quinta-feira, 16 de setembro de 2010

Nikodem P. Pionierzy bez Bandery. 3.

-121-
Godzien pokazu w godle kraju, gdyż stanowi niezbędne uzbrojenie dla mieszkańców sertonu, a w postaci niewielkiego kordelasa przeszedł nawet pod modną kurtke obywatela miasta.
2) Fojs – dla przybysza nowość – rodzaj ciężkiej, nieco dłuższej od dłoni kosy do zarośli, zakrzywionej pod kątem rozwartym i osaczonym na grubym toporzysku. Tnie doskonale krzaki i mniejsze drzewa.
3) Siekiera.
            Każdy z tych narzędzi ma własny zakres działania. Nóż spełnia lżejsze roboty, fojs kosi plątaninę ljanów i oczyszcza teren ze zbitej masy podszycia, aby utorować dla siekiery dostęp do olbrzymów puszczy. Pod sklepieniem ich koron kryje się wieczna wilgoć, raj dla porostów, pasożytów, niezliczonego robactwa, komarów i moskitów. Co krok mrowisko. Brazylję nazwano krajem mrówek, bo wszędzie ich pełno, na ziemi, pod ziemią i na drzewach. Z szamotania się z gąszczem rębaczy wyjdzie pogryziony, pokłuty, odrapany, umorusany, z koszulą w strzępy, zlany własnym potem i rosą lasu, lecz w poczuciu, że hojna dawka kwasu mrówczanego ochroni go od reumatyzmu. Zwite w kołtun i powiązane ljanami konary nie pozwalają upaść pojedynczemu drzewu. Początkujący biedzi się jak umie i każdy pień podcina głęboko, póki gdzieś lina się nie urwie i nie pozwoli runąć gromadzie. Dla znawców owo poszczepianie wychodzi na dobre. Popatrzą w górę, wybiorą grupę i większość drzew nadkrzeszą do połowy, a do skutku zrębują tylko dwa – trzy upatrzone, które lecąco dołamują resztę. Wiele drzew ścina się nie u korzeni, lecz na wysokości pasa rąbiącego. Zabieg ten ma na celu skupienie przyszłych pędów na pniu, gdzie walka z nimi łatwiejsza. Inaczej, poczęłyby bujać z korzeni. Gałęzie ulegają odrąbaniu, aby prędzej uschły.
            Do wyrębu lasu, czyli tzw. z brazylijska rosowania przystępuje się w miesiącach zimowych. Parę tygodni rumowisko schnie, poczem przy pomyślnym wietrze puszcza się na nie ogień. Płomień oczyszcza, a zarazem uprawia rolę. Zależy na dobrem spaleniu. Gdyby się miało nie udać, np. skutkiem nagłego deszczu, cały nakład wysiłków przepada. Na wyrębisko rzuci się zielsko z całym tropikalnym rozmachem i przegoni człowieka.

-122-
            Pod wiosnę zasnuwa się błękitne niebo smugami dymów, powietrze staje się duszne i przepełnione spalenizną. Gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie na widnokręgu wznoszą się ku górze siwe słupy – rolnik przystępuje do siewu. Na zgliszczach pozostają grube, osmalone kłody. Leżą, dopóki nie zgniją. Podobnie pnie. Początkowa lenda osadnika przedstawia widok raczej rumowiska po katastrofie, niż pola do uprawy. Walają się w popiele cenne imbuje, peroby i proste jak świece araukarje. Kto by ich żałował? Na odludziu nie mają żadnej wartości. Ziemia użyźniona od wieków próchnicą i zasilona świeżym popiołem, czeka na przyjęcie ziarna. Nie wymaga dalszej obróbki. Roślinom, które się sadzi, wystarcza niewielki otwór po kiju, byle tylko nasienie spoczęło w roli. Na święto siewu wybiera się cała rodzina. Przodem gospodarz wielkimi krokami odmierza linje i robi otwory patykiem, za nim żona z nasieniem w fartuszku obdziela dziurki ziarnkami, a z tyłu dzieciaki przydeptują zasiew. W ten sposób sadzi się kukurydzę, a między nią fiżon (czarną, krzaczastą fasolę), dynie, oraz ryż. Ziemniaki już po motyce. Żyto i pszenicę po sianiu, przykrywa się lekkim przekopaniem. Ledwie plon odrósł od ziemi, grunt poczyna zielenić się, jak murawa, od trawy, od zielska. Walka z chwastami, to warunek zbioru, w przeciwnym razie w krótce pole zagłuszą. Do pierwszego pielenia kukurydzy rolnik przystępuję, gdy się dźwignęła, drugiego dokonywa równolegle z okopywaniem. Fiżon i kartofle gotowe są za 3 miesiące, a w drugiej połowie lata, można je sadzić powtórnie i dojdą na zimę. Kukurydza późna stoi w polu z obłamanemi pałkami aż do zimy. Mrozy nocne przetrzebią w niej nieco robactwa i da się dłużej przechować. I tak rok po roku, w tym samym trybie osadnik przyczynia sobie coraz więcej ziemi z pod lasu. Czasami całe pagórki szumią kukurydzą jednego gospodarza. O płodozmianie nie ma mowy, kukurydza następuje po kukurydzy, i tak przez lat kilknaście, a czasami i dłużej, zależnie od dobroci gleby.
-123-
Wreszcie, gdy zasiew się nie opłaca, dawne wyrębisko wraca pod las, na ugorowanie. Drzewa rzucają się same i w pierwszym ugorze, przejawiają jeszcze znaczną siłę porostu. Z kolei i ten lasek, tzw. z indyjska kapoeirą, ulega wykarczowaniu i spaleniu, aby dać miejsce pod powrót zbóż i tak w kółko. Okresy uprawy, stają się oczywiście coraz krótsze i mniej wydajne, nawet kapoeira zaczyna rodzić przeważnie badyle.
            Natenczas osadnik, albo porzuca dotychczasowy warsztat, na którym tłukłby już popróżnu, i przenosi się w głąb kraju, na świeże ziemie – albo, gdy okolica zdążyła się rozwinąć, posiadła drogi, miasteczka, koleje, sprowadza pług, zaopatruje się w nawozy sztuczne i poczyna wieść gospodarstwo z płodozmianami na sposób europejski.
30. Mate
            Herwa mate, po hiszpańsku yerba mate (Ilex paraguayensis), jest w obecnych warunkach najcenniejszym podarkiem, jaki od przyrody otrzymały lasy wyżyny Brazylji południowej, w szczególności Parany. W poludniowym Rio Grande zanika, do S.Paulo i Minas Geraes przedostaje się tylko wyspami, pozatem obfituje w Paragwaju i Matto Grosso. Parana do najbogatszych w matę okolic zalicza dolinę nad średnim biegiem Iguasu i powiaty Guarapuawa i Palmas. Krzew rośnie na dziko, towarzysząc zwykle piniorowi. Gleba, na której porasta uważana jest za słabą.
            Drzewko to, wysokości od 3 do 6m. ma cenę dla liści, z których wyrabia się napój, podobny do herbaty. Smakują w nim tak mieszkańcy rodzimych obszarów jak Argentyny, Urugwaju i Chile, którzy piją ją codziennie, nawet kilka razy. Użytkowanie, jak również nazwa maty pochodzą od indjan. Przez Redukcje Jezuickie, napitek rozpowszechnił się na kraje nadplatańskie, gdzie stał się narodowym.
            Hodowla sposobem sadowniczym natrafia na poważne przeszkody, gdyż drzewka trudno się rozmnaża. Można starannie uprawić grządkę i chodzić koło niej pieczołowicie – ani jedno ziarnko herwaciane nie wzejdzie.
-124-
Przesadzanie i odkłady zawodzą. Sposób, w jaki mate rodzi się samorzutnie, nie został jeszcze dobrze podpatrzony. Nasiona o twardej łusce zdolne są do kiełkowania prawdopodobnie dopiero po przejściu przewodu pokarmowego ptaków, wśród których zwłaszcza, w pożeraniu jagód celują papugi w północno wschodniej Argentynie, i to po długoletnich zabiegach. Stacje rządowe rządowe doprowadzają ziarno do kiełkowania przez stratyfikację. Niektórzy koloniści polscy w Brazylji utrzymują, że doszli do własnych systemów mnożenia herwy, lecz tajemnicy, polegającej zapewne także na procesie stratyfikacji, nie chcą wyjawić. W każdym razie, poza Missiones rzadko kiedy widzi się mate posadzoną. Kto w lesie swym znajdzie sporo herwy, posiadł majątek. Byłoby grzechem bór palić i czystą stratą zakładać pole w takiem miejscu. Osadnik zabiera się wtedy do uformowania gaju, zwanego herwalem. W tym celu karczuje zarośla i ścina drzewa, aby dać miejsce i światło dla cennych drzewek o pękatych koronach, które nigdy nie zrzucają liści, a na przymrozki są wytrwałe. Krzew obcina się, co cztery lata i wtym celu dzieli się zagajnik na ćwierci, do których do każdej nawraca się po trzech latach spoczynku. Zbioru dokonuje się w miesiącach zimowych, w terminie prawnie oznaczonym, po którym ustawa wzbrania ciecia. Wszystko, co żyje wyrusza natenczas w lasy, przedewszystkiem kabokle, którzy się w zbiorze mate wyspecjalizowali. Także fazendejrzy, żyjący w mieście, podążają do swych posiadłości, a za nimi ciagnie gromada agentów i pośredników.
            Tnie się sposobem bardzo pierwotnym, bez myśli o uszanowaniu krzewu. Pod fojsem czy fakonem padaj a drobniejsze gałęzie, pozostawijąc pień z nawpół gołemi ramionami, o szacie podartej w strzępy. Nacięte chroście podaje się przypiekaniu nad ogniem, które ma na celu podsuszenie liści i zatrzymanie ich zieleni.

-125-
Do celów domowych zabieg ten wystarcza, upraszcza się go przez włożenie kilku gałązek do pieca po wyjęciu chleba. Indjanie sami nie wyszli prawdopodobnie poza to pierwsze przypalanie. Do nabycia cech artykułu handlowego herwa wymaga jeszcze dalszych przeróbek. Op[arzone gałęzie zbiera się w wiązki i układa się na rusztowaniu nad polnym piecem, gdzie pocą się i schną do reszty. Należy utrzymać umiar, bo jedna nieostrożna iskra gotowa całą budę zmienić w słup ognia. Po wysuszneiu młóci się na grubo kijami lub walcem drewnianym, pociąganym przez konia jak w kieracie, poczem półprodukt przechodzi w ręce kupców i pośredników, aby powędrować do ostatecznego przygotowania w młynach herwowych. W samej Kurytybie, stolicy przemysłu i handlu maty, istnieje takich młynów kilkanaście. Stąd po przemiale i upakowaniu w beczułkach piniorowych dostaje się ładunkami – wagonami kolejowymi do portów, gdzie okręty zabierają ją w dalszą droge.
            Niema statku, odpływającego z La Platy, aby się beczkami nie wypchał po brzegi. Wywóz roczny brazylijskiem maty doszedł do 100 tysięcy ton, wartości około 2 milionów funtów szterlingów. Więcej niż połowa przypada z tego na Paranę, gdzie w ostatnich czasach rozwinęło się nowe, czysto hiszpańskie środowisko herwowe, położone wzdłuż rzeki Parany. Pracują tam potężne spółki argentyńskie, które pobudowały w puszczach liczne drogi a nawet wązkotorową kolejkę dla obejścia katarakt Guairy. Do komunikacji z rynkami spożycia służą im liczne statki na rzece. Kto znajddzie się w tych odległych, zachodnich stronach, ktęci głową z zadziwienia jak dalece żywioł kastylijski rozrósł się tam z powrotem. Jedna trzecia wywozu herwy tonie w Urugwaju, resztę zabiera Argentyna, która z zapasu swego obdziela potrosze i Chile. Niema chyba domu w miastach i pampasach, gdzieby jej miało brakować. Pije się ją w postaci silnego naparu, zwanego szymaronem, pociągając przerz rurkę zawartość tykwy. W miastach dostaje się na stół, przygotowany na wzór herbaty i osłodzona. Uchodzi za środek orzeźwiający, gaszący pragnienie i pomagający trawieniu.
-126-
W krajach gorących, gdzie podstawę pożywienia stanowi mięso i tłuszcz wieprzowy, zalety te nabierają na znaczeniu. Jak w polu trudno spotkać gausza bez konia i lassa, tak niepodobna wyobrazić go sobie w jaskiniowatym domku z darni bez nieodstępnego szimaronu, szczególnie gdy goście zawitali.
            Do Europy mate nie przedostała się, pomimo propagandy. Rynki światowe nie przyjmą jej wcześniej, zanim sposób przygotowania nie dozna ulepszeniu. W obecnym stanie, jest to ziółko niechlujnie przysposobione, do niedawna jeszcze pakowane w worki ze skóry mułów. Nawet reszta Brazylji, poza trzema południowymi stanami i Matto Grosso, niezna go całkiem i nie używa.
            Jak dalece przemysł herwowy związał się z polski osadnikiem, wystarczy przytoczyć, że wyrób po jego przybyciu, zwiększył się ośmiokrotnie. Dzisiaj Parana eksportuje rocznie około 80 milionów kilo maty, a przed 1870r. zadawalała się wysyłką 10 tysięcy ton. Skarb stanu zgarnia na herwie podatkami i cłami miliony milrejsów. Jak S.Paulo stoi kawą, tak Parana matą.
            Młyny centralne i handel eksportowy pozostają w ręku brazyljan. Przy zbiórce natomiast, pierwszym suszeniu, pośrednictwem między kolonistą i eksporterem, polacy zajmują conajmnie połowę pola. Czy kupiec, czy osadnik, gdy wskazuje na herwę nie omieszka nadmienić: „to jest nasza brazylijska pszenica”.
            Już ci też i w każdym polskim domku przyjmą gościa nieodmiennie szymaronem: kujką (tykwą), bombą (rurką) i czajnikiem wrzątku. Tykwa wędruje z ręki do ręki, rurka, z ust do ust. Zaczyna gospodarz, gdyż drugi i trzeci napar, mają być lepsze od pierwszego. Świeży przybysz, najpierw za przeproszeniem spluwa z niesmakiem po pociągnięciu, ekstrakt jest gorzki, niesłodki, później się przyzwyczaja. Osadnicy pociągją matę już od samego rana, nawet na głodno. Niera zdarzyło mi się zagadnąć: wrócimy do kraju? Otrzymałem odpowiedź pół żartem, pół serio: Et, cobym tam bez herwy począł?

-127-
31. Pinjor.
            Pinjor (Araucaria brasiliensis), tworzy jednolite, lub mieszane lasy na wyżynie. Po stepach układa się w niewielkie wieńce. Zgoła niedostępny sąsiad herwy, grupuje się tylko w trzech południowych stanach. Karleje, gdy go posadzić na wybrzeżu, lub w sąsiedztwie Montevideo. Jest tak na wyżu powszechnym, że opanowywa krajobraz, i na równi z mate wszedł do godła stanowego Parany. Uliścieniem i miąższem odpowiada naszej sośnie, lecz pień ma równy i prosty, dochodzący do 40m. wysokości i 2m. średnicy. Za młodu ma postać jodły i świerka z ugałęzieniem na kształt stożka, im starszy, tem bardziej przybiera kształt odrwróconego parasola, lub żydowskiego kandelabra. Wierzchołek przestaje wreszcie rosnąć. Natomiast konary wydłużają się i podnoszą w coraz wyższym łuku, aż koszmi igliwia sięga do wysokości czuba. Oznacza to koniec araukarji, która też wkrótce usycha. Jest to jedyne zapewne drzewo, które zapowiada swoją śmierć. U każdego innego nie wiadomo, kiedy przyjdzie kres, zresztą samo podsychanie niektórych gatunków rozciąga się na lata. Araukarja brazylijska umiera po uformowaniu z konarów misy. Pinjor nazywają drzewem smętnem. Istotnie, starcze jego ramiona, wyciągniete ku niebu nad łysym stepem, naśladują gest błagalny. W zachodzącym słońcu łuski kory palą się kolorem zorzy, jak u litewskich czerwonych borów. Ciężko byłoby bezeń samotnikowi. Daje łatwo deski na domek i sprzęty, a gdy kolej podejdzie, każdy pień zamienia się w ładny pieniądz. Z jednego drzewa można mieć można mieć coprawda 16 tuzinów desek. Co najmniej 90% południowej Brazylji pobudowało się z pinioru, ba, nawet w miastach, kamienice często posiadają tylko ściany zewnętrzne z cegły, a cały podział wnętrza składa się z desek.

-128-
Pinior, jak wszystkie prędko rosnące, wytwarza rdzeń miękki i gąbczasty, Przy wysychaniu traci 60% wagi. Ta też, jak w Polsce świerk czy sosna, poza materiałem budowlanym, służy tylko do desek, wyrobu skrzyń i lichszych mebli. W miarę wilgoci w powietrzu, pęcznieje lub kurzczy i gnije.
            Obecną wartość przedstawiają jego smolne, twarde jak kiamień sęki. Lokomotywy kolejowe używają ich zamiast węgla. Pod ręką stolarza, na tokarce powstają z nich prześliczne, płomienisto zabarwione wazony, kolosze do lam i inne przedmioty galanteryjne.
            Od założenia pierwszej kolei, a więc od 40 lat, wszystkie trzy południowe stany tną i tną bory araukaryjskie na eksport. Główne rynki zbytu znajdują się w Rio de Janeiro, S.Paulo, oraz w Argentynie i Urugwaju. Nad LaPlatą pinjor musi staczać walkę konkurencyjną ze świerkiem norweskim i kanadyjskim, który go bije tańszymi kosztami przewozu. W samej Paranie pracuje 250 tartaków, które obrabiają rocznie pół miljona metrów kubicznych drzewa.
            Udział polaków w tym przemyśle jest znaczny, acz nie tej miary, co przy macie. Wciąż się on, chowa ze sprzedażą drzewa na pniu, przewozem, pracą najemną po przedsiębiorstwach, a w mniejszej mierze handlem, posiadaniem tartaków czy stolarń, albo fabrykowaniem beczułek dla maty. Ponadto w dziedzinie drzewnej do zajęcia, opanowanego przez polaków, należy dostarczanie opału dla miast i do kolei. W okolicach, gdzie lasów już mało, a zbyt pojemny rynek, jak np. Kurytyba, niejeden nauczył się zalesiać nieużytki brakatingą, drzewem o szybkim poroście jak eukaliptusy, a palności jak u buka. Człowiek niszczy puszczę brazylijską z przerażającą zachłannością. Co nie pod ogień, to pod piłę. Zalesienie sztuczne jest tak słabe, nawet przy hodowli eukaliptusów w Rio Grande, że nie wchodzi zgoła w rachubę. Tam też klimat zdaje się nabierać na ostrości, odznaczającej się z jednej strony dłuższymi okresami suszy, a z drugiej, silniejszymi przymrozkami.
-129-
Kalendarz gospodarczy dla wyżyny Brazylji południowej.


Styczeń
Luty
Marzec
Kwieciń
Maj
Czerw.
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Paździer.
Listopad
Grudzień
Pory roku
Upały




