terça-feira, 14 de setembro de 2010

Osadnictwo. Gluchowski. Czesc 2.

-20-

Nowo Bassano 180 rodzin, Capoeiras 100 rodzin, Monte Veneto 30 rodzin, Nova Roma 60 ro­dzin, położone na północny zachód od Porto Alegre, na północ od niemieckiej kolonji S. Leopoldo. W tejże samej okolicy Antonio Prado 200 rodzin, Caxias, S. Marcos 600, rodzin, S. Antonio de Patrulha 200 rodzin, a jeszcze dalej na północ w municypjum Guapore kolonje S. Luiz de Casca, Bento Góncalves i Ernesto AIvez 150 rodzin. Razem około 12.000 dusz, tj. mniejwiccej 2.500 rodzin. Dziś już z tej wielkiej gromady tylko niedobitki tam pozostały. Przewaga niedługo po osiedleniu, kiedy ustała pomoc rządu, rozpierzchła się po kraju, z samego S. Marcos uciekło 400 rodzin, a reszta później poszła dalej na północ, zasiedlając Guarany, Erechim itp.
Z tego samego roku datuje się wielka kolonja S. Feliciano, położona na południowy zachód od Porto Alegre w municypjum Encruzilhada, Marianna Pimentel pomiędzy Porto Alegre a S. Feliciano i położone tuż obok Barao do Triumpho. Razem rów­nież około.. 1000 rodzin, z czego na S. Feliciano 600 rodzin, na M. Pimentel 300 rodzin,reszta na ostatniej.
Temu napływowi ludu zawdzięcza też swe powstanie Ja­guary 100 rodzin, na zachód od Sta Maria, Ijuhy 600 rodzin, na północny zachód od Cruz Alta i jeszcze dalej za nią w stronę rzeki Uruguay położona kolonja Guarany, zapoczątkowana w latach wielkiej imigracji przez 500 rodzin.. Na Ijuhy i Guarany należy zanotować ciekawy szczegój, że na łych to kolonjach po­jawili się też Niemcy ewangelicy z Królestwa Polskiego, z których część uważa się za Polaków, biorąc nawet pewien udział w życiu polskiem.
Z tego okresu pochodzą niemal wszyscy Polacy zamieszkali w S. Paulo. W samem mieście osiadło wtedy przeszło tysiąc rodzin, powstały kolonje Sao Bernardo 300 rodzin, Pariquerassu 200 rodzin, inne drobne kolonje około 200 rodzin, nie licząc tysięcy, które się rozsiały po plantacjach kawowych.
W tym też czasie powstały osady polskie w Minas Geraes na kolonji João Pinheiro, w Stanie Espirito Santo itp. W tym to stanie jeszcze w 1902 roku na kolonji Bahu Tembore było 200 rodzin polskich, z czasów wielkiej gorączki brazylijskiej pocho­dzących. W tym bowiem okresie najgorzej się nasz. lud roz­proszył.
-21-

Gorączka, trwałaby zapewne dłużej i jeszcze gorsze przy­brałaby rozmiary, gdyby w 1893 roku nie wybuchła w Rio Grande rewolucja federalistyczna, która ciągnąc się przez przeszło rok i obejmując trzy najbardziej dopływem polskich emigrantów zainteresowane stany południowe Brazylji, wpłynęła poważnie na zahamowanie propagandy zagranicą. Fala ludu polskiego z Kongresówki, wezbrana nagle, wylewająca się przez dwa lata szeroko, opada również nagle a około roku 1895 ginie niemal zupełnie. Klimaks naszej emigracji do Brazylji mija. Nigdy już nie osiągnie ona ani tego natężenia, ani tej liczebności. Osłabiony ruch nigdy się do tej miary nie ożywi.
Trzeci okres. Wychodźctwo z Galicji Wschodniej. Rusini.
Wchodzimy w trzeci okres kolonizacyjny. Począwszy od 1896 roku dopływ Polaków poczyna maleć. Jadą jeszcze pojedyn­cze rodziny z Królestwa Polskiego, ale nie pojawiają się zupełnie Polacy z zaboru pruskiego. Emigracja idzie niemal wyłącznie z Galicji Wschodniej. W części też tylko są to Polacy, lwią część natomiast elementu napływowego stanowią Rusini, wy­stępujący w tym okresie poraz pierwszy na widownię.
W 1895 roku powstaje municypalna kolonja pod Porto Uniao, Alberto de Abreu, 350 dusz, w roku następnym osadza rząd 2500 dusz na kolonji Agua Amarella, później nazwanej Antonio Olyntho, w tem 60% Rusinów, reszta Polacy z Galicji Wschodniej. W tym czasie przybywa około 200 rodzin ruskich na Lucenę na kolonję Iracemę, kończy się też kolonizacja Rio Claro, okolice M. Mallet i Dorizon, gdzie osiada około 1000 rodzin w tem 70% Rusinów.
W roku 1896 rozpoczyna rząd kolonizację największej ko­lonji w Paranie, Prudentopolis, na której w ciągu kilku lat osa­dzono około 10.000 dusz w tem 70% Rusinów. Z tej epoki pochodzą też kolonje ruskie w Pirandzie koło stacji Guajuvira za Araukarją, 50 rodzin, i Jangada na południowy zachód od Porto Uniao da Victoria, 100 rodzin, w tem 20 polskich, reszta ruskich. Na te lata przypada też zakończona zupełnem niepowo­dzeniem zakrojona na wielką skalę kolonja Santos - Andrade, zwana także pospolicie Castelhano.   Kolonja ta założona w municypium S.J. dos Pinhaes na zachód od miasteczka tej nazwy w górach nadmorskich w roku 1896 z powodu nadmiernych opadów atmosferycznych i niezdrowego a gorącego klimatu została po pewnycm czasie zupełnie przez osadników przeważnie przez Rusinów opuszczona.
-22-

Osadnicy jużto rozpłynęli się po miastach, jużto osiedli w okolicach niezbyt odległych od kolonji, ale już położonych na zdrowym płaskowyżu paraskim. W tych latach polski ruch kolonizacyjny w innych stanach poza kompletowaniem i zapełnianiem porozpoczynanych przedtem osad nie zaznaczył się żadnym faktem bardziej znamiennym.
Około końca wieku ubiegłego przypływ wychodźców znowu niemal ustaje, tracąc wszelkie cechy żywiołowości. Poza stałym dopływem emigrantów spontanicznych, jadących na własne ry­zyko, których liczba nie przekracza w tych trzech stanach ilością jakichś 1000 dusz rocznie, ruchu większego nie widać.
Natomiast w tym właśnie czasie zaznacza się znaczniejszy przypływ inteligencji. Między rokiem 1896 a 1903 poza kilku przygodnymi delegatami i obserwatorami do których zaliczyć na­leży także i Romana Dmowskiego, przybywa na stałe do Parany szereg ludzi, których milczeniem pominąć nie można, pobyt ich bowiem i praca na tutejszym gruncie nie przeszła bez śladu, a nieraz nawet silne na życiu kolonji wywarła piętno. Wymienię tylko parę nazwisk: Józef Okołowicz, nieodżałowanej dla Polski pamięci najlepszy znawca spraw emigracyjno - osadniczych, Dr. Stan. Kłobukowski, jeden z. pjonerów idei „Nowej Polski”, Ja­nina Kraków, S. Suchorski, Leon Bielecki, Kazimierz Warchałowski, to ci najważniejsi, ci których nazwę działaczami, a potem długi szereg innych, którzy jako nauczyciele, jak Kurcjusz, jako kupcy czy rolnicy zapełnili poraz pierwszy ten brak zasadniczy, który od początku naszego istniał osadnictwa, kiedy to przez pierwszych lat 20 przeszło oprócz zacnego Saporskiego kolonja, ani jednego nie miała świeckiego inteligenta.
Ostatni okres kolonizacyjny. Budowa kolei S. Paulo Rio Grande. „Gorączka brazylijska" na Chełmszczyźnie. Wojna przerywa dopływ emigracji.
Zastój, jaki pod koniec 19 wieku zapanował w kolonizacji Parany i południowej Brazylji wogóle, przerywa rok 1907.  Rząd federalny   Brazylji  pod  prezydentem  Affonso   Penna wznawia politykę  kolonizacyjną  na  szerszą  skalę.  
-23-
 Kompanja   budująca kolej S. Paulo — Rio Grande do Sul, przecinającą niemal całą Parane,   rozpoczyna   na   własną   rękę   propagandę w Europie. W Galicji pojawia się agent firmy, słynny hr. Le Hon. Lud poczyna znowu silniej ciągnąć do Brazylji. Z tego okresu pochodzą kolonje: Ivahy, pierwotnie zwana Miguel Calmon, polsko - ruska, z przewagą Rusinów, założona w 1907 roku; Jesuino Mar-condes, mała kolonijka, położona na południowy zachód od Prudentopolis, niemal wyłącznie ruska; dalej kolonja Senador Correia, składająca się z trzech podkolonij, Barra d'Areia, ruska, tylko kilka rodzin polskich z Galicji Wschodniej, zupełnie zresztą zniszczonych, Herval, polsko - ruska z przewagą Polaków, mała kolonijka, i największa czysto niemal polska Hervalsinho.
Dalej w roku 1908 pochodzi kolonja Itapara, leżąca na południe od Prudentopolis, w trzech czwartych ruska; kolonja Goncalves Junior, zwana obecnie Iraty, położona o 16 km. od stacji i miasteczka tego nazwiska, polsko ruska z przewagą Ru­sinów. Oryginalnymi kolonistami byli tu Holendrzy i Niemcy, z których pierwsi uciekli zupełnie a Niemcy w znacznej mierze; Tayo, mała kolonijka polska koło Ipyrangi między Ponta Grossa a Ivahy. W tym roku powstaje też pierwsza od dawna kolonja stanowa Affonsa Penna, założona na stepach koło miasteczka S. Jose dos Pinhaes o 12 km. od Kurytyby. Są tam sami Polacy z Królestwa Polskiego, bez Rusinów. W tym to czasie cześć nowoprzybyłych idzie do budowy kolei.
W roku 1910 powstaje kolonja Vera Guarany, zwana po­czątkowo Candido de Abreu. Kolonja ta jest niejako ciągiem dalszym Rio Claro, do której przylega. Ciągnie się pozatem od rzeki Iguassu aż niemal do stacji Paulo Frontin przy kolei S. Paulo -Rio Grande na południe od M. Mallet. Dyrektorem jej był Saporski. W tym też okresie rozpoczyna rząd przygoto­wywać loty na największej co do rozmiarów kolonji federalnej w Paranie, Cruz Machado, położonej za górami Serra da Espe-ranca miedzy rzekami Palmital, Rio de Areia i Iguassu.
W tym też czasie Kompanja kolejowa zakłada szereg ko­lonji na gruntach kolejowych. Są to: Nowa Galicia i Legru, leżąca na  południe od Porto  Uniada Victoria, oraz Rio  das Antas,leżące już na terenie t. zw. „contestado". („Contestado" był to teren sporny między Paraną a Sta Cathariną.
-24-

