwu było z Sta Cathariny a jeden z Araukaryjskiego, reszta z Kurytyby. Uczyli ks. Drapiewski, nauczyciel fachowy z kraju Stefan Szumowski, Ig. Szklar­ski i portugalskich przedmiotów prof. Modest Falarz. W 1924 roku mają być otwarte dwie klasy.
Na rok 1924 zapowiedzieli też otwarcie Konwiktu OO. Mi­sjonarze. Uczniowie mają w internacie korzystać z narodowego wychowania w duchu polskim a chodzić mają do gimnazjum biskupiego względnie innych zakładów naukowych w stolicy.
Tu tylko jeszcze na zakończenie tej notatki o próbach zało­żenia średniej szkoły polskiej w Brazylji chcę wspomnieć, ze w 1916 roku organizatorzy Związku Narodowego na Guarany projektowali tam otwarcie wyższej szkoły polskiej. Ale się skoń­czyło na projekcie.
Młodzież polskaw zakładach rządowych. Gimnazja i universytet. Wzajemność studiów między Polską o Brazylją. Wzajemność kulturalna miedzy obu krajami.
Tu jeszcze parę zdań na temat udziału naszej kolonii w szko­łach średnich i wyższych w Brazylji, a specjalnie w Paranie. Oto niestety trzeba stwierdzić, że w stosunku do naszej siły liczebnej, jaką reprezentujemy w Paranie bardzo mało młodzieży polskiej ksztaci się wyżej.
Ostatni rok wykazywał cyfry bardzo skromne. Parę pa­nienek w szkole normalnej, seminarium nauczycielskiem, kilku studentów w gimnazjum biskupiem i rządowem, razem najwyżej jakieś 30 jednostek — to i wszystko o ile idzie o szkoły średnie. W uniwersytecie jeszcze gorzej.