Przymrozki


Wiosna


Upały
Kukurydza



Zbiórka
zbiórka



sadzenie
sadzenie
sadzenie

Żyto, pszenica
zbiór





sianie






Ziemniaki
2.sadzenie


2.zbiór



1. sadzenie



1. zbiór
Bataty


zbiór
zbiór




sadzenie
sadzenie
sadzenie

Fiżon
2.sadzenie

2.zbiór
2.zbiór



1.siew
1.siew


1.zbiór
Ogrodowizna

Siew i
sadzenie




Głowny
siewu
Czas
sadzenia




Gospodarka leśna






Ścinanie
I palenie
lasu





-130-

XI. Gospodarstwo rolne
32. Pionier nowoczesnego rolnictwa pod zwrotnikiem.

            Na równi z innymi państwami pochodzenia kolonjalnego Brazylja ma bardzo jednostronną budowę gospodarczą. W handlu międzynarodowym znaczenie jej polega na dostarczaniu produktów plantacyjnych i leśnych, a nabywaniu wyrobów przemysłu i środów żywności. Wywóz brazylijski składa się wyłącznie z przedmiotów pochodzenia roślinnego. Na przetwory zwierzęce i produkty kopalniane pozostaje ledwo 1/10. Monopol artykułów gospodarskich nie budziłby obaw, gdyby i jemu z kolei nie było brak równowagi. Opiera się on na kawie, która stanowi 2/3, a w niektórych latach i ¾ eksportu, mimo, że zbyt jej jest ograniczony. Jak kruche są układy takiego układu, okazało się na kauczuku. Kilkanaście lat temu kawa dzieliła z kauczukiem rolę, który był jednym z głównych filarów bogactwa kraju, a w szczególności Amazonji. Po rozroście sztucznych plantacji angielskich i holenderskich na południu Azji nastąpiła katastrofa, drzewa kauczukowe znad Amazonji, poszły w zapomnienie. Równocześnie Brazylja zmuszona jest sprowadzać z zagranicy masę środków żywnościowych, chociaż sama jest krajem rolniczym. Żyje więc obcą pszenicą, nie posiada nawet własnych przerobów mlecznych. Kupuje nadto trunki, owoce, konserwy, cebulę itd. Gdyby kraj nie był otrzymał napływu osadników z Europy środkowej, południowe stany stałyby do dzisiaj zaporożem. Może trochę ruchliwszym od Matto Grosso i Goyas, lecz zawsze z piętnem sertonu, nieposiadającego warunków do gospodarstwa plantacyjnego. Na kawę i trzcinę cukrową poza skrawkiem Parany za zimno, pod pszenicę stepom tutejszym brak przymiotów pampasów. Z ręki tubylca urosła na większą skalę hodowla bydła, ale tylko w Rio Grande. Daleko jej pozatem do miar nadplateńskich.
-131-
            W ogóle luzobrazyljanin nie poszedł poza puszczę i plantację, względnie wypas bydła. Jako kaboklo wnika w bory i żyje z ich bogactw w trybie pół koczownika. Mieszaniec krwi portugalskiej i indyjskiej poniósł niewątpliwie zasługi przy zdobywaniu i zaludnieniu dalekich wnętrz, lecz z punktu gospodarczego znaczenie posiadł niewielkie. Cóż z tego że, przezeń jako najliczniejszego obywatela, liczba ludności państwa idzie w dziesiątki miljonów, kiedy te masy z nikłą wytwórczością i brakiem potrzeb, nie dorastają do poziomu, osiągniętego przez trzechkrotnie mniejszą Argentynę. Nawet plantator, który stał się kamieniem węgielnym niezawisłości politycznej i ekonomicznej, nie zdołał dotychczas stworzyć gospodarstwa ściśle niezmiennego. Pracuje sposobem przerzutnym i zmienia ziemie wyczerpane na świeże. Na wschodzie stanów S.Paulo, Rio i Minas, ciągną się setki mil kwadratpowych w opuszczeniu, bo kawa już nie rodzi. Gospodarkę rolną, polegającą na uprawie ziemi, wprowadził do Brazylji dopiero osadnik. W żadniej innej dziedzinie rola chłopa, jako pioniera, nie wystąpiła wyraziście. Przy karczowaniu boru i zbiorze herwy za poprzednika i towarzysza miał kabokla – nad skibą stanął pierwszy i sam. Na szerokości zwrotników, europejczyk jest zjawiskiem świeżym i brak mu doświadczenia w nowych stosunkach. Zaczął on posługiwać się niewolnikami i trzyma się do dziś plantacji, nawet w Stanach Zjednoczonych i Australji. Tylko niektóre ze starych, miejscowych narodów, jak chińczycy i egipcjanie, drogą tysiącleci doszły do wysokiego zagęszczenia. Chłop polski w Brazylji, był jednym z pierwszych mieszkańców starego świata, którzy strefę zwrotnikową postanowili zdobyć, w drodze odrębnych wzorowanych, wszechstronnych gospodarstw. Wiadomości wyniesione z ojczyzny, mogły mu posłużyć najwyżej za ogólne wskazówki. W jakże innych bowiem przyszło mu pracować warunkach.
            Klimat. Na jego ukształtowanie wpływa z jednej strony sąsiedztwo zwrotnika, a z drugiej wyżyna. Niema śniegu. Ziemia nie wypoczywa, spowita wieczną zielenością, nie kruszy się pod lodem, ani nie nawilża w roztopach.
-132-
Latem słońce prosto nad głowami przypala do tego stopnia, że po grudzie nie można stąpać boso bez poparzenia stóp, a na zagonach omdlałe rośliny w godzinach południowych zwieszają liście. Obfitość deszczów znaczna, lecz często za gwałtowna. Upał wypija wilgoć po paru dniach. Naświetlenie słoneczne, jednakże wskutek niewielkiej różnicy pomiędzy długością dnia i nocy krótsze, niż za lata europejskiego.
            Wyżyna z jednej strony wpływa na złagodzienie ciepła, ale z drugiej powoduje szorstkie zmiany i niestałość temperatury. W ciągu doby termometr odbywa parakrotną wędrówkę w górę i nadół. Noce letnie przeważnie chłodne, czasem nawet zimne. Przymrozki zimowe zaczynają grozić od końca kwietnia. W sierpniu zwykle ustają, lecz nieżatko nawracają jeszcze w paździeniku, a nawet w listopadzie, gdy ma się ku zbiorowi kartofli i fiżonu. Niebezpieczeństwo za wczesnych i spóźnionych mrozów, to jeden z najdokuczliwszych kłopotów rolnika. Ginie wiele okopowych, jeżeli nie ratować ich zasypaniem ziemią lub rozpaleniem dymnego ogniska. Osadnik stara się też wykorzystać okoliczność, że w sąsiedztwie lasu i na pagórkach, powietrze zazwyczaj podczas nocnych przymrozków jest cieplejsze, aniżeli na dolinach i miejscach otwartych.
            Gleba. Napisano o niej już sporo i przeprowadzono badania laboratoryjne, lecz spostrzeżenia praktycznie zawdzięczamy głównie osadnikowi, a to nie zawsze idzie w parze z wynikami teoretycznymi. Powstały z bazaltów, granitów. Lateryt daje wskutek znacznej zawartości rdzy żelaznaj, ziemię czerwoną, która tworzy podglebie i nadaje charakterystyczny wygląd drogom brazylijskim. Na stepach zawiera ono mało gliny, wszędzie przeważnie miał sypki, a osadzona na niem warstwa humusu, ma również własności fizyczne popiołu. Stąd kampy są ziemiami suchemi. Skiba rozbija się w proch, brak jej gruzełkowatości, która w uprawie ziemi ma tak wielką rolę. Doliny stepów o wodzie podskórnej, po osuszeniu, dają doskonałe zbiory, co zdaje się wskazywać, że łysym pagórkom brak przedewszystkim wilgoci. Po lasach podglebie jest więcej gliniaste, warstwa urodzajna o wiele grubsza, polepszają się również własności fizyczne, wywierające wpływ na szafowanie zapasem wilgoci.

-133-
Rolnik zwykł opierać sąd o rodzaju gleby na wyglądzie lasu. Gdzie rosną drzewa miękkie, piniory, herwa mate i trzcina, tam ziemia lichsza, na dobroć terenu wskazują drzewa twarde. Jednakże nawet miejse układ cechuje nieznajomość. Nieraz na kawałku równomiernie uprawionym zanć w plonie pasy i koliska, znamionujące różnice w dobroci gruntu.
            Uprawa. Spalenie wykarczowanego lasu powoduje niewątpliwie, chwilowe podniesienie żyzności pola przez zasilenie potasem z popiołu, lecz na dalszą metę okazuje się szkodliwe. Gdy kaboklo pozostał jeszcze wyłącznie przy uprawie ogniowej, osadnik dawno już pszeszedł do orki. Wskutek pagórkowatości terenów, pługi wywrotkowe znajdują się w częstym użyciu. Pług i zaprząg muszą być bardzo silne, aby podołać pniakom, korzeniom i darniom. Plugi z Polski, które niedawno sprowadzono, były dobre do łęgów nadwiślanych, lecz w Paranie gięły się nawet na kampach. Miejscowi kowale polscy dochodzą powoli do zbudowania typu, odpowiadającego miejscowym warunkom. Górzystość ma obok innych i tę złą stronę, że ulewy tropikalne porywają masy żyznej ziemi w doline. Plantacje kawowe starają się zapobiedz gwałtownego deszczu przez kopanie rowów poprzecznych na stokach. Obornika jest bardzo mało, bo bydło w zimie i w lecie jedynie nocą przebywa w stajni i na udój gospodarze starają się zastąpić go zielonym nawozem, który daje dobre wyniki. Głównie jednak zasila się rolę nawozami sztucznymi. Wszystkie kolonje podkurytybskie sprowadzają je corocznie całymi wagonami. W najczęstrzem użyciu znajdują się fosforowe, przyczem mączki kostne są wyrobu miejscowego. Reszta nawozów sztucznych płynie z Niemiec. Chorzów i Kalisz mogłyby liczyć na dobry zbyt swych produktów. Na takiem podłożu rozpoczął osadnik gospodarkę europejską. Wyruszył w pole wydarte puszczy, z pługiem, nawozem, różnorodnem ziarnem, dał roli płodozmian i tworzy z niej warsztat trwały.

-134-

33. Rośliny uprawne.
            Kukurydza. Jest to jeden z najcenniejszych darów nowego świata dla gospodarstwa światowego. Znali ją inkasji (maiz) i tupisi (avati). Długi przeciąg uprawy, jakoteż łatwość selekcji ziaren siewnych sprawiły, że nie tylko rozbiła się na  szereg odmian, wczesnych i późnych, wysokich i niskich, o ziarnie żóltym, czerwonym, białem itd…, lecz równocześnie, że stało się rośliną jako jedno z najbardziej wydajnych. Trzechsetny plon na pojedynczym pniu nie należy do żadkości. Wśród krajów produkujących kukurydzę Brazylja wybiła się ostatnio na drugie miejsce, następne – co prawda bardzo odległe – po stanach Zjednoczonych. „Milho” wiąże się ściśle z gospodarką osadnika, gdyż Rio Grande jest pierwszym, a Parana czwartem z rzędu stanem kukurydzianym. Zajmuje wśród zbóż naczelne miejsce. Leży pod nim w Rio Grande 7 a w Paranie 3 tysiące klm.², czyli połowa ziemi uprawnej. Na starszych, wyzyskanych ziemiach sadzi się ją w dołki, zaprawione uprzednio nawozem. Łodyga nosi zazwyczaj jedną pałkę, którą się przed zimą nadłamuje, aby ziarno uchronić od deszczów i ptactwa.

-135-
W zużytkowaniu kukurydza zastępuje co najmniej owies, jęczmień i pszenicę. Stanowi karmę dla koni, świń, drobiu, krów, które się dobrze na niej pasą. Na stół dostaje się codziennie w postaci spaszonej i mąki (włoska polenta, ruska mamałyga), domieszki w chlebie, a w czasie owocowania, ugotowana na zielono. Przemiału dokonują dziesiątki młynów, rozsianych po okolicach rolniczych. Liście z baziek służa na podściółkę w stajni, do sienników i wreszcie do zwijanie skręcania papierosów. Kto pali, nie omieszka mieć w kieszeni kilku listków. Skutkiem robaczywienia, któremu udaje się zapobiedz tylko na małą skalę, zapas kukurydzy wyczerpuje się szybko i ceny jej między okresem zbiorów i przednówkiem, wykazują zawsze wysoką różnicę.
            Fiżon. Przyszedł z Afryki, lecz tak doskonale się uprawia wśród roślin, że zajmuje drugie miejsce. Jest to radzaj krzaczastej fasoli, o czarnem, twardem ziarnie. Sadzi się go rzędami w odległości 30cm, lub też używa na plon dotatkowy w kukurydzy. Jest wrażliwy na przymrozki, wolny od szkodników polnych, po zbiorze robaczywieje. Dochodzi w 3 miesiące. Stanowi podstawę pożywienia brazyljanina, szczególnie w lesie. Nie brakło go na stole ostatniego cesarza. Do ugotowanie potrzebuje kilka godzin czasu, bywa spożywany z ryżem, mąką mandziokową i mięsem, u brazyljanina suszonem (szarką). Podczas wojny światowej otwarł się przed nim w Europie pojemny, lecz chwilowy rynek.
            Manjok. Roślina ta znana już indjanom, należy do okopowych, kilkuletnich i fomuje grube, bulwiatse korzenie, które służą człowiekowi. Neleży do wilczomleczowatych.
-136-
Istnieją jej dwa gatunki: późniejszy – trujący (mandjoka brava – manihot utilissima), oraz mniejszy i wcześniejszy, a wolny od trucizny (aipim, Maipi). Udaje się na ziemiach lekkich, daje doskonałe zbiory, nawet na stepach. Jak wiele innych roślin w krajach tropikalnych, przyjmuje się nader łatwo z ucietej łodygi o kilku oczkach. W okolicznościach sprzyjających, zbiera się z hektara 45 ton georginjowatych korzeni. Ajpa nadaje się do spożycia po ugotowaniu jak ziemniaki, do których jest w samaku nieco podobną. Odmiana trująca musi przejść przez szereg zabiegów, mających na celu odprowadzenie szkodliwego mlecza, zebranego głównie pod naskórkiem. W tym celu, korzenie obiera się ze skóry, myje, rozciera na masę, a następnie praży. Tak przysposobiona mąka służy za dodatek do fiżonu na stół. Ponadto wyrabia się z niej łatwym sposobem krochmal i tapiokę.
            Tytoń. Krewniak ziemniaka, rodem amerykanin, uprawiany bywa w niektórych osiedlach, rozporządzających dobrą ziemią, na większą skalę. Słynie nim przedewszystkim Bahja, następne największe pole uprawy, to Rio Grande. W Paranie hoduje się go w leśnych kolonjach na zachodzie. Do handlu wewnętrznego dostaje się w formie długich kręconych, czarnych lin. Z odbiorców zagranicznych na pierwszym miejscu stoją Niemcy. Tytoń brazylijski ma opinję mocnego, lecz niejednolitego i lichszego gatunku. Polacy uprawiają go sporo.
            Bataty. (batata doce, Ipomea batatas), roślina bluszczowata, otrzymuje bulwy w wielkości pięści, o słodkim smaku. Zasadza się ją, może pozostać w ziemi po zmarznięciu naci i stąd dobywa prosto do użytku. Zastępuje kartofle.
            Orzeszki ziemne. (Amendoim, mani, Arachis hypogaea) z rodziny motylkowatych, dają przy korzeniach pęki strąków, zawierające oleiste owoce o smaku migdałów. Produkcja niewielka, gdyż zapotrzebowania zagranicznego niema. Służą także do tłoczenia oleju.
-137-
            Rycynus, rośnie na dziko, przy niewielkim zbycie. S.Paulo posiada go już w naturze, korzystając z rynku stołecznego.
Sprowadzane.
            Pszenica. Oko w głowie rządów stanowych i federalnego, łożących wielkie sumy na rozwój jej uprawy, aby chociaż częściowo uniezależnić od dowozu argentyńskiego. Do początków ubiegłego wieku udawała się ponoć dobrze na całej wyżynie aż w głąb Brazylji środkowej. Zaraza rdzy i śniedzi wypleniła ją w ciągu niewielu lat. Polacy tradycyjnie poświęcają jej mniej uwagi niż żytu, ku zakłopotaniu czynników rządowych, które sprowadzają ziarna siewne z zagranicy, aby rozdawać ją darmo między rolnikami.
            Niestety, Brazylja długo będzie jeszcze czekała na chleb z własnej mąki. Wszystkie dotychczasowe próby zawodzą w mniejszym lub większym stopniu. Pszenica nie wyszła jeszcze z okresu próby i doświadczeń. Na ryzyko uprawy może pozwolić sobie tylko drobny rolnik i to dodatkowo. Najlepiej udaje się ona w Rio Grande, która ma zimy ostrzejsze i klimat zbliżony do argentyńskiego. Wymaga ona ziemi jak najstaranniej uprawnej, niezachwaszczonej, gdyż rozkrzewia się długo, jakby pod śnieg. Sieje się ją wcześnie, w początkach zimy. Niektóre odmiany zdają się wreszcie zapowiadać możliwie dostosować do miejscowych warunków. Współdziała tu dobór nasion i dłuższe doświadczenie.
            Zboża. Chłop widzi swój chleb powszedni w życie i jemu daje po kukurydzy pierwsze miejsce. Cóż, kiedy brazyljanie i mieszczanie nie smakują w czarnym chlebie. Więc choć żyto rodzi się dobrze i udaje się nawet dobrze na gorszych ziemiach, zbyt ma ograniczony, a uprawa ogranicza się do spotrzebowania domowego. Brazylja nigdy wcześniej nie słyszała o życie, jest ono ściśle polskim wynalazkiem. Słoma pokupna służy bowiem do wyrobu słomianek na butelki. Do roślin wprowadzanych przez polaków i wyłącznie przez nich chodowanych, należą ponadto owies, jęczmień, hreczka i len.

-138-
Pierwsze dwa są są dosyć zawodne w zbiorach, ostatnie udają się dobrze, gryka nawet wspaniale. Poluje na nie ptactwo i znoszą ją mrówki. Dla lnu brazyljanie poświęcili z początku sporo uwagi. Zainteresowanie nie wyszło jednak poza przyglądanie się i mimo hucznych projektów, przeróbka lnu pozostała przy sposobach pierwotnych. Zboża te odgrywają jedynie wewnątrz gospodarstw, do handlu przedostają się w ilościach niewielkich.
            Ryż, poza niektórymi kolonjami w Rio Grande i S.Paulo, dla osadnika ma podrzędniejsze znaczenie. Opłaca się w okolicach, gdzie może być nawodniony. Rynek jego w ostatnich kilkunastu latach rozszerzył się ogromnie, gdyż kraj od przywozu, przeszedł nawet na wywóz ryżu. Zapewne brak doświadczenia i tradycji spowodował, że chłop nie poświęca mu należytej uwagi.
            Ziemniaki. Rodzime, plenią się dziko nad Urugwajem i Paraną po lasach, a jednocześnie wskutek wędrówki przez Europę tak dalece obce, że krewniak leśny, tylko po formie liści i budowie kwiata poznałby uszlachetnionego brata. Kartofel w pierwszym stanie ma niską, rozłożystą młodygę, która strzela z każdego członka korzenia, zdolny byłby zachwaścić uprawne pole, jak perz. Bulwek, formuje mało i niewielkie, na podobieństwo groszku, najwyżej orzeszka laskowego, korzenie zato ma bardzo rozłożyste, o licznych podłużnych zgrubieniach. Czterysta lat hodowli – i taka różnica. Indjanin kartofla nie uprawiał. Brazyljanin, gdy go ujrzał po powrocie z za morza, nazwał go batatem angielskiem – dla odróżnienia, od batatów słodkich. Jak w Polsce, tak i w Brazylji u chłopa, wśród okopowych, ziemniak zajmuje pierwsze miejsce. Kartofle z S.Feliciano i M. Pimentel w Rio Grande, są poszukiwane na rynkach w Porto Alegre i Pelotas, a przez nie idą nawet do Santos i Rio de Janeiro.
-139-
Zeszły lata zanim to nastąpiło. Jeszcze dr. Kłobukowski 7)  wyrzuca osadnikom że uprawiają za mało kartofli, a Rio de Janeiro sprowadza je z Europy. Parana do dzisiaj produkuje ziemniaki chropawe i robaczywe, które poza jej granicami nie mogą znaleźć wzięcia. Nawet Rio Grande dożywia się przywozem argentyńskim. Tajemnica leży w tem, że przybysz „angielski” nie wszędzie do praojczystego gruntu już się przystosował. Wyradza się. Trzeba go odnawiać nasieniem z za morza. 
1)       Dr.Stan. Kłobukowski, Wycieczka do Parany, Lwów, 1909, str.172.

Drzewa owocowe pochodzenia europejskiego jak gruszy i jabłonie, mimo wieloletnich prób, są również dopiero w drodze aklimatyzacji. Rosną na ogół marnie. Nie umieją dać sobie rady z klimatem. Pragnęłyby spoczywać pełne pół roku. Liście tracą przy mrozach, a nowych dostają późną wiosną, w gorącu. Owoce dają drewniaste, płone, jak zielsko polne. Na ogół lepiej im się powodzi w Rio Grande, niż w Paranie.Otrzymane tu i ówdzie lepsze wyniki, a niektóremi odmianami, zdają się zapowiadać, że w przyszłości, rolnikowi uda się zapewne rozszerzyć i sadownictwo, lecz będzie to jeszcze droga długa i ciężka. Sadzonki, przy rozmnażaniu z oczek wykazują, że umieją wykorzystywać nowe warunki. Byle kilkanaście kijków zatknąć w ziemię i podlewać, znaczny odsetek puści korzenie.
      Dobrze natomiast przyjęły się pomarańcze i wino. Tylko, że dla pierwszych, nietracących liści, pewne okolice są za zimne. Pomarańcze udają się lepiej w nadmorskich, ciepłych nizinach, owoc wyżynny ma mniej słodyczy i mniejszą objętość. Posiada je każde polskie domostwo, gdzie tylko przymrozki zbytnio nie dokuczają. Winem zajmują się przedewszystkiem włosi. Dochowali się już kilku dobrych odmian. Stanem winogradowym można by nazwać Rio Grande, w Paranie krzakowi nieco przyciepło, ogranicza się do wyżyny.
-140-
Z polskich winnic tłoczących przednie gatunki win, należy wymienić plebanię w Orleansie pod Kurytybą i gospodarstwo Rumualda Krzesimowskiego, przy stacji Dorizon.
            Ogrodowizna. Rosną dobrze wszystkie gatunki włoszczyzny znane w Europie, jednakże pod warunkiem, że nasienie pochodzi ze strefy umiarkowanej. Od regóły uchylają się tylko niektóre jednoroczne, jak grochy, fasole, ogórki, dynie, pomidory, a z dwurocznych cebula, które dają dobre plony nawet, gdy pochodzą z ziarna, zebranego na miejscu. Ale i dla nich dobrze zmieniać nasienie co parę lat, ponieważ się wyradzają. Pomidory, które są także południowo-amerykańskiego i hodowane były przez inkasów, kiedy koło opuszczonego domostwa w lesie, rozsiewają się same, wracają szybko do dzikiego stanu. Reszta, tak sałaty, szpinaki, rzodkiewki, jak kapusta, buraki, marchew itd., jeżeli wywodzą się z nasienia brazylijskiego, wydają chwasty strzelające w ziarno. Hodowla nasion w Brazylji spoczywa w powijakach. U jednorocznych da się jeszcze osiągnąć jako takie wyniki przez przesadzanie nasienników. U dwurocznych nawet przerwanie okresu rośnięcia – przy upalnych dniach zimy, trudno do przeprowadzenia – nie jest w stanie zaperwnić ziarna spolegliwego. Kapusta takiego pochodzenia da zaledwie w połowie głowy, reszta pędzi w kwiat. Kłopot dla gospodyń, przyzwyczajonych od prababek mieć do ogródka ziarno własnego chowu. Sprowadzanie nasion spoczywa przeważnie w ręku niemców, którzy rynek zapaskudzili. Najlepsze ważywa otrzymuje się w ogólności z nasienia francuskiego, przy kapustnych z holenderskiego i duńskiego. Nasiona z Polski, które się stały jednym z pierwszych artykułów stałego dowozu, okazały się dobre. Brak im wszelako czystości i jednolitości gatunku, szwankuje nadto dostawa.