Spór długi, miał swój krwawy okres w walkach „fanatyków". „Fanatycy", byli to leśni kabokle, rozagitowani przez „proroka” Jose Maria). Ta ostatnia została zniszczona przez „fanatyków” podczas walk na terenie spornym między Paraną i Sta Cathariną, przyczem kilku kolonistów postradało życie. Kolej przeniosła tych, którzy pragnęli pozostać na ziemi do Parany, opodal od stacji Reboucas, koło Iraty. Na tych kolonjach osiadają Polacy z Królestwa Pol­skiego i Polacy oraz Rusini z Galicji Wschodniej. Nadchodzi ostatnia „gorączka brazylijska", która objęta ziemie polskie. Tym razem wszczyna ją rząd brazylijski przy pomocy Polaków. Proboszcz z Araukarji, ks. Anusz, M. Pan-kiewicz, J. Jahołkowska poruszają ludność polską na Chełmszczyźnie, w Siedleckiem oraz Lubelskiem. Rusza raz jeszcze lud polski za morze, osiadając na wspomnianych już wyżej ko­lonjach, głównie zaś na sm,utnej pamięci Cruz Machado. Powta­rza się tu na małą skalę historja „wielkiej emigracji". Napływ kolonistów jest za duży. Administracja nieprzygotowana, działki niepomierzone, baraki marne, to też dziatwa przedewszystkiem a także i dorośli zaludniają cmentarz, wyludnionego już dziś niemal zupełnie „1-go Sede” - osiedla Cruz Machado. Wtedy też to w 1911 roku powstaje na północ od dawnej francuskiej kolonji Theresiny na północny zachód od Ivahy czysto polska kolonja Apucarana, oraz na zachód od Castro, mieszana polsko-rusko - niemiecka kolonja Yapó. Dwa lata 1911 i 1912 płynie fala silnie wezbrana. Zwolna jednakże poczyna wracać do nor­malnego koryta i kiedy zawierucha światowej wojny przerywa drogę na drugą półkulę, dopływ emigrantów do Brazylji jest już zupełnie słaby.  Ostatni okres zaznaczył się bardzo słabo w Sta Catharinie. Nieliczne jednostki tylko z pośród Polaków zabłąkały się na naj­nowsze kolonje federalne Esteves Jr. i Annitapolis.
Natomiast ostatnia fala ludu z Chełmszczyzny wylała się obficie w Rio Grande do Sul. Oprócz pewnej ilości Polaków, która osiadła na Guarany; tysiące zapełniły nową kolonjc w pół­nocnej części stanu, Erechim, dziś jedno z największych-skupień polskich w Brazylji.

-25-

Jak to widać z załączonych zestawień .opartych na sprawozdaniach urzędowych brazylijskich oraz danych prywatnych znawców, jak np. Pana Ed. S. Saporskiego, notatek różnych działaczy, pism polskich i prac z tej dziedziny, w pierwszym okre­sie emigracji polskiej do Brazylji po roku 1889 przybyło 8080 dusz z czego do Parany 7.030, do Sta Cathariny 750 dusz, do Rio Grande do Sul 300 dusz, do innych stanów około 500 dusz. Drugi okres, obejmujący „wielką emigrację” dał Paranie 14.286 dusz, okrągło licząc 15.000 dusz, Sta Catharinie 5.000 dusz, Rio Grande do Sul 25.000 dusz, S. Paulo 13.500 dusz, innym stanom 5.000 dusz. Razem okrągło licząc 63.000 dusz.. W trzecim okresie po rok 1900 przybyło do Parany 6000 dusz, do innych stanów 500 dusz polskich. Rusinów zaś przybyło w tym czasie razem 17.545 dusz, niemal wyłącznie do Parany. Czwarty i ostatni okres po roku 1914 przyniósł Paranie 14.730 dusz, Sta Catharinie 1000 dusz, Rio Grandę do Sul 7000, innym stanom 2000 dusz.   Rusinów zaś przybyło w tym czasie 14.550. Wogóle przybyło do Parany Polaków 42.046 dusz, okrągło licząc 43.000 dusz, do Sta Cathariny 6.750 dusz, do Rio Grandę do Sul 32.300 dusz, do S. Paulo i innych stanów 21.500 dusz. Wojna światowa położyła kres imigracji. Na niej też jest kres dziejów naszej kolonizacji w Brazylji, bo chociaż po powrocie da mniej więcej normalnych stosunków, Brazylja a z nią i Parana zaczynają kontynuować kolonizację, Polacy w niej niemal, że udziału nie biorą.  Trafi się tu i ówdzie wśród idących na Cruz Machado czy Yapó Niemców jakiś za­błąkany Polak z Westfalji czy Górnego Śląska, poczynają już przybywać też i z Polski "Polacy czy Rusini, ale są to jednostki, o których poza'wzmianką kronikarską nic powiedzieć nie można. Ruch większy nie istnieje zupełnie. Co przyniesie jutro, zobaczymy.
Ten krótki szkic, obrazujący możliwie dokładnie rozwój na­szej kolonizacji na terenie Brazylji, pozwolę sobie zakończyć kilku uwagami natury ogólnej.
Jaką rolę odegrali w ruchu Polacy? O ile społeczeństwo polskie spełniło swój obowiązek w stosunku do twórczej idei osad­niczej i do kolonji polskiej tutaj?
Niewola polityczna, a w większej jeszcze mierze niedola ekonomiczna zmuszała całe masy ludu naszego do wychodźtwa.
-26-
Na ten podatny grunt pkdała propaganda różnych agentów i szedł chłop czy robotnik polsld za ocean do tej zaczarowanej Brazylji,którą jak głosili agenci — „Matka Boska darowała Papie­żowi dla Polaków”, szedł po ziemię, której tam mu brakowało, uciekał za morze, aby nie pójść na tę emigrację, „z której się niewraca”, jak powiedział słusznie Stanisław Szczepanowski, to jest nie umrzeć.
I dzięki temu mamy też i w Brazylji kolonję polską. Brazylja potrzebowała osadnika, któryby trzebił jej puszcze, uprawiał pola, budował drogi i koleje, chłop zaś nasz szukał w świecie szczęścia i dobrobytu. Jakaż w tem wszystkiem była jednak rola nasza własna? Odpowiedzieć można krótko: „Dość przypadkowa”. Ze w Paranie mamy Polaków, że tu się skupiła lwia część naszych emigrantów, że teren ten najpodatniejszy dla naszej ko­lonizacji zajęliśmy, to zasługa Saporskieso. Że na nielicznych dziesiątkach rodzin, ideowo na ten teren ściągniętych przez niego, nie skończyło się, że przybył tu także nasz lud z Galicji, to spra­wił inny Polak, Eugenjusz Bendaszewski, którego propaganda, czysto zresztą handlowa, pchnęła najlepszego pioniera, Mazura z pod Gorlic, do Parany.   
To było w pierwszym okresie. Działały jednostki, naród się tem wszystkiem nie interesował, rzec można, zupełnie. Przyszła „gorączka brazylijska”. Runął w świat tłumnie lud nasz. Sfery wpływowe, ziemiańskie, których folwarki po­częły pustoszeć od fornali, postanowiły działać. Posypały się delegacje. Siemiradzki, Kłobukowski, Hempel, Łaźniewski, ks. Chełmicki, Dygasiński i inni zawitali kolejno do Brazylji. Zda­wało się, że spontaniczny ten ruch, kiedy mu się tylu przyjrzy lu­dzi, znajdzie w Polsce zrozumienie, znajdzie poza sprawozdaw­cami kierowników, że żywiołowa siła chłopa - pjoniera zostanie obrócona na pożytek narodu. Tymczasem skończyło się na litera­turze. Wysiłki grona ludzi dalej patrzących, zrzeszonych w lwowskiem Tow. Handlowo - Geograficznym, którzy chcieli sprawę postawić na twórczej, aktywnej platformie, którzy marzyli o wy­zyskaniu tego ruchu dla narodu, spełzły niestety na niczem.
I tylko polski chłop, mimo tej całej powodzi atramentu i nie wiedząc wprost o niej, robił swoje, jak umiał, podbijał tereny, szedł ławą sam, własnej podświadomej zdany inicjatywie. Tak.
-27- 28-