-188-

W 1923 roku było wszystkiego dwu studentów na dentystyce a jeden kończy prawo, trzech Po­laków było w szkole rolniczej.
Naturalnie rok każdy powiększać pewnie będzie te cyfry, ale jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia, aby ta drogą oficjalną pomnożyć liczbę naszej inteligencji z patentami. Jak do tej pory poza paru nauczycielami, kilku dentystami i jednym adwokatem lista inteligencji miejscowej polskiej kończy się na kilku księżach. A musimy się starać, aby stan naszej inteligencji miejscowej po­mnożyć jak najprędzej, inaczej zejdziemy do roli Parjasów.
Aby to móc uskutecznić, aby proces ten móc przyspieszyć, a przy tem wychować inteligencję po polsku czującą i znającą ducha polskiego, za najlepszy sposób można uważać projekt, który popierała „Kultura”, a mianowicie, aby Polska zawarła z Brazylją traktat o wzajemności studjów średnich i wyższych, dający równouprawnienie uczniom i studentom obu narodów w odnośnych zakładach szkolnych. W ten sposób możnaby umożliwić tutejszej brazylijskiej polskiej młodzieży korzystanie z zakładów nauko­wych polskich bez straty dla nich po pewnej ilości lat czasu studjów, lata te bowiem będą wtedy uznane automatycznie w Brazylji. Czas też pomyśleć, korzystając z różnych udogodnień, jakie stoją dla Polski obecnie do dyspozycji i umożliwić naszym artystom i literatom odbycia objazdów Parany i Brazylji wogóle, co im da sposobność wprowadzić do polskiej sztuki i literatury różne war­tości, jakie przyswoili Polskości już nasi koloniści swym trudem i pracą.
To co napisałem o udziale Polaków w średnich i wyższych zakładach naukowych w Paranie odnosi się niestety bodaj, jeszcze w większym stopniu do Polaków z innych stanów.
Czas więc użyć wszystkich rozporządzalnych sposobów ,aby to zło naprawić.
Dzieci polskie w Brazylii Materjał bardzo dobry, zdolny i sympatyczny. Parę uwag na len temat.
Nie można pisząc o szkolnictwie nie podkreślić przymiotów dziatwy polskiej w Brazylii, nie można nie napisać choć kilku zdań .0            jej pewnych charakterystycznych rysach i cechach, wrodzonych jej czy rozwiniętych w tym nowym kraju swobody.
-189-
 Zmienione zupełnie warunki życia, klimat naogół łagodny i miły, swoboda i wychowanie na świeżem powietrzu, większa czystość panująca na obejściach kolonistów, wszystko to razem wzięte z podświadomie odczuwaną atmosferą wolności osobistej wpływają dodatnio na dziatwę polską w Paranie. Już w 1907 roku czytamy w „Polskim Przeglądzie Emigra­cyjnym" w artykule p. Turskiego, fachowego nauczyciela, który jakiś czas uczył na św. Mateuszu następujące uwagi o dziatwie polskiej: Dzieci polskie w Paranie są od tutejszych (galicyjskich) wiejskich dzieci inteligentniejsze, zdrowsze, śmielsze, zgrabniejsze, weselsze i czystsze a także i grzeczniejsze „Dzieci tamtejsze garną się chętnie do nauki..Z przyjemnością wspominam moją dziatwę w Paranie i myślę, że tylko szkół jak najwięcej i dobrych fachowych nauczy­cieli a nie będziemy mieli potrzeby obawiać się wynarodowienia naszych rodaków w Brazylji”.
Spostrzeżenia te i tym podobne porobili wszyscy ludzie, którzy obserwowali dzieci polskie w Paranie, głosów takich jak cytowany można przytoczyć cały szereg. Kto zwiedzał szkółki polskie, już nie mówię o tych po miastach, albo na podmiejskich kolonjach, ale hen w głuszy borów głębokich, gdzie „świat za­bity deskami”, musiał zauważyć u dziatwy naszej zacytowane rysy.
Śmielsze są przedewszystkiem i o całe niebo pewniejsze siebie od dzieci w Polsce. Każde niemal z porządku dziecko, zapytane przez obcego człowieka, którego poraz pierwszy widzi, choćby to był nawet wysoki dygnitarz, odpowie śmiało na pytanie a nie zdarzyło mi się bodaj ani razu, aby jakieś dziecko deklamujące wierszyk powitalny na powiatnie konsula, kiedy zwiedzałem kolonję, zapomniało się i utknęło ze strachu w połowę. I to po­wtarzam w takiem nieraz odludziu, że aby się tam dostać trzeba było od kolei jechać dwa dni bryką czy wierzchem. Są też naogół inteligentniejsze a w każdym razie prędzej i łatwiej się rozwijają od dzieci w Europie. To stwierdzają za­równo wszyscy nauczyciele, jak i przygodni obserwatorzy.   zdrowsze, bo na to składa się  klimat  łagodny,  na ogół obfite i zdrowe pożywienie, aczkolwiek nie ulega wątpliwości, że młodzież tutejsza jest słabsza fizycznie od europejskiej.  

-190-

Są też dzieci   tutejsze   ogólnie   biorąc o wiele od europejskich   dzieci i wioskowych czystsze. Swobodne bardzo i niekrępowane są jednakże grzeczniejsze i łatwiejsze do prowadzenia, może nieco za nerwowe, ale zato wrażliwe na uwagi sobie robione. Swoboda ta i dużo ruchu na wolnym powietrzu wpływają zapewne na to że młodzież tutejsza jest nieraz nad podziw zgrabna. Zauważyć to można na kursach rytmiki, prowadzonych w Kurytybie przez panią Konsulową dr. Eug. Miszke. Trafjają się też wśród dziatwy często uzdolnienia ponad norme przeciętną, niestety z powodu tego, że rodzice żałują jednak na dalsze kształcenie się dzieci, talenty te marnieją bezpowrotnie. Trzeba jeszcze podkreślić ochotę, z jaką dziatwa chodzi do szkoły. Przedewszystkiem nieraz zdarzają się wypadki, że młodsze rodzeństwo pięcioletnie zaledwie już się doprasza u ro­dziców, aby mogło też chodzić do szkoły. A dziatwa we wieku szkolnym sama ze siebie, gdyby jej rodzice do robót w polu nie zatrzymywali, szkoły nie opuszcza? Choć nieraz musi iść przez bór ponury kilka kilometrów. (Czasem dzieci chodzą przeszło 6 km. w jedną stronę, aby tylko iść do szkoły). Materiał ludzki jest więc doskonały i nie ulega wątpliwości, że typ Polaka nowego, chowanego w Nowym Świecie nie jeden ciekawy rys dodałby do naszego charakteru narodowego.
Kwestja analfabetyzmu wśród Polaków w Paranie. Gdzie się rozwija najwięcej? Czy dużo i gdzie potrzeba jeszcze szkół.
Na podstawie kwestjonarjuszy i zabiegów statystycznych, robionych w ramach i środkami naszej kolonji polskiej w Brazylji, trudno jest dać w odpowiedniej tabeli dokładne dane, od­noszące się do całej kolonji, odnośnie do procentu dziatwy pol­skiej, nieuczęszczającej do szkoły polskiej i do szkoły wogóle. Informacje bowiem, dostarczane przez działaczy miejscowych, a nawet zbierane na miejscu, są bardzo niedokładne i zaiste na­wet przybliżonego obrazu istotnego stanu kwestji analfabetyzmu wśród Polaków nie mogą dać.