-141-
34. Hodowla bydła.
Na ten polu znaczenie międzynarodowe Brazylji jest jeszcze niewielkie, pozwoliła ubiedz  się dalej Argentynie. Hodowli sprzyjają olbrzymie przestrzenie stepów wyżynnych, gdzie bydło nie cierpi  ani od zbytnich upałów, ani nie doznaje skutków zimy i śniegu. Dają się zato we znaki pasożyty, przedewszystkiem kleszcze,które obsiadają zwierzęta chmarami.
Przez długie wieki tubylec pozostawiał bydło samemu sobie, które bez opieki marniało i dziczało. Zwyczajnie raz w rok odbywało się tzw. rodeio, spędzanie lub znęcanie solą stad w okre­ślone miejsce, gdzie dokonywano przegląu. Przy pomocy lassa gauczowie wyłapywali pojedyncze sztuki, aby narostowi wypalić ogniem markę wła­ściciela, chore potraktować preparatami rtęci, osobniki mniej dorodne wykastrować, podpasłe zająć i pognać na sprzedaż. Przez reszti roku tabuny nie widziły zgoła człowieka. Fazendy o ty­siącach sztuk bydła nie widziały ani kropli mle­ka.
Dopiero ostatnie dziesiątki lat przyniosły zmiany. Spowodował to przedewszystkiem euroejski popyt na mięso, skóry i wełnę. Pomyślano o dopływie nowej krwi do zmarniałej rasy, sprowadzo­ne nawet garbate zebu. Na czele postępu hodowla­nego kroczyło Rio Grande, pierwszy stan, co do ilo­ści bydła. Jest ono dlań tem, czem dla S.Paulo kawa, dla Parany mate. Z 40 miljonów głów bydła brazylijskiego, 12 miljonów przypada na Rio Grande.
Hodowla bydła ma w dalszym ciągu, za zadanie dostarczanie mięsa, wzglednie narostu.. Przy sprowadzaniu rozpłodników, człowiek nie kieruje się zaletami mleczności, a tylko wagą. Po opasie stad na wiosennej, soczystej trawie, zaczynają je w grudniu skupywać wielkie zakłady rzeźnicze. Jedne suszą mięso na tzw. „szarkę” i zaopatrują w nią rynek węwnętrzny, inne wysyłają produkt uboju w stanie mrożonym w konserwach do Europy i Stanów Zjednoczonych. Pierwsze są przedsiębiorstwami krajowemi, a ostatnie należą do koncernów amerykańskich lub angielskich. Mięso suszone poza Brazylją znajduje zbyt tylko na wyspie Kubie.
-142-
            Krowy. Osadnik zastał kilka typów bydła rogatego: w Rio Grande silną i wielką odmianę franqueiro, w Paranie małą, byle czem się kontentując krowinę leśną, zwaną olką. Tu i ówdzie sprowadzone z Goyaz karaku. Odgrodził dla nich paśnik. Tak powszechnie przyjętego w Polsce przyjętego stanowiska pasterza, które dla każdego dziecka wieljskiegostaje się wstępem w życie – Brazylja nie zna. Za dziecięcą rękę, łańcuch i powróz na miedzy, zastąpil z wielką korzyścią społeczną płot z drutu kolczastego. Całe kolonje toną w drutach. Krnąbrnym i młodym sztukom gospodarz przytroczy kij do szyji, aby nie przełaziły. Ale gdy gospodyni ze skopkiem w ręku przysiada do wymienia, zaczyna się komedja. Setki lat po lasach i stepach dójkę ssał tylko cielak i to tak długo, dopóki nie znalazł się następca. Wara tedy od przywileju, komu innemu. Nic to, że na obiad dostało się w cebrzyku pomyje, a w żłubku, soczystą, zieloną paszę i makuchy kukurydziane – stare prawo musi być uszanowane, choć tam i ręka głaszcze i czułe słówko pochlebia. Raz w raz homerowe oko ciska nieufnem spojrzeniem w tył i biada, gdy zamiast przychowku zdybie wścibską postać. Podskok, świtnięcie nogą i po wszystkim, „siwula” mleka więcej nie da. Toteż do współdojenia przypuszcza się zawsze cielaka, aby macierz okłamać. Bydło ze stepów nie opłaca zgoła zachodów. Krowa po ocieleniu, daje mleka najwyżej kilka litrów na dzień i latuje się bardzo późno. Wcześniej też osadnik postarał się o skrzyżowanie z rozpłodnikami europejskimi. W Rio Grande miał sposobnośćskorzystać ze stad fazendejrów, którzy sprowadzali głównie durhamy i herefordy. W Paranie i Św. Katarzynie był zdany więcej na własną rękę i zaopatrzał się głównie w holendry, ale w liczbie dotychczas bardzo szczupłej. Brazyljanie, jak w ogóle narody południa, mniej dbają o mleko i masło, dlatego też prawie nie zwracają uwagi na bydło, na odpowiednie rozpłodniki. Całe gospodarstwo mleczarskie, maślarskie i serowarstwo znajduje się niemal w ręku przybyszów.
-143-
Jeżeli zaś brazyljanin próbuje gdzieś wykorzystać bydło nie tylko do mięsa, tam wśród robotników czy specjalistów znajdziemy zawsze przedtsawicieli europy środkowej. Produkcja małych gospodarstw jest za słabą, aby zaopatrzyć cały kraj. Środkowa i północna Brazylja sprowadza masło z Europy, które do rąk odbiorców dostaje się zjełczałe i o obrzydliwym smaku. Mleczarstwo wyrasta na najważniejszą gałąź gospodarstwa rolnego w sąsiedztwie większych miast. Przy braku organizacji dowozu z dalszych stron i wysokich opłatach kolejowych korzysta ono z monopolowego położenia i daje poważne dochody. Pod Kurytybą setki polskich wózków zdążają codzienie rankiem do miasta z nabiałem. Ostatnio rząd dopatrzył się w wyrobie masła cech przemysłu i obłożył je specjalnym podatkiem.
            Przy powszechnym poszukiwaniu bydła rasowego, ceny krów mlecznych poszły bardzo w górę. Gdy zwykła krowa stepowa na ubój kosztuje 300 milrejsów, dobrą, choćby pół lub ćwierćwiekową sztukę mleczną nie dostanie się niżej tysiąca milrejsów.
            Konie. Przeszły te same koleje opuszczenia i zdziczenia, co krowy. Handlarze wyjeżdżają na stepy, zakupują tabun, ułaskawiają nieco poszczególne sztuki i dostarczają z dobrym zyskiem do miast i gospodarstw. Na ogół osadnik posiadł rumaka wcześniej, niż krowę. Jak bowiem brnąć w puszczy i w wybojach milami piechotą? Kocha się w koniach, które nie wymagają większego zachodu, o kukurydzę dla nich nie trudno, a tak w boru jak i stepie oddają nieocenione usługi. Mają swobodę, z zaprzęgiem i siodłem zapoznają się późno. Stąd nie dziwota trafić na sztukę po 20-tce, a jeszcze w pełni sił. Przychówki kolonistów, dobrze odżywione, łagodne a wytrwałe, ciszą się uznaniem w armji. Stanowią w niej główny zaciąg. Kaboklo nazywa konia gospodarczego „polskim koniem”.
            Znacznym jest również zapas mułów. Używa się ich wyłącznie do ciężkich i wyczerpujących robót. Wielokonne, olbrzymie wozy, które nakryte płachtami, odbywają z towarami dalekie wędrówki, uzupełniając szczupłą sieć kolejową.

-144-
Mają zwykle zaprzęgi złożone z mułów, a na dodatek jedną klacz, jako matkę utrzymującą orszak w ryzach. Muł służy pod siodło i leśnych podróży. Niewybredny, byle źdźbłem się pożywi i po miesięcznym znoju wraca wtym stanie, w jakim wyszedł.
            Owce. Rio Grande liczy stada baranie na 5 miljonów głów, Parana ich niemal nie zna. Trzyma się je wyłącznie dla wełny i wyrobu kożuchów, tzw. peleg pod siodła. Owca jest warta tyle co skóra. W dalekich wnętrznościach Brazylji przechodzień na stepach ma prawo w razie głodu ubić barana, byle skórę zostawił. Brak owiec na kampach Parany tłumaczą obecnością wysokich zielsk i badyli, które wyczesują wełnę. Polacy, może dla braku pomiędzy nimi górali, zrzadka gdzie stado hodują.
            Świnie. To polskie zwierzęta – „gado polaco”. Trzyma je coprawda, każdy brazyljanin, lecz osadnik wyniósł pierwotną hodowlę na wysoki poziom. Nie wiadomo coby sobie począł bez nich mieszkaniec, zaszyty w boru? Niema mowy o dostarczaniu kukurydzy do odległych miast, lecz wyniesie go na plecach, na piechotę, spaśnego wieprza. Dziesiątkami mil wędrują stada przystając co nocy, aż znajdą się u rzeźni, gdzie służa przedewszystkim za smalec, którego eksport za granicę jest znaczny. Na czele hodowli nierogacizny znajduje się znowu Rio Grande, lecz i Parana ma około miljona sztuk. Wieprz u chłopa w Brazylji gra o wiele ważniejszą rolę, niż w Polsce. Tuczy go tu gorąco, brak chorób zaraźliwych, spożytkowuje dobrze obfitość produktów rolnych, daje omastę, a nadewszystko pieniądz. Każde gospodarstwo trzyma najmniej po kilka sztuk. Czarna lub pstrokata rasa miejscowa, wydająca osobniki niewielkie, ale tuczące się niezwykle szybko.
            Drób. Gdy zapytać gospodynię, sama nie wie ile go posiada. Więcej pożywienia polnego nież w Europie. Drób trzyma się lasu, gdzie napotyka obfitość pożywienia. Przy zapełnionym rynku wewnętrznym, drożyźnie przewozu i braku zbytu zagranicą, ta gałąź bogactwa krajowego jest mało wyzyskaną.

-145-
Podobnie ma się rzecz z pszczołami. Wystarczy im za ul byle skrzynka od nafty, okres pożytku jest o wiele dłuższy, niż w strefie umiarkowanej, lecz na miód brak kupców. Brazyljanie go nie używają, eksportu nie ma. To też, chociaż przy każdym polskim domu spotyka się po parę pni, produkt służy wyłącznie dla potrzeb rodziny. Dużym zapotrzebowaniem cieszy się natomiast wosk.
35. Szkodniki.
            Do najdokuczliwszych objadaczów rolnika w Brazylji należą mrówki, gatunku zwanego indyjska sauwa, które dzielą się już plonem gospodarza na pniu. Osadnik nazywa je po prostu złodziejami. Okradają go z liści pomarańczy, hreczki, kapusty, truskawek, a w ogródku róży i goździków, unosząc pocięte liście do gniazda. Często po drogach i ścieżkach widzi się grube sznury wrówczane, nastroszone sieczką zieleni. Służy im ona nie za pokarm, lecz do hodowli grzybów, gdyż jako przemyślne stworzenia, nie zadawalają się pierwszą lepszą strawą. Posiadają znakomitą organizację. Dzielą się na oddziały robocze, wywiadowców, rozkazodawców itd. Dobrze, gdy siedzą w mrowisku nadziemnem. Kubeł wrzątku i motyka niszczą ich pałac z drobno naciętych gałązek i liści. Gorzej, gdy  niepokoją w ziemi, np. pod grubem drzewem, pod domem, lub obok studni, którą stale zanieczyszczają. Wtedy nie zawsze się można dobrać do nich przez kopanie i człowiek musi się uciekać do użycia gazów, wtłaczanych w kanały przy pomocy torby w rodzaju miecha kowalskiego, lub też wlewanych w postaci płynnej.
            Do niemiłych gości w zbożach należy ptactwo. Różne wróblowate, krążą chmarami i rzucają się na nasienie, na kłosy. Nieraz zachodzi potrzeba pilnowania. Plaga ta zanika w miejscowościach gęściej zaludnionych, już to przez przetrzebienie myszkujących, już też przez rozłożenie ich działalności na liczne łany. Po lasach, na kukurydzy używają sobie papugi, a nawet małpy, nabierające basiek w naręcza.

-146-
            Szarańcza. Nie wiadomo, czemu to przypisać, ale w ostatnich dziesiątkach lat pojawia się z rzadka, gdy dawniej nadlatywała niemal rok po roku. Ojczyzną jej ma być Chaco, lecz stoi ono pustką, jak stało od wieków. Gdzie chmara tej plagi spadnie, chodźby w lesie dziewiczym, nie pozostaje nic, prócz nagich badyli i pni. Częściowo już w polu, a o wiele większym stopniu pod dachem, ulegają ześrutowaniu kukurydza i fiżon, przez robactwo niewielkie, twarde, mało ruchliwe wołki. Bez przewietrzenia i innych zabiegów, po kilku tygodniach z plonu pozostaje tylko łuska i trochę mączki. Dawniej pomagano sobie przez zanurzanie worków z ziarnem we wrzącej wodzie, obecnie człowiek znalazł broń niezawodną i dla kiełków nieszkodliwą – w gazach jak na mrówki. Do szczelnie napełnionej skrzyni, wystarczy wlać na talerz kilka łyżek płynu, zawierający bezwodnik węglowy, a potem zamknąć wieko, aby wszelkie nieproszone żyjątka się wyczadziły. Ze świata roślinnego największymi pasożytami są grzyby, pleśnie i rdze, rzucające się już to na drzewa owocowe, szczególnie liście winogron, już to na zboża, głównie pszenicę oraz kartofle. Gdy przyjdzie zaraza, czernieją całe pola ziemniaków przed czasem i darmo w tem miejscu kopać. Jako środków zapobiegawczych używa się płynów w rodzaju cieczy bordoskiej. Po rozwinięciu choroby, nie ma ratunku.
            Bydło cierpi od kleszczów i wągrów. Pierwsze wpijają się w skórę gromadami, aby wypijać krew, przyczem niejdna sztuka słaba pada, gdy jest bez opieki. Na fazendach kąpie się bydło w przyprawionej różnemi środkami wodzie, osadnik myje krowy co pewien czas odwarem tabaczym. Wągier – berne, otwiera sobie siedlisko tak w bydle, jak i w człowieku. Zaszczepia go pewien gatunek muchy, ale podobno nie jako matka, ale jako narzędzie pośrednie innego owadu, który ją poprzednio użył za gniazdo.

-147-
Pasożyt powoduje nabrzmienie z otworem wielkości wrzodu i nieusunięty zawczasu, dorasta rozmiarów sporej gąsienicy. Tak człowieka, jak świnie, psy i myszy, używają za miejsce wylęgu pchełki ziemne, zaraza terenów suchych i legowisk wieprzów. Plaga ta z Ameryki południowej rozwlekła się aż do Afryki. Samiczka wkręca się w człowieka najczęściej w naskórki, koło paznokci, by w ciepłym ciele uwić gniazdo. Wpijanie uchodzi bez spostrzeżenia. Obecność komornika zdradza dopiero świerzbienie i małe nabrzmienie. Przez nieumiejętne usunięcie, a co gorzej zapuszczenie, człowiek staje się chwilowo niezdolny do pracy. W okolicach szczególnie zapchlonych, wydobywa się je z nóg i rąk, igłą, lub scyzorykiem, po kilkanaście gniazdek dziennie. Do chorób nagminnych, żadszych na wyżynioe, rozprzestrzenionych zato na pomorzu, należą robaki w kiszkach ludzkich, sprawiających blednicę – Anchylostomiassis. Zanieczyszczają one ziemię, wolną od silniejszych mrozów, i przedostają się do organizmów przez bose stopy. Wprost w życie człowieka mierzą jadowite pająki (nap. Ptasznik) i żmije. Wśród ostatnich przeważają przedstawicielki gatunku Lachesis: żararaka, żarakusu i surukuku. Częste są również koralówki, rzadziej trafia się grzechotnik. Do wężów nieszkodliwych, a nawiedzających nawet mieszkania w pogoni za żabami i myszami, należy kaninana, do 2metrów długa. Przysługi oddasje musurana, sama niejadowita, a żyeiąca się między innymi krewniakami zabójczemi. Niezawodnymi znakami rozpoznawczymi między żmijami i wężami, oprócz obecności i braku kłów, służących do wszczepiania jadu, niema. Na ogół wąż jest ruchliwym i bojaźliwym, umyka przed przechodniem. Gdy powolna, ospała żmija z drogi się nie ususwa, tzn.że nie grozi niebezpieczeństwo. Nadto, żmije mają zazwyczaj wykształcone odwłoki i głowy. U wężów głowa zlewa się z korpusem i zakończenie jest równo wrzecionowate. Liczbę corocznych ukąszeń w Brazylji podają na 25 tysięcy, z czego 5-tą część na wypadki śmiertelne. ¾ zadanych ran przypada na nogi, 1/5 na ręce. Rada: w mniejscach niebezpiecznych używać wysokich butów.

-148-
Najleszą bronią jest długi cienki kij, który jednym śmignięciem łamie tułów i unieruchamia gada. Do złapania zaś, służy kij widełkowy, którym płaza należy przycisnąć szyję do ziemi. Nieraz po stacjach widzi się skrzynki z niewielkimi otworami i napisem: „Baczność, żmije”. Wędrują one do pierwszego zakładu w całej Ameryce południowej zakładu Butantanu dra Vital Brazil w S.Paulo, wyrabiającego surowice przeciw ukąszeniom i prowadzącego ogród żmij dla studjów. Przesyłający korzystają z bezpłatnej przesyłki i otrzymują w zamian dawkę lekarstw. Służy ono do podskórnego zastrzyknięcia w razie nieszczęśliwego ukąszenia w ilości od 10 do 30 części, i to nie tylko człowiekowi, ale również koniowi i krowie. Instytut wytwarza środki w różnych odmianach przeciw poszczególnym gatunkom, aby preparatowi nadać większą siłę odczynową. Dla wypadków, gdy nie wiadomo od jakiej żmiji jest ukąszenie, rozdaje się mieszankę wieloczynną, której skutek jest wszakże mniej pewny. W każdej miejscowości znajdzie się ktoś, najczęściej kupiec, który posiada surowicę, przyrządy i ma pewne doświadczenie w zastosowaniu. Wyprawy na pomiary, ekspedycje naukowe i podróżnicy nie wyruszają w podróż, bez zaopatrzenia się w zastrzyki. Do stworzeń, którym jad żmiji nie szkodzi, należy wieprz. Niestety, tylko w dzikim stanie świnie pożerają węże.

-149-

XII. Skupienia miejskie i stan ekonomiczny całości.
            Na pograniczu między osadą i miastem stoi kupiuec, tzw. wendziarz (od venda – sklep, vender – sprzedawać). Jest to typ nowy, wyrosły na brazylijskim podłożu, staremu krajowi nieznany. Handluje wszystkiem, co kolonista ma do zbycia i czego potrzebuje. Firma jego zazwyczaj nosi nazwę „Seccos e molhados”, którą po polsku możnas przełożyć „Handel produktami suchymi i mokrymi”. W mieście jest sklep spożywczy z wyszynkiem wódki i dostatkiem żelastwa oraz innych artykułów dla kolonji. Na prowincji bazar, połączony z oberżą, gdzie podróżny się naje, napije i wyśpi, konia znajdzie w zagrodzie, osadnik zaś kupi i sprzeda, co tylko potrzeba. Wnde spotykamy nieomylnie przy każdym kościele i koło szkoły, w centrum osady i na rozdrożach, przy stacji kolejowej, a wreszcie w śródmieściu, jak i poza miastem, wzdłuż drogi prowadzącej na kolonje. Do otwarcia jej w obecnych warunkach potrzeba od 15 do 20-tu tysięcy milrejsów. Handel w Brazylji zażywa znacznej wolności (ma wspólne ministerstwo z rolnictwem), krępują go tylko wysokie podatki, które na kupcu ciążą trojakim rodzajem: powiatowym, stanowym i federalnym. Sezon dla sklepikarza otwiera się ze zbiorem herwy, w której się każdy pracować, i to po żniwach. Wówczas w niektóre dni targowe, ulice w sąsiedztwie katedry kurytybskiej zapychają się wózkami po brzegi. Nito gdzieś w Polsce, przy jarmarku. Gdy przyjdą wysiewy i zbiory, drogi sklepy puste, jakby makiem posiał. Wenda jest dla kolonisty rynkiem, klubem,salonem, a wendziarz pierwszą, obok księdza, osobistością, mężem zaufania, przxywódcą. Wie, jak kto stoi, niejdnego trzyma w kieszeni. Do niego chodzi się po pocztę, gazety, nowinki. Trzeba szkołę lub kościół pobudować, albo sprowadzić nowego nauczyciela, to do wendziarza! Ukąsiła żmija, wendziarz ma zastrzyki. Zaszło nieporozumienie między sąsiadami, trzeba się poradzić kupca.

-150-
I tak w szynkwas wbija się oś życia gromadzkiego. Często za ladą zwracają uwagę tylko na trzos i liczbę wypitych kieliszków kaszasy, wódki z trzciny culrowej. Gdy wszakże kupiec stanie na wysokości zadania, potrafi dużo zdziałać. Szkoła średnia w Mallet, głównego założyciela i opiekuna ma w osobie Romana Paula, głównego wendziarza.
            Sklepikarze rekrutują się z żywiołu osadniczego jako taki, za ciężki do pióra, księgę główną prowadzi jeszcze na kijku karbowanym. Aczkolwiek polskich wend w Brazylji jest zapewne z górą pół tysiąca, pozostawiły one syryjczykom, niemcom i włochom poważne pole działania. Najgorszego współzawodnika mają w pierwszym, istnej pladze handlu brazylijskiego, tem gorzej, że zorganizowanej, a posługującej się wszelkiego rodzaju oszustwami, aż do udanych bankructw. W Kurytybie, w punkcie gdzie koloniści się zjeżdżają, istnieje zaledwie parę polskich przedsiębiorstw i to skromnych. Tu arab siedzi na niemcu, a ten na włochu. Może tam gdzieś w S.Paulo, Rio a nawet Porto Alegre przechodzi kryzys, oni go nie znają, bo polski chłop prowadzący gospodarstwo wielostronne, zawsze coś przywiezie i zawsze coś odwiezie. Nader rzadko zdaży się, aby swojskie sklepiki uformowały niemal czysto polski związek miasteczka i nie pozowoliły się wcisnąć obcym żywiołom. Wyjątkowym przykładem jest riograndseńska stacja Balisa w powiecie Erechim i kolonja S.Feliciano, w tymże stanie. Próby hurtowni i stosunków z Polską zawodziły dotychczas. Tajemnica niepowodzeń należy w fakcie, że do dzieła zabierali się sklepikarze z doświadczeniem przy odmierzaniu kieliszka czy łokcia i ciułaniu drobnych rejsów, lecz bez znajomości nowego pola. Ławę kolonji w miasteczkach zajął robotnik i rzemieślnik. Przedstawiciele innych zawodów jest tak mało, że nikną w tłumie. Spotykamy w nim głównie żywioł wiejski bez zawodu, służbę i nadzienników, w zajęciu po domach prywatnych, warsztatach i fabrykach, przy budowlach, robotach miejskich i kolejach.
-151-
Zajęcia na południu Brazylji dosyć – pod tym względem kraj wyróżnia się korzystnie od Urugwaju i Argentyny, lecz płaca nader marna, głodowa. Dniówkowo prosty robotnik otrzymuje 5 milrejsów, czyli 60 centów amerykańskich lub urugwajskich, zawodowy od 8 do 10 milrejsów, przy skromnym koszcie życia 120 milrejsów na miesiąc. Jeżeli majster w Paranie czy Rio Grande zarobi na dzień około dwóch dolarów, to uchodzi za bogacza. W wielkich miastach środkowej Brazylji wynagrodzenia są nieco wyższe, lecz i życie jest droższe. Na kolonje miejsckie składają się wychodźcy z osad, do nich dołanczają się pzrybywający z kraju. Masa polska zajmuje przeważnie roboty najcięższe i najgorzej płatne. Niektóre gałęzie wzięła niemal w monopol np. służbę domową. Minęły czasy, gdy dom brazylijski obsługiwała czarna służba: czarna służąca, czarna kucharka, czarna mamka – miejsce murzynki zajęła polka 8) Tym częściej spotyka na służbie w okolicy kolonji. Pewna liczba rzemieśłników zdołała dorobić się własnych, skromniejszych lub większych warsztatów, głównie może stolarze, gdyż szewcy i krawcy walczyć muszą z towarem fabrycznym.

8) Cieszy się ona wzięciem u miedzianoskórych pracodawców, oto co o niej pisze Seb. Parana a cyt. Dziele str. 322-323: „Córki polaków oddają się zajęciom domowym i wynajmują się (alugar-se) za służące do domów w mieście, gdzie w krótkim czasie tracą nawyki prostego wychowania (educação rudimentar). Są staranne i miłe (carinhosas) i okazują wiele afektu dla tubylców, z którymi usiłują (esforçam-se) połączyć się więzami małżeństwa. Przyzwoite (honestas) córki italskie, zwyczajnie unikają służby – inaczej niż ma się rzecz z polkami – przenoszą pracę na roli przy rodzicach”- Uwłaczające słowa prof. Kurytybskiego przytacza bez zamiaru polemiki. Pochodzą z 1899r. Przedstawiają nędzę i tułaczkę za duchem napływu polsko-ruskiego po niedołężnie wybranem Santos Andrade.(Patrz rozdz.VI „Przybór ukraiński”).

-152-
W ogóle zawody związane z drzewem należą do najpopłatniejszych. Nieliczni cieśle zarabiają dobrze i są poszukiwani. Przedsiębiorstw malutko. Kilka fabryczek karmelków w Kurytybie, jedna lub dwie fabryki obuwia w Porto Alegre, meblarnie w Pelotas i Rio Grande, tu i ówdzie piekarnie, tartaki, zakłady wyrobu beczułek do herwy i słomianek do flaszek. Jeśli dodać skromny dział napojów wyskokowych, hoteliki prowincjalne, warsztaty mechaniczne, kuźnie – to lista zgoła się wyczerpie. Nakrywka tzw. inteligencji, garść dentystów i lekarzy, jedyny adwokat, paru ionżynierów, nieco urzędników pozaczepianych w różnych biurach. Z lasów należałoby tu dodać księży i świetlejszych nauczycieli – grono mierników i tu i ówdzie kogoś, kto przemienił się w rolnika lub kupca. Zabiega o uznanie świadectw w Paranie jest obowiązkowe. Wykonywania zawodów wolnych przechowało tylko Rio Grande. Inteligent bez bez znajmomości miejscowego języka musi być na ogół przygotowany do teczek i dźwigania worków. Wielu się przy tym wykoleiło
W Polsce przyzwyczjono się mieszać Brazylję z krajem Waszyngtona 9), i mierzyć osadnictwo za równikiem wartością wszechwładnego dolara. Niema gorszej pomyłki.