Niestety, tak! Za wyjątkiem daremnych i słabych wysiłków jed­nostek w pierwszych okresach, za wyjątkiem spóźnionych już prób innej grupy działaczy tuż przed wojną — planowej akcji nie było. Zamykając ten przykrótki może kronikarski opis dziejów na­szej kolonizacji w Brazylji, pragnę podkreślić, że mowa tu tylko o dopływie z Polski, zaś obraz kolonizacji wtórnej, prowadzonej spontanicznie przez przybyłych kolonistów, ich synów i wnuków, a będących jednym więcej dowodem, jak to jedynie chłop nasz, kolonista, spełnił swą misję na gruncie brazylijskim, pozostawiam do drugiego rozdziału. (Załączona tabela z odpowiedniem obja­śnieniem  zestawia ogólną cyfrę  Polaków, przybyłych  do   Brazylji.
Niech ten rzut oka na to, co było, posłuży jednak, aby ci, co jutro się będą tem zagadnieniem zajmować, zrozumieli, gdzie była ta słaba strona, która nie dała nam wyzyskać owoców zwy­cięskiego boju naszego chłopa.
TABELA
DOPŁYWU KOLONISTÓW POLSKICH DO BRAZYLJI.
Rok zał.
Nazwa kolonji
Stan
Skąd
Polacy
Rusini
1971
Polarzinho
Parana
Górny Śląsk
164
-
1871
Sandweg-Indayal
Sta Catharina
Prusy Zach.
500
-
1873
Abranchez
Parana
Prusy Zach.
258
-
1875
Sta Candida
Parana
Górny Śląsk
274
-
1875
Orleans
Parana
Prusy Zach.
330
-
1875
Santo Inacio
Parana
Pr.Z i Górny Sląsk
390
-
1875
Dom Pedro
Parana
Prusy Zachodnie
120
-
1875
Dona Augusta
Parana
Prusy Zachodnie
180
-
1875
Rivierre
Parana
Prusy Zachodnie
485
-
1875
Lamenha
Parana
Pr. Z. Galicja Z.
700
-
1875
Thomaz Coelho
Parana
Pr. Z. Galicja Z.
1375
-
1878
Muricy, Zacharias Inscpector Carvalho
Parana
Prusy Zachodnie Górny Śląsk
550
-
1878
Moema
Parana
Galicja Zachodnia
84
-
1881
Rio Vermelho
Sta Catharina
Prusy Zachodnie
250
-
1884
Santa Clara
Sta Catharina



1884
Santa Leopoldina
Parana
Galicja Zachodnia
220
-
1886
Antonio Prado
Parana
Galicja Zachodnia
220
-
1886
Santo Venancio
Parana
Galicja Zachodnia
150
-
1886
Presidente Faria
Parana
Galicja Zachodnia
60
-
1886
Alice, Cristina
Parana
Galicja
345
-
1886
Barao do Taunay
Parana
Galicja
255
-
1886
Santa Gabriela
Parana
Galicja Z. i Pr. Z.
200
-
1886
Santa Barabara Santa Tereza
Rio Gr. Do Sul
Prusy Zachodnie
300
-
1887
Imbuial
Parana

170
-
Do 1889

Różne stany
Polacy rozproszeni
500
-
Razem



8080

Do chwili, kiedy w grudniu 1889 roku przybywa do Rio de Janeiro pierwszy statek z emigrantami z             Polski, ofiarami „go­rączki brazylijskiej”, przybyło do Brazylji      8080 dusz.

Rok założ.
Miejscowość
Stan
Skąd
Polacy
Rusini
1890
Santa Barbara
Parana
Królestwo Polskie
600
-
1890
Cantagallo
140

1893
Rio dos Patos
600
-
1893
Agua Branca
685
-
1893
Eufrosina
1475
-
1893
Rio Claro
3475
-
1893
San Matheus
1225
-
1891
Augusta Victoria
120
-
1891
Lucena
1488
-
1892
Euridice
23
-
1892
Taquary
125
-
1892
Rio Verde
78
-
1892
Butuquara
73
-
1892
Itaiococa
48
-
1892
Guarauna
140
-
1892
Adelaida
29
-
1892
Floresta
320
-
1892
General Carneiro
320
-
1892
Antonio Candido
545
-
1891-1894
Po całej Paranie

3000
-
1891-1829
Rio Vermelho
Santa Catharina
800
-
1891-1982
Massaranduba
Santa Catharina
1200



-29-

Rok zało.
Nazwa kolonji
Stan
Polacy - Skąd
Polacy
Rusini
1892
Grao Para
Sta Catharina
Królestwo Polskie
1000
-
1890-1894
Rozproszeni po cał.
stanie
2000
-
1894
Alfredo Chaves
Rio Grande
800
-
Nova Virginha
Rio Grande
500
-
Nova Bassano
Rio Grande
900
-
Monte Veneto
Rio Grande
200
-
Nova Roma
Rio Grande
300
-
Okolice
Rio Grande
300
-
Antonio Prado
Rio Grande
1000
-
San Marcos
Rio Grande
3000
-
S. Ant. da Patrulha
Rio Grande
1000
-
S. Luiz da Casca
Rio Grande
1000
-
Bento Goncalves
Rio Grande
1000
-
Ernesto Alves
Rio Grande
1000
-
Rozproszeni w tych
okolicach
1000
-
San Feliciasno
Rio Grande
3000
-
Mariana Pimentel
Rio Grande
1500
-
W tych okolicach
rozproszeni
500
-
Miasta Porto Alegre
i Rio Grande
1000
-
Jaguary
Rio Grande
3000
-
Ijuhy
Rio Grande
3000
-
Guarany
Rio Grande
2500
-
Rozproszeni po cał.
Rio Grande
500
-
Miasto San Paulo
S.Paulo
5000
-
San Bernardo
S.Paulo
1500
-
Periquerassu
s.Paulo
1000
-
Rozpr. Po kolon.
San Paulo
1000
-
Na plantacjach
kawy
5000
-
W innych stanach
Brazylji
5000
-
Razem


62.786

W dr”ugim okresie podczas „gorączki brazylijksiej przybyło do Brazylji okrągło licząc 63 tysiące głów naszego ludu, z czego na Parane wypada  15 tysięcy, na Sta Catharinę 5 tysięcy,
-30-
 na Rio Grande do Sul 25 tysięcy, S. Paulo 13 i pół tysiąca, zaś na inne stany około 5 tysięcy. Naturalnie cyfry te są tylko anroksymatywne, ale w każdym razie można je raczęj powiększyć niż zmniejszyć, zwłaszcza o ile idzie o tzw. „rozproszonych”
Rok założ.
Nazwa kolonji
Stan
Skąd
Polacy
Rusini
1895-1896
Alberto de Abreu
Parana
Gal. Wsch.
150
200
1895-1896
Antonio Olyntho
Parana
Gal. Wsch.
1000
1815
1896
Lucena-Iracema
Parana
Gal. Wsch.
-
1000
1896
Rio Claro
Parana
Gal. Wsch.
750
2630
1896
Prudentopolis
Parana
Gal. Wsch.
2500
7500
1896
Ipiranga
Parana
Gal. Wsch.
100
500
1896
Santo Andrade
Parana
Gal. Wsch.
200
1000
1896
Jangada
Parana
Gal. Wsch.
100
400
1895-1898
Rozproszone po Paranie


300
1000
1898-1900
Luźne rodziny przybyłe w
tych latach

1000
1000
1895-1900
Rozproszeni po różnych
stanach

500
500
                                                                                     Razem                6.600    1.7545
Trzeci okres dał Paranie 6 tys. dusz, zaś innym stanom 600 dusz polskich, Rusinów zaś przybyło w tym okresie razem do Brazylji  17. 545 dusz.

Rok Zał.
Miejscowość
Stan
Skąd
Polacy
Rusini
1900-1907
Po 1000 dusz co roku

KrólPol. i Gal.
2100
4900
1910
Ivahy
Parana
1000
2000
1910
Iraty
Parana
430
1000
1910
Itapara
Parana
300
1200
1910
Jesuino Marconeds
Parana
50
250
1910
Tayo
Parana
Królestwo Pol.
200
50
1910
Alfonso Penna
Parana
500
-
1911-1914
Vera Guarany
Parana
Król.Pol. i Gal
1500
2500
1911-1914
Cruz Machado
Parana
5000
500
1910-1913
Nova Galicia
Parana
650
500
1910-1913
Legru
Parana
150
150
1910-1913
Rio das Antas
Parana
250

                                                                                                             
-31-
Rok zał.
Miejscowość
Stan
Skąd
Polacy
Rusini
1910-1914
Senador Correia
Parana
Król. Polskie
500
200
Apucarana
Parana
Król. Polskie
1000
-
Yapo
Parana
Król. Polskie
100
100
1908-1914
Rozproszeni po Paranie

Król. Polskie
1000
200
1912
Esteves Jr.-Annitopolis
Sta Catharina
Król. Polskie
1000
-
1911-1913
Guarany
Rio Gr.do Sul
Król. Polskie
1000
-
1911-1913
Erechim
Rio Gr.do Sul
Król. Polskie
5000
-
1911-1913
Rozproszeni po Rio Grande
do Sul
Król. Polskie
1000
-
    1900-1914
Rozproszeni po Brazylji

Król.Polskie i Galicja
2000
1000



Razem
24.730
14.550

     Czwarty i ostatni okres  po 1914 roku  dał Paranie 14.730 dusz polskich, Sta Catharinie 1.000,  Rio Grande do Sul 7.000 dusz, innym stanom Brazylji 2.000 dusz. Rusinów zaś przybyło w tym czasie 14.550 dusz. Razem przybyło do Parany 42.046 dusz, okrągło licząc 43 tyś. dusz., do Sta Cathariny 6.750 dusz, do Rio Grande do Sul 32.300 dusz, do São Paulo i innych stanów 21.500 dusz. Razem wogóle do Brazylji przybyło 102.096 Polaków, a 32.095 Rusinów.
-32-
ROZDZIAŁ DRUGI.
Rozmieszczenie żywiołu polskiego w chwili obecnej.
(PRÓBA STATYSTYKI).   
Jak z powyższego krótkiego szkicu historycznego widać, gro wychodźtwa naszego osiedliło sie na płaskowyżu Brazylji Połu­dniowej w stanach Parana, Sta Catharina i Rio Grandę do Sul, a tyłko odpryski potężne] w pewnych momentach fali ludu pol­skiego padły na inne stany, jak S. Paulo, Minas Geraes i tym podobne, gdzie zresztą niekorzystne dla Polaków warunki szybko wpłynęły na zupełną niemal likwidację żywiołu polskiego.
Jeśli więc chcemy pisać o rozmieszczeniu żywiołu polskiego w chwili obecnej, to w grę wchodzą tylko powyżej wymienione trzy stany Brazylji. Tam niemal wyłącznie skupiło się osadnictwo nasze, tam zajęli tereny Polacy.
W rozdziale poniższym spróbuję policzyć ich, zobrazować, ich siłę i stan posiadania i zakreślić ich rozmieszczenie w chwili obecnej.
Przedtem jednakże chciałbym obszerniej nieco opisać, jak Polacy żyją. w Paranie, jako tem najważniejszem skupieniu polskiem w Brazylji.
Nad morzem. 50 lat temu a dziś- Polaków tu niemal niema. - Polskiego dostępu do morza broni Kaszuba.
Główny port parański, Paranagua, cichy i senny, dziś niemal równie, jak przed laty kilkudziesięciu. Mówi się od lat wielu o jego rozbudowie, ale raz pieniądze przeznaczone na ten cel przepadną gdzieś, a miasto za to dostanie zamiast nowych urzą­dzeń portowych anemiczny skwerek, ocieniony palmami, to znowu niema pieniędzy, by naprawdę wziąć się do roboty i wszystko zostaje po staremu, jak za dawnych dobrych czasów.