-191-

W każdym razie wiadomo, że szkół polskich jest zamało, że jest ich zamało specjalnie na kolonjach nowszych, rozleglejszych, tam, gdzie przestrzenie są większe, tam wreszcie, gdzie koloniści są bardziej po lasach rozprószeni. Wiadomo też, że szkół rządowych jest również zamało, że są całe połacie kraju, gdzie ich niema prawie wcale i że z tej strony pomocy w walce z analfabetyzmem nie mamy się co spodziewać. Może bowiem nawet, jak twierdzą niektórzy znawcy stosunków, odpowiednie czynniki wolą mieć do czynienia z kolonistą ciemnym, aniżeli uświadomionym, znającym swe prawa i umiejącym ich bronić.
Że jest ich zamało, na to wskazuje przedewszystkiem cyfra ogólnej frekwencji dzieci do szkół polskich wszystkich zorganizo­wanych i dzikich, która wyraża się sumą 6 tysięcy głów. Jeśli przyjmiemy liczbę Polaków w Brazylii Połudn. na mniej więcej, 180 tysięcy, to zobaczymy, że ogromny procent dzieci w wieku szkolnym nie uczęszcza do szkoły polskiej. Jeśli przyjmiemy, że do szkoły rządowej rnoże uczęszczać wogóle maksymalnie 1000 dzieci, licząc w tę cyfrę i te, co do jakichś obconarodowych szkół uczęszczają, to stwierdzimy z przykrości, że procent dzieci pol­skich wogóle do szkół nie uczęszczających, a więc mnożących liczbę analfabetów, jest jednakże zatrważająca. Że nam w tej smutnej sytuacji nic nie pomoże, jak to już zaznaczyłem, rząd brazylijski, a w każdym razie, że nam me po­może obecnie, tj. w okresie najbliższym, na to znajdujemy szereg przykładów i dowodów ze statystyki okolic zamieszkałych przez Polaków. Weźmy np. statystykę urzędową, odnoszącą się do 7-miu kolonij rządowych, niewyemancypowanych jeszcze w Pa­ranie, a mianowicie Vera Guarany, Ivahy, Apucarana, Ubasinho (obecnie Candido de Abreu). Yapó, Senador Correia i Cruz. Machado, statystykę z roku 1922. Oto w tych siedmiu koloniach było ludności wiejskiej i miejskiej 21.510 dusz, w tem „Polacos”a więc Polaków i Rusinów, 15.386 dusz, czyli 70% ludności. Wśród tej ludności funkcjonowało 26 szkół, z tego 11 federal­nych, 6 stanowych i 9 prywatnych. Zapisanych było do tych szkół 1126 dzieci, a uczęszczało średnio 740 dzieci. I to do 17 szkół rządowych było zapisanych 760 dzeieci, a frekwentowało 383 dzieci, czyli 50%, średnio na szkołę uczęszczało 22 dzieci, a do 9 szkół prywatnych było zapisanych 366 dzieci, a frekwen­towało 257 dzieci, czyli blisko 70%, a średnio na szkołę wypadało 27 dzieci.