9) Boć to w Ameryce! W geografji nie jesteśmy widocznie tędzy. Pamiętam list studenta z uniwersytetu warszawskiego z adresem: Kosnulat Rzplitej w Kurytybie – (miejscowość) Rio de Janeiro – Republika Argentńska”. Z Ministerstwa Spraw Zagranicznych nadsyłano w 1920r. do placówki kurytybskiej korespondencję dla dostarczenia do Ekwadoru, do którego droga puszczą i Kordylierami zajęłaby długie miesiące, a nawet lata, i który z Europą komun ikuje się o wiele szybciej i wygodniej, niż z Brazylją. Nie zapominam już o częstym myleniu Parany z Panamą.

-153-
W prównaniu z kolonją w Stanach Zjednoczonych osadnictwo polsko-brazylijskie jest ubogiem, nawet bardzo ubogie. Na Brazylji wygrał przedewszystkim komornik i bezrolny – posiadał ziemię, do której darmo tęsknił w ojczyźnie. Wraz z nim poprawili sobie los kupcy i przemysłowcy, w większości pochodzenia ze wsi. Inni mieliby się w Polsce przypuszczalnie tak samo, jak mają się w nowym kraju, często nawet lepiej. Dotyczy to przedewszystkiem gospodarzy, którzy posprzedawali grunty i dobytek, aby spróbować szczęścia za dwoma zwrotnikami. Wielu najpierw straciło przywieziony grosz, aby po nabytem doświadczeniu dorabiać się na nowo. Jakże często słychać wyznanie: „Gdybym tak w Polsce miał harować, zostałbym bogatym, miałbym szkołę i kościół pod bokiem, ludzi, towarzystwo, wesołość życia – a nie tę dzicz”. Kraj jest jeszcze pół leśny, mało rozwinięty. Wprawdzie z głodu i zimna, jeżeli wierzyć przysłowiu, nikt w Brazylji nie umarł, zdobywanie bytu nie posiada charakteru walki, jak w przeludnionej Europie, ale chleb codzienny jak i zamożność okupuje się kosztem zaparcia i obniżenia potrzeb. Osadnik jada obficie, lecz nie pożywnie, omasty na stole szczupło, przy oszczędności się nie słodzi. Dochód roczny przeciętnego polskiego gospodarstwa wynosi około tysiąca milrejsów, przy mieście i herwie więcej, na odludziu mniej. Opodatkowanie państwowe i społeczne zabiera z tego 10%, mianowicie szkoła i kościół 30 milrejsów, a resztę podatki: powiatowe, (od wózka), stanowe (od ziemi) i federalne (pośrednie, spożywcze). W zamian za to koloniści muszą najczęściej sami naprawiać drogi i nie rozporządzają niemal żadną opieką bezpieczeństwa publicznego, ponieważ wspólnoty skarbowe z siedzibą powiatową stanową i republiki są daleko odległe. Przy rolniczym ustroju kraju produkty gospodarskie są tanie, a wyroby przemysłowe drogie. Rozpietość cen, między miastem a puszczą są olbrzymie. Gdy przy linji kolejowej za tuzin jaj można otrzymać flaszkę nafty, w zapadłym kącie trzeba za nią sprzedać trzy tuziny. W początkujących osiedlach pieniądz nie istnieje. Osadnik przynosi na grzbiecie worek kukurydzy, a zabiera sól, zapałki itd.

-154-
Całość wychodźtwa pogrąża się w smutnym cieniu skarbu i pieniądza Brazylji. Roczne wydatki stanu Parana rozkładają się na następujące: 40% zabiera spłata i oprocentowanie długów, 40% administracja stanu we wszystkich gałęziach, tylko 20% zostaje na użyteczność powszechną, jak roboty publiczne, szkolnictwo, służba sanitarna, oświetlenie stolicy itp. Budżety państwa kończą się stale niedoborem. W przeciągu wieku niepodległości, Brazylja miała zaledwo 12 lat, w których rozchód zrównoważył się z dochodem. W tych warunkach nic dziwnego, że pieniądz kraju przedstawia obraz walut europejskich po wojnie światowej.
W wypadku Portugalji, jednostką monetarną stanowi milrejs (tysiąc rejsów), który wywodzi się z podupadłego reala (real – królewski, w liczbie mnogiej reis). Składa się on nie z dziesiątek, lecz setek, a więc mamy np. 400 lub 900 rejsów(0$0900 albo 900 reais). Najmniejszą monetą w obiegu jest stu rejsówka, inaczej „tostão”, za którą dostanie się pudełko zapałek, a w Paranie 4 banany, w Rio Grande 1-go banana. Pieniądze papierowe kursują poczynając od 1 mlr. Tysiąc milrejsów (100$000) zwie się „conto de reis”, tysiąc kontów znaczy tyle, co miljon milrejsów. Do końca wojny światowej znajdowały się w użyciu miedziane wentyny (vitem), dwudziestorejsówki, których trzeba by dziś cały worek, aby np. kupić obuwie. Gosposie pod Kurytybą często liczą jeszcze wenety i kruzady (cruzada - to 400 rejs), a więc jeśli jajka są po 1$500 tuzin, powiedzą: 3 kruzady i 15 wentynów.
Gdy Brazylja uzyskała wolność, 1 mlr. miał wartość ustawową 1 dolara i 35 centawów, a wymieniano go mniej więcej za 1 dolara. Wskutek złej gospodarki cesarstwo przekazało go republice już tylko jako 56 centawów amerykańskich. Nowe zasady obeszły się z nim jeszcze gorzej, gdyż w 1898r. milrejs wartał niespełna 11 centawów. Wśród szeregu podwyżek, z końcem wojny światowej doszedł do wartości 30 centawów, poczem katastrofalnie opadł do 30 centawów i w 1923r. zrównał się z 9-ciu centawami.

-155-
W 1926r. wybiegł przejściowo do 6$300 za dolara, aby w ciągu kilkunastu dni stoczyć się do 12 za milrejsa. Na tej wysokości trzyma się do dziesiaj. Fortun między polakami w Brazylji niema. Trzon wychodźtwa stanowi chłop i robotnik. Ostatni klepie w mieście biedę, pierwszy, gdy zdrów, silny i pracowity, zostawi dzieciom gospodarstwo wartości 10 tysięcy milrejsów. Garść kupców, na miejscowe warunki zamożnych, po przyłożeniu ciężko uciułanej setki tysięcy milrejsów do ceduły giełdowej spostrzega, że gdy w 1919r. posiadał jeszcze 36 tysięcy dolarów, dziś ma zaledwie trzecią część.


-156-

I.                   ŻYCIE SPOŁECZNE
36. Towarzystwa.

Puszcza podnosi znaczenie ogniska domowego, lecz nie sprzyja rozwojowi życia społecznego. Głodny roli wychodźca posłannictwo swe widzi w ziemi. Gdy ujrzy się właściciela leśnego szmatu, wpija się weń oburącz, obwodzi szakier drutem i wychodzi na świat dopiero po zaspokojeniu dziedzicznego głodu. Ale osada, to nie wieś polska na kupie. Kolonja dzieli się na linje tzn. drogi, do których czworoboki działów przylegają węższą stroną. Każdy gospodarz siedzi na swoim kawałku i dom od domu daleko. W naszych stronach jeden kilometr kwadratowy ma tylko cztery loty. Jeżeli zbiera się dwudziestka sąsiadów, schodzą się z obszaru 5 klm.²
Najwcześniejszą potrzebą wspólną staje się szkoła i kościół. Dwie sprawy równorzędne, niewiadomo, która na pierwszym miejscu? Bo obok sąsiad, kładący główny nacisk na zaspokojenie religijne, spotykamy miejscowości zabiegające przedewszystkiem o szkołę. Przykłady: Hervalsinho u Guarapuavy zdobyło się nawet po założeniu na kapliczkę. Aczkolwiek stała pustka, bo ksiądz przyjeżdżał tylko dwa razy w roku, nikomu  wykorzystanie bydynku do celów szkolnych nie przyszło na myśl. Natomiast Affonso Penna pod Kurytybą, nabożeństwa zastępuje się coniedzielnemi zebraniami, pogadankami, zabawami w szkole. Zeszło też 20 lat, zanim zorganizowało się pierwsze towarzystwo polskie w Brazylji. Powstało ono w 1890r i to nie na wsi, lecz w mieście. Jest nim istniejące po dziś dzień kurytybskie Towarzystwo im. „Tadeusza Kościuszki”. Jako następca zorganizował się w św. Mateuszu „Związek im. Piłsudskiego”. Gorączka brazylijska w Królestwie pchnęła na wychodźtwo pewien zastęp żywiołu robotniczego i ten, przyniósł ze sobą potrzebę organizacji. Poczęły mnożyć się stowarzyszenia we wszystkich miejscowościach starych i nowych.

-157-
Były to gatunki niczym wzajemnie niepowiązane, najczęściej bez prawnej podstawy istnienia, bo niezapisane u władz. Każda tworzyła świat dla siebie, nie znając reszty. W niewielkiej erechimskiej osadzie Caçador ułożono podczas wojny światowej statut, którego paragraf pierwszy opiewał: „Polacy w Brazylji łączą się w towarzystwo „Naprzód” w Caçador. Z brzmienia wynika, że kółko sąsiadów, stracone gdzieś w lasach, widziało się jedynymy polakami w nowym kraju, nie mając pojęcia o reszcie, albo też uważało się za główne środowisko.
            Myśl połączenia komórek w związek ogólny, narodził się i weszła w czyn najpierw w Rio Grande. Przykład dało Guarany w 1916r. zapatrując się w przykład zjednoczenia polaków w Stanach Zjednoczonych. Równocześnie na tle dążeń niepodległościowych wyrosły w Paranie dwie organizacje o charakterze politycznym, mianowicie „Komitet Narodowy” (organizacja koalicyjna) i „Związek Demokratów” organizacja legionalna). Zniknęły one ze wskrzeszenie Rzplitej. Miejsce ich zajęły od 1921r. zrzeszenia oświatowe „Kultura” i „Oświata”, o których mowa w ustępie o szkołach. Czyn wyszedł znowu z Rio Grande, tym razem z Erechim, który w 1920r. związek własnych towarzystw szkolnych, przystępując później do „Kultury”, jako pierwszy jej okręg. Ostatecznego zgrupowania towarzystw dokonano w Kurytybie, w liczbie 193 towarzystw, w 1928r, zakładając miesięcznik „Echo Polskie”. Towarzystwa riograndeńskie zawdzięczją wiele drowi Michałowi  Gumielewskiemu z Porto Alegre, jednemu z nielicznych polaków, który żowo w odministracji brazylijskiej potrafił wybić się na wyższe stanowisko. Obecnie, rzec można, jest tyle towarzystw ile szkół, gdyż obie te gałęzie życia społecznego wiodą nader ścisłe współżycie, Jeżeli zaś tu i ówdzie szkoła nie otwiera się na skupienie macierzystw, mamy na to miejsce stowarzyszenia wzajemnej pomocy, rolnicze, sportowe i polityczne.
            Do 1922r. taką jednostkę bez szkolną stanowił „Związek Polski w Kurytybie”, najsilniejsze polskie towarzystwo w Brazylji, liczące około 500 członków i posiadające własny gmach wartości 100 tysięcy milrejsów.

-158-
W tym roku przy współpracy z miejscową parafią powołał do życia szkołę średnią im. Sienkiewicza. Kółka wiejskie poza szkołą zajmują się także sprawami rolnictwa, sproawdzają nawozy sztuczne, biorą udział w wystawach itd. Do powiązania rolników na większą miarę nie doszło, acz grunt przygotowany. Zrzeszenia o charakterze politycznym, brazylijskim, istnieją tylko dwa: jedno w Araukarji pod Kurytybą, drugie w Rio Grande, w Porto Alegre. Zainteresowanie zarządzaniem kraju jest u osadnika słabe. Życie społeczne pulsuje najsilniej w miastach, gdzie wśród lepszego skupienia i żywiołu robotniczego znajduje wdzięczniejsze pole, niż na dalekich pustkowiach. Siedziby towarzystw miejskich, to pokaźne nieraz budowle. Do najczynniejszych działaczy należą szewcy i stolarze – znać ich tak w Rio Grande, jak Porto Alegre i w Kurytybie. O majątku, jaki przedstawiają, wnioskować można z tablicy następnego ustępu. Oprócz ognisk sportowych powstają czasem i spółdzielnie. Żywot ich nietrwały. Ustawodawca brazylisjki bał się przejawów spółdzielczości, żywot kooperatywy ograniczył do 30 lat, poddał ją ściślejszemu nadzorowi niż kupiectwo i rozporządził, że w zarządzie zasiadać mogą tylko obywatele. Niektóre towarzystwa posiadają znaczne biblioteki, po parę tysięcy tomów. W Lucenie przy parafji zbiory książek, w Malecie przy szkole średniej i w Kurytybie przy Związku Polskim. Do najważniejszych przejawów czynności każdego stowarzyszenia należy bal i przedstawienia. Przedewszystkiem zabawa taneczna, gdyż ją najłatwiej urządzić: ławki na podwórze i sala wolna. Osiedla mają przeważnie własne zespoły muzyczne. Zwykle nie wpuszcza się na zabawę obcych, innej narodowości. Po miastach czyta się przy tej sposobności napisy na ścianie: „Rozmawiać tylko po polsku”, lecz u młodzieży, przykaz ten niewiele skutkuje. Dochód płynie na cele szkolne. Przedstawienie, to wielkie święto, nawet w mieście, a co dopiero w lasach. Istnieje wielki popyt na sztuki ludowe. Odzywają się skargi, że piśmiennictwo starego kraju częstokroć chłop bezprzedmiotowo wyśmiewa i poniża, zamiast pouczać.

-159-
Pojawiły się zaczątki twórczości scenicznej, na tle nowych stosunków. Kilka utworów teatralnych wyszło drukiem. W ostatnich latach zasługi na tem polu złożyła głównie „Oberża pieśniarska” w Kurytybie, współdziałająca z Towarzystwem Szkoły Ludowej. Przewodził jej Witold Żągołłowicz, który zmarł w 1928r. Od 1926r. Kurytyba posiada stały teatrzyk, przy współpracy aktorów zawodowych z Polski.
            Do ognisk skupiających młode pokolenie, przybył niedawno Związek Młodzieży Polskiej, naokoło którego gromadzą się Koła Młodzieży, rozsiane po osadach.
            Stowarzyszenia w starszych środowiskach, wykazują nieraz sporo żywiołów napływowych, obcej narodowości. Należy tu między innymi Towarzystwo im. Jagiełły w Abranchez pod Kurytybą, gdzie połowa członków to brazyljanie i italo-brazyljanie. W zarządach figuruje fotel dla godności, w Polsce nieznany: urzędowego mówcy towarzystwa. Tak każe zwyczaj, przyjęty od tubylców, którzy na równi z narodami południa lubią się popisywać sztuką krasomówczą. Ruchowi społecznemu przewodzi Kurytyba, stanowiąca wraz z okolicą najliczniejsze środowisko polskie w Brazylji.

-160-
37. Szkoły

            Gdy w 1920r. wskrzeszona Rzplita przystąpiła do zorganizowania opieki konsularnej nad osadnictwem w Brazylji południowej, zastała tu w pół wieku po przybyciu pionierów, około półtorej setki szkół polskich, a wnich sześć tysięcy dzieci. Stan utkwił przedstawieniu wyłącznie w samopomocy społecznej. Współdziałanie kraju ojczystego w rozbiorach było nader nikłem. Jeszcze skromniej wyrażały się zasiłki c.k.konsulatu, udzielane niektórym „galicyjskim” osadom. Rządom republikańskiej Brazylji przypisać należy dobrą, lecz bierną rolę – nie przeszkadzały, zrzadka gdzie wspomagając.
            Osadnik zdany był na własne siły i na polu oświaty skupił się głównie na gromadzie. Obok pragnienia ziemi żadne inne hasło społeczne nie wrosło tak silnymi korzeniami w masy, jak sprawa szkoły. Rzecz tem większego podziwu godna, że przybysz nie znalazł podniety w otoczeniu. Brazylja cierpi na brak oświecenia, 80% jej mieszkańców, należy do analfabetów. Rozwój szkolnictwa przeszedł przez trzy okresy:
1. 1871 - 1894, szkoły rządowe z językiem wykładowym – polskim.
Brazylja cesarska, o słabem jeszcze poczuciu narodowem, gdzie dążenia asymilacyjne były jeszcze nieznane. Imigrantów osadzono w kolonjach językowo jednolitych, lub też złożynych wyłącznie z dwu narodowości. W miarę środków i wywieranego nacisku, rząd otwierał szkoły, a raczej płacił pensje wskazanemu nauczycielowi, nie dbając wcale o bieg nauki. Prowincja parańska, która w czasach cesarskich skupiała 4/5 osadnictwa polskiego w Brazylji, w 1887r. posiadało 252 szkoły z 6.479 dziećmi, przy liczbie ćwierć miljona mieszkańców. Statystyka wyszczególnia, że w 26 kolonjach podkurytybskich, gdzie żywioł polski wynosił 70% zaludnienia, istniało 20 szkół. Na polaków wydałoby 14, czyli 1 szkółka na 480 osób.

-161-
Dla pół tysiąca głów polskich w osadach dalszego wnętrza brak danych. W szkołach owych nauczycielami byli polacy i uczyli po polsku. Rola rządu ograniczła się do wypłaty pensji, nawet domy szkolne wznosili koloniści. Równol;egle, od samych początków istniało także szkolnioctwo prywatne, a raczej nauczanie domowe, do którego uciekały się kolonje, pozbawione pomocy rządowej. Dzieci gromadziły się w domu kolonisty, częściej rzemieślnika, rzadziej wolnika, umiejącego jako tako rachować i pisać. Jako wynagrodzenie służyła zsypka i pomoc na roli. Uczeń pojmował zwykle w przeciągu jednej zimy wszystko, co światłodawca mógł dać, i na tym się nauka kończyła.Stan wytworzony przez cesarstwo, przetrwał jeszcze przez pięć lat rządów republikańskich.

    1. 1895 - 1919. Szkoły prywatne z językiem wykładowym polskim.
W rewolucji 1893-1894r. przeciw rządom wojskowym, które objęły trzy południowe stany, żywioły obconarodowe objawiły sympatje dla powstańców. Rząd wyszedł zwycięzko z potrzeby i odtąd począl na imigrantów patrzeć mniej ufnie. Okoliczność ta, jak również kłopoty finansowe sprawiły, że wkolonjach z czasów republiki nie powstawały już rządowe polskie szkoły, a w osadach dawniejszych poczęto wprowadzać do szkół język portugalski, jako wykładowy i wyłączny.. Osadnictwo powołało wtedy do życia własne, prywatne szkoły. Poniższy spis wykazuje, że co najmniej 7 z nich dotrwało do dzisiaj, wszystkie w kolonjach z 1890-1891r. Dwie należą do Parany, mianowicie w Barbarze (rok zał. 1893) i Św. Mateuszu (1893), cztery do Ś. Katarzyny, w luceńskiej polonji (1895), tamże w Św. Janie (1897), w Rio Vermelho (1896) i Massarandubie (1895), a jedna w Rio Grande, porcie o tejże nazwie (1896). Zeszło zatem od 3 do 7 lat, zanim kolonje tzw. królewieckie, postarały się o zorganizowanie szkół. Do dziesięciolecia 1900-1909 powstanie swe odnosi 35 szkół, z których 26 w Paranie, 4 w Św. Katarzynie i 5 w Rio Grande.
-162-
Stanowią one jakby trzon współczesnego stanu. Należą do nich przedewszystkiem zakłady miejskie w Kurytybie, Ponta Grossie i Porto Alegre, oraz szkoły starych kolonji podkurytybskich i szkoły parafialne. Tutaj także, w 1909r wzięła początek pierwsza średnia szkoła polska w Brazylji, im. Mikołaja Kopernika w Malecie.
            Wszystkie zgoła ważniejsze kolonje są w jej grupie reprezentowane. Z założonych współcześnie osad w latach 1907-1910 ani jedna nie zorganizowała się jeszcze oświatowa. Ostatni dziesiątek do 1919r. przyniósł plon 40 szkółek: 17 w Paranie, 7 w św. Katarzynie i 16 w Rio Grande. Bije w oczy zwłaszcza ostatnia pozycja. Przybyło zakładów w dawniejszych osiedlach, i powstały w nowych. Z najnowszych kolonji riograndeńskich Erechim posiadł aż 9 ognisk oświaty, pierwsze w 4 lata po przybyciu imigrantów. Z parańskich Cruz Machado otrzymało szkołę również w 4 lata, Yapó w 7, Apucarana w 8, a Senador Correia w 11 lat  po założeniu osad. Nie zdobyły się wśród rówieśnych siostrzyc na szkółkę w tym samym czasie ani wielkie Tayó, ani górna część Senador Correia, zwana Hervalsinho, licząca 200 rodzin. W szkołach tych, założonych i utrzymywanych wyłącznie przez społeczeństwo, język polski panował niepodzielnie. Jedynie w miastach i bardziej rozwiniętych kolonjach uczono także języka portugalskiego. Niektórzy nauczyciele, władający językiem państwowym, otrzymywali zasiłki państwowe. Rio Grande liczyło więcej takich wypadków, niż inne stany. Obok szkół polskich rząd zakładał w kolonjach uczelnie państwowe, berzpłatne, w których jednakże mowa osadników nie jest dopuszczana ani jako przedmiot.

    1. Od 1920 r. szkolnictwo prywatne z dwoma językami wykładowymi: polskim i portugalskim.
Wojna światowa pociągnęła za sobą wzrost poczucia narodowego i dumy państwowej.

-163-
Brazyljan zaczęła kłuć w oczy obcość nieprzysfojonych cudzoziemców i ich dzieci. Dyrektor Urzędu Imigracyjnego w Kurytybie, Emanuel Correia, przez którego ręce przeszły były tysiące polaków i który nauczył się rolę ramienia w rozwoju stanu, nowej orientacji dał wyraz w takich słowach: „Od dawna dawała się odczuć konieczność wprowadzenia do szkół prywatnych po kolonjach języka portugalskiego, jako przedmiotu obowiązkowego, aby obconarodowe żywioły wcielić do naszej ojczyzny”.10)
            Od 1920r. ustanowiono tedy nadzór nad szkolnictwem prywatnem i wydano szereg rozporządzeń w myśl nowego kursu. Każda szkoła prywatna zobowiązana jest poświęcić dziennie najmniej trzy godziny na naukę języka portugalskiego, oraz historji i geografji Brazylji w tym języku. Zanim zakłady przystosowały się do wymagań, szereg z nich uległo rządowemu, lecz zawsze tylko przejściowemu zamknięciu. W Paranie wyjście z trudnego położenia zawdzięcza się prof. Molestowi Falarzowi, za którego wnioskiem i pośrednictwem zorganizowano urzędowe kursy języka portugalskiego dla polskich nauczycieli. Opiekun dzieci podkurytybskiej starej kolonji, został wybrany w uznaniu za zasługi posłem do kongrsu parańskiego. Mimo chwilowej trudności w 1920r zapisuje się przyrost 17 szkół, 6 w Paranie, 2 w św. Katarzynie i 9 w rio Grande. Znów ono na czele. Kolonja riograndeńska, acz w mniejsza od parańskiej, wyrobiła sobie opinię bardziej ruchliwej i narodowo zwartej. Zawdzięcz ją zapewne z jednej strony liberalizmowi i poparciu rządu, a z drugiej silnie natężonemu życiu tego stanu. Obecnie istnieje już przeszło 200 polskich szkół. Okres współczesny wiąże się także z powstaniem przedstwicielstw polskich w Kurytybie i Rio de Janeiro. Już pierwszy jego rok dał miarę, jak dalece przewrót polityczny w Europie odbuł się na umysłach osadników. Pod wpływem przemiany dziejowej i w obliczu trudności, przedtem nieznanych, całe szkolnictwo polskie w Brazylji zrzeszyło się w 1921r. w dwa centralne związki oświatowe: „Kultura” i „Oświata”.
10)  M.F.F Correias. O Estado do Paraná, Kurytyba 1920.