-33-

Polaków tu, rzec można, niema zupełnie. Nie było ich, gdy przed 50 laty przybił tu na żaglowcu „Errana” Saporski, niema ich i dziś, gdy starymi szlakami zawitał tu „Lwów”, polską nio­sący banderę i od Polski Odrodzonej dla jej zamorskich „dzieci wiozący pozdrowienia. Polskiego dostępu do morza broni w Pa­ranagua Kaszuba. Już takie snąć nasze przeznaczenie. P. Lipiński, o którym mowa, utrzymuje w mieście hotel „Beira Mar” zwany, gdzie w serdecznej gościnie przy dobrej kuchni mile, spędzić można czas. Mieszka tu jeszcze stale Eugenjusz Bendaszewski, któremu Parana swych zawdzięcza osadników mazur­skich, ale tego trudno już w poczet Polaków liczyć, zbrazylijszczony jest bowiem zupełnie. Pozatem zjawi się tu czasem na parę tygodni czy nawet miesięcy, jakiś polski rzemieślnik czy robotnik, ale są to, przelotne jedynie ptaki. Nic tu naszych nie ciągnie. Klimat niemiły, pracy brak, a na ziemiach okolicznych banan się jeno i trzcina cukrowa udaje. A kolonistę polskiego zawsze po staremu do żytka i pszenicy ciągnie.    
Stanu posiadania polskiego w Paranagua dopełniają tereny w porcie D. Pedro, własność pp. Suchorskiego i Paula, zacnych obywateli i patrjotów, którzy je kupili z tą wiarą, że prędzej czy  później staną na nich potężne składy, w których skupi się handel polsko - brazylijski, polsko - parański. Narazie to jednak jeszcze marzenia. Niewielu, naszych jest też w drugim porcie, Antoninie, położonym bardziej w głębi zatoki.   Wśród grona tego wyróżnia  się rodzina pp. Kopczyńskich.  Panna Kopczyńska, choć pod brazylijskiem już zrodzona niebem pracuje jako,  nauczycielka w szkołach prywatnych polskich w Paranie.
Silniejszą kolonję ma Morretes, niewielka mieścina nad ma­lowniczą Nhundaquarą położona. Mieszkał tam do niedawna lekarz Polak Dr. Al. Kochański sympatyczny kresowiec. Poza tem gromadka robotników polskich pracuje w tamtejszej fabryce papieru, wyrabianego z włókien rośliny, zwanej jaśminem, przypominającej zresztą nasz jaśmin jedynie zapachem. Opodal od Morretes o 7 kim w stronę Gór Nadmorskich leży Porto de Cima, mizerna dzisiaj osada. Kiedyś, gdy kolei do Paranagua nie było, był to punkt końcowy całego handlu  wnętrzem kraju.  Porto de Cima  kwitnęlo  wtedy  i  prosperowało. 
-34-

             Dziś w  gruzy  zapada i z dniem każdym maleje.  W okolicy mieszka jeszcze kilku Polaków, resztki znacznej ongiś kolonji rolniczej, którą klimat ciężki i obce dla Polaków warunki zniszczyły.   Obecnie pozostały je­dynie niedobitki.   To i wszystko. Choć strony te przed 50 laty kolonizował Polak Bendaszewski, choć przemierzył je wszerz i wzdłuż Saporski, o polskim do morza w Paranie stale marząc dostępie, Polacy tu nie za­puścili korzenia. Ruszyli stąd jedynie z Antoniny pół wieku temu „pjonierzy” na podbój płaskowyża, podwaliny kładąc pod polski stan posiadania.
Aby w polskie się dostać strony „trzeba ruszyć za Góry Nadmorskie”, jużto „wdzięczną”Graciosą (gościniec), malowni­czo wśród tysiąca zakrętów się przewijającą, jużto uroczą koleją wśród chmur, skał i wodospadów grzmiących. Do Kurytyby i daiej w głąb kraju.
Z krainy bananów w pinjora strzelistego trzeba się przenieść Królestwo. Tam to dopiero polskiej pracy pomnik wzniósł chłop polski, tam mazurskich rąk piorun wytrzebił puszcze.

Kurytyba. Kolonja polska w stolicy. Ongiś a dziś. To i owo.
 Kurytyba, stolica stanu Parana, siedziba władz stanowych, części federalnych, biskupa diecezjalnego, generała rejonowego itp.   „autoridadies”,   robi na przybyszu   dodatnie   wrażenie. Przyzwoity  dworzec kolejowy wita przyjezdnego na wstępie. Przed dworcem, skwer ładnie utrzymany, stoi na nim obecnie pomnik „Siewcy”, od dworca ku miastu szeroka, ładnie i równo zabudowana prowadzi arterja.   Wogóle centrum miasta przed­stawia się dosyć okazale.   Ma sporo jak na 50 tysiączne miasto monumentalnych budynków.   Uniwersytet,   nowy gmach  seminarjum nauczycielskiego, parę gmachów rządowych, nie licząc kościołów, należą do najokazalszych. Bruki porządne, ulice czyste i zadrzewione, szereg ładnych placyków i skwerów, wszystko to mile zadziwia nowoprzybyłego.   Nie brak w Kurytybie rzecz prosta i pomników, mniej lub więcej pretensjonalnych a brzydkich. Bezwątpienia w tej  dziedzinie dodatnio odbijać będzie polski pomnik chłopa naszego „Siewcy”- pjoniera, postawiony przez kolonję polską w Brazylji ku upamiętnieniu 100-lecia Niepodległości Brazlji.  Pomnik jest dziełem Polaka rzeźbiarza, Żaka.
-35-

Rozlegle rozbudowana i rozrzucona szeroko stolica Parany ma tramwaj i nader ożywiony ruch samochodowy, wprost zdumie­wający Europejczyka. Dzielnica handlowa dosyć ruchliwa. Główna arterja ul. 15-go listopada posiada piękne wystawy i okazałe sklepy. Ładnie bardzo przedstawia się dzielnica rezydencyjna. Szereg willi ładnych, tonących w zieleni i kwieciu, zdobi ją.  Wrażenie powtarzam Kurytyba robi dodatnie. A 50 lat temu. Mizerna osada opuszczona i zaniedbana, odcięta od świata. Domy piętrowe liczono na  palcach jednej ręki. Pałac prezydenta był budowlą tak monumentalną, że jak powiadają starzy koloniści krowa mogła do środka włożyć łeb bez zameldowania. Tam gdzie dziś stoi dworzec kolejowy i roz­budowuje się przy szerokich zadrzewionych ulicach owa dziel­nica bagna jeno były nieprzystępne i nieprzebyte.  Dzisiejsza ulica 15-go listopada,   wtedy jak na   urągowisko   „Ulicą Kwiatów” zwaną, była jednym śmietnikiem, w dżdżyste dni zamieniającym się w szeroką rzekę błota, po której ciągnęły tropy mułów, przez pół­dzikich poganianych kabokli.   Wieczorem na ulicach rozkładało się bydło, utrudniając spóźnionym przechodniom wszelką komu­nikację. (Dzieje się to po dziś dzień w mniejszych miasteczkach Parany). Życie handlowe nie istniało, przemysł sprowadzał się do kilku suszarni herwy. Ruch żadny nie ożywiał sennej mieściny. Place dzisiaj idące na wagę złota leżące w śródmieściu, można było kupować za grosze i niejedna z tego powstała fortuna. A tuż pod miastem szumiał bór nieprzebyty. A przecież to nie tak dawno, bo tylko 50 lat temu. Ongiś a dziś. Zmiana kompletna, a wszystko niemal tylko polskiej pracy rezultaty. Chłop polski wytrzebił bory podmiejskie, w rolę plon obfity niosąc, je zmieniając, za nim przyszedł rzemieślnik i kupiec, szersze począł robić interesy. Zaczęły płynać dochody dochody dla kraju z podatków i rządzący politykierzy poczęli porastać w pierze. Z pracy polskiego kolonisty wszyscy lepiej żyć zaczęli. I tak krok za krokiem w lat kilkadziesiąt z biednej osady bez jutra na wcale ładną wyrosła Kurytyba stolicę. A stolicą jest nie tylko Parany ale całej brazylijskiej kolonji. Kolonja Polska w Kurytybie zwolna powstała. Od samego początku, kiedy Saporski ściągnął pod Kurytybę pierwszych osadników pewien procent osadników pozostawał w mieście.
Życie handlowe nie istniało. Przemysł sprowadzał się do kilku suszarni herwy. Ruch żaden nie ożywiał sennej mieściny. Place dzisiaj idące na wagę złota leżące w śródmieściu, można było kupować za grosze i niejedna z tego powstała fortuna. A tuż pod miastem szumiał bór nieprzebyty. A przecież to nie tak dawno, bo tylko 50 lat temu. Ongiś a dziś. Zmiana kompletna. A wszystko niemal tylko polskiej pracy rezultat. Chłop polski wytrzebił bory podmiejskie, w rolę, plon obfity niosącą, je zmieniając, za nim przyszedł rze­mieślnik i kupiec, szersze począł robić interesy. Zaczęły płynąć dochody dla kraju z podatków i rządzący politykierzy poczęli porastać w pierze. Z pracy polskiego kolonisty wszyscy lepiej żyć poczęli. I tak krok.za krokiem w lat kilkadziesiąt z biednej osady bez jutra na wcale ładną wyrosła Kurytyba stolicę, A sto­licą jest nie tylko Parany ale całej brazylijskiej kolonji. Kolonja polska w Kurytybie zwolna powstawała.   Od samego począyku, kiedy Saporski ściągnął pod Kurytybę pierwszych naszych osadników, pewien procent Polaków  zostawał w mieście. Tak to powoli stopniowo rosła Polonja stołeczna. 
-36-