-192-

Widać z tego, że i średnia na szkolę dzieci frekwentujących była większą i stosunek uczęszczających do zapisa­nych korzystniejszy w szkołach prywatnych. Ale ogólne cyfry są bardzo smutne, jeśli się zważy, że liczba dzieci w wieku szkoinym od 6 do  14 lat "wynosiła na tych koloniach wedle obliczeń tego samego urzędu 5355 głów.  Wyrażenie smutne jest tu nawet
chyba za słabe, cyfry są wprost tragiczne. 75% dzieci w wieku szkolnym jest do szkoły wogóle nie zapisanych. A niestety, w tem 70% dzieci polskich i ruskich. Tu trzeba dodać, że funkcjono­wanie szkół prywatnych na koloniach niewyemancypowanydh jest bardzo utrudnione, wymagania rządu bardzo surowe, inspekcja przesadna, tak, że ludność jest zdana na szkoły rządowe, a te, jak widzimy (potrąciwszy parę procent na szkoły prywatne funk­cjonujące), pozostawiają 80% dzieci na pastwę analfabetyzmu. Albo przykład inny. Weźmy kolonię Rio CIaro wraz z dwo­ma stacjami kolejowemi M. Mallet i Dorizon, a znajdziemy tam wszystkiego na olbrzymie to skupienie jedną jedyną szkołę rządo­wą w M. Mallet, notabene posiadającą do ostatniego roku fan­tastycznego wprost nauczyciela. Reszta to szkoły prywatne, któ­rym władze utrudniają funkcjonowanie, ale coby było, gdyby one swe podwoje zamknęły?!
A teraz weźmy naprzyklad olbrzymią kolonję Erechim w stanie Rio Grande do Sul. W kolonji tej rozległej na 15 szkółek polskich istnieje w tej okolicy zaledwie 4 szkółki rządowe i to wszystko przy stacjach kolejowych i po miasteczkach. Lud­ność kolonii zdana na własne siły w walce z analfabetyzmem.
Przytoczone powyżej cyfry i przykłady ogólne, charakte­ryzujące stosunek władz do kwestji analfabetyzmu, mówią tu o praktycznym stosunku, nie o teoretycznem gadaniu, pełnem entuzjazmu i frazesów, stwierdzają, że szkół potrzebujemy jeszcze niemało, aby móc choć w części odpowiedzieć misji oświecenia szerokich mas ludności. Że szkół polskich jest jeszcze brak olbrzy­mi, że bez walki niepotrzebnej między organizacjami o szkoły istniejące jest jeszcze nieograniczone wprost pole do zakładania szkół po koloniach nowych, po lasach, zobaczymy to jeszcze z innych przykładów, Ot weźmy takie Araukaryjskie. jest tam stosunkowo sporo towarzystw i szkółek, w niektórych punktach nawet za wiele. Jeśli odliczymy Thomaz Coelho od municypium, to w reszcie municypium, gdzie liczba dzieci w wieku szkolnym dochodzi zapewne od 700 do 800 głów, a może nawet przechodzi tę cyfrę, a na to do 11 szkółek polskich uczęszcza 288 dzieci, to jest w najlepszym razie 40% ogólnej liczby, a dodawszy do tego liczbę dzieci chodzących do szkół rządowych w liczbie 100, to i tak ledwie otrzymamy połowę dzieci uczęszczających do szkoły z ogólnej liczby dzieci.

-193-

W municypium S. Jose dos Pinhaes w obrębie parafji Muricy na kolonjach leśnych 60%o dzieci, nie uczęszcza zupełnie do szkoły z powodu jej nieistnienia. To samo odnosi się do wszystkich nowszych kolonii, zwłaszcza two­rzonych spontanicznie.
Nie lepiej jest w Sta Catharinie. Na olbrzymiej kolonji Lucena do sześciu szkółek polskich tam istniejących uczęszczało w 1923 roku 309 dzieci, a ilość dzieci w wieku szkolnym prze­chodzi tę cyfrę lilkakrotnie.
Gorzej jest jeszcze na takiej kolonji Erechim, gdzie ilość dzieci w wieku szkolnym przechodzi napewno 4000 głów, a do szkółek polskich, licho notabene funkcjonujących, uczęszcza za­ledwie 378 dzieci.
Jak więc widać z tego, co powyżej napisałem, cyfry wprost wołają o więcej szkół, o wzmocnienie szkółek istniejących, zwłasz­cza po kolonjach młodych i samorzutnie zakładanych po lasach, jak się z tego też Czytelnik przekona, są to tereny, gdzie ze względów technicznych możliwe jest funkcjonowanie tylko szkó­łek świeckich. Siostry bowiem w takich odludziach pozbawione kościoła ani pracować, ani wprost przebywać nie mogą, a centrali­zacja jest niemożliwa ze względu na odległości od centrum kolonji, od szkoły istniejącej przy kościele, o ile taki wogóle w danej kolonji istnieje. Pracy więc jest wprost nad siły.   Liczba szkół istniejących, o       ileby one podwoiły  swą  frekwencję, jeszcze musiałaby być pomnożona w dwójnasób, jeśli walka z analfabetyzmem ma wy­dać rezultaty.  Trzeba wiec niemało energji aby z jednej strony
wytłómaczyć koloniście potrzebę i konieczność większych ofiar na rzecz szkolnictwa, pilniejszego posyłania dziatwy do szkół, gdzie one już funkcjonują, a zakładania dalej nowych tam, gdzie ich brak daje się odczuwać. Inaczej zaleje nasze kolonie w Brazylji fala  analfabetyzmu, w której utoną one,  zamieniając  się w skupienie „białych niewolników”, nieświadomych praw swoich
i   nie umiejących ich dochodzić, pracujących jedynie na drugich.