-164-
Do skupienia w jednej organizacji nie doszo wskutek zastarzaych sporw na temat, czy w szkole ma się udzielać nauki religji, lub nie. Pierwsza posiada charakter wolnomyślny i skupia żywioły postepowe, drigiej przewodzą księża Misjonarze im. Wincentego a Paulo. Obok związków utworzyły się początkowo oddzielne koła nauczycieli, przy „Kulturze” Związek Nauczycieli Zawodowych, przy „Oświacie” Kółko Nauczycieli Chrześcijańskich. Połączyły się w 1928r. Niektóre szkoły wolały pozostać zdala od starć i działają samodzielnie.
            Rodzaj rady szkolnej, powołanej do zawodowego czuwania stanowi Delegacja Szkolna, składająca się z instruktorów przybyłych z Polski i przedstawicieli związku naczycieli. Organizuje ona nadto biblioteki wędrowne i wydaje miesięcznik „Nasza szkoła” z dodatkiem dla dzieci „Nasza szkóła”. Nici działalności zbiegają się w Kurytybie. Na prowincji główne ośrodki pracy oświatowej skupiają się naokoło szkoły średniej im. Kopernika w parańskim Malecie, oraz w riograndeńskim Guarany.
            Szkoła przeszła w rozwoju przez kilka typów. Kolebkę stanowi szkoła domowa, z miejscowy rzemieśłnikiem czy rolnikiem, jako niezawodowym nauczycielem. Niema chyba kolonji, któraby nie jej poznała. Zanim dawne osady posiadły szkoły rządowe, nie było im bez wątpienia obcem to pierwsze ognisko, trudno bowiem wyobrazić sobie ślązaków, poznaniaków i pomorzan aby dzieci mieli wychowywać w ciemnocie. Przybywali z kraju szkolnictwa powszechnego, a pierwsi z dzielnicy, gdzie zaczęła się krzewić oświata ludowa, i potrzebę nauki przynosili ze sobą. Tak samo w późniejszych osiedlach, wszędzie szkółka domowa poprzedzała szkołę zorganizowaną.
            W oddalonych i słabszych liczebnie miejscowościach owa szkółka, w całem tego słowa znaczeniu ludowa, przetrwała do dzisiaj i długo będzie jeszcze spełniała rolę. Sympatyczny ten objaw oprócz niedostatków ma swoje i nieocenione strony. Dociera do najdalszych zakątków i skupień w zarodku. Pozwala na stałość nauczania, gdyż prowadzący je wrósł w środowisko własnem gospodarstwem. Nieraz szkółka posiada już własny domek, lub dzieli pomieszczenie z kaplicą, która przy niedzieli służy wspólnym modlitwom, parę razy w roku nabożeństwu z księdzem, a w dnie powszednie nauce.

-165-
W spisie przedstawiają ją m.in. miejscowościo riograndeńskie Ernesto Alves i Rio de Peixe, oraz parańskie Lamenja Mała i Pacatuba, gdzie był tylko jeden nauczyciel, samouk, na dwie szkółki i uczył w każdej na przemian po 3 dni w tygodniu. Na wyższym poziomie stoi szkoła – własność nauczyciela. Tu uczący posiada najczęściej przygotowanie fachowe i powstanie zakładu jest jego dziełem. Prowadzi ją na własny rachunek. Przykłady: S.Feliciano (centrum) – RGS, Cocal – S.C., Rio Verde – PR. Rzutki nauczyciel, bywały przykłady, zapewniał sobie niezłe zaopatrzenie na starość.
            Do tego typu należy także szkoła prywatno-familijna, zjawisko nader rzadkie. Przez jakiś czas funkcjonowała ona wśród kilku zamożniejszych rodzin w Hervalu w św. Katarzynie, pod kierunkiem zawodowca. Zasięgowm prywatnym zwykle zawdzięczają też powstanie kursy wieczorowe i niedzielne dla starszych. Są to zjawiska nietypowe, spotykane jedynie w miastach i kolonjach bardziej postępowych. Przykład szkółki niedzielnej dla dzieci dało Pelotas, gdzie polaków za mało aby utrzymać ognisko stałe.
            Najczęściej spotyka się jednak szkołę ze zorganizowanym towarzystwem i zarządem. Ono jest właścicielem budynku, zarządza szkołą i powołuje nauczyciela. Jeżeli w gronie znajdą się jednoski światlejsze, udział ma nawet na przebieg nauki, w przeciewnym zaś razierola jego ogranicza się do zbierania środków na utrzymanie uczącego. Dom stoi na gruncie towarzystwa, nabytym, czy też ofiarowanym, i przez tydzień daje miejsce szkole, w niedzielę i święta, po usunięciu ławek – zebraniom, balom, zabawom, przedstawieniom, których dochód przeznacza się na potrzeby szkolne, przedewszystkiem na polrycie różnicy między opłatami za naukę i poborami nauczyciela. Obok salki, posiadającej nieraż scenkę, mieszczą się pokoiki i kuchnia.
            Osobno godzi się w tem miejscu przypomnieć działalność wychowawczą Janiny Krakowskiej, której wiele zawdzięcza robotnik kurytybski. Przybyła ona z Paryża do Kurytyby umyślnie w celu krzewienia oświaty między wochodźcami. Przez długie lata w domu swym w Kurytybie prowadziła szkołę prywatną, szczególną opieką otaczjąc rodziny na wynarodowieniu.
-166-
Osada zadawalają się domem zbitym z desek pinjorów, w oknach bez szyb, pobielonych. Nieraz przywiązana jest doń własność sporego kawałka ziemi. Szkoła w Apukaranie posiada lot 25 hektarowy, na klm.13 pod Erechim 12 hektarowy. Po miastach spotykamy budowle obszerne i murowane, których wzniesienie wymagało znacznych kapitałów. W odpowiedniej rubryce, tablica daje przegląd, w której miejscowości pozwolono sobie na okazalszą siedzibę szkolną. Do najwyżej i najbardziej zorganizowanych należą zakłady miejskie, przedewszystkiem w Kurytybie, Ponta Grossie, S.Mateuszu, Porto Alegre i Rio Grande. Niektóre rozporządzają całym sztabem nauczycierlskim np. TSL kurytybskie. Słżużą one głównie żywiołowi robotniczemu, który wskutek lepszego skupienia oraz ruchliwości, wiedzie prym w poczynaniach społecznych osadnictwa.
            Osobny typ stanowią szkoły parafialne, prowadzone niemal tylko w Paranie, gdzie Siostry Rodziny Marji w 1920r. posiadały 8 szkół, a Siostry Miłosierdzia 6 zakładów. Mieszczą się one zazwyczaj w sąsiedztwie kościoła, posiadają zazwyczaj domy murowane i okazałe, wykazują wysoką liczbę dzieci. Najlepszą ich stroną jest niepprzerwana ciągłość w nauce. Dzięki charakterowi religijnemu zabezpieczone są przed trudnościami rządowemi i okres przystosowania do nowych rozpoprządzań językowy z 1920r, przeszły bez przykrych niespodzianek. Siostry Miłosierdzia prowadzą nadto po nauczaniu początkowy szkoły gospodarstwa domowego dla dziewcząt. Nauka trwa dwa lata, przyjmowane są dziewczyny od lat 12-tu. Szkoły rodzą się dzięki dobrej woli gromadzkiej. Skutkiem tego niejedne okolice świecą pustką i dzieci, które zapełniłyby nawet obszerniejszy zakład wychodzą na analfabetów. Gdzieindziej, z nieporozumień, szkółka wyrasta przy szkole i obie cierpią biedę. Tak się stało między innymi w erechimskiem Dourado, linja 3-cia. W św. Leopoldynie pod Castro, walka szkółek sąsiedzkich zakończyła się spaleniem jednego budynku. Podobnie św. Barbara pod Plameirą posiada dwie placówki współzawodniczące, a jednak z czasem równocześnie zamknięte a jednak czasami obydwie równocześnie, bywały zamknięte. Wypadki te jednak są rzadkie.

-167-
            Nierównie częściej szkoły brak, lub droga do nich daleka. Wtedy dziecku musi do nich odbywać po 10 a zdarza się, że i po 15 kilometrów w jedną stronę. Niedawno temu, do njapilniejszych uczniów szkoły a Affonso Penna pod Kurytybą należało kilkoro dzieci z kolonji Zachariasza, odległek o 8 klm. Podrostki prawiają się natenczas w konnej jeździe, bo wierzchowców u osadników dosyć.
            Za nadbudowę szkolnictwa powszechnego służą trzy szkoły średnie: najdawniejsza i najbardziej zasłużona im. Kopernika w Malecie (bezwyznaniowa), nowsze, to kolegium im. sienkiewicza, utrzymywane przez Związek Polski w Kurytybie (klerykalna) i kolegium w Guarany, jedyne na stan Rio Grande (klerykane). Dwa ostatnie nie widnieją w spisie, gdyż powstały po 1920r. Mają one za zadanie wychowanie nauczycieli, mierników, buchalterów i kupców, jednym słowem stworzenie domorosłej polsko-brazylijskiej inteligencji. Zakład maletański, duma i oko w głowie obozu postępowego, posiadający nawet obszerną bursę, szczyci się już kilkudziesięciu wychowankami. Świeże kolegjum kurytybskie dało również widoczne rezultaty. Coraz więcej młodzieży garnie się nadto do średnich szkół rządowych, seminariów biskupich i kolegium jezuickiego w S.Leopoldo, pod Porto Alegre. Po garstce polskich studentów, posiadają od niedawna uniwersytety w Kurytybie i Porto Alegre. Młodzież kurytybskich zakładów średnich i wyższych utworzyła w 1926r własną organizację studencką i bratniej pomocy pn. „Sarmacja”. Procent synów osadników jest wśród niej jeszcze nikłym. Przeważają dzieci miejskie, kupców i rzemieślników. Ponadto, do ciała profesorskiego uniwersytetu parańskiego należy kilku miejscowych lekarzy polaków.
            Nauczyciel i nauka. Uczył najpierw kolonista, później świetlejszy przybysz z kraju, czasem nawet inteligencji, nieraz wykolejeniec. Ostatnio zwiększa się rok po roku zastęp sił wychowawczych na miejscu.
-168-
Pierwszym zawodowcem był zapewne Hieronim Durski, protoplasta znanej rodziny parańskiej, który przybył do Brazylji w 1875r. Pełnił zawód, lecz nie między swoimi. Pozostawił gramatykę polsko – brazylijską.
            Do niezapomnianych postaci należy Jan Kośmiński, nauczyciel w początkach w S.Mateuszu, przybyły ze Lwowa dla objęcia stanowiska nauczyciela. Jako sokół, wziął udział w rewolucji 1894r. po stronie powstańców i zginął na polu bitwy pod Passo Fundo w Rio Grande.
            Około 1905r. rozpoczął się napływ osób światlejszych, wśród których znalazła się także garść wygnańców politycznych z Królestwa. Stanowili pożądany nabytek dla szkół, które stale cierpiały na brak nauczycieli. Niektórzy z wykształceniem po wyrobieniu się, weszli w stałe kadry nauczycielskie i pozostawili po sobie nawet dorobek. Do 1920r. trudno było znaleźć jednostkę oświeconą, któraby o szkolnictwo nie zaczepiła się przynajmniej przejściowo. Jak to w Ameryce, między ziarnami zjawiały się odwiane plewy. Było to zwyczajne zjawisko, że nauczyciel wędrował ze szkółki do szkółki i zagrzewał miejsce tak długo, póki widziało się jemu, lub kolonistom. Gdy tylko mógł, zamieniał krzesło „profesorskie” na jakiekolwiek inne zajęcie, gdyż ukuło się przysłowie, że rębacz zarobi więcej od nauczyciela. Wynagrodzenia istotnie były bardzo marne. Jeszcze w 1920r. wśród szkół parańskich 19 tylko wykazuje miesięczną pensję od 100 milrejsów w górę, wśród katarzyńskich 3, riograndeńskich 6. Do najlepiej płatnych należały posady w zakładach miejskich, no. Towarzystwa Orła Białego w porcie Rio Grande. Towarzystwo dawało bezpłatne mieszkanie, opał, światło i 200 milrejsów gotówką. W reszcie szkół, przedewszystkiem po kolonjach pensja wynosiła od 30 do 100 milrejsów. Nauczyciel z Costeiry pod Araukarją podał zasługę 2,5 milrejsów na „dniówkę”. Nauczyciel z Iguasu pod S.Mateuszem – 738 rejsów dziennie. Niejeden przytem zmuszony był ściągać sam spłatę szkolną, gorzej, gdy na „garnuszku” ganiać po domach na obiady i wieczerze. Wytpadki takie w szkołach rządowych należały do rzadkości. Wyjątek stanowiło Rio Grande, gdzie szereg szkół otrzymywało po 500$000 na miesiąc.
-169-
Opłata roczna od dziecka w szkółkach leśnych, wynosiła po 10$000. Wakacje się nie liczyły. Stan ten uległ radylanej zmianie po 1920r. pod wpływem reorganizacji szkolnictwa, zwiąków nauczycielskich i zapomóg rządowych, pojawienia się nauczycieli zawodowych z Polski.
            Nowy okres przyniósł ponadto ustalenie biegu nauczania. Przedtem program stanowiła osoba „profesora”. Uczył co chciał i jak umiał. Tu samouk sam ledwie piszący, w działaniach arytmetycznych dochodził tylko do 100, albowiem powyżej tej liczby zaczynały się „wyższe rachunki”, gdzieindziej postępowiec wbijał w głowy 11-letnim pędrakom, teorję Kanta o powstaniu ciał niebieskich.
            W podręcznikach chaos, a co gorsza – braki. Obok elementarza Promyka, spotykało się wydawnictwa lwowskie. Była to njamniejsza bieda z opuszczaniem ustępów o najjaśnieszym panu, odwracaniem pór roku itp. Jeszcze w 1920r. spotykamy leśne szkółki, gdzie każdy nieledwie uczniak miał inną przed sobą książkę, a z braku podręcznika, sylabizował na pomiętym starym kalendarzu, ogłoszeniach z gazety. Przed 1915r. przystąpiono w Kurytybie do wydawania książek szkolnych, opracowanych dla miejscowych potrzeb. Ruch ten spowodowała niermożliwość sprowadzenia podręczników z kraju. Nakłady dochodziły do 10 tysięcy egzempalrzy. Wśród firm wydawniczych istnieje „Gazeta Polska”, oraz księgarnie Szulca i Polska. Po wojnie światowej działalność wydawnicza zyskała na wielostronności i pogłębieniu. Do elementarzy i czytanek przybyły działy rachunków, języka polskiego i portugalskiego, programów i religji. Jako firmy wydawnicze występują głównie zrzeszenia oświatowe i Związek zawodowy nauczycieli.
            Zestawienie dorobku półwiekowego uchyla się z pod zupełnego ogarnięcia tak na skutek olbrzymich przestrzeni, jak i motylnego nieraz żywotu szkółek. Kolonje polskie, jeśli odciąć zachód Parany i św. Katarzynę, rozsiane są na obszarze wielkości Rzplitej. Obsada nauczycieli ulega zmianom, szkoły często gęsto przebywają mimowolne ferje.

-170-
Dość przytoczyć, że riograndeńskia Floresta, w ciągu 6 lat, zmieniła 6 nauczycieli, a luceński św. Jan w 22 latach, widział ich aż 16. Znaczny odsetek stracił wskutek tego czucie z początkami i nie zna daty powstania. Następczynie szkół upadłych nie poczuwają się do roli dziedziców i np. w S.Feliciano w Rio Grande podaje najstarszą szkołę z datą założenia w 1911r., jakbt ta wielka i wzorowa, jedna z najczynniejszych osad, przez 20 lat obywać się miała bez ogniska oświaty. Toteż odpowiednia rubryka spisu szkół nie odpowie na pytanie, jak się rowijało szkolnictwo, a tylko wskaże, z jakich czasów wywodzą rodowód istniejące obecnie szkoły. Nie da się stwierdzić ile dzieci w promieniu działania zakładów pozostawało bez opieki szkolnej. Pewien odsetek procentu uczęszczał do szkół rządowych, korzystając z nauki bezpłatnej. Równocześnie jednak znaczny procent szkół wykazywał wśród uczniów dzieci pochodzenia obcego. Należy tu przedewszystkiem szkoła parafialna w Prudentopolis, która na 185 dziatwy miała zaledwo 75 dzieci polskich. Szereg innych uczelni dawał przytułek przynajmniej kilku dzieciom innych narodowości. W ogólności szkoły parańskie podały łączną liczbę obcych 238, św. Katarzyny 75, Rio Grande 76 = 389 uczniów. Wynosi to w ogólnym stanie 6,7%. Spis zestawiłem na podstawie materjału zebranego w konsulacie kurytybskim i agencji kons. w Boa Vista do Erechim, oraz uzupełniłem podczas objazdów i w drodze informacji. Nie jest niestety całkowitym. Pominąłem rozmyślnie zakłady późniejsze, nowe czy wskrzeszone z popiołów, albowiem zamiarem moim było dać obraz, do jakiego stopnia chłop i robotnik na obczyźnie, bez niczyjej pomocy, rozwinęli najpięknieszy przejaw życia społecznego osad – szkołę.
Stan szkolnictwa w cyfrach.


Parana
Św. Katarzyna
Rio Grande
Trzy stany łącznie
Szkoły świeckie
63
22
44
129
Szkoły parafialne
14
2

16
Razem szkół
77
24
44
145
Uczniowie w szkołach Świeckich
1.823
661
1.465
3.949
Uczniowie w szkołach Parafjalnych
1.714
120

1.834
Razem uczniów
3.537
781
1.465
5.783
Majątek szkół Świeckich
175,4
17,4
110,0
302,8
Majątek szkół Parafjalnych
223,5
11,0

234,5
Razem w tysiącach milrejsów.
398,9
28,4
110,0
537,3

Przeciętna liczba dzieci w szkole świeckiej to 30, w parafialnej 115.
 Majątek szkół świeckich wynosi: 302.800$000, lub 56%, zaś szkół kościelnych wynosi: 234.500$000, czyli 44%. Razem 537.300$000. Przy ówczesnym kursie dolara: 1$000 = $134.325,00
Na jedną szkołę świecką przypada majątku:      2.400$000
Na jedną szkołę parafialną przypada majątku: 14.700$000
Nakład społeczny na 1 dziecko w szkołach świeckich to 80 milrejsów, a w szkołach parafialnych 128 milrejsów.

-171-
38. Kościoły.
            Opiekę duchową osadnicy otrzymali na ogół szybko: w Orleansie w 15, w św. Mateuszu w 9 miesięcy po przybyciu. Kościoły nie tworzą probostw, tylko kapelanje.  Majątek ich czasami jest zapisany na biskupstwo, gdzieindziej na zgromadzenia, czasem na komitety kościelne. Działają na olbrzymie przestrzeni. Proboszcz w Rio Claro (wieża jest tu zbudowana na wzór jasnogórskiej) oblicza, że spełnia czynności na obszarze większym od biskupa przemyskiego. Między polakami pracuje około 40 księży, rzadko świeccy, najczęściej z różnych zgromadzeń. Sa to:
1)      Misjonarze im. św. Wincentego, w najpoważniejszej grupie, bo wynoszącej około 25 duchownych. Pracują od 1903r, pochodzą przeważnie z Górnego Śląska. Wychowani w Krakowie, przybrali na miejscu nazwę „polskich misjonarzy”. Posiadają wicewizytatora i wpływają na życie publiczne przez wydawanie pism, a na szkolnictwo przez związek „Oświata”, któremu przewodzą.
2)      Misjonarze „Słowa Bożego” (Verbum Divinum) –Werbiści, mają w Paranie 5 kościołów, między nimi Św. Stanisława w Kurytybie. Również ślązacy, lecz przez wychowanie w zakładach niemieckich (prowincja polska powstała dopiero w 1924r), nie władają dobrze językiem polskim. Wydawali przez dłuższy czas polski tygodnik.
3)      Mniej liczni franciszkanie, salezjanie, stygmatyni oraz duchowni świeccy, częściowo wychowankowie seminariów brazylijskich. Pierwsi są niemcami i trudno im się z parafjanami porozumieć. Czasem, np. w 13-tym Maja, przy Erechim, można u niemieckiego księdza trafić na „polskie” kazanie, które woła o zlitowanie boskie nad zniekształconym językiem i napuchniętymi uszami.Salezjanie ponieśli zasługi około zorganizowania życia społecznego w S.Feliciano.
Niezwykły widok przedstawia niedziela w którymkolwiek kościele. Plac jest zastawiony furmankami po brzegi, u płotów ławy koni pod siodłem, wśród tego odświętne, kraśne chusty i szerokie kapelusze. Wtedy w miasteczku, choćby podbrazyljaniałem.

-172-173-174-175-176-177-

SPIS SZKÓŁ POLSKICH W BRAZYLJI W 1920r.