Znacznie zasilona została ona rzecz prosta w latach „gorączki brazylijskiej”, kiedy tysiące naszych tułaczy nie mogąc doczekać się swej działki ziemi szło na zarobek do miasta, byle ocalić życie swoje i swej rodziny. Wzrost rzemiosła i przemysłu, rozwój handlu ciągnął jednych, inni znowu szli do służby u coraz bardziej bogaciejących Niemców i Brazyljan.   Za każdą falą immigracji polskiej przy­pływ   Polaków   do Kurytyby   wzmagał się.   Każda   wynosiła  pewien odsetek rodaków naszych na bruk miasta.   Pozatem ścią­gali się, powoli do gromady Polacy z innych stanów, głównie ze S. Paulo, skąd uciekali przed klimatem i ciężkimi warunkami pracy na plantacjach kawowych.
Tak doszliśmy doobcego stanu. Dziś kolonja polska w Kurytybie, licząc rejon miejski, tzw. Quadro urbano, szacuje się na 9.000 dusz.  Jest to cyfra maksymalna, trudna, rzecz jasna, do do ustalenia definitywnego, gdyż gruntowej statystyki urzędowej niema.   Parafja polska liczy 1.000 rodzin i do 1500 jednostek samotnych, przeważnie młodzieży robotniczej i dziewcząt służą­cych, pochodzących z kolonji rolniczych dalszych i bliższych. Ponieważ można liczyć, że około 20% Polaków wyłamuje się już ze stałej kontroli parafji polskiej, jużto należąc dc innych parafij, jużto nie mając kontaktu żywszego z życiem polskiem, cyfrę Polaków można podnieść do 9.000 dusz. Jest to powtarzam cyfra maksymalna. Jeśli przyjmiemy, że statystyka rządowa z 1920 roku podaje liczbę mieszkańców Kurytyby bez powiatu na 55 tysięcy  (z powiatem 78.986 dusz), to Polacy stanowią około 17% ludności stolicy.    
Polaków jednakże na pierwszy rzut oka nie widzi się a już bynajmniej nie znać ich siły liczebnej w tym stopniu jakby to z ich procentowego udziału w ludności miasta znać należało. To też pierwsze wrażenie nowoprzybyłego Polaka to uczucie zawodu, tembardziej, że w Polsce niejeden myśli, że Parana to jakieś zamorskie województwo polskie a Kurytyba to jakiś Radom czy Kielce na Antypodach. Tymczasem rzeczywistość mówi co inne­go. Siła nasza nie w Kurytybie. Niemniej, gdy się lepiej rozejrzymy i nauczymy obserwować, to skonstatujemy,   że Polaków  nie  brak w stolicy i to nawet w samem śródmieściu,  nie mówiąc już  o  odleglejszych przed­mieściach jak Campo da Galicia lub Portaó.

-37-

Kościół polski pod wezwaniem św. Stanisława przy ulicy Aquidabam  przedstawia się dosyć pięknie i okazale.  Parafją władają OO. Werbiści, ostatnio porąco swą polskość manifestu­jący.  Długie lata od założenia parafji pracował głośny w historii kolonji polskiej w Paranie ks. Trzebiatowski, którego energji ko­ściół i parafja niemało zawdzięczają. - Ostatnio proboszczem był ks.T. Drapiewski. Przy parafji wychodzi „Gazeta Polska”. Istnieje .też szereg towarzystw i bractw. Nie wszyscy Polacy jednakże przy polskim skupiają się kościele. Jedni z dawnych  ze sobą przywiezionych nałogów lgną do niemieckiego kościoła OO. Misjonarze, zakupując w cudnem miejscu na górze z wistają z posług religijnych w Katedrze, aby nie mieć nic z Werbistami  do czynienia.  Od 1921 roku osiedli też w Kurytybie OO. Misjonarze, zakupując w cudnem miejscu na górze z wi­dokiem na całą stolicę przy ulicy Jayme Reis okazałą posiadłość, gdzie się mieści redakcja i drukarnia „Ludu”, konwikt dla mło­dzieży i gdzie rezyduje przełożony OO. Misjonarzy w Brazylji ks. Jan Rzymełka. Koło tego ośrodka poczyna się też skupiać część Polaków.
W   1923   roku   funkcjonowały   w  Kurytybie  następujące szkoły:   Na ulicy Desembergador Motta Szkoła im. J. Piłsudskiego utrzymywana przez T-wo Szkoły Ludowej, dwu nauczycieli, 71 dzieci. Kierownikiem był p. Szumowski, nauczyciel fa­chowy przysłany z Polski.  Szkoła Sióstr Rodziny Marji w gma­chu własnym opodal od parafji na ulicy Aquidaban, z oddziałem w domu T-wa T. Kościuszki, razem dzieci 307, nauczycielek S. Siostry prowadziły także internat dla dzieci zamiejscowych, szwal­nię i t. p. Był to że pierwszy rok tzw. Szkoły średniej Związku Polskiego, prowadzonej w zabudowaniach pafafji.
Towarzystw polskich w Kurytybie nie brak. Może nawet  jest ich nieco zadużo.   Związek Polski, towarzystwo liczne, ma przeszło 400 członków, i zasobne, posiada piękny i okazały bu­dynek przy ulicy Carlos Carvalho, niestety nie odznacza się zbyt ożywionem życiem. Warsztat pracy piękny acz może nieco za­niedbany i niewyzyskany. Własny dom posiada też T-wo Tad.Kościuszki.  Inne niestety tułają się ńaogół po domach wyna­jętych. O towarzystwach piszę na innem miejscu.
-38-

Prawie cała prasa polska w Paranie i w Brazylji wychodzi w Kurytybie.
W Kurytybie skupia się też niemal cała inteligencja polska. Na uniwersytecie wykłada trzech Polaków lekarzy, dr. Szy­mon, Kossobudzki, sympatyczny i zacny patrjota i działacz obozu   postępowego,  dalej  prezes Związku i głowa wszystkich komi­tetów okolicznościowych wódz inteligencji  zachowawczej, dr. Mirosław Szeligowski i apolityczny dr. A. Rydygier, znany chi­rurg. Dr. Kossobudzki, cieszący się szerokimi wpływami wśród Brazyljan, jest ordynatorem szpitala miejskiego, zaś dwaj inni prowadzą wielkie sanatorium i lecznicę.  Kurytyba ma poza tem kilku dentystów Polaków, paru urzędników rządowych Polaków. Prof. seminarjum nauczycielskiego p. Modest Falarz, brazylijski już Polak jest członkiem Kongresu stanowego.  Jeśli do tego do­damy pewną ilość kupców redaktorów pism, księży polskich, jeśli   uwzględnimy, że w Kurytybie   mieszczą   się   sekretarjaty wszystkich szerszych instytucji polskich, że ma tam swą siedzibę Konsulat Rzeczypospolitej, to zabaczymy, że liczba inteligencji polskiej jest nie taka mała. Nie odgrywa ona już jednakże dzisiaj w życiu ogólnem miasta takiej roli, jaką miała kiedyś, kiedy przed laty polscy inteligenci nadawali ton   wyższym   sferom miasta, panie wprowadzały modę itd. Niemniej inteligencja jest i licz­bowo może coprawda nieliczna, niemniej reprezentuje Polaków nienajgorzej.
W handlu aczkolwiek Polacy ustępują Niemcom, Włochom i tubylcom oraz ich pobratymcom Portugalczykom, niemniej na­wet i tu stan posiadania polski jest dosyć poważny i wzrasta coraz bardziej.   Na samej ulicy 15-go listopada czy jej przedłużeniu mieści się kilka poważnych firm polskich i tak składy bławatae A. Harmaty i Ig. Kasprowicza, składy z galanterją Jakóba Woj­skiego, największy w Kurytybie, i St. Wojskiego, apteka T. Danielewicza, kwiaciarnia A. Winiarskiego, skład tytoniu i cygar  W. Gradowskiego, restauracja St. Gradowskiego itp. Wszystko interesy poważne i cieszące się klientelą nietylko polską.  Do po­ważniejszych firm w Kurytybie należy zaliczyć firmę prowadzącą handel produktami spożywczymi Schinda i Domański i hurtownię polską Sociedade Commercial LTDA, handlującą głównie her­batą i drzewem.  Jeśli się do tego doda szereg firm pomniejszych to zobaczymy,   że kapitał   polski   ulokowany w handlu   idzie w miljony milrejsów.
-39-