-194-

Na pomoc rządu, o ile chodzi o prywatne szkolnictwo, jak widzimy nie mamy co liczyć. Na kolonjach rządowych, niewyemancypowanych, jest też najgorzej, bo 75% dzieci nie chodzi do szkoły wogóle. Musimy też pamiętać, że przedewszystkiem po lasach po­trzeba szkół, aczkolwiek i podmiejskie okolice i stare, kolonje dużo pod tym względem pozostawiają do życzenia. Kolonja polska w Brazylji ma przed sobą ciężkie zadanie, musi bowiem frekwen­cję dzieci podnieść od 3—4 razy, a liczbę szkół pomnożyć w dwój­nasób. Pracy jest więc dla wszystkich dosyć.

-195-

                          Ilość szkół                                Ilość dzieci
Nazwa Powiatu                Kultury      Oświaty     Dzikie     Razem    Dz.Polskie   Dz. Obce        Il. Naucz.        Uwagi
Kurytyba
1
6
1
8
808
-
19

Araucaria
6
7
-
13
424
5
14

S.Jose dos Pinhaes
-
3
1
4
180
4
4
1 niecz.
Tamandare
-
1
-
1
76
-
1

Campo Largo
1
1
-
2
81
-
2

Lapa
-
2
-
2
111
-
2

Rio Negro
-
1
-
1
-
-
-
Nieczynna
Palmeira
3
1
-
4
162
16
4
1 niecz.
Sao Matheus
1
4
1
6
393
48
9

Ponra Grossa
2
-
1
3
113
2
4

Castro
2
-
1
3
63
10
2
1 niecz.
Entre Rios
1
-
-
1
23
-
1

Iraty
1
-
2
3
112
-
3

Marumby
2
-
-
2
54
-
2

Mar. Mallet
8
3
2
13
533
12
17

Uniao da Victoria
5
1
-
6
224
-
6
1 niecz.
Prudentopolis
1
1
1
3
162
63
6

Ipiranga
1
1
-
2
45
-
1
1 niecz.
Reserva
1
-
-
1
59
-
1

Guarapuava
-
-
1
1
-
-
-
Nieczynna
Razem-Parana
36
32
11
79
3623
160
88


Canoinhas
1
1
-
2
85
36
2

Sao Bento
-
1
-
1
25
-
1

Campo Alegre
-
1
-
1
45
-
1

Itayopolis
-
6
-
6
280
-
8

Blumenau
-
2
4
6
158
8
6

Grao Para
-
-
1
-
-
-
-
Nieczynna
Razem S.C.
1
11
5
17
593
44
18


Erechim
15
-
-
15
373
-
13
2 niecz.
Ijuhy
-
-
2
2
104
-
2

Santo Angelo
3
5
8
16
683
11
17

Guapore
-
-
3
3
93
27
3

Porto Alegre
3
-
-
3
142
-
3

Camaquam
-
-
1
1
23
-
1

Rio Grande
1
-
-
1
50
-
1

Encruzilhada
-
1
6
7
264
-
7

Razem w RG.
22
9
22
48
1737
38
47


Rio de Janeiro
1
-
-
1
40
-
1

W całej Brazylji
60
49
36
144
5993
242
153




-196-197-198-199-

Nenhum comentário:

Postar um comentário