Okręg i osada
Szkoła
Stan Parana
Rok założ.
Liczba dzieci
Majątek w tyś. milr
01. Kurytyba - miasto
TSL. Im. Piłsudski - kilkuklasowa
1905
86
3
02. Kurytyba -miasto
Paraf. S.R.Marji - kilkuklasowa
1906
320
60
03. Orleans
Paraf.                     
1906
68
30
04. Dom Pedro
Paraf.                     
1908
84
8
05. Abranchez
Paraf. S.Miłosierdzia – kilkuklasowa
1904
100
20
06. Kandyda
Paraf. S.R.Marji - kilkuklasowa
1912
125
10
07. Lamenja Wielka
Szkoła polska
Ok. 1890
53
0,8
08. Lamenja Mała
Szkoła polska
Ok. 1890
35

09. Pacatuba
Szkoła polska

25

10. S.J.Pinhaes-Muricy
Paraf. S.R.Marji - kilkuklasowa
1889
129
20
11. Zacharias
Szkoła polska
1915
zamknięta

12. Affonso Penna
Tow. Rolniczego
1910
42
8
13. Papanduvinha
Szkoła polska
1919
18
0,2
14. Avenquinha
Szkoła polska

zamknięta

15. Araucaria - miasto
Tow. Dom Ludowy
1916
13
30
16. Thomaz Coelho
Paraf. S.Miłosierdzia - kilkuklasowa
1912
128
25
17. Th.Coelho-Roça Nova
Szkola polska
1920
38

18. Th.Coelho 9 klm
Szkoła polska
1908
zamknięta

19. Boa Vista
Tow. Króla J.Kazimierza

zamknięta

20. Campestre
Towarzystwa  Kościuszki
1907
38
5
21. Campina
Towarzystwa  Świt
1906
32
8
22. Campo Redondo
Towarzystwa Zaranie

15
1,3
23. Cannavieira
Towarzystwa Oświata
1908
26
1,6
24. Costeira
Szkoła polska
1914
19
1,5
25. Guajuvira
Tow. Wzajemnej Pomocy

20
2
26. Piranga
Tow. Korony Polskiej
1902
29
4
27. Rio Abaixo
Tow. Wzjamenj Pomocy
1915
18
1
28. Campo Largo-Christina
Tow. Św. Kazimierza
1905
35
1,2
29. Rio Verde
Szkoła polska
1906
25
1
30. Rodeio
Tow. Szkoły Pol. W Brazylji
1920
42
2
31. Linja Contenda
Tow. Oświaty im. św. Anny
1910
36
1,5
32. Contenda - Serrinha
Szkoła polska

30
1
33. Serrinha
Tow. Wzajemnej Pomocy
1914
25
1,5
34. Matto Dentro
Tow. Im. Konarskiego

48
1
35. Santa Anna
Szkoła polsko - ruska

26
3,5
36. Rio Negro – Poço Frio
Szkoła polska
1920
50
3,2
37. Imbuyal
Szkoła polska

30
1,5
38. Antônio Olyntho
Towarzystwa Oświata
1906
40
2
39. Palmeira – S.Barbara
Par. S.R.Marji - kilkuklasowa
1893
115
8
40. Santa Barbara
Towarzystwa TSL
1904
28
8,5
41. Papagaios Novos
Tow. Świt
1914
60
2,5
42. Gregorio
Tow. Im. Mickiewicza
1914
12
6
43. Cantagallo
Tow. Im. Staszyca
1914
zamknięta
1,5
44. Palmyra-Rio dos Patos
Szkoła polska

40
2
45. Bromado
Szkoła polska
1903
32
4
46. S.Mateus - miasto
Związku im. Piłsudskiego - chłopcy
1893
14
5
47. S.Mateus - miasto
Paraf. S.Miłosierdzia - kilkuklasowa
1908
118
10
48. Agua Branca
Paraf. S.Rodziny Marji – kilkuklas.
1908
114
8
49. Cachoeira
Paraf. S.Miłosierdzia
1905
53
0,5
50. Iguasú
Tow. Im. Staszyca
1900
17
3
51. Fluviópolis
Tow. Im Św. Stanisława-kilkuklas.
1904
70
3
52. Un.da Vict. - Cruz Machado
Tow. Im B. Głowackiego
1914
54
2,5
53. C. Machado – Santana
Paraf. S.R.Marji - kilkuklasowa
1915
86
6
54. C. Machado – L.Iguasu
Tow. Promień

10
1
55. C.Machado – część gór
Szkoła polska

30
1
56. Marechal Mallet-miasto
Średnia im. Kopernika
1909
75
20
57. Rio Claro - ośrodek
Paraf. S.Miłosierdzia - kilkuklasowa
1912
89
6
58. Rio Claro -północ
Tow. Im. Mickiewicza
1907
30
6
59-62 Rio Claro-4 in. szk.


100

63-65. Vera Guarany-3 szk.


70

66. Iraty – Alto da Serra
Tow. Im. H. Sienkiewicza
1919
38
2,6
67. Prudentopolis-miasto
Na linjach kolonji –Marcondes - Itapara
Paraf.S.Miłosierdzia-kilkuletnia
Kilka szkółek polsko- ruskich – brak danych.
1906
185
12
68. Ponta Grossa - miasto
Towarzystwa Oświata
1907
33
5
69. Ponta Grossa - miasto
Tow. Im. Św. Józefa

zamknięta

70. Moema
Szkoła polska

zamknięta

71. Guarauna
Szkoła polska
1905
28
2
72. Ipiranga - Ivahy
Szkoła polska

25
2
73. Guarapuava-Apucarana
Tow. Rolnik
1920
47
2
74. Herval (Sen.Correa)
Tow. Im Sienkiewicza.
1912
12
1,5
75. Castro - Tronco
Tow. Im. Witosa
1920
20

76. Leopoldyna
Szkoła polska
1902
54
7,5
77. Yapó
Tow. Im. Piłsudskiego
1920
30
1
Suma


3.357
398,9
Św. Katarzyna




01. Porto União - miasto
Tow. Im. Słowackiego
1912
38
2
02. Stacja Herval
Szkoła familijna

10

03. Stacja Três Barras
Tow. Bibjoteka polska
1917
64
2
04. Lucena (Itayópolis)
Paraf. S.Miłosierdzia - kilkuletnia
1895
80
8
05. Lucena - Moema
Szkoła polska

zamknięta

06. Lucena - Iracema
Szkoła polska
1920
22

07. Lucena - Paraguaçu
Tow. Im. Słowackiego
1907
53
2
08. Lucena – Rio Estiva
Szkoła polska
1920
30

09. Lucena – São João
Tow. Im. Sw. J. Nepomucena
1897
42
3
10. Lucena – S.Pedro
Szkoła polska
1914
52
2
11. SãoBento
Szkoła zał.przez ks. Bukowskiego
1880
los
nieznany
12. Rio Vermelho
Parafialna
1896
40
3
13. Rio Natal
Szkoła polska
1914
31
2
14. Tateas
Szkoła polska

50
1,5
15. Blumenau-Massaranduba
Szkoła polska
1895
46
8
16. Massaranduba- Braco Norte
Szkoła polska
1904
18
3
17. Massar.-Guarany Mirim
Szkoła polska
1902
30
5
18. Massar. - Telegraf
Szkoła polska
1910
15
5
19. Massar. – Treze de Maio
Szkoła polska

11
1
20. Pinheiro
Tow. Im Stanisława Kostki
1914
50
2
21. Warnow
Szkoła polska

zamknięta

22. Luiz Alvez
Szkoła polska

40

23. Orleans – Grão Pará
Tow. Im. Św. Stanisława
1908
24
1
24. Urusanga - Cocal
Szkoła polska
1915
35
4
25. Inne osiedla jak Brusque
Pinheiral,Rodeio,Sandweg
danych
brak

Suma


781
28,4
Rio Grande do Sul




01. Porto Alegre - miasto
Tow. Im. Kościuszki - kilkuletnia
1900
60
15
02. Porto Alegre - miasto
Tow. Białego Orła – polsko –brazylij.
1920
27
20
03. Mariana Pimentel - centrum
Szkoła polska

zamknięta

04. Mar. Pimentel – Dr.Ignacio
Szkoła polska

30
0,5
05. Mar.Pimentel - S.Brissão
Towarzystwa rolniczego

34
0,5
06. Rio Grande - miasto
Tow. Orła Białego - kilkuletnia
1896
85
25
07. Pelotas - miasto
Szkoła niedzielna

10

08. Encruzilhada – S.Feliciano
Centrum – szkoła polska, pryw. własna
1812
49

09. S.Feliciano – Assis Brazil
Szkoła polska
1920
40
1,5
10. S.Feliciano – Braz Tigre
Tow. Ks. Poniatowskiego
1920
23
1,5
11. S.Feliciano - Evaristo
Szkoła polska

25
1
12. S. Feliciano–Feli. Noronha
Szkoła polska
1920
20
2
13. S.Feliciano - Ipé
Szkoła polska
1920
25
2
14. S.Feliciano-Laurentyna
Tow. Im. Św.Jana Kantego

44
3
15. S.Feliciano - Loponeto

1911
52
2
16. Bento Gonçalves-S.Tereza
Szkoła polska

15
1
 Baixa Grande (S.Antonio da
Patrulha, S.Marcos (Caxias)
brak
danych

17. Alfr. Chaves, Barros Cassal
Szkoła  polska
1918
41

18. Alfr.Chaves, Vista Elegre
Szkoła polska

40
1
19. Guaporé – Ernesto Alves
Tow. Im Św. Wojciecha
1903
23
1,5
20. Guaporé-S.Luiz da Casca
Tow. Orła Białego
1908
55
2
21. Guaporé-S.Luiz da Casca
Szkoła polska

40
1
22. Ijuhy - miasto
Tow. Im J. Sobieskiego
1916
64
4
23. Ijuhy – Linja 1 wschodnia
Tow. Im. Św. Anny
1900
43
3
24. Ijuhy – Linja 5
Szkoła polska

50
1
25. S.Angelo-Guarany- centrum
Tow. M.B.Częstochowskiej
1906
48
3
26. Guarany - Cedro
Tow. Im. J. Sobieskiego
1913
25
1,5
27. Guarany - Ceroula
Tow. Oświaty Szkolnej
1912
34
1,5
28. Guarany - Paranaguá
Tow. Im. T. Kościuszki
1916
32
5
29-30. Linja Bom Jardim i
Harmonia – brak danych



31. Erechim - Barro
Tow. Im Piłsudskiego
1920
29
1
32. Barro
Tow. Polsko-brazylijskiego
1919
15
7
33. Barro – linha 7
Tow. Pomoc Bratnia
1920
15
5
34. Caçador
Tow. Naprzód
1918
21
7
35. Baliza
Szkoła polska
1920
31

36. Treze de Maio
Tow. Im Ks. Poniatowskiego
1916
55
1
37. Rio do Peixe
Szkoła polska
1915
47
5
38. 13-ty kilometr
Tow. Im .Piłsudskiego
1915
40
3
39. Erechim - miasto
Szkoła brazylijsko-polska

10

40. Capo-Eré
Tow. Im. Witosa
1916
31
2
41. Floresta
Tow. Im Kościuszki
1914
43
3
42. Dourado – Linha 2
Tow. Postęp i Oświata
1919
38
3
43. Dourado – Linja 3
Tow. Zorza
1919
20
2
44. Dourado – Linja 3
Tow. Piast
1920
36
1,2
Suma


1.465
110,0

-179-
39. Wydawnictwa.

A.     Czasopisma.
Najsilniejszą nicią, która wiąże poszczególne miejscowości i wytwarza poczucie gromadzkie, jest prasa. Do rozporządzenia jej stoją:
1)      Czytelnik. Chętny, ale daleki i rozsypany, wskutek czego trudna doń droga. Do dalszych zakątków gazeta dociera w 7-10 dni po wyjściu. Opłata uiszczana bywa zwykle z dołu, „przy sposobności”, nieraz po kilku latach. Zapas odbiorców u najwpływowszych pism dochodzi ostatnio do 3 tysięcy.
2)      2)Materiał redakcyjny. Składa się z kilku pism polskich, przygodnych korespondencji leśnych i poczty pantaflowej. Dzienniki brazylijskie służą najwyżej do wykorzystania telegramów i tu i ówdzie wiadomości administracyjnych i politycznych.
3)      Narzędzia. Na stole nożyce. W kasztach garść starych czcionek, pochodzących najczęściej z zakładów salezjańskich z São Paulo. Odbitki tłoczy maszyna małego formatu z czasów Guttenberga, której popęd nadaje człowiek, kręcąc kołem jak u sieczki.
4)      Pracownicy. Wydawca, redaktor i administrator składają się z jednej osoby. Jest to przygodny ideowiec, czasem zarabiający w ten sposób na suchy kawałek chleba, czasem bawiący się w politykę, gdy mu na to pozwala osobiste stanowisko społeczne. Ważna figórą jest składacz. Ileż to razy czytało się takie notatki: „Od redakcji. Wskutek choroby zecera numer niniejszy wychodzi z opóźnieniem i w pomniejszeniu. Niewiadomo, kiedy będzie można wznowić regularne wydawanie pisma. Przepraszając kochanych czytelników itd.”
5)      Pomieszczenie. Szopka na podwórzu.

Mimo takich niewdzięcznych warunkówm doszła prasa do 37 bibliograficznych numerów, czyli rejestruje corocznie przyrost jednego pisma. Niestety, drobna część zaledwo okazała dłuższą siłę życiową. Pierwsze pismo powstało w 1892r. i dotrwało do dzisiaj. Jest to „Gazeta Polska w Brazylji”. Przez 7 lat pozostała samotną.
            Rozrost pierścienia kurytybskiego, rozwój osad z napływu królewieckiego i napływ polsko-ruski, rozcieliły dla czasopiśmiennictwa nieco szersze podłoże.

-180-
W okresie 1897-1907 pojawiło się 19 nowych pism, z czego 6 w Paranie, 2 w S.Paulo i 1 w Rio Grande. Jako trwały dobytek pozostał z nich tylko „Polak w Brazylji”.
            Od przybycia siedleczan i lubliniaków do 1919r. dorobek wynosił 11 pozycji, 9 w Paranie i 2 w Rio Grande i z tego narostu żywotnym okazał się tylko 1 – „Świt”. W ostatnim okresie, od 1920r. zbiór 9 letni 15 gazet, 9 w Paranie, 3 w Rio, 2 w S.Paulo i 1 w Rio Grande. Rekord z czterema gwiazdkami należy do 1921r. Zwiększenie liczbowe idzie w parze z różnorodnością i doborem. Jedna połowa upadła, lecz druga nosi dobrą zapowiedź. Zwraca uwagę cyfra czterech pism (dwa przestały wychodzić), przeznaczonych do propagandy polskiej między brazyljanami. Szkoły posiadały dwa organy trwałe, nie utrzymały się natomiast dwa pisma ilustrowane i po jednem satyryczne i komunistyczne. Na trzy główne pisma polityczneskładają się tygodniki kurytybskie:
Gazeta Polska. Weteran, ujrzała światło w tłoczni Karola Szulca w Kurytybie. Przeszła do rąk spółki wydawniczej, do której należał i Saporski, w 1895r. zmieniła przejściowo nazwę na „Polonia”. Do 1907r. kierował nią Leon Bielecki, który się dobrze koło jej rozwoju zasłużył. Później do 1924r. wydawali ją proboszczowie kościoła polskiego w Kurytybie ze zgromadzenia Verbi Divini. Język i czystość polskiego kierunku pozostawiały wtedy wiele do życzenia. Odtąd stanowi własność prywatną. Reprezentuje kierunek świecko – kościelny, jest organem najstarszych kolonji.
Lud. Narodził się w 1920r. z „Polaka w Brazylji”, pisma o kierunku narodowo-demokratycznym. Kierują nim Misjonarze św. Wincentego a Paulo, stworzywszy zeń organ wybitnie katolicki. Wychodzi dwa razy w tygodniu. Zasięgiem wpływów dotyka przedewszystkiem parafji, obsadzonych przez zgromadzenie. Jest organem kolonji naszych i  zrzeszenia „Oświata”.
Świt. Prowadzi żywot przerywany. Wywodzi się z ogniwa (1914r.Kurytyba) oraz Pobudki (1915r.Ponta Grossa). Wychodził początkowo w Ponta Grossie, w 1920r. przeniósł się do Kurytyby. Skupia wokół siebie obóz postępowy, lewicę różnych odcieni. W czsie wojny stał przy legionach i padł ofiarą roznamiętnienia ……. ulegając przejściowemu zamknięciu.
-181-
Żelazną jego brygadę stanowią robotnicy po miastach i przy linjach kolejowych, oraz niektóre z najnowszyych ośrodków wiejskich. Programowo Lud i Gazeta są do siebie zbliżone, taktycznie pierwszy stanowi samotną wieżę, a wspólny front często przyjmują Świt i Gazeta. W kierunkach i starciach zanjdują odzwierciedlenie prądy w Polsce. Samo osadnictwo i jego sprawy odbijają się w prasie dość słabo. Nieraz zdarzy się wziąć do ręki numer, który tylko zaukami zdradza, że pismo wychodzi poza granicami Rzplitej. Do różnic w kierunkach przybyła wszakże jedna o zabarwieniu miejscowem. Obraca się naokoło wykład o religji w tutejszych szkołach polskich. Zakłady państwowe są bezwyznaniowe. Świt zajmuje w sprawie opieki duchowej stanowisko obojętne, Lud zaś domaga się dla polskich szkół zastosowania odpowiedniego utsępu z konstytucji państwa polskiego. W stosunku do nowego kreju zdążyły się rozróżniczkować dopiero linje postę®powania. Ostrzejsze wycieczki przeciw nadużyciom administracji lub w obronie równouprawnienia polono-brazyljan biorą na się Świt lub Gazeta; Lud zwykł im w takich razach wtórować z ostrożnością. Obok świateł kurytybskich zaczyna wreszcie rozpalać się z osobna ognisko riograndeńskie. Od 1928r. wychodzi w Porto Alegre miesięcznik „Echo Polskie”, który jest organem zrzeszonyh towarzystw w stanie i w tym charakterze zapewnia, trwałe istnienie.
            W całokształcie wieloramiennej prasy daje się odczuwać brak organu lub dodatku zawodowego dla rolników.
            Pisma polsko-brazylijskie spełniają powołanie nie tylko na swoim terenie. Od dawna przekroczyły granicę Argentyny, a ostatnio także i Urugwaju, rozsiewając polskie słowo po nadplateńskich portach i pampasach. Swego czasu pełniły tam rolę prasy rodzimej, póki nie powstały organy miejscowe. Naodwrót, egzemplarze pism argentyńskich nie należą wcale do rzadkości w ręku polaków w Brazylji. O wiele częstszym gościem jednak, gościem niemal powszechnym po miastach i osadach, jest czasopismo z Polski.
-182-

            Spis czasopism polskich w ameryce południowej.

1. W Brazylji
Pismo
Miejscowość
Rok założenia
01. Gazeta Polska w Brazylji
Kurytyba - Parana
1892
02. Polonia
Kurytyba - Parana
1893
03. Kurjer Parański
Kurytyba - Parana
1897
04. Poranek
Kurytyba - Parana
1898
05. Wiek Dwudziesty
Porto Alegre – Rio Grande
1898
06. Djablik Parański (humor)
Kurytyba - Parana
1898
07. Prawda (z ilustracjami)
Kurytyba - Parana
1900
08. Robotnik Parański
Kurytyba - Parana
1902
09. Polak w Brazylji
Kurytyba - Parana
1904
10. Imigrant (urzędowe)
S.Paulo – Sao Paulo
?
11. Dzwon Polski
S.Paulo – Sao Paulo
1907
12. Naród
Kurytyba - Parana
1908
13. Emigrant
Kurytyba - Parana
?
14. Życie
Kurytyba - Parana
1909
15. Kolonista Polski
Ijuhy – Rio Grande
1911
16. Niwa
Kurytyba - Parana
1912
17. Ogniwo (Organ Polskich Związków Roboticzych)
Kurytyba - Parana
1913
18. Pobódka
Ponta Grossa - Parana
1915
19. Człowiek Leśny (hektogr.)
Marechal Mallet - Parana
?
20. Tygodnik Związkowy
Guarany – Rio Grande
1916
21. Świt
Ponta Grossa - Parana
1918
22. Sowizdrzałw w Paranie (humorystyczny)
Ponta Grossa - Parana
1919
23. Lud
Kurytyba - Parana
1920
24. Polonia (po portugalsku)
Rio de Janeiro
1920
25. Przyjaciel Rodziny (religijne)
Kurytyba - Parana
1921
26. Osa (satyryczne)
Kurytyba - Parana
1921
27. Proletariat Polski
S.Paulo – Sao Paulo
1921
28. Brasil – Polonia (po portugalsku)
Rio de Janeiro
1921
29. Nasze Życie (ilustrowany)
Kurytyba - Parana
1922
30. Sportowiec Polski w Brazylji
Kurytyba - Parana
1922
31. Świat Parański (ilustrowane)
Kurytyba - Parana
1923
32. Nasza Szkoła
Kurytyba - Parana
1924
33. Echo da Polonia (po portugalsku)
Kurytyba - Parana
1925
34. Nasza Szkółka (dla dzieci)
Kurytyba - Parana
1926
35. Polonus
Rio Grande – Rio Grande
1926
36. Echo Polskie
Rio Grande – Porto Alegre
1928
37. Revuista Polono-Brasileira
Rio de Janeiro
1928

  1. W Argentynie
01. Echo Polskie
Buenos Aires
1913
02. Wiadomości Polskie
Buenos Aires
1917
03. Słowo Polskie
Buenos Aires
1919
04. Wolna Polska
Buenos Aires
1921
05. Głos Polski
Buenos Aires
1923
06. Orędownik
Buenos Aires
1924
07. Niezależny Kurier Polski
Buenos Aires
1927

-183-
Kalendarze i Książki
            Każde żywotniejsze pismo stara się wydać swój kalendarz. Zaczął w 1898r. „Wiek Dwudziesty” w Porto Alegre, podjął na nowo „Kolonista” w Ijuhy, w 1910r. Obie próby przejściowe. Od 1915r. na przeciąg 56 lat posiadł kalendarz „Polak w Brazylhi”, względnie jego właściciel „Księgarnia Polska” w Kurytybie. W 5 lat później w Ponta Grossie spróbował, lecz tylko raz „Świt” pod firmą Związku Demokratów. Obecnie wychodzą stale dwa kalendarze ‘Gazety Oilskiej (od 1917r.) i „Ludu” wraz z „Przyjacielem Rodziny” (od 1922r.) Nakłady po 3 tysiące egzemplarzy. Żywą i dostosowaną treścią odznacza się ostatni.
            Na wydawanie ulotek, broszur i książek, składały się po części pisma, a po części  księgarnie, a nadto zrzeszenia oświatow. . Liczba druków przekroczyła już setkę. Gałęzią tą Kurytyba władała niemal niepodzielnie, gdyż w Ponta Grossie, Porto Alegre i Ijuhy, pojawiło się po parę broszur. Najdawniejszą znana jest książeczka pt „Co Wojtek ze dworu prawił przy kominie o chorobach i ich lekowaniu”. Wyszła ona w 1898r. w Porto Alegre z ręki ruchliwego w swoim czasie drukarza F.B.Zdanowskiego. Kurytybska drukarnia Szulca przystąpiła zapewne już wcześniej do tłoczenia modlitewników itp, lecz ślad zaginął.
            Na najważniejszy dział wyrosły podręczniki szkolne, najpierw przedruki, ostatnio opracowania oryginalne Stanisława Słoniny, Franciszka Hanasa, Konrada Jeziorańskiego i inyych. Za nim idą wydawnictwa religijne, jak modliotewniki, pieśni itp, najczęściej przedruki, rzadziej oryginały i tłomaczenia. Pisma zarządzają nieraz odbijanie książkowe odcinków powieściowych, lecz twórczość rodzima zajmuje jeszcze skromne miejsce. Należy do niej kilka zbiorów poezji, opowiadania, opisy. Parę książeczek pojawiło się w szacie urzędowej, jako wydawnictwa ministerstwa rolnictwa w Rio de Janeiro, oraz rządu parańskiego. Noszą godło państwowe lub stanowe i za treść mają wskazówki rolnicze i rozporządzenia z zakresu przychodźtwa i osadnictwa. Z firm wydawniczych względnie drukarskich, trzeba obok wspomnianych wyżej przytoczyć Księgarnię Polską w Kurytybie. Ma ona zasługi nadto przez sprowadzanie książek i przyborów piśmiennych dla kolonistów i osadników z Polski, oraz wydawanie „Gazety Polksie w Brazylji”. Założył ją Kazimierz Warchałowski i prowadził przez długie lata, Potem przechodziła z ręki do ręki, aż wpadła w obece ręce Miejsce jej starają się zająć nowe polskie formy. Dla naukowej wartości należy wspomnieć w wydawanym w Kurytybie dziele w dwu językach, polskim i osobno w portugalskim, z zakresu oftalmologji. Wyszło w 1920r. z pod pióra dra.Juliana Szymańskiego, profesora uniwersytetu parańskiego, obecnego marszałka senatu, i stanowi unikat na tem polu w języku portugalskim.11) Książka była zapewne pierwszym i pozostała do dzisiaj najważniejszym artykułem importu z Polski. Płynie strumieniem drobnych przesyłek pocztowych (druków), rzadziej większym transportem dla księgarń lub towarzystw, i dociera w najdalsze puszcze. Z punktu handlowego, rynek wydawniczy w ojczyźnie zwraca za małą uwagę na doskonałe możliwości rozszerzenia zbytu poza równikiem. Podobnie przedmiotem wwozu mógłby się stać łatwo papier, albowiem pisma i książki polskie w Brazylji drukują się na papierze, zprowadzanym ze Szwecji, Niemiec, czy Finlandji.
11) Zanotowano w pamięci.
-184-