Gorzej jest z przemysłem, który przez Polaków jest bardzo słabo reprezentowany. Do najpoważniejszych przedsiębiorstw należy zaliczyć fabrykę cukierków p. Fr. Lachowskiego, znaną ze swych wyrobów w całym stanie.
Natomiast w dziedzinie rzemiosła Polacy zajmują poważne stanowisko, mając pierwszorzędnych rzemieślników, jużto prowa­dzących warsztaty na siebie, jużto pracujących w firmach obcych.
Stan posiadania polski na polu własności nieruchomości jest bardzo silny. Można przyjąć za zasadę, że każda rodzina polska ma własną realność a są ludzie posiadający ich cały szereg, nie­które nawet w doskonałem miejscu, jak np. wspominamy wyżej kupiec Wojski, którego domy zajmują najbardziej handlową cześć miasta. Wartość majątku polskiego w nieruchomościach trudno oszacować dokładnie ale znając oszczędność naszych rodaków i ich ambicje posiadania własnego domostwa napewno można twierdzić, że pod tym względem górują nad innymi współobywa­telami, w każdym zaś razie mają taki majątek, który odpowiada ich sile procentowej. Co więcej majątek ten poczyna teraz do­piero rosnąć dosyć szybko. Najbogatszym Polakiem w Kurytybie jest bezwątpiema J. Wojski, którego szacują na przeszło miljon milrejsów. Do zamożniejszych zaliczyć można Dra Szeligowskiego Schindę, A. Stachowskiego i cały szereg innych, których majątek przekracza sumę 200.000 milrejsów.
Kolonja polsko rośnie W Kurytybie coraz bardziej.   „Jutro tu jeszcze otwarte”.
        Powiat kurytybski Kolonje najbliższe. Nova Polonia. Wśród swoich.
Polskość Kyrytyby codziennie podkreślają wyraźnie oko­liczni koloniści, Polonja stołeczna bowiem na tle kosmopolitycz­nego charakteru miasta zaciera się, ale kiedy się rano zobaczy na ulicach Kurytyby nasze gosposie z okolicy w strojach jeszcze nieraz ludowych jak np. z kolonji Kandyda, z jajami, masłem czy warzywami obchodzące domy prywatne, gdy się spojrzy na typowe polskie wasągi, stojące przed składami, na konie w cho­mątach krakowskich, na wąsate postacie kolonistów, czuć że się jest w mieście, którego okolica polska jest w formie i treści, taka jak gdzieś pod Miechowem, czy innem miasteczkiem w Polsce.
-40-

Bo  też  w  municypjum kurytybskiem w  powiecie  Polacy przedstawiają siłę bardzo poważną. Wieniec kolonji polskich, otaczających stolicę, zaczyna się tuż za rejonem ciaśniejszego miasta. Kiedy się wyjedzie Graciosą, jest to jedyny bity gościniec w Paranie, pracowitymi dłońmi naszego kolonisty jaszcze w czasach Cesarstwa wzniesiony, już o cztery kilometry od rogatek Kurytyby wjeżdża się w terytorjum zasiedlone przez Polaków. Pierwsza osada to Bacachery. Nie­wielka to kolonijka, osiedlona na prywatnych gruntach dawnej fazendy Hay'a, później Warchałowskiego. Ziemi mają kolo­niści mało, średnio po 2,1/2 alkra ziemi, to też niemal wszyscy żyją z ubocznych zarobków, zajmują się zwózką drzewa z dal­szych stron do miasta, handlem drewkami na opał itp., a pozatem młodzież służy w mieście i okolicznych pracuje zakładach przemysłowych. Cena ziemi wysoka, dochodzi 1500 milrejsów za alkier. Poza rzeczką Bacachery Mirim na górce wyniosłej bieleje kościółek taki nasz swojski, to już kolonja św. Kandyda, założona w 1875 roku. Osiedli na niej Polacy z pod Opola. Twardy piastowski lud. Kiedy w niedzielę po mszy św. przed skromnym kościółkiem zgromadzi się całej osady ludność, kiedy kobiety i dziewczęta barwnymi strojami ludowymi ukwiecą cmentarz kościelny, kiedy z wnętrza doleci śpiew pobożny rozmodlo­nego ludu, czuje się człek jak w odległej Ojczyźnie. A przecież tu już trzecie dorasta pokolenie. Obok kościoła piękną obecnie, murowaną, wzniesiono szkołę, w której uczą Siostry Rodziny Marji. Proboszczem jest obecnie młody sympatyczny i kulturalny ksiądz Paweł Warkocz, Misjonarz, już po wojnie z Niepodległej przybyły Ojczyzny. Okolica tu piękna i malownicza. Ze wzgórza, na którem rozsiadł się polski kościółek daleko można sięgnąć okiem. Od południa ciągną się faliste stępy poprzez Bairro Alto, również częściowo zasiedlone przez kolonistów z Kandydy aż hen daleko ku Iguassu, za którem widać euka­liptusy kolonji polskiej Affonso Penna i dalej aż ku Górom Nadmorskim. Na zachodzie widnieje Kurytyba, ku północnemu zachodowi wśród resztek lasów rysują się wieże kościoła poi- , skiego na kolonji Abrenchez, która przez pomniejsze osady niemal się już z Bacachery łączy. Ku północy poprzez Unę aż ku Antonio Prado
-41-

zapuszczają zagony Ślązacy, to samo poprzez Resaki ku wschodowi w stronę gór. Centrem Kandyda. Ziemie na kolonji nie nadzwyczajne, przez 50 lat rabunkowej gospodarki jeszcze w dodatku wyjałowione, to też tembardziej, że koloniści dostali małe działki ziemi, bo średnio od 1,1/2 do 2 alkrów, ciężko im było z początkiem. Mimo to z 65 rodzin osiadłych na roli 45 lat temu dziś liczy się około 240 rodzin tj. 4 razy więcej. Znamienny dokument uzdolnienia kolonizatorskiego naszego chło­pa. Niektórzy z kolonistów doszli nawet do dosyć poważnego majątku, mają też poza obrębem kolonji ładne kawały ziemi, jak np. J. Woś, który ma w lasach dalej dwie fazendki po 50 alkrów ziemi. Na kolonji mimo to cena ziemi wysoka. Średnio około 1500 milrejsów, zależnie od tego; czy dalej czy bliżej drogi i Kurytyby. W poszukiwaniu terenów dalszych koloniści rozłażą się po lasach, idąc jak to już zaznaczyłem w stronę pół­nocną ku Antonio Prado, albo też ku górom. Na zachód od Kandydy, niemal połączona z nią już przez kolonizację prywatna leży kolonja Abranchez, założona w 1873 roku. Centrem kolonji jest kościół św. Anny. W granicach tej parafji leży najstarsza kolonja polska w Paranie, powstała w 1870 roku, kolonijka Pilarzinho (Pielgrzymka), na której pierwsi „pjonierzy” przez Saporskiego ściągnięci osiedli. Obecnie w obrębie parafji św. Anny mieszka z górą 500 rodzin. Naj­większe skupienia to Abranchez około 75 rodzin i Lamenha Duża przeszło 140 rodzin, inne mniejsze to Pilarzinho, Barreirinha, Cachoeira, S. Venanció, S. Gabriella, Lamenha Mała, Butiatuba, Pacatuba i Juruqui. Trochę Polaków mieszka w roz­prószeniu po lasach na pograniczu kolonji. Pozatem osiadło na kolonji kilkadziesiąt rodzin włoskich i parę brazylijskich. Z przed plebanji, gdzie rezyduje becnie ks. J. Góral, gorący Polak, pi­szący o kolonji naszej w Brazylji i wogóle próbujący swych sił na polu literackiem, z cmentarza kościoła św. Anny, ciężkiego i niezgrabnego, widać w pogodny piękny dzień Kurytybę, o 6 klm. zaledwie, odległą. Szkołę prowadzą Siostry Miłosierdzia, za to na odleglejszych osadach szkolnictwo szwankuje. Na ko­lonji opodal od kościoła we własnym dosyć okazałym budynku mieści się T-wo Króla Wład. Jagiełły, najsilniejsze co do liczby członków a także i majątku, towarzystwo położone poza Kury­tybą. Liczy bowiem samo przeszło 200 członków, a wraz z bratniem nicm T-wem żeńskiem Królowej Jadwigi z górą 250 członków.

-42-

Podobnie jak na kolonji Kandyda, gdzie cała połać kolonji le­żąca poza rzeką Atubą należy już do powiatu Campina Grande, tak i tu znaczną część kolonji należących do parafji św. Anny leży już poza powiatem kurytybskim, w powiecie Tamandare. Rzecz   znamienna,   że   naogół   koloniści   nie   rozszerzają   się w bliskiej okolicy, a idą dalej ku zachodowi aż hen ku Guarapuawie.   Lud tu przeważnie t. zw.  „Prusacy” głównie  z pod Gdańska, jedynie na Lamenhi siedzą Mazurzy  z pod Gorlic. Wieniec kolonji polskich dalej ku zachodowi się dookoła Kurytyby rozciągający przerywa włoska kolonja Sta Felicidade. Oddzielona nią od Abranchez rozpościera się po obu stronach drogi do Campo Largo z Kurytyby szeroko rozłożona kolonja polska  Orleans.   Tutaj  kiedyś  u kolebki  kolonizacji   usiłował przeprowadzić prywatne osadnictwo nasze Saporski, niestety na­trafił na niemądry opór wychodźców i sprawa spełzła na niczem. W skład parafji św. Antoniego na Orleansie będącej centrum kolonji wchodziły oryginalne kolonje:   Orleans  (zał.   1875 r.), S.  Ignacio,  D.  Pedro oraz  D.  Augusto   (1875 r.),  Rivierre (1877 r.).   Cały ten dystrykt otrzymał oficjalnie nazwę „Nova Polonia”, którą po  dziś  dzień nosi.   W  granicach tej  parafji liczono w 1923 roku około 2.500 dusz, czyli 430 rodzin. Naj­bliżej Kurytyby, bo aż pod samo Quadro urbano miasta  do­chodzi S. Ignacio.  Nowy teren osadniczy dla kolonizacji sponta­nicznej w obrębie parafji to Campo Magro 80 rodzin i Campo - Novo 10 rodzin.   Ziemia równie droga jak na Kandydzie i Ab­ranchez.   Koloniści i ich dzieci w poszukiwaniu ziemi wychodzą w okolice pobliskie w powiat Campo Largo pod Bateias itp., a także dalej w głąb kraju aż bardzo nawet daleko za Guarapuawę.   Koloniści  przeważnie  pochodzą  z Prus Zachodnich, w drobnej zaś tylko mierze z Galicji Zachodniej.   Parafja jest jedną  z najlepiej  dotowanych,  ma  bowiem  piękną  posiadłość, szakier, wartości około 70 tysięcy milrejsów.  Na kolonji jest naj­piękniejszy budynek szkolny, jaki Polacy w Paranie posiadają. Uczą tam Siostry Rodziny Marji, które mają też mniejszy szkół­kę na D.Pedro. Proboszczem jest ksiądz Chylaszek, Misjonarz, zamiłowany przyrodnik,  a  przytem  zapalony  rolnik. Ma   on jedną z najpiękniejszych winnic w Paranie a wino jego szeroko znane ze swej dobroci używane jest niemal wyłącznie przez księży polskich  do Mszy św.
 