XIV. ZYSKI I STRATY.
40. Język osadników.
            Obawiam się, że polskiego kompadra (kuma), gdyby zechciał podjąć wiażeń (podróż) do Brazylji, kosztowałoby to za bardzo (luzytanizm), aby zrozumieć brezalskiego pryma (kuzyna). Biszatyja! (wykrzyk), pronto fitować kabukra (gotów udawać kabokla). Bo zacznie kapinować milję (plewić kukurydzę), Wbić palanki w potrerze (słupu w zagrodzie), pindować (otłukiwać ziarno), na dzieci wołać Żwąsinjo (Janek), Szyko (Franek), Argentyna (imię dziewczyny). Po wejściu w las, przemienia się w bugra, tylko guarani zrozumiałby setki nazw zwierząt i roślin: tatú, bajtata, onsa, lontra, guawirowa, masisi. Nadziewa palę albo ponsza (narzutki), koniowi nakłada kabrestę (uzdę), w ręku ma szykot (bat), zapszęga do karosy (wozu), czy też aranji (dwukółki). W wilinji (miasteczku) odbiera od fejtora lub kapataza (nadzorcy) pagamento (należność), aby w gubernji zapłacić imposto (podatek) i na kamarze (urzędzie powiatowym) złożyć rekerimento, względnie abaiszo assignado (podanie), inaczej groziłaby mu multa (kara pieniężna), a może nawet kadeja (więzienie). Kiedy w skrytorji (biurze) kładzie podpis czytany często Chancosky (Szańkowski), Curosque(Kurowski). W mieście jako amofadinha (strojniś) wystaje wieczorami pod oknem i namoruje dziewczynę (zaleca się do dziewczyny). Z sąsiadami urządza pisieronki (wspólna praca w polu), oraz festy (zabawy), przy szurasku (mięsie na rożnie), fogietach (sztucznych ogniach) i narodowych tańcach fandango i masisi. Prokaria! (świństwo), splunie gość, ztirowawszy (otrzymawszy) takie retrato (obraz, podobizna), da woltę (zawróci) i pomyśli: To nie da (luzytanizm), słuchać podobenj barbaridady (okropności).
            Szkoła, kościół, prasa pielęgnują czystości języka, powyższe „mixtum compositum”, służy do codziennego użytku. Odbiła się w nim wzorzystość niestopionych żywiołów miejscowych, w ramach polszczyzny spotykamy bowiem, nie całkiem jeszcze przyswojone dodatki, głównie indyjskie i portugalskie. Uderza przewaga rzeczowników, ponieważ przybywający przyjmuje nazwy tubylców z przyrody, adminitracji i handlu.

-185-
Mieszanina silnie wkorzeniona, poczyna wyrabiać się na narzecze przez połączenie przybranych słów wskutek zmiany końcówek, przesuwania akcentu itd. Język ojczysty tracą naszybciej dzieci miejskie, często już nawet w pierwszym pokoleniu. Inaczej ma się rzecz na kolonjach, tu i trzecie pokolenie mowę państwową zna dopiero jako tako. Toteż większe sklepy w Kurytybie, które posiadają klientelę osadniczą, tyrzymają przynajmniej jednego subjekta polaka. Zdarza się, że wendziarze niemiec, syryjczyk, żyjący z polaków, rad nie rad, przyswaja sobie ich mowę. Na ogół trudno spotkać brazyljanina, któryby przynajmniej kilku wyrazów polskich nie rozumiał. Od czasu do czasu pojawi się gdzieś murzyn, czy multa, wcale znośnie mówiący po polsku. Portugalskim nasi władają słabo, kalecząc go i nadając mu swoistą wymowę. Wskutek wielkie przymieszki narodowości nie łacińskich na południu Brazylji mówi się trochę inaczej, niż w Rio de Janeiro lub w Portugalji, istnieją różnice nawet między Paraną i Rio Grande. Polaków, którzy opanowali portugalszczyznę literacką w piśmie, - co prawda bardzo bogatą – znajdujemu nie więcej jak jednostki. Reszta posługuje się gwarą kabokla.
            Jak sprawa języka polskiego ułoży się w przyszłości, trudno powiedzieć. Pesymiści są zdania, że za pół wieku po mowie polskiej pozostanie zaledwo ślad. Istotnie, straciła ona na terenie Kurytyby i w innych miastach, zanika również u forpoczt leśnych, jakoteż jednostek rozprószonych. Trzyma się wszakże w pniach głównych osad i idzie naprzód z ich rozrostem. Jeżeli kolonje podkurytybskie, najbardziej na wynarodowienie wystawione, zdołały ją na ogół obronić i dosyć dobrze zachować do trzeciego pokolenia, jest prawdopodobieństwem, że całość nie tak szybko pozwoli sobie spadek po przodkach wyrwać. Przykłady z dawnych konkwist dowodzą, że i pierwsi zdobywcy porzucali język ojczysty, nieraz na długo. Co najmniej przez dwa wieki potoczną mową hiszpanów w Peru, był quichua, a portugalczyków w Sao Paulo tupi. Dziś w Brazylji, języka pierwszych przodków tupi, nie zna leśny kaboklo.
-186-
41. Stosunki z Brazylją.
Na stosunek Brazylji do osadników i ich ojczyzny wpływają różne czynniki, należy tedy spojrzeć nań z rozstawionych punków.
            Politycznie, Polska tak niewolna jak i wskrzeszona miała i ma w Brazylji szczerego przyjaciela. Brak tarć i przeciwstawieństw nie byłby jeszcze doprowadził do zainteresowania, gdyby z jednej strony nie osiadły tu dziesiątki tysięcy polaków, a z drugiej nie działało łacińskie i amerykańskie umiłowanie swobody. Czasu naszej niewoli, gdy w Rio urzędowali przedstawiciele państw zaborczych, niejden w przodującym życiu państwowem i umysłowem brazyljan, jak Ruy Barbosa i Nilo Peçanha, głosił im w twarz przyjaźń dla uciemiężonego narodu, a po osadach prefekci municypiów, na polskich uroczystościach wołali „precz z Rosją”, nie gorzej od zebranych. Manifestacje były odruchowe, nie kierowało niemi żadne wyrachowanie. Jedno z najpierwszych uznań niepodległości nowego państwa, jakie otrzymano w Warszawie, przybyło z Brazylji. Zwycięztwo polskie na Rosją bolszewicką, brazyljanie powotali nader radośnie, nazywając je obroną kultury europejskiej, przed barbarzyństwem wschodu.12) W przeciwieństwie do „niebezpieczeństwa niemieckiego”, które już tyle krwi napsuło, o sprawie polskiej jako wewnętrznej, nigdy w Brazylji nie słychać.

12) Zachowanie sprzymierzonego stosunku Brazylji odbija się jakrawo od zmiany, jaka nastąpiła w Urugwaju. Tam propaganda niemiecko-litweska święci triumfy. Polskę obecnie uważa się za zawadę ws spokoje europejskim. Dzienniki przynoszą mamy „poprawione”, w których w Polsce obcięto Śląsk, Pomorze i Wilno, a nie ma na miejscu nikogo, ktoby szkodliwym zapędom przeciwdziałał. Z czasów dawnej sympatji przechowało się tu tylko określenie „pokoju warszwskiego” wywodzące się z carskich zapewnień, że nad Wisłą stale panuje spokój. Gdy gdzieś na oko jest cicho, a w życiu wrze, urugwajczyk zaraz powie: „la paz de Varsovia”.

-187-
Urzędy patrzą jednak nieprzychylnie, gdy osadnik ucieka się do konsulatu, uważają to za akt niezaufania.
            Na punkcie społecznym zdanie okoloniście się rozdwaja. Inaczej spoglądają nań ci, którzy na imigracji skorzystali, a inaczej, którzy się przez nią czują pokrzywdzeni. Mieszkaniec leśny jest świeżemu przybyszowi przeciwnym, gdyż przypisuje mu pogorszenie warunków życiowych, niegdyś tak patrarchalnych. Nie mogąc nadążyć rozwojowi, pomstuje na rząd za „wynalezienie” przychodźtwa. Uprzedzenie kabokla znalazło wyraz w odezwaniach: „polaco”, „polaco burro” (polski osioł) itd. Wyraz polaco opznacza wprawdzie polaka13), lecz użyty z pewnym akcentem, służy za przezwisko w rodzaju „gringo”, które określa niepożądanego cudzoziemca. W rodzaju żeńskim przylepiło się ono do nas z portów i miast nas LaPlatą przez nierządnice semickie, które choćby z Węgier, Niemiec, czy Rosji, udają pochodzenie z polski. Ostatnie z wyzwiska powstało zapewne stąd, że przybysz pracuje wtrwale jak muł (można pozatem w niego orać, jak w konia), mówi jakimś zakazanym językiem, a na ludzkie pytania odpowiada stale: nie rozumiem. „Nharozumi” było pierwszym słowem, którego brazyljanin od przychodźcy się nauczył (zaszczyt zastępstwa spada na „psiakrew”, i nieraz tym epitetem osadnika częstuje. Wyrażenie „polaco sem bandeira – não vale nada” (polak bez sztandaru – nic nie znaczy) należy już do rupieci historycznych. Odwrotnie ma się rzecz ze stosunkiem sfer posiadających i urzędowych. W Porto Alegre, na przedmieściu Navegantes, w Rio Grande przy nowomiejskiej stacji, wznoszą się spore budynki, ozdobione apokaliptycznymi znakami TPOB. Mieszczą się w nim Towarzystwo Polskie Orła Białego. Kapiatalista i urzędnik przełożył sobie skrót na zdanie: „Todos Polacos Bons Operarios” (wszyscy polacy, dobrzy robotnicy). W słowach tych skreśl;iła się powszechna opinja kraju o procowitości nadwiślańskiego przychodźcy. Gdy potrzeba człowieka silnego i spolegliwego do cięzkiej roboty, brazyljanin powie nieraz: musimy się postarać o „polaco”.
                13) Nazwę polak język portugalski oddaje nadto” plonez, polonio i polono. Dwa ostatnier mają tylko obieg tylko w piśmiennictwie. Brzmienie polonez, choć może najbiższe duchowi języka po hiszpańsku – polonez), w mowie potocznej spotykamy dosyć rzadko. Utarte „polaco” doczekało się uznania przez pomieszczone na tablicypomnika „Siewcy”. Pochodzi z początków pionierskich, bo w świadectwie kurytybskiem z 1873r. przytoczonym w inst. 9 czytamy „famialas polacas”.

-188-
W stosunku do osadnika najdawniejsze uznania ze strony miejskiej, przytoczone w rodziale III i IV, graniczą wprost z zachwytem. Nastrój ten przez pół wieku nie uległ zmianie. Jedno z ostatnich sprawozdań urzędu imigracyjnego w Kurytybie głosi, że „ polak stanowi lekcję żywych faktów dla tubylca”.
            W ogóle od ministra przez prezydentów stanowych do fazendeirów, fabrykantów i kupców usłyszymy zdanie: „Syryjczyk zajmuje się wyłącznie handlem, portugalczyk i włoch ciążą do domokrążców i powrotu z groszem do Europy, niemiec marzy o ujęciu w swe dłonie przemysłu. Wszyscy oni spekulują, a krajowi potrzeba rąk do pracy. W tych warunkach, element polski jest szczególnie wartościowym, ponieważ daje wyłącznie rolnika i robotnika. Spójrzmy na tego oracza bożego jeszcze raz oczyma profesora Parany: „W polakach przebija się układność i wielkie umiłowanie pracy, usposobienie spokojne i wylewne, połączone z gorącą nabożnością i rezygnacją w przeciwnościach życiowych. Żyją między nami szczęśliwi i oddani, pałając miłością za wielkoduszny przytułek”. 14)
            Etnicznie, Brazylja woli krewniaków łacińskich, bo się najszybciej przysfajają, aczkolwiek za cudzoziemców uważa się nawet portugalczyków i odnosi się do nich nie lepiej, niż jankesi do anglików. Słowianie służą jej do amalgamatu tylko na domieszkę. Do wessania żywiołów osadniczych dąży ona przez:
1) zakładanie kolonji mieszanych, z różnych narodowości z dodatkiem 10% tubylców, lub też rozrzucanie osad jednolitych.
2) zakładaniem szkół państwowych między kolonjami i przymusu nauczaniu języka państwowego w szkołach prywatnych
3) wytwarzanie i obdzielanie wpływami z podatków skupiueń miejskich, gdzie zbieraninie z różnych części świata zmuszoną jest przyjąć wspólny język.

14)  Sebastjan Parana, lc.str. 372.

-189-
4) Popieranie małżeństw między cudzoziemcami i tubylcami, wyrażające się w bezpłatnem przyznawaniu ziemi w kolonjach rządowych, nadaniu praw obywatelskich itd.Dopływ krwi białej wchłonie kiedyś – marzą o tym brazyljanie – wszelkich mieszańców i murzynów, którzy dostali się tu przez źlepy zbieg dziejów i skład ludności się ujednolici.
Zachowanie języka przodków u różnych grup biorą za zjawisko przejściowe. Kłopot sprawia im tylko nierównowaga rozdziału żywiołów: północ jest kolorowa a południe bieleje z roku na rok, a czarny staje się w niem niepożądanym. Stąd tak coraz częstsze wołanie o dobór przychodźctwa, jak usiłowanie skierowania go dotychczas bez wyników do stanów bliższych równika. W przesiedleniu wewnętrznem istnieje już pewien prąd wychodźtwa z północy na południe, lecz brak podobnego ruchu w kierunku odwrotnym. Uwagę czynników zdążającym do wynarodowienia zaprzątają przedewszystkiem większe skupiska obcokrajowców. Polak uchodzi z oczu, mieszka na przedmieściach lub w „krzakach”. Gdy włocha czy niemca zdybiemy jako handlarza, na każdej zgoła ulicy, choćby w stronach gdzie nie są liczni, polaka znać w mieście tylko w dni tarowe. Podróżny może przebiec w erechimskim 80klm. koleją, albo kołatać się w Paranie przez cztery godziny w wagonie między Iraty i Paulo Frontim – a wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie zauważy, że przejeżdża przez okolice polskie.

-190-
Z kolei – stosunek osadnictwa do przybranej ojczyzny można zamknąć w słowach: Polak bardziej kocha Brazylję niż brazyljanin. Świeży przychodźca narzeka, dopóki mu się wydaje „wszystko inaczej” – stary osadnik nauczył się cenić nowy kraj za jego szeroką wolność, nieskrępowaną swobodę, łatwość życia i sposobności dorobku. Poważa go zato, że dał mu możność zostania gospodarzem. Polubił Brazylję w swoim kawałku ziemi – nieosiągniętym celu u przodków – umiłował ją, przez znój i trudy, pokochał dziedzictwo, które sam sobie wypracował i które rośnie z jego ręki. Choć zastał puszczę, a dzieciom przekazuje pola i wioski. Natomiast sąsiadowanie kolonisty z ludnością tubylczą cechuje wstrzemięźliwość. Trzyma się ono raczej własnej gromady i oddany ziemi, żyje w pewnym odosobnieniu od reszty kraju. Nie może być mowy o ghetto, ponieważ jego istnienie jest związane z krajami rasy jednolitej, a zaludnienie państw imigracyjnych składa się z szeregu grup odrębnych. W życiu publicznym polaków nieznać zgoła. Zrzadka gdzie obejmie ktoś urząd prefekta, stronią nawet od udziału w radach powiatowych. Sejm parański widział zaledwo dwóch posłów polskich, Edmunda Saporskiego i Modesta Falarza. Wszelako przy prezydencjalnym bycie republiki, brak czucia z rządem odbija się na osadniku niekorzystnie, a dziennik urzędowy gotuje mu często niespodzianki.
            Stronienie owo wypływa stąd, że przybywający pochodzeniem i kulturą, czuje się wyższym od otoczenia. Patrzy na nie z pobłażaniem, świadom swej wartości cywilizacyjnej, a w leśnych zakątkach głowę zwykł trzymać wysoko. Przekonanie to przechodzi w spadku na dzieci, u dalszych pokoleń słabnie. Wielka to różnica w porównaniu ze stosunkami wStanach Zjednoczonych, gdzie przybysza oszałamia i pokonywa. Dążność do utrzymania rodowodu w czystości przejawiają nawet najdawniejsze kolonje, aczkolwiek na ich czoło wysunęły się wnuki i prawnuki. Małżęństwa zawiera się głównie między swoimi. Spotykamy jednostki, które utraciły język, lecz dumy narodowej jeszcze się nie pozbyły.

-191-
Wynarodowienie grozi na dwuch frontach: od strony lasów i od strony miast. Osadnik, który zaszywa się w puszczę, należy do narodu brazylijskiego o słabszej więźbie z zamorzem. W walce z borem, schodząc do pierwotnego sposobu życia, traci łączność z bracią i zbliża się do kabokla. Idzie drogą robitków francuskiej Terezy, którzy zmieszli się z plemieniem leśnym zapomniawszy nie tylko o języku, ale i o pochodzeniu.
            W tem samem niebezpiecznem położeniu znajdują się rozprószeni, żyjący między obcym żywiołem, a w stosunku do zwartego trzonu jest ich wysoki odsetek. Ile razy spotykałem po dalszych miastach, stepach i lasach pojedyńcze rodziny, których ojciec i matka urodzili się jeszcze w Polsce, lecz z dziećmi mówili wyłącznie po portugalsku, bo sami mową przyrodzoną władakli już z trudnością. Napatrzałem się również na odbitków na małżeństwa mieszane. Tu dziewczyna niegdyś krew i mleko – wyszła za czarnego jak węgiel murzyna, tam znowu polski chłopak stowarzyszył się z bogdanką puszczy. Dzieci śniade na różne odcienie, z czarnymi włosami, przypominającymi kędziorzewą wełnę. W zwartem siedlisku rolnem, między swoimi, wypadki takie są zgoła nieprawdopodobne. To i owe przygasłe ognisko po ostępach bezwątpienia zapłonie3 jeszcze na nowo, gdy otoczą je chaty dalszego napływu ze starych osiedli, lecz na ilu miejscach równocześnie pozostaną tylko popioły? Wyniszczająco działa również walec międzynarodowy w powstających miasteczkach i w nich samych. Znać go przedewszystkiem w najstarszych kolonjach u Kurytyby, mianowicie tych, które znalazły się tuż przy murach rosnącej stolicy. W Pialarsinho, Abranchez, Św. Ignacym młodzież między sobą używa najczęściej tylko języka państwowego, procent małżeństw mieszanych się zwiększa. Gdy zaglądnąć do Towarzystwa im. Jagiełły w Abranchez, usłyszymy tam więcej mowy miejscowej, niż swojskiej – nawet u członków zarządu, którzy choć dobrze po polsku mówiący, przystosowali się do sąsiedztwa włochów i miasta

-192-
Już i w osadach królewieckich, naszczębił się nieco św. Mateusz. Nad brzegiem Iguasu rozwinęło się tu szybko miasteczko, na które przy braku zainteresowania ze strony polskiej rzuciła się pstrokacizna różnych narodowości handlujących. Okolica zatrzymała charakter polski, lecz wpływ znacznego rynku herwowego, nie pozostaje na młodsze pokolenie następstw. W Rio Grande wielkie Porto Alegre zaczyna rzucać cienie na osadę Mariana Pimente. Na pierwszej linji ognia stoją jednakże miasta. Rolnik ma niezależność i samodzielność za drutem kolczastym, którym szkier swój odgrodził od świata, robotnika i kupca, środowisko oplątane setkami macek. Otoczenie, ulica, warsztat fabryka klijentela – wszystko to działa wynaradawiająco. Ofiarą pada najpierw dziecko, które z podwórka i ulicy, które przez płot i przez furtkę wnosi do domu język obcy. Uczy się go szybciej od starszych i tak się przyzwyczaja, że matka doń po polsku, a ono odpowiada po portugalsku. Zwykle też pierwsze już pokolenie miejskie staje się składnikiem tygla przetapiającego różnice pochodzenia – oddala się od mowy ojczystej, rwie węzły gromadzkie i zawiera małżeństwa mieszane. Nawet na rodzonych polakach wpływ miasta odbija się niwelująco. Gdy wszakże na pobojowiskach wiejskich cienie kładą się bez liku i bez szelestu- od fabryki i warsztatów nadbiega donośny szczęk oręża. Robotnik braoni się z rozmachem. Sypie szńce w postaci towarzystw i szkół, wytacza na stanowiska prasę. Acz liczbą szczypły, wybił się na przodownika osad. On rzuca hasła. W jego ręku zbiegają się nici pracy społecznej. Wpływ środowiska zaznaczył się najmniej u robotnika. Zacieszność życia, ustronność osad, swojskie sąsiedztwo – sprzyjają pielęgnacji więzów i przechowaniu starych obyczajów. Nowe warunki znalazły odzwierciedlenie przeważnie tylko w mowie codziennej.
-193-
Osady zachowują polskość tem lepiej, im są większe, narodowościowo jednolite, im rozleglejsze tworzą wyspy i im znaczniejsze dzielą je przestrzenie od środowisk miejskich i dróg handlowych. Polakami na ogół wycierano kąty, porzucono ich w dziuplach, zresztą sami znikają z miast. Ubocze dało im w zamian za niedogodność gospodarczą, widoki na skuteczniejszą obronę przed wyanrodowieniem. Z półwiekowych osad przy Kurytybie pozostały jeszcze zdala od niebezpieczeństwamiejscowości jak Thomaz Coelho i Muricy, najbardziej spore i odległe, jakoteż ich sąsiedztwo. U wnuków i prawnuków wszędzie tu polska mowa i polskie obyczaje. Osady królewieckie i pierwszych lat republiki dotrwały w polskości i na ogół dobrze, w Paranie najlepiej w Rio Claro i Św. Katarzynie w Lucenie. Najświetniej jednak, wprost wzorowo, przechowało się riograndeńskie S. Feliciano. Nie znam w Brazylji kolonji bardziej polskiej. Na straży tej piastowskiej wieży stanęły okolne pustki i lasy, wielkie odległości od Pelotas i Porto Alegre. Przybywający z Polski czuje się w Felicianowie naprawdę, jak nad Wisłą, mimo iż od założenia osady upłynęło już blisko 40 lat i rej w niej wodzi narybek miejscowy. Nie ustępuje ona nawet siedliskom, które powstały tuż przed wojną światową i z natury rzeczy chodzą do dzisiaj w niewyblakłej szacie.
-194-

42. Węzły z Polską.
Nędzę ojczystą opuścił bez żalu. W ślad za nim szły pomstowania dziedziców, oraz wszystkich, którym zależało na taniej robociźnie, co więcej, żegnano go wyzwiskami od szumowin, włóczęgów, darmozjadów15). Na pamiątkę odarł go naganiacz, pośrednik, przemytnik, agent, trzymający wspólną sieć od wioski aż po porty oceaniczne. W nowej ziemi, sentyment za przeszłością na gruncie twardej rzeczywistości, tak niezgodnej z zapowiedziami propagandy, kazał zapomnieć o porzuconej biedzie, a wspomnienia wyolbrzymił do wizji. Wielu z miejsca uciekło, rozsiewając o Polsce wieści tak czarne, jak kolorowymi były przyrzeczenia. Masa pozostała. Im,komu było gorzej, tem smutniej wspominał kraj i nieraz sobie zapłakał. Nawet,gdy się już zagospodarował, ile razy westchnął, patrząc na wyrobione pole i dobytek: Co mi po tem wszystkiem, gdy nie mam polskiej niedzieli i wesołości, która tam pozostała!
            Lecz zeszły lata, posypały się dzieci, a później wnuki. Każde było nowem korzonkiem, umacniającym przesadzone drzewo w zamorskiej glebie. Drzew przybywało, porosły gaje i lasy. Jeszcze gdzieniegdzie staruszka z GórnegoŚląska pochyla głowę nad wyblakłą chustką, którą przywiozła sobie dziewczęciem i zachowała z poszanowaniem w skrzyni, tylko niedzielami do niej zaglądając – jeszcze czasem dziadek nałoży okulary i z świętej księgi wyjmie pożółkły list, ostatni list z domu od ojca, brata, czy krewnych, gdzieś z przed czterdziestu lat. Najbiższe pokolenie zatrzymuje tradycje dość żywo, udalszych rozlewa się ona w baśń i podanie. Już tam rzadko wie które wnuczę, z jakiej okolicy przodek pochodził. Polska staje się dlań takim samym egzotycznym krajem, jakim dla dalekich bratańców u Odry i Warty jest Brazylja.