-43-

On też zorganizował ostatnio Tow. Rolnicze „Szczęść Boże” liczące  około 120 członków. W granicach parafji specjalnie na kolinji S. Ignacio jest sporo ręcznych cegielni. Nie brak też kupców i rzemieślników. Rzecz ciekawa, którą się na parafji obserwuje, to napływ coraz większej liczby Włochów, którzy wykupują od Polaków grunta przy drodze i bliżej miasta, uprawiając głównie wino. Objaw podobny daje się zauważyć także i na kolonji Abranchez.
Jeśli teraz zsumujemy cyfry Polaków z kolonji św.Kandydy Abranchez i Orleans, zamieszkałych w powiecie kurytybskim i dodamy do tego jeszcze ze 650 dusz na tych którzy w roz­prężeniu mieszkają na południowych peryferjach miasta otrzy­mamy poza samem miastem, tj. jego centrum scisłem, tzw Ouadro urbano, około 4500 dusz czyli mniej więcej 20% ogólnej liczby ludności powiatu bez miasta. W całym powiece wraz z miastem Polacy stanowić będą około 13.500 dusz czyli, przeszło 18%   ogółu ludności.   Jest to procent poważny, aczkolwiek nie tak znaczny,   jak   widzimy,   jak to nieraz   sobie w Polsce  wyobrażamy.
            Muricy - Polacy w powiecie S. Jose des Pinhas. — Na po­łudnie od Kurytyby aż ku górom i granicy Sta Cathariny. Zanim przejdziemy do Thomaz Coelho, najbardziej typo­wego przykładu kolonizacji polskiej w Brazylji, graniczącego te­rytorialnie z Orleansem, chcę zapoznać jeszcze czytelnika z tere­nem kolonizacyjnym na południe i południowy wschód od sto­licy w powiecie S. Jose dos Pinhaes.   Liczba Polaków rozpro­szonych    na przestrzeni tego wielkiego powiatu jest dosyć po­kaźna.  Można ją śmiało oszacować na przeszło 800 rodzin. Z ini­cjatywy   rządu   federalnego   powstały   dwie   kolonje:   Muricy (1878)  320 rodzin, Zacharias  (1878)  60 rodzin.   Rząd sta­nowy założył kolonję Affonso Penna, jedyną w tych stronach kolonję stepową   (1908)   54 rodzin. Pozatem powstało drogą spontaniczną szereg mniejszych kolonijek prywatnych, rozrzuco­nych po lasach powiatu aż hen ku górom i ku granicy stanu Sta Catharina. I tak Cachoeira 26 rodz., Marcellino 70 rodz.,   Retiro 30, Tijucas 70, Contenda 40, nareszcie Padre Paulo już  przez miedzę od Sta Cathariny 60 rodin. 
-44-

         W tym też powiecie próbował kiedyś rząd na stokach Gór Nadmorskich w Castelhano założyć kolonję w ciepłym klimacie tych stron. Próba skończyła się zupełnem fiaskiem nawet można powiedzieć katastrofą. Kli­mat ciężki, odznaczający się tem, że codzień po południu pada tam deszcz, zupełnie obce dla „naszych” kolonistów warunki życia wszystko to sprawiło, że dziś po kolonistach jeno ślady w postaci bud walących się wśród bujającego lasu pozostały. Ludzi tam już jednak niema. Wychodźcy przeważnie Rusini rozpierzchli się po okolicznych borach już na chłodniejszym płaskowyżu lub spłynęli do miast. Ostatecznie jakiegoś Niemca w roku 1922 zjadły zdaje się na polowaniu tygrysy.   Przepadł bowiem bez wieści.
Kolonja Muricy, tó jedna z najbardziej uroczo położonych osad polskich w Paranie. Mało przytem jest znana, leży bowiem na uboczu, zdała od traktu wszelkiego, to też starzy mieszkańcy Parany nie znają jej. A szkoda. Pięknie tam bowiem naprawdę. Kolonja, rozrzucona na wzgórzach bardzo malowniczych, w cen­trum ma dosyć okazały murowany kościół ze smukłą wieżą, piękną szkołą Sióstr Rodziny Marji i kilku ładnemi porządnie zabudowanemi obejściami. Koloniści z pod Prusaka zagospodarowani doskonale i zamożni. W granicy parafji jest kilku zamożnych kupców. Pod względem narodowym wobec, rozprószenia kolonistów po lasach są oni naogół dosyć zaniedbani. Poza centrum niema też zupełnie szkół, małe bowiem skupienia nie są w stanie utrzy­mać tychże.
Ciekawa kolonijka to należące w skład tego rejonu kolonjalnego Affonso Penna.   Rząd stanowy osadził tu kolonistów na szczerym stepie, dając im co gorsza mało ziemi. W dodatku materiał ludzki był bardzo osobliwy.  Nie osiedli tu niemal wcale rolnicy, ale sami wyrobnicy i mieszczuchy, a w tem pewien dosyć duży procent inteligentów i półinteligentów. To też Affonsowo od samego swego  założenia  było   terenem  wszelkiego rodzaju eksperymentów, zarówno w dziedzinie rolnictwa jak i życia socjalnego.  Eksperymenty naogół się nie udały, niemniej chociaż „reformatorzy” powoli kolonję opuścili, pozostał po nich ślad w postaci zupełnie innej atmosfery, jaka po dziś dzień na kolonji panuje. Pozostały też i ciekawe a dodatnie rezultaty na polu rolnictwa, koloniści bowiem pokazali, że potrafją nawet na pu­stym i jałowym stepie zagospodarować się, pozatem sadownictwo, a specjalnie hodowla truskawek i malin doprowadzona została do tak pięknego rozwoju, że dzisiaj cała Kurytyba zaopatruje się w owoce na tej kolonji.
-45-

 Na kolonji tej istnieje leż najpiękniejszy zakład ogrodniczy w Paranie, urządzony żelazną, pracą p. Wierzyńskiego. Młodzież na kolonji sympatyczna, uświadomiona i nastrojona po obywatelsku, wolnomyślna przytem do tego stopnia; że przez zacofanych kolonistów z Muricy uważana jest za ma­sonów. Dowodem ofiarności i dobrej woli kolonistów jest fakt,  że wydali znaczną kwotę na grunt i budynki pod szkołę rolniczą. Mają pozatem swoją szkółkę polską, Tow, Rolnicze i t. p. Na­strój w każdym razie ciekawy; inny też krajobraz i inny świat. Każdy zwiedzający Parane powinien też i Affonso Penna zoba­czyć. Nie dlatego, żeby kolonja ta odgrywała jakąś większą rolę w życiu Polonji parańskiej, ale ponieważ drugiej takiej osa­dy w całej Brazylji niema.
Do obszaru powiatu S. Jose dołączyć można Polaków, za­mieszkałych, w powiecie Rio Negro, -wraz z miasteczkiem tej nazwy. Dawniej, kiedy tzw. „Contestado" należało do Parany, liczba Polaków w tym powiecie była poważna. Dziś kiedy ten sporny teren poza rzeką Rio Negro odpadł do stanu Sta Catharina, ilość Polaków zmalała. Trochę mieszka ich jeszcze w samej mieścinie, reszta na kolonji Imbuial i Augusta Victoria. Pozatem ze 20 rodzin na Poco Frio. Jest to przeważnie młodzież z pogra­nicznych kolonji w Sta Catharinie. Nakoniec w okolice Campo Tenente od strony Lapy ciągną Mazurzy z Araukaryjskiego. Ra­zem wszystkiego jest w tych okolicach jednakże nie więcej jak 150 rodzin. W tem municypjum leży formalnie kolonja Antonio Olyntho, ale z punktu widzenia naszej kolonizacji należy ona do okręgu św. Mateusza.   To też o niej tam napiszemy .
Thomaz Coelho. „Macierz" najtęższych pjonierów. „Ma­zurskie pioruny". Araukarja. Campo Largo. La­pa. Świetny dokument uzdolnień kolonizatorskich naszego chłopa.
O Thomaz Coelho pisać powinien Reymont. On jeden po­trafiłby po Konopnickiej dać obraz tej siły twórczej, tej mocy „pioruna mazurskich dłoni”, jakiej niepospolitym dowodem i doku­mentem jest i pozostanie na zawsze Thomaz Coelho, „macierz” najtęższych naszych pjonierów w Brazylji.   Warci zaiste są tego nasi Mazurzy z pod Gorlic czy Biecza.

-46-

W każdym razie osobny ten ustęp i ja im w pracy mojej poświęcić muszę. I to tembardziej, że na tej kolonji element osad­ników był inny, pochodził bowiem niemal wyłącznie z pod Gorlic w Małopolsce Zachodniej, kiedy na kolonjach podkurytybskich naogół Polacy z pod Prusaka się wywodzili.  Rozpisać się muszę o nich dlatego, że tutaj kolonista polski w Brazylji zdał najlepiej egzamin ze swych uzdolnień kolonizatorskich.  Ławą idąc podbił cały powiat Araukaria, dużą połać powiatów Carnpo Largo i La­pa, nie mówiąc już o dalszych terenach przez Thomazcoelhaków i ich dzieci i wnuków podbitych dla Polskości bardziej w głębi kraju.  A wszystko to uczynił sam, bez pomocy rządu czy jakiej­kolwiek organizacji z zewnątrz, rezultaty te świetne własnej jeno inicjatywie, energji i mocy zawdzięczając.
Thomaz Coelho leży o 18 klm od Kurytyby a 2½ klm od stacji kolejowej Bariguy na południowy wschód od stolicy. Od wschodu graniczy z kolonją Orleans ściślej mówiąc z kolonją D. Augusto. Kolonja powstała w 1876 roku. Zasiedlona zo­stała przez Mazurów z pod Gorlic, zwerbowanych do Brazylji przez Bendaszewskiego. Częściowo tylko w stronę Araukarji koło kościółka Matki Boskiej Bolesnej osiedli Prusacy. Wedle danych z 1885 roku było na kolonji 517 rodzin w obrębie parafji św. Michała, dziś jest ich ledwie 320. Parafja się wyludnia. Na  kolonji zostają przeważnie ludzie starsi. Dzieci i wnuki idą dalej, podbijając coraz to nowe tereny. Mimo to, że kolonistów coraz na kolonji mniej ziemia zostaje w rękach polskich. Jest to naj­bardziej czysto polskie osiedle. Obcych tu niema i nie wejdą. Mazur ich nie puści. Swojsko tu jak w Polsce. Kiedy się krętą polną drogą podjeżdża ku kościołowi św. Michała, bielejącemu na wzgórzu wśród cyprysów zielonych, to kiedy się wokoło okiem rzuci na poletki zbóż i ziemniaków zagony, kiedy się Bożą Mękę przy drodze ujrzy i w polu barwne kobiet chusty i spódnice i pło­we dzieci z za domostw wyglądające, ma się wrażenie, że się gdzieś na Podolu do jakiegoś Bernardyńskiego podjeżdża klaszto­ru, a wrażenie to tem silniej występuje, gdy się w dzień świą­teczny przed kościołem gromadę wasągów polskich ujrzy w konie w chomątach krakowskich zaprzężone. A kiedy jeszcze w ko­ściele potężny chór z całej piersi zagrzmi „Święty, Święty, Święty”, to już całkiem jak w Ojczyźnie dalekiej się człek czuje, gdzieś pod Wieliczką czy Kielcami. I gdyby nie cyprysy o ciemnej zie­leni i pinjor na niebios tle swe dziwne znaczący linje, trudnoby było uwierzyć, że się jest w Brazylji.
Proboszczem w Thomaz Coelho jest od lat 20, ks. Bolesław Bayer, Poznaniak, gorący patrjota, sympatyczny pracownik. On też obsługuje oprócz Thomaz Coelho jeszcze Polaków w przy­ległych do tej kolonji osadach powiatu Campo Largo Christina i Alice, oraz Agua Suja i Rio Verde. Polacy tych kolonji skupjają się przy kaplicy polskiej na Krystynie. Jest ich tam razem ze 150 rodzin. Na Thomaz Coelho utrzymują Siostry Miło­sierdzia bardzo dobrą szkołę z internatem. Gmach szkoły piękny i okazały.
Ksiądz Bayer gospodarz dobry, ogrodnik zamiłowany, ma śliczny ogród koło plebanji, dba też o kolonistów w tej dziedzinie. Kółko Rolnicze na kolonji pracuje bardzo sprawnie, ma maszyny rolnicze, lokomobile i młocarnie do wynajmu itp.
 Na kolonji jest kilku zamożnych kupców i dwie parowe ce­gielnie w polskich znajdują się rękach. Rzemieślników też nie­mało. Ziemie dobre ale wyjałowione, jak wszędzie w starym re­jonie kolonijnym, to też koloniści z jednej strony muszą gospoda­rować już nieco intensywniej, stosując płodozmian i nawozy sztuczne, z drugiej mogą sprzedawszy ją sąsiadom i rodzinie na­bywać dalej większe obszary.
Przedewszystkiem poszli w. Araukaryjskie, zasiedlając cały powiat niemal zwartą masą. Rzecz znamienną ziemię wykupili tu od prywatnych właścicieli Brązyljan, kolonizacji rządowej prawie tu wcale niebyło. Nie można bowiem przykładać większej uwagi do malutkiej kolonijki Barao de Taunay, założonej na stepie opodal od dzisiejszego miasteczka Araukarja. Tembardziej, że z 51 rodzin osiedlonych tamże, pozostało jedynie 6. Reszta opuściła swe działki, przenosząc się na sąsiednie grunta leśne nabyte od prywatnych właścicieli. W ten sposób powstała Kolonja Costeira. Oprócz kolonji Barao de Taunay powstała w Araukaryjskiem jeszcze tylko na północ od stacji Guajuvira za Araukarją kolonja Ipyranga, gdzie koloniści zaaklimatyzowali się dobrze. Ale to były tylko dwa drobne fakty. Niemal wszyscy koloniści osiedli w powiecie Araukarja na kolonjach Costeira, Campina das Pedras, Campestre, Palmital, Rio Abaixp, Campo Redondo, Cannavieira, Lagoa Grande, Matto Branco, Guajuvira de Cima, Boa Vista, Fundo do Matto i wszystkich drobnych osadkach po borach ku granicy powiatu Lapa i Campo Largo aż hen pod Balsa Nova przybyli z Thomaz Coelho.


-48-

Liczy się tu na teni terytorjum jakieś 1500 rodzin, około 8500 dusz. Jeśli do tego do­damy jakieś 1600 dusz zamieszkałych w Thomaz Coelho, to dojdziemy do wniosku, że w powiecie Araukarja mieszka około 10.000 Polaków. Ludność całego powiatu w 1920 r. wedle sta­tystyki urzędowej miała wynosić 11.280 dusz, czyli że Polacy stanowili przeszło 85% ludności. Notabene z lasu, z kolonji wy­pierają rodacy nasi z roku na rok resztki Brazyljan spływających do miasteczka lub innych miast i do stolicy.
Miasteczko Araukarja małe ale schludne, liczy sporo Po­laków. Niemal wszyscy rzemieślnicy to Polacy. Mieszka tu też lekarz Polak dr. J.Czaki, znany przyrodnik, którego bogate zbiory zasiliły ostatnio muzea polskie. Miał tu też swoje znane sanatorjum dla chorych oczu, uszu i gardła, dr. J. Szymański obecnie profesor uniwersytetu w Wilnie. Proboszczował tu przez długie lata znany w dziejach kolonji parańskiej ks. Józef Anusz. Dziś duszpasterzem jest brazylijski Polak ks. Noch, sprawom polskim zupełnie już obcy.                          
Szkół polskich w powiecie jest cały szereg, wszystko naogół biedne i z trudem tylko wegetujące, utrzymane przez lokalne to­warzystwa i wspierane przez szersze organizacje oświatowe w Kurytybie. Naogół stosunki w tej dziedzinie smutne. Mazur bo­wiem tęgi kolonista i pjonier, chciwy na ziemię, zamiłowany rol­nik, ma węża w kieszeni i na cele oświatowe niechętnie grosz daje. O tych sprawach znajdzie zresztą Czytelnik obszerniejsze informacje w odnośnych rozdziałach pracy niniejszej. Araukaryjskie jako kraj to okolica  piękna. Lekko falisty teren powiatu pod pracowitą dłonią naszych osadników zamienił się z głuchego boru na najbardziej rolniczą w naszem pojęciu polać nietylko Parany ale można powiedzieć zapewne śmiało całej Brazylji. Obszerne łany kukurydzy, zbóż, ziemniaków robią bardzo miłe, wrażenie. W tej okolicy pracuje też na swoim „Gayerowie” prowadząc stację doświadczalną rolniczą, wydającą poważne re­zultaty p. Zdenko Gayer, Czech,  długie lata w Polsce za­mieszkały. Araukaryjscy Mazurzy mają też najlepsze w Paranie konie użytkowe.   Wiadomo Mazur kocha się w koniu.

-49-

Mazurzy nie zatrzymali się na Araukarji i powiecie Araukaryjskim.   Dla energji ich i zaborczości było tego terenu zamało. Odrazu też poczęli się wylewać poza granicę tego powiatu.   Kie­runek  dalszego  ich marszu miał dwie  drogi.  Z jednej strony poszli na południe i południowy zachód do powiatu Lapa, z dru­giej   strony   poczęli się posuwać   na północ i północny   zachód w stronę Campo Largo i w głąb tego powiatu.   W Lapskiem tworzą już dzisiaj na pograniczu Araukaryjskiego osobną parafję polską w Catanduvie - Serrinhi - Contendzie, wydzieloną z parafji brazylijskiej Lapa.   W skład tej parafji wchodzą kolonje Catanduva, Lagoa das Almas, S. Antonio, S. Miguel, Matto do Dentro, Passo - Passo, Rio de Caixo, Contenda, Campesta, Serriniha oraz Baranówka i Marienthal, (te dwie   ostatnie   powstały   jeszcze w   1880   roku,   oryginalnie   zasiedlone   były   przez   Niemców Nadwołżańskich, a potem skolonizowane przez Polaków i Rusinów.   Razem mieszka w tej parafji około 650 rodzin. Parafja ma trzy kaplice.   Proboszcz Misjonarz ks. P. Kania mieszka na Catanduvie. Szkół jest kilka, też towarzystw. Koloniści mają się bardzo dobrze.  Średnio mają po 30 alkrów tj. około150 mórg polskich. Kolonja rośnie ciągle a w dodatku koloniści idą dalej w parafję brazylijską Lapa i ominąwszy stepy wokoło miasta, do którego od północy już podchodzą, idą dalej w lasy pod Campo da Tenente w okolicę Ponta Nova w dolinie rzeki Rio Varzea.  Tam liczy się ich już około 300 rodzin.   Pozatem idą w stronę Balça Nova w powiecie Campo Largo. W tym to powiecie i w parafji przybywa Polaków również coraz więcej.  Idą oni kilku szlakami.  Od Orleansu przez Campo Magro na Bateias, Ouro Fino i Itambe, od Krystyny na północ w tę samą stronę i na zachód ku  kolonjom Formigueiro,  Rio Verde, Rio Bako i aż ku Rodeo pod Balça Nova oraz poza rzekę Itaqui aż pod S.Luiz ,gdzie w miejscowości Bugre siedzą już licznie Polacy.  W te same okolice idą też Polacy z Araukaryjskiego i Lapskiego.
Proboszczem jest Polak w Brazylji urodzony, ksiądz świecki, tak jak ks. Noch w Araukarji, ks. Wład.Kula. Buduje on obecnie w Campo Largo nową okazałą świątynię. Nie licząc ko­lonji koło Krystyny należących do Thomaz Coelho w powiecie liczy się około 400 rodzin polskich. Częściowo Polacy z Araukaryjskiego wychodzą też w powiat S. José.

Nenhum comentário:

Postar um comentário