15) Ks. Zygmunt Chełmicki, W Brazylji, Warszawa 1892, t II, str. 160.

-195-
Ojczyzna w niewoli na wychodźcę patrzała z początku bezradnie. Społeczeństwo pozwoliło rozrosnąć się tzw. „bagnu imigracyjnemu” w którem żerowały czynniki pokątne, kierując ruchem wedle „widzimisie” ciemnych interesów. Panowało przekonanie, że wywóz ludzki stanowi dla kraju czystą stratę. Zagadnienie wychodźtwa stało się piekącem w latach 80-tych ubiegłego wieku, gdy coraz większe fale poczęły iciekać za granicę i za morze. Wyrobienie poglądu na nowe zjawisko i wypracowanie programu społecznego w tej dziedzinie, wzięły na siebie miasta, które zażywały względnej swobody – Lwów i Kraków. Ducha ówczesnych działaczy oddało najlepiej bezimienne zawołanie, wpisane do księgi pamiątkowej pawilonu polsko-amerykańskiego na wystawie lwowskiej w 1893r.: „Przyślijcie nam Kościuszkę”. 
            W rok oźniej powstało we Lwowie Towarzystwo Handlowo-Geograficzne, poświęcone sprawom wychodźtwa. Interesowało się wszystkimi terenami emigracyjnymi, główną jednak uwagę poświęciło Brazylji, w szczególności Paranie, nazywając ją „Nową Polską”. Wykolatało u władz austriackich otwarcie konsulatu w Kurytybie, który uchodził za polską placówkę. Powołało do życia osobne Towarzystwo Kolonizacyjno-Handlowe, celem „nabywania lub dzierżawienia ziemi w południowej Brazylji, a głównie w stanie Parana, parcelowania jej i sprzedawania lub wydzierżawienia kolonistom”- lecz w tej dziedzinie nie miało powodzenia.
            Spadkobierca jego, Polskie Towarzystwo Emigracyjne, przeniosło się w 1908r. do Krakowa, aby stanąć u samej bramy, przez którą przelewały się corocznie dziesiątki tysięcy w drodze na Mysłowice i Bogumin. Na czele instytucji stanął Józef Okołowicz, jeden z najlepszych znawców wychodźtwa, późniejszy dyrektor Urzędu Emigracyjnego. Skrępowana Warszawa zdołała równocześnie dać wyraz zainteresowaniu ledwo przez założenie pisma „Wychodźca Polski”, a przy nim Towarzystwa opieki nad wychodźcami. Obie organizacje dążyły do opanowania fali emigracyjnej oraz położenia kresu gorączkom i agitacji.
-196-
W sprawach osadnictwa utrzymywał się pogląd, że przy poprzedniem skupieniu polaków, Parana stanowi teren najbardziej odpowiedni, jednakże nie zwano jej „Nową Polską”.
Wyzwolenie Rzplitej odwróciło dalszą kartę, znaczenie emigracji stanęło niespodziewanie w nowem świetle. W dziele odbudowy państwa wychodźtwo wzięło wybitny udział. Dało więcej niż marzył lwowianin. Przez morza i druty kolczaste przedarły się na pobojowiska ojczyste setki ochotników, tysiące ich stanęły na apel polskiej trąbki we Francji, a później w wyniszczony kraj począł toczyć się potok dolarów i milrejsów. Na miejsce Kościuszki emigracja powołała samego następcę Waszyngtona. Nigdyby Wilson nie był się tak gorąco ujął za nieznaną ziemią, gdyby się nie był nauczył cenić jej synów w codziennym trudzie. Nigdy Brazylja na arenie Ligi Narodów nie była tak wiernie stanęła przy Polsce, z trudem wznoszące znaki graniczne, gdyby polski chłop nie był jej zorał południa.
            Wykazał on przytem więcej zmysłu politycznego, niż jego przywódcy. Powołuję się na zdanie naocznego świadka, Tadeusza Chrostowskieg, przyrodnika, króry za trzechkrotnym nawrotem badał świat ptasi Parany, żył wśród osadników i skosztował ich doli i niedoli (zm.w 1923r. podczas wyprawy na zachód stanu). Człowiek oddany nauce, pozostający zdala od ugrupowań politycznych, pisze o pierwszych odgłosach wojny w 1914r. „Żaden z kolonistów nie wątpił, że Polska powstanie. Przestali nazywać Polskę „starym krajem”, jeno mówili: „tam u nas”. Wzmogła się niesłychanie ofiarność na cele narodowe. Niestety, zawiodła inteligencja. Podzieliła się na dwa wrogie obozy: germanofilów i germanofobów, które poczęły zwalczać się nieubłaganie, nie przebierając w środkach, ale cofając się przed insynuacją, a nawet oszczerstwem Rzecz dziwna, wśród osadników nie zauważyłem tego podziału: ich zdrowy instynkt narodowy był daleko bardziej jasnowidzący, niż rzekome wyrobienie polityczne inteligencji” 16)

16) Tadeusz Chrostowski, Parana, Poznań, 1922 str. 224-225.

-197-
            W wolnej Polsce, jako wyraz samopomocy społecznej w dziedzinie wychodźtwa, zawiązało się w Warszawie zaraz popierwszym roku niepodległości, Nowe Polskie Towarzystwa Emigracyjne – na miejsce karakowskiego – które rozpędziła zawierucha wojny. Jednakże możliwości wykorzystania osadnictwa do stosumków handlowych pozostału zgoła nienaruszone. Osadnik orze pługiem czeskim, sieje nawozy niemieckie, buduje na cemencie szwedzkim, oszczędności składa w bankach, jeśli nie brazylijskich, to francuskich, a odzienia dostarczają mu syryjczycy. Z Polski pojawiło się na rynku zaledwo kilka partji narzędzi rolniczych i garść nasion warzywnych. Odwrotnie, kolonista cierpi na brak zbytu tytoniu, miodu i pomarańczy, których nabytek dostaje się trzodzie chlewnej. Organami wykonawczymi państwa w zakresie opieki nad wychodźtwem osadniczem są ministerstwa: Spraw Zagranicznych, oraz Pracy i Opieki Społecznej, z których ostatnie działa przez Urząd Emigracyjny. Na obszarach osadnictwa południowo-amerykańskiego znajdują się obecnie następujące przedstawicielstwa Rzplitej: w Brazylji:
            Rio de Janeiro – Poselstwo dla Brazylji i północnych państw kontynentu, a przy niem konsulat dla Brazylji pólnocnej i środkowej.
S.Paulo – Konsulat dla stanu S.Paulo i Minas Geraes.
Kurytyba – Konsulat dla stanów Parana, Św.Katarzyny i Rio Grande(1920) i  Mato Grosso. W Rio Grande posiadało własną agencję konsularną, zależną od konsulatu w Kurytybie.
W Urugwaju.
Montevideo – Konsulat honorowy, zwisły od poselstwa w Argentynie.
W Argentynie
Buenos Aires – Poselstwo dla Argentyny, Urugwaju, Paragwaju i Chile, a przy niem Konsulat dla Argentyny
            Gdy poseltwo i konsulaty pojawiły się w 1920r. nigdzie zapewne, w żadnym zakątku świata nie znalazły radośniejszego przyjęcia. Wybuch bezgranicznej radości spowodował wyłom w zimnych ceremoniałach. Władze powiatowe, stanowe i konsularne obcych państw, pierwsi spieszyli na powitanie przedstawiciele odrodzonej Polski. Po miastach i zapadłych kątach tłumy w modlitewnym skupieniu pod lasem sztandarów przeżywały wielkie chwile Warszawy z dni 10 i 11 listopada 1918r. Zwiedziłem wówczas z urzędu szereg osad w Paranie i Rio Grande i przechowałem w pamięci taki obraz:

-198-
Polacy w obcej ziemi. Kolonje lubelsko-siedleckie, które stracone po dalekich puszczach, liczyły dopiero pierwszy dziesiątek lat istnienia, czekały na konsulat jak na wybawcę. Nie uczepiły się jeszcze gleby. Zaledwo parę ośrodków bliższych kolei:Iraty i Vera Guarany, oraz część erechimskiego, zdążyło się jako tako zagospodarować, zato Cruz Machado, szczególnie górne, przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy. Brak było szkółek i towarzystw, wszędzie znać było bezradność i opuszczenie.. Radość powitania mieszała się ze łzami. Do pierwszych słów należało wszędzie pytanie: ”Kiedy nadejdą pierwsze okręty i zabiorą nas do Ojczyzny?” W rio Grande krążyły nawet arkusze ze spisem ochotników do powrotu, zbierano składki. W parańskiej kolonji Senador Correia wielu gospodarzy opuszczało się z pracą na roli, oczekując statków o krórych krążyły przeróżne podania. Zewsząd wołano: „Zabierzcie nas do kraju, nie myślimy tu pozostać!”. Gdyby Polska zechciała była żywiołem tym zaludnić Polesie, zerwałoby się kilka tysięcy rodzin i churmem pobiegło w bagniska.
Polacy w nowej ziemi. Osady z napływu królewskiego po 30 latach od założenia wysłały swoich wysłańców radośnie i na przyjęcie otwarły stodoły i spichlerze, jak gospodarz, który się dorobił i pragnie pochwalić. Po pokazie dobytku przedstawiły obszerne budynki szkolne, polskie kościoły, stan towarzystw, a potem osadnicy usiedli wspólnie za stół, do wspólnej narady, aby się zastanowić jak wykorzystwać zmienione warunki do celów oświatowych. Rzadko kto,  myślał o wyjeździe do kraju. Chyba ten i ów zbierał z ostrożna informacje o tamtejszych stosunkach ekonomicznych, aby wyrobić sobie zdanie, czy warto pojechać, albo nie.
            Polacy w swojej ziemi. Pod Kurytybą na czoło wysuwały się siwe głowy z zapytaniem czy ich wieś rodzinna, śląska lub pomorska, należy już do Polski – czy się przypadkiem nie słyszało o rodzinie takiego a takiego nazwiska, bo kontalkt listowy dawno został przerwany.
-199-
Szkoda, że w tej sporej garści opolan, nie można było użyć do plebiscytu. Poszedł od nich tylko telegram do Rio, Paryża itd. Tło dla ostatnich mochikanów stanowił mur chłopstwaz banderami, odświętny, milczący, wyczekujący. To synowie – brazyljanie z urodzenia i obywatelstwa, ludzie w sile wieku. Opieki prawnej ze strony ojczyzny przodków potrzebują, posiadają miejscowe władze i urzędy. Przybyli, aby złożyć życzenia i cieszyć się ze szczęścia, jakie dalekiego brata spotkało. Jeśliby ich piastowe postacie przenieść gdzieś w łęgi nadwiślańskie, nikt by nie rzekł, iż ta rodzina krew ich pochodzi aż z półkuli południowej. Gdfyby przyszło do słów, mniej było mowy o Polsce, rzecz wiodła się głównie wokół tego, co na miejscu było i będzie. A pobok szeregiem czekały dzieci szkolne, włosów na zamorskich gości, przed któremi na scenie amatorskiej, ubrane w zielono-żólte i czerwono-białe kolory, pragnęły złożyć świadectwo, że wnuki i prawnuki, rdzenni brazyljanie, za język ojczysty mają polską mowę.

-200-
Zakończenie – Siewca.
            Osadnik pozostanie za morzem na zawsze, niema mowy, aby masowo wrócił do Polski. Wznosi przyszłą Brazylję, Amerykę, Nowy Świat. Od dnia, w którym ślązaczka w Pilarzinho wypiekła pierwszy chleb z własnego plonu – cudo, przedtem w tych stronach tego nie oglądano – aż do ostatniego uderzenia siekiery gdzieś w mateczniku, losy ziemi południowego krzyża, związały się z polskim ramieniem. Przybywa jej za każdą skibą, z każdą zagrodą, ubywa ogromnej pustki. Żeglarze odkryli brzegi, konkwistatorzy podbili indjan, lecz kraj otwiera dopiero pionier. Dano mu przydomek siewcy.
W Kurytybie, na placu kolejowym, obok budynku Kongresu stanowego, zwraca uwagę przybywających pomnik z postacią siejącego chłopa i napisem:

1822-1922
BRAZYLJI
KU UPAMIĘTNIENIU
PIERWSZEGO STULECIA
NIEPODLEGŁOŚCI
KOLONJA POLSKA
Krzepkiej postawy Siewca, o rysach oblicza wybitnie słowiańskich, stanął wysiłkiem zrzeszonych organizacji jako godło pracy polskiej w Brazylji, oraz wysiłków pierwszego, pionierskiego pięćdziesięciolecia. Twórcą dzieła jest rzźbiarz polsko-brazylijski Jan Żak (Zaco do Parana), syn kolonisty, urodzony w Polsce, wychowany w Brazylji, wykształcony na koszt rządu parańskiego w Paryżu.
            Bezimienny oraczu, żywicielu świata, trzeba ci było przepłynąć morza, abyś dopiero na wyrębiskach dziewiczej puszczy doczekał się uznania i dostał na piedestał, zarezerwowany dla wybrańców sławy.
            Przez pierwsze pół wieku osadnik zajmował coraz to nowe przestrzenie, orał, siał. Położył podwaliny pod dziedzictwo i ojczyznę dla dzieci. Założyciel był dobrym ojcem. Zapewnił następnym pokolenio przyszłość. Konopnicka poświęciła im kiedyś piosnkę:
„Choć, na obcym my wyraju, zrodzone pisklęta…”
Pelną tęsknoty za daleką polską. Żałośnie brzmi ich prośba: „Nie płaczcie wy ojce, matki za morze…” Jest to śpiew sierot, na stracenie gdzieś w cudzym świecie. Dawno już przebrzmiał. Odziedziczona po pionierach spuścizna, to nie wyraj, ani obczyzna. Chciałoby się poetkę poprawić i zawołać: „Polska mowa – nasza mowa i w nowej krainie!”
            Pionier, zjawiając się zastał lud nawpół leśny. Podźwignął go i z szałasów wywiódł do murowanych miast. Sam pozostał przy ziemi, przerębując knieje, rzucając w nie ziarno. Był siewcą. Zebranie plonów zostawił potomkom.
             W jednej formie – kiedyś przy żniwach - odwdzięczą mu się dzieje za to, że uroczyska indyjskie poorał i posiał, ścieżkę konkwistatorów umościł, zaporoże hioszpańsko-portugalskie zasiedlił!
Koniec.

Santos 1928r.

Źródła.
      1) Archiwum Konsulatu Rzplitej w Kurytybie
      2) Archiwum b.Agencji kons. W Boa Vista do Erechim
      3) Saporski Edmund Sebastjan Woś – Notaki o imigracji polskiej w Paranie (rękopis)
      4) Ammon W. Chronica de S.Bento, Joinville, 1923
      5) Correia, M.F.Ferreira – Notice abaut the State Parana, Kurytyba 1893
           (wydane z polecenia rządu na Wystawę kolumbijską w Chicago)
6)      Ten sam – O Estado do Parana – Kurytyba, 1920
7)      Imigração em São Paulo, São Paulo, 1915
8)      Sebastião Paraná – Choreografia do Paranã, Kurytyba, 1899
9)      Relatórios (sprawozdania) z róznych lat:
      Serviço do Povoamento – wyciągi z korespondencji i sprawozdań Ministerstwa w
     Rio, Inspectoria do Serviço de Povoamento no estado do Paraná. Rządów
     stanowych: Parany, Św. Katarzyny i Rio Grande
10. Vogt Federico P. La colonizacion polaca en Missiones, Buenos Aires, 1922
11) Zasady kierownicze śłużby zaludnienia kraju, Rio de Janeiro, 1907 (wydana w
       języku polskim prze Ministerstwo Rolnictwa).
12) Zasady obowiązujące przy kolonizacji stanu Parana, Kurytyba, 1907 (wydane w
      języku polskim przez rząd Parana.

Polska literatura przedmiotu:

Chełmicki Zygmunt Ks. – W Brazylji, tom 1-2, Warszawa, 1892
Ten sam – O Paranie, Warszawa, 1895
Chrostowski Tadeusz – Parana, Poznań, 1922
Dmowski Roman – Wychodźca i osadnictwo, Lwów, 1900
Dygasiński Adolf – Listy z Brazylji, Warszawa, 1891
Ten sam – Na złamanie karku (powieść), Warszawa, 1926
Hempel Antoni – Polacy w Brazylji, Lwów, 1893
Klobukowski Stanisław dr. – Wycieczka do Parany, Lwów, 1909
Konopnicka Marja – Pan Balcer w Brazylji
Kurcjusz Aleksy – Brazylja, tom 1-2
Kurowski Aleksander – Przewodnik dla wychodźców do Brazylji, 1924
Migasiński Emil L. – Polacy w Paranie współczesnej, Warszawa, 1923
Okołowicz józef – Wychodźtwo i osadnictwo polskie przed wojną światową, Warszawa, 1920
Siemiradzki Józef dr. – Opis stanu Parana w Brazylji, Lwów, 1896
Ten sam – Podróż do Brazylji, tom 1-2, Warszawa, 1900
Ten sam – Szlakiem wychodźców, wspomnienia z podróży po brazylji, Warszawa, 1910
Pankiewicz Michał – Z Parany i o Paranie, Warszawa, 1916
Warchałowski Kazimierz – Do Parany, Kraków, 1903
Włodek Józef dr. – Argentyna i emigracja, Warszawa, 1923
Ten sam – Widoki emigracji do Argentyny, Warszawa, 1923
Włodek Ludwik – Polskie kolonje rolnicze w Paranie, Warszawa, 1908 i 2-gie wydanie, tamże, 1911
Ten sam – Polacy w Paranie, Warszawa, 1911
Wydawnictwa:
1)      Polskie Towarzystwo Handlowo-Geograficznego we Lwowie,
2)      Towarzystwo Kolonizacyjno-handlowe we Lwowie
3)      Towarzystwo Opieki nad Wychodźcami w Warszawie
4)      Polskie Towarzystwo Emigracyjne w Krakowie
5)      Polskie Towarzystwo Emigracyjne w Warszawie
6)      Urząd Emigracyjny w warszawie
Zdanowski Feliks B. (wydawca) – Przewodnik dla wyjeżdżających do Brazylji. Kraków, 1908. Tenże (wydawca) – Słownik portugalsko-polski.

Dopisek:

Zabytek archiwalny „Pionierze bez bandery” pochodzi z roku 1928. Nie ukazał się w druku. Milcząc oddał mi niejedną przysługę. W latach 1930-1934 miałem go za przewodnika po ścieżkach Argentyny gdzie, co trzeci z zasiedziałych tamże rodaków wspominał, że do LaPlaty trafił drogą przez Brazylję. I nie wiem, czy bez „śpiących pionierów” byłby się rozegrał końcowy, sześcioletni dramat(1935-1941) macierzy prasy polonijnej za równikiem, „Gazety Polskiej” w Kurytybie.
            Trzymanie rękopisu w skrytce miało tę zaletę, że nie protestował przeciw okolicznościowym przyczynkom i dopełnieniom. Niech je z grubsza wyliczę:
1.              Do guarańczyków, ludu pierwotnych piniorów, wróciłem – po szkicach „Guaira, dzieje ścieżki indyjskiej” (KwartalnikEmigracyjny, Warszawa 1930) i „Wyprawa Sarabroi” (Gazeta Polska, Kurytyba 1935), ponownie w udokumentowanej obszernie pracy „Guaira, odkrycie Parany”, dwukrotnie w Ludzie, Kurytyba, 1960.
2.              Okres pionierski naszych osad – lata 1869-1875; Brusque, Pilarsinio, Abranchez, Candida - uległ przeredagowaniu w życiorysie Sebastiana Wosia Saporskiego. Pozostaje w rękopisie. Jedną kopię otrzymał dr. Edmund Saporski (wnuk), drugi odpis wręczyłem Konsulatowi (za Stanisława Kownackiego), gdzie zrobiono kilka egzempalrzy maszynopisu do użytku służbowego.
3.              Do Missiones powziąłem się obszerniej podczas, pobytu tamże (1931-1932). Praca była częściowo drukowana w Kalendarzu Kazety Polskiej, częściowo w odcinkach samej Gazety (1937). Całość rękopisu pt. „Nasi w Missiones” zabrał w swoim czasie Antoni Olcha i złożył ją w Polonii, ul.Bracka 4, Warszawa.
4.              Dszieje Gazety Polskiej i prasy współczesnej. Rękopis wręczyłem w 1968r. konsulowi Stanisławowi Kownackiemu, celem przesłania do Archiwum Akt Nowych w Warszawie, razem ze zbiorami organu.
5.              Hieronimowi Durskiemu poświęciłem życiorys, który wyszedł w Kalendarzu „Ludu”, Kurytyba, 1965 i w Kalendarzu „Caritas”, Warszawa, 1967

   Timbotuva, w marcu 1970r.              
Paweł Nikodem.

2 comentários:

  1. GOSTARIA DE SABER A ORIGEM DO SOBRENOME STEPANSKI E QUAL O BRASÃO DE FAMILIA E SEU SIGNIFICADO, SABERIA ME RESPONDER ?

    ResponderExcluir
  2. Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.

    ResponderExcluir